co moge o nas powiedzieć... jestesmy ze soba 3,5roku, z czego od wrzesnia2004 jako małżeństwo. Małżeństwo albo i nie, bo ślub mamy tylko cywilny. Kościelny miał być najpierw we wrześniu tego roku, potem termin ustaliliśmy na czerwiec 2006, dzisiaj mieliśmy jechać wpłacać zaliczkę i załatwiać na 100%, ale mąż nalegał żeby znowu przesunąć termin, ale mam wrażenie że nic dzisiaj nie załtwimy bo chyba jemu jakoś na tym nie zależy.. A jutro pewnie powie że zapomniał ( tak jak wszyscy z rodzicami włącznie). Ja szczerze to już chyba tego ślubu nie chcę, i niech gadają co chcą...
Psuć, to się chyba od zawsze psuło, z tym że nigdy nie przywiązywałam do tego wagi i przymrużałam oczy na wszystko. Nie wiem co się stało, ale zaczęło mnie nagle to wszystko kłuć. To że nie mam zdania, że moje się nie liczy. Wszystkie decyzje finansowe są już podjęte, ja się (dzięki Bogu chociaż tyle) o nich tylko dowiaduję. Może to dlatego, że mąż zarabia dużo więcej ode mnie, to ja się nie liczę? On wie co za ile i gdzie kupić, kiedy bierzemy kredyt i ile miesięcznie mamy spłacac, już nawet zaplanował co kupimy za pieniądze z wesela... Zaplanowane że jak skończe studia bedziemy mieszkac na ranczo u ojca. Mielismy robic po wakacjach remont, ale calą linie pożyczył połowę ojcu na części do maszyn rolniczych, a połowie mamie na kupno nowego samochodu, więc remont też się przesciągnie daleko daleko...
Nie potrafię mu zapomnieć jak w zimie tego roku po operacji kolana miałam 6 tygodni gips, a mamy dużego psa, z sypialni na piętrze musiałam niejednokrotnie schodzić, wychodzić z psem na dwór na siusiu, bo on oznajmił, że to mój pies. Nie bede wspominać że na dworze było pełno śniegu, a noga mnie bolała jak cholera. To jeszcze nic, śniadania do pracy też mu robiłam bo się zaraż złościł.. a chyba powinnam była leżeć..
Jak go czasami proszę aby coś zrobił w domu, to mówi albo że to nie jego dom i nic tu nie będzie robił, albo żebym znalazła sobie mechanika... A ja musze chodzić jak zegareczek, wszystko ma byc czyste, poskładane itd...
A najbardziej irytujące jest to że mogę go prosić godzinami o coś i słyszę \"no już, no zaraz ...\" itd. Ale jak on coś chce, to baczność 2 sekundy i mam być gotowa.
Ale się rozpisałam... troche dużo a to tylko wierzchołek góry lodowej, która ciągle rośnie..
a dzieci nie mamy, i nie chcę mnieć, bo nie chcę pomimo że mam męża zostać ze wszystkim sama...