jako taka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez jako taka
-
witam wszystkich :) margo :):) buber :):) całus :) love1966:):) cicha :):):) jak miło was widzieć :) a ja już myślałam że ten topik nie istnieje :)
-
Strasznie mi było ciężko samej sobie radzić ze swoimi kłopotami .... z takimi kłopotami kiedy chyba przychodzi czas żeby podjąć życiowe decyzje i rozwiązać dylematy. A dylematy to zawsze jest wybór mniejszego zła..... bo jakby nie patrzeć to zawsze jest zło. Jakoś się pozbierałam i chyba jestem silniejsza przez te wszystkie doświadczenia. Bo mówią że jak coś Cię nie złamie to Cię wzmocni...... i tak chyba jest naprawde. Ciesze się że nagle okazało się że wokół mnie jest tyle przyjaciół..... i myślałam o Tobie Kasiu i o Tobie Sebastianie i o Tobie Jagódko i o Tobie Aniu i o Tobie Jarku i o Tobie Tomku. Tęsknie za Wami strasznie. Tylko ja wiem jak bardzo. Danusia
-
Tego wszystkiego mi właśnie brakowało i brakuje. Bycia szanowaną,rozumianą, poczucia że nie lekceważy się moich potrzeb, że pomoże się mi realizować jako człowiekowi i kobiecie. Że nie będzie się robiło z mojego życia więzienia. Teraz wiem że można być szczęśliwym, że ja sama potrafie taka być. Że nie jestem doniczego, że nie jestem bylejaka, że MM nie zrobił mi łaski że się ze mną ożenił. Teraz tak naprawde jestem w stanie cieszyć się z tego że jestem sama ale wolna..... emocjonalnie już się od niego uwolniłam. Nie mam w sobie poczucia żalu że nie ma obok mnie mężczyzny który chciałby żebym była szczęśliwa, żeby mi było w życiu dobrze..... dla mnie teraz szczęściem jest sam fakt że nie pozwole MM zrobić z siebie worka treningowego... którym emocjonalnie byłam przez tyle lat. Teraz przypomniało mi się jak chodziłam w ciązy z Bartoszkiem i byłam w 9miesiącu już kiedy MM chciał pojechac na wycieczke do Budapesztu i Pragi organizowaną z jego pracy.To był koniec czerwca abo początek lipca.... Bartuś urodził się 27 lipca. Powiedział do mnie wtedy oczami zatroskanego męża \"Pojedziesz ze mną kochanie? Czy się raczej boisz już gdzieś wyjeżdżać bo termin blisko? Wiesz, bardzo chciałbym pojechać... ale może zrezygnuje i zostane z Tobą\" Teraz wiem co te słowa znaczyły...... a wtedy poczułam się wogóle winna że byla w ciąży i to stoi mu na przeszkodzie żeby gdzieś pojechać. Powiedziałam \"jedź kochanie, widze, że bardzo chcesz. Ja sobie poradze te kilka dni bez Ciebie, przecież jestem dorosła\". Albo po jakimś czasie mówił co zresztą zawsze powtarzał: \"i tak bym się z Tobą ożenił, nawet jakbym Cię nie kochał bo tak dobrze gotujesz\" Teraz wiem dlaczego tak mi dobrze jak jestem sama, jak mi dobrze jak mam świadomość że mam tylu przyjaciół o których MM nie wie. Chowam ich przed nim jakbym bała się że mi ich zabierze...... bo oni są tylko moi. Przy nich czuje się szanowana i nie lekceważona, ważna i nie bylejaka... lubią mnie taką jaka jestem i mogą się ze mną nie zgadzać w poglądach na niektóre sprawy ale mnie szanują. Tak samo jak ja ich szanuje. Dobrze mi przy nich zwyczajnie. Dlatego uśmiecham się na te wszystkie maile... a miałam wyrzuty sumienia że uśmiecham się do maili a nie do MM. Że uśmiecham się do smsów od znajomych a nie do MM (i tak do mnie nie pisze)..... zresztą mi to zarzucił nie raz. I ja naprawde czułam się winna!! Jak tak pomyśle nad tym wszystkim teraz...... to chodzi mi po głowie jedna myśl do MM \"jak mogłeś mi to robić przez tyle lat i mówić jeszcze że mnie kochasz?\". Jakos nie moge jej od siebie odpędzić. Boje się o dzieci... o Bartoszka, bo widze jak bardzo przeżywa tą całą sytuacje w domu. Widzi że z MM praktycznie nie rozmawiam, był świadkiem tej awantury jak wrócił z Niemiec. Jest świadkiem jak MM się do mnie odzywa i jak ja to przeżywałam... jest świadkiem tego że wiele chce przed nim ukryć. Ale najważniejsze to że MM zaczyna tak samo manipulować dziećmi jak mną manipulował przez ten czas...... ja to widze i słysze. Widze jak Bartosz jest wpędzany w poczucie winy bo tatuś ciężko pracuje a on coś tam od taty chce. To wszystko co teraz Wam napisąłam to jest efektem wielu rozmów z Teresa moją siostrą i mamą, efektem tego że zwyczajnie między mną a MM na tyle to wszystko się rozsypało że nawet jeśli będziemy razem to będziemy żyli osobno bo jako małżeństwo nie istniejemy.
-
Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\" \"co... masz znowu zachcianki?\",albo..... \"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło.
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \"kochanie to ktoś do Ciebie\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \\\"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\\\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \\\"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\\\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \\\"kochanie to ktoś do Ciebie\\\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........ Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \\\"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\\\" \\\"co... masz znowu zachcianki?\\\",albo..... \\\"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\\\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \\\"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\\\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło.
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \\\"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\\\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \\\"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\\\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \\\"kochanie to ktoś do Ciebie\\\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \\\"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\\\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \\\"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\\\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \\\"kochanie to ktoś do Ciebie\\\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........ Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \\\"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\\\" \\\"co... masz znowu zachcianki?\\\",albo..... \\\"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\\\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \\\"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\\\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło.
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \"kochanie to ktoś do Ciebie\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........ Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\" \"co... masz znowu zachcianki?\",albo..... \"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło. Tego wszystkiego mi właśnie brakowało i brakuje. Bycia szanowaną,rozumianą, poczucia że nie lekceważy się moich potrzeb, że pomoże się mi realizować jako człowiekowi i kobiecie. Że nie będzie się robiło z mojego życia więzienia. Teraz wiem że można być szczęśliwym, że ja sama potrafie taka być. Że nie jestem doniczego, że nie jestem bylejaka, że MM nie zrobił mi łaski że się ze mną ożenił. Teraz tak naprawde jestem w stanie cieszyć się z tego że jestem sama ale wolna..... emocjonalnie już się od niego uwolniłam. Nie mam w sobie poczucia żalu że nie ma obok mnie mężczyzny który chciałby żebym była szczęśliwa, żeby mi było w życiu dobrze..... dla mnie teraz szczęściem jest sam fakt że nie pozwole MM zrobić z siebie worka treningowego... którym emocjonalnie byłam przez tyle lat. Teraz przypomniało mi się jak chodziłam w ciązy z Bartoszkiem i byłam w 9miesiącu już kiedy MM chciał pojechac na wycieczke do Budapesztu i Pragi organizowaną z jego pracy.To był koniec czerwca abo początek lipca.... Bartuś urodził się 27 lipca. Powiedział do mnie wtedy oczami zatroskanego męża \"Pojedziesz ze mną kochanie? Czy się raczej boisz już gdzieś wyjeżdżać bo termin blisko? Wiesz, bardzo chciałbym pojechać... ale może zrezygnuje i zostane z Tobą\" Teraz wiem co te słowa znaczyły...... a wtedy poczułam się wogóle winna że byla w ciąży i to stoi mu na przeszkodzie żeby gdzieś pojechać. Powiedziałam \"jedź kochanie, widze, że bardzo chcesz. Ja sobie poradze te kilka dni bez Ciebie, przecież jestem dorosła\". Albo po jakimś czasie mówił co zresztą zawsze powtarzał: \"i tak bym się z Tobą ożenił, nawet jakbym Cię nie kochał bo tak dobrze gotujesz\" Teraz wiem dlaczego tak mi dobrze jak jestem sama, jak mi dobrze jak mam świadomość że mam tylu przyjaciół o których MM nie wie. Chowam ich przed nim jakbym bała się że mi ich zabierze...... bo oni są tylko moi. Przy nich czuje się szanowana i nie lekceważona, ważna i nie bylejaka... lubią mnie taką jaka jestem i mogą się ze mną nie zgadzać w poglądach na niektóre sprawy ale mnie szanują. Tak samo jak ja ich szanuje. Dobrze mi przy nich zwyczajnie. Dlatego uśmiecham się na te wszystkie maile... a miałam wyrzuty sumienia że uśmiecham się do maili a nie do MM. Że uśmiecham się do smsów od znajomych a nie do MM (i tak do mnie nie pisze)..... zresztą mi to zarzucił nie raz. I ja naprawde czułam się winna!! Jak tak pomyśle nad tym wszystkim teraz...... to chodzi mi po głowie jedna myśl do MM \"jak mogłeś mi to robić przez tyle lat i mówić jeszcze że mnie kochasz?\". Jakos nie moge jej od siebie odpędzić. Boje się o dzieci... o Bartoszka, bo widze jak bardzo przeżywa tą całą sytuacje w domu. Widzi że z MM praktycznie nie rozmawiam, był świadkiem tej awantury jak wrócił z Niemiec. Jest świadkiem jak MM się do mnie odzywa i jak ja to przeżywałam... jest świadkiem tego że wiele chce przed nim ukryć. Ale najważniejsze to że MM zaczyna tak samo manipulować dziećmi jak mną manipulował przez ten czas...... ja to widze i słysze. Widze jak Bartosz jest wpędzany w poczucie winy bo tatuś ciężko pracuje a on coś tam od taty chce. To wszystko co teraz Wam napisąłam to jest efektem wielu rozmów z Teresa moją siostrą i mamą, efektem tego że zwyczajnie między mną a MM na tyle to wszystko się rozsypało że nawet jeśli będziemy razem to będziemy żyli osobno bo jako małżeństwo nie istniejemy. Strasznie mi było ciężko samej sobie radzić ze swoimi kłopotami .... z takimi kłopotami kiedy chyba przychodzi czas żeby podjąć życiowe decyzje i rozwiązać dylematy. A dylematy to zawsze jest wybór mniejszego zła..... bo jakby nie patrzeć to zawsze jest zło. Jakoś się pozbierałam i chyba jestem silniejsza przez te wszystkie doświadczenia. Bo mówią że jak coś Cię nie złamie to Cię wzmocni...... i tak chyba jest naprawde. Ciesze się że nagle okazało się że wokół mnie jest tyle przyjaciół..... i myślałam o Tobie Kasiu i o Tobie Sebastianie i o Tobie Jagódko i o Tobie Aniu i o Tobie Jarku i o Tobie Tomku. Tęsknie za Wami strasznie. Tylko ja wiem jak bardzo. Danusia
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \"kochanie to ktoś do Ciebie\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........ Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\" \"co... masz znowu zachcianki?\",albo..... \"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło. Tego wszystkiego mi właśnie brakowało i brakuje. Bycia szanowaną,rozumianą, poczucia że nie lekceważy się moich potrzeb, że pomoże się mi realizować jako człowiekowi i kobiecie. Że nie będzie się robiło z mojego życia więzienia. Teraz wiem że można być szczęśliwym, że ja sama potrafie taka być. Że nie jestem doniczego, że nie jestem bylejaka, że MM nie zrobił mi łaski że się ze mną ożenił. Teraz tak naprawde jestem w stanie cieszyć się z tego że jestem sama ale wolna..... emocjonalnie już się od niego uwolniłam. Nie mam w sobie poczucia żalu że nie ma obok mnie mężczyzny który chciałby żebym była szczęśliwa, żeby mi było w życiu dobrze..... dla mnie teraz szczęściem jest sam fakt że nie pozwole MM zrobić z siebie worka treningowego... którym emocjonalnie byłam przez tyle lat. Teraz przypomniało mi się jak chodziłam w ciązy z Bartoszkiem i byłam w 9miesiącu już kiedy MM chciał pojechac na wycieczke do Budapesztu i Pragi organizowaną z jego pracy.To był koniec czerwca abo początek lipca.... Bartuś urodził się 27 lipca. Powiedział do mnie wtedy oczami zatroskanego męża \"Pojedziesz ze mną kochanie? Czy się raczej boisz już gdzieś wyjeżdżać bo termin blisko? Wiesz, bardzo chciałbym pojechać... ale może zrezygnuje i zostane z Tobą\" Teraz wiem co te słowa znaczyły...... a wtedy poczułam się wogóle winna że byla w ciąży i to stoi mu na przeszkodzie żeby gdzieś pojechać. Powiedziałam \"jedź kochanie, widze, że bardzo chcesz. Ja sobie poradze te kilka dni bez Ciebie, przecież jestem dorosła\". Albo po jakimś czasie mówił co zresztą zawsze powtarzał: \"i tak bym się z Tobą ożenił, nawet jakbym Cię nie kochał bo tak dobrze gotujesz\" Teraz wiem dlaczego tak mi dobrze jak jestem sama, jak mi dobrze jak mam świadomość że mam tylu przyjaciół o których MM nie wie. Chowam ich przed nim jakbym bała się że mi ich zabierze...... bo oni są tylko moi. Przy nich czuje się szanowana i nie lekceważona, ważna i nie bylejaka... lubią mnie taką jaka jestem i mogą się ze mną nie zgadzać w poglądach na niektóre sprawy ale mnie szanują. Tak samo jak ja ich szanuje. Dobrze mi przy nich zwyczajnie. Dlatego uśmiecham się na te wszystkie maile... a miałam wyrzuty sumienia że uśmiecham się do maili a nie do MM. Że uśmiecham się do smsów od znajomych a nie do MM (i tak do mnie nie pisze)..... zresztą mi to zarzucił nie raz. I ja naprawde czułam się winna!! Jak tak pomyśle nad tym wszystkim teraz...... to chodzi mi po głowie jedna myśl do MM \"jak mogłeś mi to robić przez tyle lat i mówić jeszcze że mnie kochasz?\". Jakos nie moge jej od siebie odpędzić. Boje się o dzieci... o Bartoszka, bo widze jak bardzo przeżywa tą całą sytuacje w domu. Widzi że z MM praktycznie nie rozmawiam, był świadkiem tej awantury jak wrócił z Niemiec. Jest świadkiem jak MM się do mnie odzywa i jak ja to przeżywałam... jest świadkiem tego że wiele chce przed nim ukryć. Ale najważniejsze to że MM zaczyna tak samo manipulować dziećmi jak mną manipulował przez ten czas...... ja to widze i słysze. Widze jak Bartosz jest wpędzany w poczucie winy bo tatuś ciężko pracuje a on coś tam od taty chce. To wszystko co teraz Wam napisąłam to jest efektem wielu rozmów z Teresa moją siostrą i mamą, efektem tego że zwyczajnie między mną a MM na tyle to wszystko się rozsypało że nawet jeśli będziemy razem to będziemy żyli osobno bo jako małżeństwo nie istniejemy. Strasznie mi było ciężko samej sobie radzić ze swoimi kłopotami .... z takimi kłopotami kiedy chyba przychodzi czas żeby podjąć życiowe decyzje i rozwiązać dylematy. A dylematy to zawsze jest wybór mniejszego zła..... bo jakby nie patrzeć to zawsze jest zło. Jakoś się pozbierałam i chyba jestem silniejsza przez te wszystkie doświadczenia. Bo mówią że jak coś Cię nie złamie to Cię wzmocni...... i tak chyba jest naprawde. Ciesze się że nagle okazało się że wokół mnie jest tyle przyjaciół..... i myślałam o Tobie Kasiu i o Tobie Sebastianie i o Tobie Jagódko i o Tobie Aniu i o Tobie Jarku i o Tobie Tomku. Tęsknie za Wami strasznie. Tylko ja wiem jak bardzo. Danusia
-
Witajcie moje kochane Opowiem Wam coś..... Była sobie dziewczyna i chłopak, kochali się i spędzali ze sobą dużo czasu. Chodzili ze sobą. Jednak ten chłopak mówił do tej swojej ukochanej takie słowa: \"wiesz, Ty nawet nie jesteś taka ładna, jesteś taką przeciętną osóbką i Ci moi koledzy to się nawet czasem ze mnie śmieją że się z Tobą spotykam,bo mówią że stać mnie na piękniejszą dziewczyne od Ciebie ale ja Cię tak strasznie kocham że świata poza Tobą nie wiedze, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo Cie kocham\" Ta dziewczyna cieszy się w pierwszej chwili z tego wyznania i tak naprawde nie słyszy już tych pierwszych słów które ten jej ukochany do niej powiedział ale słyszy to że ją bardzo kocha... bo to powiedział zaraz po tym. Żyje w przekonaniu że ten człowiek tak bardzo wiele dla niej robi, że tyle wyrzeczeń musi zrobić żeby z nią być... to świadczy o tym że naprawde ją bardzo kocha. Pomimo że ona naprawde nie jest przecież taka piękna...... ot taka sobie, zwyczajna. Owszem to że jest pracowita to ważne, to że oszczędna i zaradna to też ważne... ale który mężczyzna nie chciałby mieć przy sobie pięknej kobiety. A ona nie jest piękna, może nie brzydka ale nie piękna..... a on jednak z nia jest i ja kocha. Tak sobie żyją razem, zakładają rodzine. Planują wspólne życie. Jednak ona łapie się na tym że coś jej w tym związku przeszkadza, kocha tego swojego (już) męża ale nie zawsze czuje się dobrze. Niby nie ma powodów do narzekań ale..... nie potrafi tego nazwać. Jej mąż do niej często mówi \"kto by cię tak bardzo kochał jak nie ja......\" i tak naprawde ona w to wierzy,że on jest losem wygranym na loterii. Niepostrzeżenie traci przyjaciół, tak naprawde sama z nich rezygnuje bo jej mąż za nimi nie przepada, a jak już w końcu zaprosi ich do siebie to rozmowa się nie klei bo mąż siedzi nadąsany i pogniewany. Potem jak wychodzą to może nie ma do niej pretensji że ich ma... ale powie że są nie tacy całkiem fajni, albo że tak naprawde to po co oni wogóle są Ci potrzebni... Żeby tego nie słuchać to rezygnuje dla dobrego samopoczucia swojego ukochanego męża z tych znajomości..... przecież go kocha nad życie i zrobi dla niego wszystko żeby był z nią szczęśliwy..... jest jej losem wygranym na loterii. On taki wspaniały i tyle dla niej robi, ciężko pracuje i znosi tyle wyrzeczeń... ona też powinna tym samym się mu odwdzięczyć. Nie jest piękna przecież.... owszem zaradna, ale on tak naprawde mógłby mieć każdą. Dalej jednak.. czuje że mimo iż bardzo kocha swojego męża coś jej w tym związku brakuje,ciągle jest na pełnych obrotach żeby sprostać oczekiwaniom męża. Niby nie mówi jej nic złego... bo ani nie obraża jej , ani jej nigdy nie uderzył..... ale czasem czuje się przy nim zwyczajnie źle. Szuka winy w sobie bo przecież on jest taki dobry dla niej, każdy jej zazdrości takiego męża i mówi że chyba lepiej nikt nie trafił..... Stara się jak może być bardzo dobrą żona i sprawia jej przyjemność to że jej mąż jest z nią szczęśliwy... jednak ona nie zawsze może nazwać szczęściem ten stan w którym jest. Mąż chce spędzać z nią jak najwięcej czasu, zawsze odwozi ją do pracy i nawet jak chce iść do koleżanki to oferuje się że ją zawiezie i przywiezie. Każdą chwile spędza tylko z nią..... Nawet odbiera za nią jej telefony... i podaje ze słowani \"kochanie to ktoś do Ciebie\"..... a ona nawet nie ma jak wysłuchać swojej przyjaciółki która do niej zadzwoniła żeby podzielić się kłopotem bo mąż dokładnie słucha co ona mówi i zaraz widzi jego kwaśną mine że ktoś zadzwonił akurat jak on tak bardzo jej potrzebuje... Po jakimś czasie czuje że zaczyna się w tym związku dusić. Że wszystko co robi to robi po to żeby sprostać oczekiwaniom swojego męża. Nie chce go urazić bo wie jak bardzo on ją kocha ... jak wiele dla niej robi........ Ta dziewczyna w tym związku to... ja. Teraz nagle uświadomiłam sobie że właśnie tak upływało moje życie, że MM próbował mieć mnie tylko dla siebie..... posiadać mnie na własność. A ja jestem jego żoną ale nie własnością przecież. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku...... z racji tego że jest moim mężem i uzurpował sobie prawo do tego....... a przecież nie ma takiego prawa. Te wszystkie słowa które do mnie mówił..... to była próba odsunięcia mnie od innych ludzi, od znajomych i przyjaciół. Miałam być tylko dla niego samego..... a on sam też nie miał nikogo bliskiego, żadnego bliskiego kolegi czy przyjaciela z którym lubiałby spędzać czas..... ot tylko znajomych z czasów szkolnych albo kolegów z pracy z którymi prywatnie nigdy się nie spotykał. On mnie szantarzował emocjonalnie, manipulował mną...... teraz jestem już tego pewna i jak patrze na to inaczej, bardziej świadomie ...... to nagle widze tego więcej, na dobrą spawe na każdym kroku. Świadomość że tak robi..... bo to walka na słowa i uczucia, na odczucia..... daje jednocześnie możliwość bronienia się przed tym. Bo już na mnie nie działają te słowa które do mnie wypowiada..... już nie ranią, już nie czuje się winna że wogóle żyje. On mi nigdy niczego nie zabraniał ale tak popatrzył że nie cieszyłam się z tego że mam nową sukienke i wyglądam w niej ładnie... byłam nijaka. Zaraz chciał też coś dla siebie jakby w rekompensacie że ja coś sobie kupiłam...... abo jak już kupiłam to pytał \"po co Ci to... i tak nie masz gdzie w tym wyjść, no ładne ale nie ubierzesz tego na spacer z dzieći bo zbyt eleganckie\" \"co... masz znowu zachcianki?\",albo..... \"idź do Doroty ale Bartek nie ma jeszcze lekcji odrobionych\"..... albo na pytanie co tak wcześnie wrócił z pracy mówił \"jak też sie cieszę że Cię widze kochanie\"... Przykładów można by mnożyć i mnożyć..... chcę Ci tylko pokazać jaki to mechanizm tym kieruje. Wpoić tej drugiej osobie że wyszła za mąż (czy ożeniła się bo to może dotyczyć też kobiet,takie posługiwanie się manipulacją) za najwspanialszą osobe na świecie, że tak naprawde to ta osoba robi wszystko dla partnera ale on wcale tego nie docenia i zmusza go do ciągłego starania się o więcej i więcej. MM ciągle zasłaniał się zmęczeniem.....dlatego ja go wyręczałam abo zwyczajnie nie prosiłam o pomoc, z troski o niego bo go kochałam i każda kochająca osoba zadba o to żeby ta druga strona odpoczęła jeśli czuje śię zmęczona..... to logiczne. Niektórzy mogą użalać się na to że coś boli, że ciągle coś dolega..... żeby zmusić do ciągłego myślenia i skupiania się tylko i wyłącznie na nich anie na rozmowie z przyjacielem który ma kłopot i potrzebuje naszej pomocy. Taka zona zawsze zajmie się zmęczonym mężem i weźmie na siebie mase obowiązków i przeprosi przyjaciela i odmówi pomocy bo ważniejszy dla niej jest mąż którego kocha i te wszystkie obowiązki którym musi sprostać. Takim sposobem traci tych przyjaciół, bo z nimi nie przebywa... nie rozmawia, nie słucha...... a może raczej nic nie robi, bo tak naprawde nie może.... sama się ograniczając tylko do małżonka. Teraz jestem już świadoma jak to wygląda i z czym to się wiąże. MM już ze mną nie wychodzi ta manipulacja i chodzi wściekły. Bo zaczęłam go ignorować, to co mówi i czego ode mnie oczekuje..... dosunęłam się od tego mentalnie i patrze jakby mnie to nie dotyczyło. Tego wszystkiego mi właśnie brakowało i brakuje. Bycia szanowaną,rozumianą, poczucia że nie lekceważy się moich potrzeb, że pomoże się mi realizować jako człowiekowi i kobiecie. Że nie będzie się robiło z mojego życia więzienia. Teraz wiem że można być szczęśliwym, że ja sama potrafie taka być. Że nie jestem doniczego, że nie jestem bylejaka, że MM nie zrobił mi łaski że się ze mną ożenił. Teraz tak naprawde jestem w stanie cieszyć się z tego że jestem sama ale wolna..... emocjonalnie już się od niego uwolniłam. Nie mam w sobie poczucia żalu że nie ma obok mnie mężczyzny który chciałby żebym była szczęśliwa, żeby mi było w życiu dobrze..... dla mnie teraz szczęściem jest sam fakt że nie pozwole MM zrobić z siebie worka treningowego... którym emocjonalnie byłam przez tyle lat. Teraz przypomniało mi się jak chodziłam w ciązy z Bartoszkiem i byłam w 9miesiącu już kiedy MM chciał pojechac na wycieczke do Budapesztu i Pragi organizowaną z jego pracy.To był koniec czerwca abo początek lipca.... Bartuś urodził się 27 lipca. Powiedział do mnie wtedy oczami zatroskanego męża \"Pojedziesz ze mną kochanie? Czy się raczej boisz już gdzieś wyjeżdżać bo termin blisko? Wiesz, bardzo chciałbym pojechać... ale może zrezygnuje i zostane z Tobą\" Teraz wiem co te słowa znaczyły...... a wtedy poczułam się wogóle winna że byla w ciąży i to stoi mu na przeszkodzie żeby gdzieś pojechać. Powiedziałam \"jedź kochanie, widze, że bardzo chcesz. Ja sobie poradze te kilka dni bez Ciebie, przecież jestem dorosła\". Albo po jakimś czasie mówił co zresztą zawsze powtarzał: \"i tak bym się z Tobą ożenił, nawet jakbym Cię nie kochał bo tak dobrze gotujesz\" Teraz wiem dlaczego tak mi dobrze jak jestem sama, jak mi dobrze jak mam świadomość że mam tylu przyjaciół o których MM nie wie. Chowam ich przed nim jakbym bała się że mi ich zabierze...... bo oni są tylko moi. Przy nich czuje się szanowana i nie lekceważona, ważna i nie bylejaka... lubią mnie taką jaka jestem i mogą się ze mną nie zgadzać w poglądach na niektóre sprawy ale mnie szanują. Tak samo jak ja ich szanuje. Dobrze mi przy nich zwyczajnie. Dlatego uśmiecham się na te wszystkie maile... a miałam wyrzuty sumienia że uśmiecham się do maili a nie do MM. Że uśmiecham się do smsów od znajomych a nie do MM (i tak do mnie nie pisze)..... zresztą mi to zarzucił nie raz. I ja naprawde czułam się winna!! Jak tak pomyśle nad tym wszystkim teraz...... to chodzi mi po głowie jedna myśl do MM \"jak mogłeś mi to robić przez tyle lat i mówić jeszcze że mnie kochasz?\". Jakos nie moge jej od siebie odpędzić. Boje się o dzieci... o Bartoszka, bo widze jak bardzo przeżywa tą całą sytuacje w domu. Widzi że z MM praktycznie nie rozmawiam, był świadkiem tej awantury jak wrócił z Niemiec. Jest świadkiem jak MM się do mnie odzywa i jak ja to przeżywałam... jest świadkiem tego że wiele chce przed nim ukryć. Ale najważniejsze to że MM zaczyna tak samo manipulować dziećmi jak mną manipulował przez ten czas...... ja to widze i słysze. Widze jak Bartosz jest wpędzany w poczucie winy bo tatuś ciężko pracuje a on coś tam od taty chce. To wszystko co teraz Wam napisąłam to jest efektem wielu rozmów z Teresa moją siostrą i mamą, efektem tego że zwyczajnie między mną a MM na tyle to wszystko się rozsypało że nawet jeśli będziemy razem to będziemy żyli osobno bo jako małżeństwo nie istniejemy. Strasznie mi było ciężko samej sobie radzić ze swoimi kłopotami .... z takimi kłopotami kiedy chyba przychodzi czas żeby podjąć życiowe decyzje i rozwiązać dylematy. A dylematy to zawsze jest wybór mniejszego zła..... bo jakby nie patrzeć to zawsze jest zło. Jakoś się pozbierałam i chyba jestem silniejsza przez te wszystkie doświadczenia. Bo mówią że jak coś Cię nie złamie to Cię wzmocni...... i tak chyba jest naprawde. Ciesze się że nagle okazało się że wokół mnie jest tyle przyjaciół..... i myślałam o Tobie Kasiu i o Tobie Sebastianie i o Tobie Jagódko i o Tobie Aniu i o Tobie Jarku i o Tobie Tomku. Tęsknie za Wami strasznie. Tylko ja wiem jak bardzo. Danusia
-
Aniołem to ja zdanka9_____> nigdy nie byłam :):):):) bo anioły są zielone :):) jak śpiewa SDM :) pozdrawiam Was wszystkich serdecznie. Nie napisze wiele bo tak naprawde nie mam o czym ..... a może jest tego az tak dużo że chyba pisałabym i pisała :)..... chyba już troszke doszłam do siebie. Pozbierałam się i mam nadzieje że na dłużej. Buziaczki dla wszystkich którzy o mnie pamiętają :)
-
pozdrawiam wszystkich serdecznie
-
pozdrawiam wszystkich serdecznie
-
hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm........ dla wszystkich......... nie mam siły pisać, wybaczcie. pozdrawiam Danusia
-
Wiecie co..... jestem zmęczona. Potwornie zmęczona. Wystarczy jedno słowo MM a wybucham. Wczoraj łaskawie zaszczycił nas tym że wrócił do domu o 16 anie jak zawsze o 19... na moje pytanie \"co tak wcześnie?\" odpowiedział : \" ja też się ciesze że Cię widze KOCHANIE\" miałam ochote normalnie podejść i uderzyć z całej siły w twarz..... ale wyszło by na to że uderzyłam za to że wrócił wcześniej z pracy. Od tygodnia mówie że trzeba kupić Antosiowi kapcie i butki na jesień..... obudził się dziś przed południem jak trzeba było wyjść z dziećmi na spacer. Do południa się szwędał i nie wiedział co ma robić a ja już przestałam mu organizowac czas..... bo zawsze musiałam czekać aż zrobi to o co go prosze. Wymyślił że on pójdzie z dziećmi na spacer a ja mam lecieć na łeb na szyje do miasta (mieszkamy na drugim końcu miasta i żeby dojść do centrum to jest dobre 3km) żeby kupić te butki...... a za chwile jeszcze miał lepszy pomysł... że dzieci ubrane poczekają w domu a on szybko pojedzie po te kapcie dla Antosia..... I nieważne że Antoś śpiący, że Ola już się cieszy że wyjdzie po raz pierwszy od tygodnia na spacer, że Bartek już jest tak zrezygnowany bo nie jest tak naprawde pewny tego co tata wymyśli, czy wyjdzie na ten spacer czy nie. Oczywiście to wszystko jest teraz moja wina bo ja sie uparłam że nie pójde do tego miasta, bo jestem w trakcie robienia obiadu i cały dom musze posprzątać, zrobić pranie i prasowanie... przecież on tego za mnie nie zrobi. Już nie wiem czy to mi odbija czy jemu. Cokolwiek bym nie zrobiła to będzie źle, jeśli ustąpie to będzie spokojny że wszystko jest jak dawniej, cichutka Danusia co to robi wszystko żeby MM było wygodnie a jeśli się upre jak teraz to wyszło na to że to ja nie chcę kupić tych kapci synkowi..... bo przecież on chce ale nie ma jak tego zrobić. Nie wiem ..... ale musze wyjechać z tego domu na choćby chwile bo zwariuje. Pewnie to niewiele pomoże ale może troche się uspokoje, może poukładam w głowie. Nie wiem jeszcze gdzie ale czuje że musze to zrobić. Zostawić go na tydzień w domu z dziećmi, z Olą i Antosiem i Bartkiem co musi iść do szkoły każdego dnia. Tylko wiecie co....... czuje że po powrocie będzie tak nieszczęśliwy że całą wine za to swoje nieszczęście zwali znowu na mnie. Że to ja go zostawiłam z dziećmi w domu. harry poter_________> nawet nie wiesz jak bardzo Ci zazdroszcze, ale Ty mogłeś tak poprostu wyjść z domu i trzasnąć drzwiami, ja już nie moge bo tam zostawiłabym dzieci. Pozdrawiam Danusia
-
cicha______> :):)
-
Aspiryna________> potwierdzam :):):):):) i to wielki postęp w pisaniu a nie taki malutki :):) ......
-
Aspiryna________> potwierdzam :):):):):) i to wielki postęp w pisaniu a nie taki malutki :):) ......
-
Emmi_____> wiesz, zawsze jak czytam Twoje posty to przekonuje się jak bardzo bogatą masz dusze..... te wszystkie opisy... :):):) jesteś w tym niedościgniona, naprawde. Jak tak pomyśle o Tobie i Twoich kłopotach takich codziennych to zastanawiam sie jak ja bym sobie poradziła, jak wytrzymała, czy byłabym taka sumienna i wytrwała jak Ty.... może...... sama nie wiem. Ja myśle że nie jestem wytrwała bo ciągle narzekam, mówie że nie wytrzymam, że nie dam rady ale jakoś każdego dnia wstaje i dalej żyje swoim życiem...... czuje tylko jak bardzo mnie ono zmienia..... ja sądze że na gorsze. Gdybym miała możliwość życzyć Ci jednej rzeczy, nie wiedziałabym co takiego pomogłoby Ci osiągnąć szczęście. Uroda jest niebezpieczna, mądrość trzeba zdobyć, w miłości trzeba wybrać samemu ale w końcu musze stwierdzić że najlepszym darem ze wszystkich możliwych jest odwaga. Tylko czy ja Tobie musze tego życzyć?... Ty jesteś odważna. Aspiryna______> to samo myśle o Tobie ..... z Twoimi kłopotami i moim charakterkiem co to w gorącej wodzie jest kąpany to ja bym nie miała tyle cierpliwości co Ty masz dla swoich mężczyzn..... tego małego i tego dużego. Podziwiam Cię że jeszcze jesteś w tym wszystkim taka jaka jesteś. Spokojna i opanowana. margo_____> wiesz, jak przeczytałam to co napisałaś o swojej złości to zazdroszcze Ci że potrafisz tak ją z siebie wyrzucić, że potrafisz nam tu o niej tak napisać, że ma się wrażenie jakby się stało obok Ciebie i słuchało tego jaka jesteś zła :)..... ja przepraszam za ten uśmiech...... ale tylko wśród przyjaciół pokazuje się takie uczucia jak Twoje i to w taki sposób w jaki Ty to pokazujesz. cicha_______> Ty coś nam tu naprawde za cicha jesteś... ach..... ale dobrze że choć zaglądasz :):):) Goda______> co tu dużo mówić..... i tak nie napisałam wszystkiego. Nie da się zwyczajnie....... ale jeszcze napisze, obiecuje. I wcale się nie zawstydzaj tym co mówi Aspiryna__> ona ma racje, Ty jesteś mądrą osobą, ale to prawda że z mądrością nikt się nie urodził jej się nabiera wraz z doświadczeniami i najgorsze że przeważnie z tymi przykrymi. buber______> Ty wielojęzyczny chłopak jesteś ;)) przyjaciel______> hmmmmmm...... nie powiem że gratuluje bo widze że raczej te gratulacje Cię przygnębiają. No cóż..... chyba to dobrze że Twoje życie troche się zmieni wraz z przyjściem na świat maleństwa. Jak czekałam aż się urodzi moje trzecie dziecko to ktoś mi powiedział... \"nie płacz, każde dziecko to błogosławieństwo\"....... i wiesz, miał racje choć wtedy tego nie rozumiałam. pozdrawiam Danusia
-
Przepraszam że nie ukocham wszystkich ale wiecie co...... wszystkie Was zwyczajnie uwielbiam ..ach...... Jutro napisze więcej...... Poodpisuje....... obiecuje....... margo_________> :) Pozdrawiam Danusia
-
dla Ciebie Goda.....takie największe