InLove
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
O, nowe twarze :) Witajcie! Może teraz Łysa trochę ruszy ;) Kamileczka - niby tak, niby to ciągle nie jest tak dużo (na pewno wróci w październiku, nie może w końcu aż tak zawalać uczelni), no ale z tym odliczaniem mi się posypało... A to mi dodawało sił, patrzyłam, ile wytrzymałam i mówiłam sobie, że już coraz mniej i że dam radę... No, wiem, i tak dam radę, nie ma wyjścia. Tylko znów nie wiem, na czym stoję. Najgorsze, że nie mam z nim kontaktu. Bo jak już pisałam, to stosunkowo świeża znajomość, chyba nam obojgu na niej zależy, ale nie przyznajemy się ;) Taki początkowy etap flirtu, więc umówiliśmy się na spotkanie i telefon dopiero po jego powrocie... Zresztą, nawet nie wiem, czy ma roaming, chyba nie. Fakt, jest więcej czasu na brzuszki i pupki ;) Ale muszę przyznać, że też się trochę zaniedbałam... Dietka jest cały czas i nawet chudnę (już 3 kilo), ale na ćwiczonka nie mam siły... No, dobra, dziś się biorę za siebie. Serdeczności dla wszystkich Czarownic
-
Kamileczka, czemu??? No, daj spokój, słońce świeci, na Łysej są Czarodziejki (wprawdzie niedużo, ale są)... Nie smutaj się :) Ja się nie smutam, ale trochę się stresuję... Tylko 4 dni, a ja nie wiem, co będzie dalej. Jak te 4 dni miną i dalej nic, to będę musiała wymyślić jakąś nową stopkę ;)
-
No, to się AnGel doczekałaś odzewu :) Super. Nie było się czym zamartwiać. A z egzaminem będzie ok, zobaczysz. Ja też się jakiś czas temu martwiłam, próbowałam się uczyć, ale nie wychodziło - no właśnie, bo też zamiast o książkach myślałam o moim kochaniu... Ale jakoś poszło i z głowy. Trzymam kciuki. Ja się faktycznie odchudzam, nawet nie mam z tym dużego problemu, chociaż w 5 dni wielkich efektów już nie uzyskam... No, ale chodzi tak naprawdę przede wszystkim o samopoczucie, w dodatku dziś zmieściłam się w ulubioną spódniczkę - już mam mu się w czym pokazać :P Jeju, jak ja strasznie tęsknię!!!
-
Odchudzam się dzielnie, czekam coraz bardziej nerwowo... ;) Ale nie jest źle. Sama myśl, że już niedługo będzie w Polsce podnosi mnie na duchu. A co będzie potem - zobaczymy. Staram się być dobrej myśli. AnGel - może czasem warto schować dumę do kieszeni i jednak samej się odezwać? Ja wiem, że to trudne, sama się czasem zacinam ;) Ale myślę, że warto zrobić pierwszy krok. No, może jeszcze nie dzisiaj ;) Ściskam wszystkie Łysogórzanki
-
Kolejny słoneczny dzień... I już tylko 6 dni! :) Idę na zakupy kosmetyczne (maseczki, farba, etc.), a potem będę robić brzuszki. Sama się dziwię, że mam ciągle taki dobry nastrój, bo w zasadzie powodów większych nie ma... Ciągle niepewność i takie tam... ale mam dobry nastrój i już ;) I Wam też tego życzę. P.S. AnGel, nie przejmuj się, na pewno Twój zrozumie, że to tylko takie wariactwo pod wpływem impulsu, każdemu się może zdarzyć.
-
Kamila 229 - nie łam się! Każda z nas ma gorsze dni... Takie strasznie długie... i łzawe... ale to przechodzi, to się daje wytrzymać. W końcu czas jednak płynie, chociaż czasami się wydaje, że stoi w miejscu. Buźka dla Ciebie i uszy do góry A mnie już zostało tylko 7 dni. Tydzień! Prawie nic, akurat tyle, żeby pobrzuszkować i popupkować, nałożyć świeżą farbę na włosy, zrobić sobie kilka maseczek i takie tam... Kupa roboty ;) Chyba mam dzisiaj lepszy nastrój :) A jak on się nie odezwie po powrocie, to ja się do niego odezwę, co mi tam! Trzeba dać sobie szansę.
-
Uuu... Pustka... Cisza... Faktycznie frekwencja słabnie w zastraszającym tempie. A ja dziś akurat byłam gotowa trochę ponadrabiać zaległości ;) Berna/Basia - ale Ci fajnie! Taka niespodzianka to jest dopiero coś! No i to zupełnie zrozumiałe, że dziewczyny, które już odzyskały swoje Kochania, pomalutku odlatują z Łysej. Takie prawo natury ;) Ale chyba jeszcze nas trochę zostało tęskniących, co? Odzywajcie się :)
-
Kamileczko - wiem, wiem, zaniedbuję Łysą, ale postaram się poprawić ;) Ćwiczonka idą dobrze, tyłek mnie boli, jem malutko, ale już się przyzwyczaiłam... 1,5 kg mniej, chyba, że z wagą coś nie tak ;) Tylko tęsknię znowu okroooooopnie, prawie jak na początku, coś mi się takiego porobiło. Chyba znowu niepewność mnie dopadła, niby miesiąc tęsknienia za mną, ale przecież, jeśli spojrzeć na to inaczej - to dopiero początek znajomości, mimo tego miesiąca, który upłynął, bo on nic nie zmienił, tylko takie zamrożenie... Więc przeżywam dylematy istoty świeżo zakochanej: \"odezwie się, czy nie?\", \"Myślał o mnie, czy nie?\", \"pamięta mnie jeszcze, czy...?\". No, właśnie.
-
Faktycznie, topik trochę oklapł... OK, to też moja wina. Mało zaglądam, bo już mi się nic nie chce... Bo już trochę zwariowałam z tej tęsknoty. A został właściwie tylko tydzień. No, osiem dni. Chyba mogę napisać 8, skoro jest już grubo po północy? Wolę napisać 8, ale z drugiej strony, jak się jutro obudzę, znowu będzie 8... Jej, tak bym się chciała do niego przytulić, a nawet nie wiem, czy się odezwie od razu po powrocie... (Bo w to, że się w ogóle odezwie, postanowiłam głęboko wierzyć ;) ) Przespać ten tydzień. Zostawić sobie jeden dzień na maksymalne upiększenie się, jeden w zupełności wystarczy. Przespać tydzień, bo czuję, że bez niego dostaję fioła - o, takiego:
-
Cześć, tęskniące, ja dziś z Wami za bardzo nie posabatuję (a szkoda...), za jakieś pół godzinki przychodzą do mnie goście... Będziemy jeść (ale dietetycznie, ja się trzymam dzielnie), pić (ale tylko czerwone winko ;) ) i gadać (bez umiaru). Lubię takie spędy, bo z jednej strony i o kochanym będzie można pogadać, i z drugiej - trochę się jednak od tęsknienia oderwać. Najgorzej, że teraz nie bardzo mogę się śmiać, wszystkie mięśnie mnie bolą od tych brzuszków... A, co tam - BARDZO DOBRZE. Inne mięśnie też mnie bolą, przynajmniej czuję, że robię coś konstruktywnego :)
-
Cześć, Dziewczynki! Odchudzanko idzie nieźle. Wczoraj mordercza seria brzuszków, pupek itp., dziś od rana to samo. No i od wczoraj dzielnie odżywiam się trawą ;) Dziś też dam radę, zmobilizowałam się. W końcu 12 dni to jest z jednej strony straaaaaaaaaaaaasznie długo (12 dni bez Niego!!!), ale z drugiej strony... Jak na zgubienie paru kilo (no, nie będę przesadzać, jakieś 2-3 wystarczą, w cuda nie wierzę i zakatować się też nie zamierzam) to wcale nie tak wiele. To mnie mobilizuje, więc pewnie już będę grzeczna i na żadną czekoladkę nie spojrzę. Ani na lody, zwłaszcza, że jest zimno. A w ogóle, to ja tak radośnie liczę te dni, ale przecież on tylko wraca za 12 dni, inna sprawa, kiedy się do mnie odezwie i kiedy go zobaczę... :( No, nic, będę myśleć pozytywnie. Idę do sklepu po kolejną porcję zieleniny (coś trzeba w końcu jeść).
-
Berna - pupki to ćwiczenia na mięśnie pośladków, nazwałam je tak przez analogię do brzuszków ;) . Może być samo napinanie - na leżąco (na plecach), tak ze 100 razy, każdego dnia zwiększając dawkę. Albo, też na leżąco, podnoszenie tyłka w górę (bez odrywania stóp i góry pleców od ziemi, od 20 razy w górę). W sumie proste, tylko zebrać się trzeba... Ja dziś jakoś nie mogę, w dodatku zeżarłam wielki obiad i teraz mi wstyd. Mało logiczne, ale to wszystko przez tę tęsknotę :(
-
I ja jestem znów... Parę dni byłam odcięta od netu. Dobrze znów Was widzieć, Czarodziejki :) U mnie trochę dołków, trochę smuteczków (ta pogoda jest STRASZNA, ja chcę słońca!), ale w sumie... Już mi połówka czekania przeszła. Właśnie dziś się zorientowałam, że zostały już tylko 2 tygodnie! Więc korzystam z tego, robię brzuszki i pupki ;), wcinam chudą zupę i w ogóle próbuję być zdyscyplinowana. Czasem się udaje, czasem mniej, ale przynajmniej mam co robić. Już niedługo, już niedługo!
-
Aaa, łapanie chomika ma jeszcze dalszy ciąg, o którym zapomniałam, a to jest najważniejsze. Jak już zlokalizujesz pomieszczenie - trzeba tam postawić wiadro (na dnie jakieś trociny, czy szmatka + coś dobrego, np jabłko) i oprzeć deseczkę. Na deseczce też ziarenka kukurydzy, od dołu do samej góry. Dalszy ciąg łatwo przewidzieć - chomik za kukurydzą wędruje na sam brzeg wiadra, a ponieważ głupi jest - skacze do środka po jabłko (po to trociny - żeby się nie obił, wpadając). No i już nie wylezie. Tylko sprawdzaj to wiadro co jakiś czas ;)
-
Ania 23 - ja będę mówić jak pozostałe dziewczyny, rzuć go w diabły, zerwij kontakt, przepraszam Cię, ale co to w ogóle za człowiek, nie jest Ciebie wart i tyle. Wiem, że jest trudno, ale wiem też, że można sobie poradzić z rozstaniem. Nie od razu, ale można. Dziękuję Wam za wsparcie, trzymanie kciuków i gratulacje z powodu egzaminu (no, nie wiem czy zasłużyłam, żeby mi go gratulować, ale jak już pisałam - grunt, że mam to za sobą). Chyba dziś faktycznie jakiś gorszy dzień był, ja załapałam doła, pewnie z powodu braku zajęć... Od jutra zaczynam czekać konstruktywnie, to tylko (aż :( ) 2 tygodnie z ogonkiem, przydało by się zrzucić parę kilo na przykład. Więc, jeśli chodzi o mnie - brzuszki, pupki ;) , dietka, spacery... Pierwszy tydzień po rozstaniu z kochaniem nie jadłam nic, teraz nadrabiam, zajadam tęsknotę bułami i czekoladą, czas z tym skończyć. No i zawsze powrót do formy to jakieś zajęcie, szybciej czas upłynie... Co Wy na to?