SREBRNA AKACJA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez SREBRNA AKACJA
-
Wiersz Patrycji Formelli Do wszelkich złudzeń mojego umysłu wysyłam szereg myśli skrępowanych ludzkim egoizmem. Nadzieja...odejdzie w ciemną noc i pozostawi cień, rzucający na pragnienia mroczną poświatę niewiary. Najlepiej w czas przekwitu rozpaczy zaopatrzyć duszę w światłość promieni miłości ludzkiej i zaufania dla siebie. Jej rozkwit dziwacznym ogniem płonie, nie zniszczy nakarmionych nadzieją. Zmienić świat w paciorki, jak na różańcu widnieją ich tuziny, które w słońcu jaśnieją nawet w oddali pięknem i czystością skażone. Narazie małe w swej wielkości i płytkie w swej głębokości wzorem dla człowieka i jego wad, ukazują jak światem miotają pragnienia istnień. Co potrafię, tego dokonam inaczej niż wszyscy. Wybiorę dzień na swój własny wschód, otworzę drzwi, schodząc z góry zaśmieję się. Jeszcze raz przywołam marzenie, które przychodzi każdego dnia w moim umyśle. Dotknę go i przywitam się, uznając moje życie za największy skarb.
-
Witam Biesiadę! \" Rozdawaj miłość pełnymi rękoma! Miłość jest jedynym skarbem, który mnoży się przez podział, jest jedynym darem, który powiększa się przez rozdawanie, jest jedynym przedsięwzięciem, w którym im więcej się wydaje, tym więcej się zyskuje: podaruj ją, wyrzuć, rozrzuć na cztery wiatry, opróżnij kieszenie, potrząśnij koszem, wylej z pucharu, a jutro będziesz miał więcej niż dziś. \" nie znam autora Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Credo Maria Konopnicka Wierzę w światła potęgę i w ducha zdobycze, Wierzę w cel życia wzniosły, święty, choć daleki, Wierzę w braterstwo ludów, w hasła tajemnicze, Które przez wrzawę dziejów wiekom dają wieki, Wierzę w dobro, co z czołem białym od promieni, Wyleczy kiedyś ziemię z jej ran i z jej cieni... Wierzę, że bohaterscy ducha pracownicy Ujrzą jutrznię dni nowych ze swojej strażnicy. Wierzę, że dawne błędy żelaznym łańcuchem Ciężą nad późnych wieków i wolą. i ruchem. Wierzę w dziedzictwo kary, w pokutę dziejową; Wierzę, że sprawiedliwość zstąpi nam królową... Wierzę w ciszę i w spokój po gromach i burzy; Wierzę w siłę, co walcząc ze złem, się nie nuży... Wierzę, że wytrwać można mężnie i dostojnie W największej własnych uczuć i porywów wojnie. Wierzę w uścisk, co kiedyś świat połączy cały; Wierzę w nieskończoności jasne ideały, Wierzę, że z drobnych iskier, skrzesanych przez dzieje, Wielkie, wspólne ognisko ludzkości roztleje. Wierzę w przejrzyste sfery ponad wrzawą ziemi, Kędy się krzepią duchy wodami żywemi, Kędy niskie zabiegi milkną przed obliczem Wiekuistej ustawy z berłem tajemniczem... Wierzę w kwiaty nadziei, co z mogił nam wschodzą, Wierzę, że krzywd posiewy bohaterów rodzą... Wierzę w parcie konieczne, świadome ludzkości Do potężnych idei prawa i równości... Wierzę, że błędnych komet blask zagasa z wolna, Wierzę, że ludzkość wiecznie łudzić się nie zdolna, Lecz nim dosięgnie prawdy, smutna i stęskniona, Nieraz do marnych cieniów wyciągnie ramiona. Wierzę w braterskiej dłoni uścisk i zachętę, Wierzę w duchów zbudzonych obcowanie święte... Wierzę w siłę, co stapia czyny i ofiary Na dni nowych słoneczne, królewskie sztandary. Wierzę w orli lot ducha, co nigdy nie stoi... I "niechaj mi się stanie podług wiary mojej!"
-
Spacer Bruno Jasieński śpiew propellera do słów Heredii, Kiedyś zgubionych w smaltowej mgle... Grałem jej jedną z moich komedii W ekstrapowietrznym tylko-en-deux. Słońce do głowy biło ekstazą. Słowa spływały w jeden refrain. Obserwowała mnie bezwyrazo Spod tangoszalu przez face-á-main. Nie wiem, czy brała, com mówił, serio. (Dwie lekkie linie w kącikach warg...) Pod nami warczał rytmiczny Bleriot I wiatr całował błękitny kark.
-
Zakochanie Tomasz Jastrun Oblałaś mnie swoim rumieńcem Odszedłem jakby nic się nie stało A jednak było mi różowo i gorąco Klucząc jak kelner omijałem stopy domów płyty chodnika kołysały się popękana kra Niosłem pamięć twoich oczu ostrożnie by nie uronić ani jednej zielonej kropli z drobinką słońca
-
Jeszcze raz czułość Tomasz Jasttrun Wszystko zniknie Kolor oczu wyfrunie spod brwi I zamieszka w innym lesie Pocałunki zwiędną Wiatr straci moc i zapach Ten sam wiatr Który rozwiewał ci włosy Ocaleje nasza czułość Kamyk z jasnym okiem Turlany przez fale Tam i z powrotem
-
Witam Biesiadę! To było tak Julian Tuwim To było tak: w ciemności nocy Z gałązki wylazł żywy pączek. Rozklejał się, ptakami kwiląc; O świcie - westchnął. To był początek. Godzinę blisko się dokwiecał, Leniwie drzemiąc w ciepłej wiośnie. Ciągnęły go z lepkiego gniazdka Kwieciste ptaki coraz głośniej. Godzinę blisko się upierzał, Barw upatrując po ogrodzie. Wyciągał go z zawięzi miękkiej Skrzydlaty wietrzyk coraz słodziej. O, patrz, jak biją się o ciebie, Złączone w jeden zgiełk pstrokaty: Ptaki świergotem coraz tkliwszym, Coraz żarliwszą wonią kwiaty! Bezimiennego cię rozdwaja W dwa cudy jedna twórcza siła, I drży pod tobą niespokojna Gałązka, która się powiła. Wiec kto? wiec jak? Zawiało chłodem. Czy ptak? czy kwiat? I gwar zamiera, I rozpaczliwy strach istnienia, W struchlałym sercu świata wzbiera. Wtedy zerwałem go z gałęzi Jak pierworodny owoc z drzewa: I bardzo słodką wonią dyszy, I bardzo smutne wiersze śpiewa. Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Akompaniator Jacek Kaczmarski W małym palcu klawiaturę mam, Chociaż nie lubiłem ćwiczyć gam. Ale po co męczyć gamę Gdy się gra akompaniament Tak, jak ja - co kto zażyczy - gram. Po lokalach dla pijanych dam Grałem - trzeźwy nie bywając sam, By slowfoxem lub fokstrotem Uprzyjemnić im robotę Gdy ostatnia z męskich pęka tam. Poza reflektorów okiem Do publiki lepszym bokiem Za skromną opłatą Rządzę z cienia nastrojami, Harmoniami, gwiazdorami Ja - akompaniator. Potem był w kierunku sztuki krok: Klub studencki, jazz, ballada, rock. Wychodzili młodzi gniewni A ja wzbogacałem śpiewnik O akordów niesłyszanych szok. Politycznie klawisz brzmiał i śpiew: Słowo - słowem, rytm rozgrzewał krew. W pryszczach i nieogoleni Czuli się wtajemniczeni Wyzywając los w tonacji "f". Poza chytrym cenzur okiem Przez aluzje brnąc głębokie Walę w ruskich akord. Rządzę z cienia symbolami, Cytatami, ideami, Ja - akompaniator. I na strajkach gratem też - a jak! Chociaż pianin w kraju było brak. "żeby Polska", albo "Mury" Grzmiały z mojej klawiatury Choć nie było to komunie w smak. Potem za mną chodził jakiś fiut Słuchał, zagadywał, bzdury plótł, Bo mu poleciła władza Udowodnić i wykazać Polityczny wydźwięk moich nut. Poza blaskiem akademii, Bez orderów i bez premii Z finansową stratą Rządzę z cienia wciąż - hymnami, Narodami i związkami Ja - akompaniator. Nastał stan wojenny - trzeba jeść. Nie zna granic kunsztu mego treść. Zatem nad norweskim fiordem Kładę akord za akordem Chociaż nie wiem o czym mówi pieśń. Lecz korona daje względny luz Sukces w Oslo odniósł: "Ro/de Bus". W koncertowe ruszam tury, Demoluję klawiatury, życie mi się zmienia w niezły blues. Poza mową mą ojczystą, Niedaleko i nie blisko Za walutę za to - Rządzę z cienia Norwegami, Góralami i Drwalami Ja - akompaniator. Upływ lat przerzedził nieco włos, Dłuższy pasek mam i niższy głos. Tak to z akompaniatorem - Za wszechstronność i pokorę Blaskiem czoło mi nagrodził los. Więcej już nie będę cedził słów Jutro do klawiszy siąść mam znów. Dodam, że wyczuwam dumę Kiedy wyjdę przed instrument By mnie mógł rozpoznać ten i ów. Za nic rozgłos mam i sławę Ale lubię sceny skrawek Gdzie mój warsztat stoi. Na nic mych kolegów jęki Gdy nie słucha mojej ręki - Albo gdy nie stroi!
-
Alegoria malarstwa Jacek Kaczmarski To, co ważne - odbywa się w głębi, za kotarą widoczne częściowo - Klio w sukni w kolorze gołębim stroi skroń aureolą laurową. W jednej dłoni tryumfalna fanfara, w drugiej - tom starożytnej historii. Tak pozuje potomnym - a malarz prezentuje się nie mniej wytwornie. Wypaliły się świece Habsburgów pod solidnym, flamandzkim sufitem; w świetle dnia - szachownica z marmuru, mapa świeżych wolności i zwycięstw. A artysta? - Sztalugi, taboret, pludry, beret, wycięte rękawy - widzi w sztuce historii podporę (oraz własny gościniec do sławy). Przez lat trzysta kotara Vermeera jedwabnemu lśnić światłu pozwoli, aż ją kupi doradca Hitlera i ukryje na pięć lat - w sztolni soli. Tyle scena... a morał? Pointa? że Malarstwo - Historii jest lustrem? że zdobyta raz wolność jest święta? Spójrz na płótno malarza. Puste.
-
Witam Biesiadę! Artyści Jacek Kaczmarski Zaszczytami zaszczuci, obarczeni sławą Nie poznaliśmy strachu o skórę, Na paryskich parkietach salonowy gawot Jeszcze jedną ma dla nas figurę. Niewidoczny fortepian gra z taktem Szopena A narody współczują do wtóru Ustawiając na biurku, w requiemach i trenach Statuetki Człowieka z Marmuru. Taniec śmierci ominął i tak nieśmiertelnych Znów dla waszej wiruje korzyści, Dobry Anioł Stróż Paszport cel spełnił naczelny: Ocaleliśmy przecież Artyści. Nam i skrzydeł u ramion na cle nie podcięto Nie wybito nam zębów ze szczęki, Bylebyśmy się wznieśli ponad ludzkie lamenty, Poza bezmiar człowieczej udręki. Więc rozważnie odważni, z grymasem cierpienia W pełen znaczeń zbroimy się spokój. A jak brzmią w naszych ustach wymowne milczenia, A jak lśnią nam niechciane łzy w oku! Wszak spełniły się nasze proroctwa i wróżby! Patrzcie! żywi, a już między mity! Z wynajętych cokołów, w gwarze głupim i próżnym Już nie słychać milczenia zabitych. Oni nam bili brawo żywymi rękoma, Chociaż cień im osiadał na głowach. Ale ręce umarły na łańcuchach i łomach, Więc my, tu, teraz o nich ni słowa. Wiele słów się po prostu nie mieści we frazach! Adam, druty, tortury, obozy, Przesłuchania, rewizje, tłumy w ogniu i gazach Nazbyt bliskie męczeńskiej są pozy. Może być, że niedługo, po śmierci za chwilę, Kiedy tam znowu zmieni się władza, Do wolnego już kraju (za ile? na ile?) Naszych zwłok nikt nie będzie sprowadzał. Nawet to nas nie wzrusza, myśmy dawno wybrali, Sen o wierzbie płaczącej sczezł. W testamentach, przy winie, krewni będą czytali: \"Chciałbym spocząć na Pére Lachaise...\" Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Jak pięknie by mogło być Jonasz Kofta Jak pięknie by mogło być Na ziemi wiecznie zielonej Wystarczy wiedzieć, gdzie wstaje świt I pójść, i pójść w tę stronę Wśród szczęku broni, zgiełku spraw Krzyczą Kasandry wszystko wiedzące: Tu mądrość świata na nic się zda Tu trzeba umieć spojrzeć w słońce Jak pięknie by mogło być Ziemia jest wielką jabłonią Starczy owoców, wystarczy cienia Dla tych, co pod nią się schronią Jak pięknie by mogło być Bo przecież jesteśmy ludźmi Jest sen zbyt straszny, aby go śnić Obudźmy się, obudźmy! Wśród krwi, pożogi toczy się gra Codziennie jest Sąd Ostateczny Tu mądrość świata na nic się zda Musimy znów stać się dziećmi Jak pięknie by mogło być Ziemia jest wielką jabłonią Starczy owoców, wystarczy cienia Dla tych, co pod nią się schronią Jak pięknie by mogło być... Przecież tak dobre jest życie
-
Najpiękniejsze są miłości, których nie ma Jonasz Kofta Najpiękniejsze są miłości, których nie ma. Które jutro przyjdą albo nie. Najpiękniejsze są miłości, których nie ma. Światło z nieba nie wiadomo jak i gdzie. (...) Najpiękniejsze są miłości, które były. Są jak stare wino kiedy płynie czas. Najpiękniejsze są miłości, które były. Taka chwila przyjdzie na każdego z nas.
-
Rzecz o myśleniu Jonasz Kofta Jest w naszym małym codziennym świecie Bzdur wiele w prasie, sztuce, przemyśle Można by tego uniknąć przecież Wystarczy tylko chwilę pomyśleć Długo myślałem w skupieniu Na czole mi przybyło bruzd Co nam przeszkadza w myśleniu? Chyba najbardziej mózg
-
Witam Biesiadę! Co to jest miłość Jonasz Kofta Co to jest miłość nie wiem ale to miłe że chcę go mieć dla siebie na nie wiem ile Gdzie mieszka miłość nie wiem może w uśmiechu czasem ją słychać w śpiewie a czasem w echu co to jest miłość powiedz albo nic nie mów ja chcę cię mieć przy sobie i nie wiem czemu Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Nigdy nie zbaczaj ze swojej drogi którą wybrałaś w wędrówce życia choćby Ci ciernie raniły nogi a cel wydawał się nie do zdobycia!
-
Czym jesteś Maria Konopnicka Lecieć bym chciała daleko... daleko... Gdzie z brzóz płaczących srebrne rosy cieką, Kędy szum lasów pierś przejmuje drżeniem... - Czym jesteś, szczęście? - Wspomnieniem? Lecieć bym chciała tam, gdzie olchy rosną, Gdzie głogi dzikie zakwitają wiosną, Gdzie się powoje, jak baśń dziwna, plotą... - Czym jesteś, szczęście? - Tęsknotą? Lecieć bym chciała - za jasnym gdzieś zdrojem Myśl puścić wolno, jak wody bieżące... I widzieć tylko łan zboża i słońce... - Czym jesteś, szczęście? - Spokojem? Lecieć bym chciała, lecz nie wiem, do czego Wyciągnąć ręce i przywrzeć płomieniem... Idę - a za mną cień smutku dawnego... Czym jesteś, szczęście? - Złudzeniem? Lecieć bym chciała do chwilek tych jasnych, Gdy życie, pragnień nieświadome własnych, Jest jako blaski, co na wschodzie dnieją... - Czym jesteś, szczęście? - Nadzieją? Lecieć bym chciała... sen cichy, sen zloty Prześnić samotna i konać z tęsknoty. I "kocham" mówić dalekim spojrzeniem... - Czym jesteś, szczęście? - Pragnienien Lecieć bym chciała i nie wrócić więcej... Raz tylko serce uderza goręcej, A potem cisza... wszystko się prześniło... - Czym jesteś, szczęście? - Mogiłą?
-
Witam Biesiadę! Pieśń o domu Maria Konopnicka Kochasz ty dom, rodzinny dom, Co w letnią noc, skroś srebrnej mgły, Szumem swych lip wtórzy twym snom, A ciszą swą koi twe łzy? Kochasz ty dom, ten stary dach, Co prawi baśń o dawnych dniach, Omszałych wrót rodzinny próg, Co wita cię z cierniowych dróg? Kochasz ty dom, rzeżwiącą woń Skoszonych traw i płowych zbóż, Wilgotnych olch i dzikich róż, Co głogom kwiat wplatają w skroń? Kochasz ty dom, ten ciemny bór, Co szumów swych potężny śpiew I duchów jęk, i wichrów chór Przelewa w twą kipiącą krew? Kochasz ty dom, rodzinny dom, Co w pośród burz, w zwątpienia dnie, Gdy w duszę ci uderzy grom, Wspomnieniem swym ocala cię? O. jeśli kochasz, jeśli chcesz żyć pod tym dachem, chleb jeść zbóż, Sercem ojczystych progów strzeż, Serce w ojczystych ścianach złóż!.. Pozdrawiam biesiadniczki!
-
(3) Jeśli w twych piersiach, kobieto, nie bije Serce do takiej podniosłej miłości, Nie mów ty: "kocham" nikomu na ziemi! Bo ten, co z tobą połączy swą dolę, Patrząc na ciebie oczyma smutnemi, Nigdy nie powie, że żyje, I duchem wrósłszy w poziomą niewolę, Nie zrobi nic dla przyszłości!
-
(2) Nie! "Kocham ciebie" - to znaczy: chcę z tobą Podźwignąć ciężar, co się życiem zowie, Być domu twego światłem i ozdobą I nieść ci pokój, i ciszę, i zdrowie. "Kocham" - to znaczy: twoje ideały I twoje cele są także mojemi. Pracujmy razem, by rozświt dnia biały Prędzej rozbłysnął na ziemi! Chcę, by mą drogą była twoja droga, Moim pragnieniem były twe pragnienia; Chcę, byś był głosem mojego sumienia I wiódł mię z sobą do Boga! Chcę, byśmy lecąc w uścisku wzajemnym, Jako dwa duchy w dziedzinę wieczności, Rozpromienili na świecie tym ciemnym Gwiaździste szlaki przyszłości! Chcę przez twą wiedzę mój umysł rozszerzyć I słowo twoje chować jak przysięgę; Chcę z tobą marzyć i tęsknić, i wierzyć W ducha niezłomną potęgę! "Kocham" - to znaczy: chcę z tobą podzielić Gorzki chleb trudu i łez, i boleści... Chcę oczy twoje w dniach smutku weselić I tarczą być twojej części. Chcę na twych piersiach być jak róża biała, W której płomyczek tajemniczy pała, I chcę być jako pieczęć rubinowa Na ustach twoich bez słowa... "Kocham" - to znaczy: chcę w cichym zakątku żyć zapomniana, byłeś ty był ze mną... Chcę nad kołyską naszemu dzieciątku Nucić piosenki w noc ciemną! "Kocham cię" - znaczy: o wolny ty duchu! Ja nie chcę skrzydeł twych krępować jasnych, Przykuwać ciebie do trosk nędznych, ciasnych, Ciebie, coś przywykł na myśli podmuchu Wzlatać, jak orzeł, po najwyższych szczytach I gniazdo zwijać w błękitach. Ja nie chcę ciężyć tobie jak kajdany, Wiązać cię z ziemią żelaznym łańcuchem... Chcę tylko, byś mnie uznał, ukochany, Bratnim i równym ci duchem. "Kocham" - to znaczy: ja chcę być dla ciebie Prawdy i dobra, i piękna zaklęciem, Umiłowanym twej duszy dziecięciem, Twoim marzeniem o niebie... Chcę domu twego być białym powojem, Twojemu czołu od skwarów ochroną, Chcę być twą myślą i ramieniem twojem I przyjacielem, i żoną.
-
Do kobiety Maria Konopnicka (1) Czy wiesz, ty piękna i ty uśmiechniona, Której usteczka rozchyla pustota, Co znaczy "kocham", to najświętsze słowo, Co pada z piersi jako strzała złota, I jak królewskiej purpury zasłona, Oddziela ciebie, wzruszeniem różową I drżącą snami szczęścia dziewiczemi, Od wszystkich ludzi na całej tej ziemi, Byś otworzyła jednemu ramiona? Czy wiesz ty o tym, motylu i kwiecie, Poranków wiosny ty śpiewna ptaszyno, że ta godzina, w której usta twoje Szepczą to słowo, jest cudów godziną? że wtedy jasno robi się na świecie, że srebrem biją wszystkie żywe zdroje, że róże w pąkach płonią się wiosenne, że dziwne mary, rozwiewne i senne, Ciałem się stają pod drżącą twą dłonią? że w twej źrenicy, jako w pryzmie słońce, życie odbija blasków swych tysiące I załamuje promień brylantowy?... że noc koronę srebrną swojej głowy U stóp twych w chłodnych rozsypuje rosach? że twym wzruszeniem drżą gwiazdy w niebiosach? Czy wiesz ty o tym, że słowo to ciebie Czyni kapłanką przeczystych ołtarzy? że to uczucie, co łuny dziewicze Rzuca na białość liliową twej twarzy I diamentową skrą w oku rozbłyska, Nie tylko szczęściem jest, lecz złotą wagą, Co byt wszechświata utrzymuje w ruchu, Pierwszym zarzewiem wielkiego ogniska, Co świat ogarnia blaskami swojemi, Pierwszym ogniwem w stworzenia łańcuchu? Czy wiesz, że kiedy zmierzchy tajemnicze Wydały kształty młodzieńcze tej ziemi, Co stała jeszcze wśród chaosu nagą, Najpiewszym słowem, jakie Bóg na niebie Rzekł do niej, było słowo: "Kocham ciebie"? Posłuchaj! Kocham - to nie znaczy wcale: "Chcę być pieszczoną w twym domu królową, Chcę iść przez życie drogą kwieciem słaną... Chcę w pocałunków twoich tonąć szale... Chcę, by mi słonko świeciło co rano... Chcę, by co wieczór lampę diamentową Srebrzysty księżyc palił mi nad głową... Chcę, byś dzień cały mojego szczebiotu Słuchał i zawsze witał mnie uśmiechem... Chcę, byś mi pieśni śpiewał wraz z słowikiem... Chcę żyć z twej pracy i z twojego potu... Chcę, byś był moim cieniem, moim echem, Odpowiedzialnym za mnie niewolnikiem..."
-
Witam Biesiadę! Deszczyk Maria Konopnicka Mój deszczyku, mój kochany, Nie padajże na te łany, Nie padajże na te kopy, Bo my dzisiaj zwozim snopy. Wio, koniki, wio! Bokiem, bokiem, za obłokiem Idzie chmurka raźnym krokiem: A my chmurkę wyprzedzimy, Wszystkie snopy pozwozimy. Wio, koniki, wio! Spojrzę w górę, klasnę z bata, Już i chmurka się rozlata, Jasne niebo nad głowami, Białe pyły za wozami. Wio, koniki, wio! Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Portret Tadeusz Gajcy Choćbym co dzień rozmnażał się liczny, inną mową przemawiał - tkliwszą, choćbym w światło zmieniony lub w liście spadał kruchy pod sierp błyskawicy, choćbym język miał martwy i oczy zaświatowym oddane znakom - powiem: w niebie różowym jak w wianku świeci dom mój palący się w nocy. Choćbym wrócić już nigdy nie zdołał ani odejść już nie mógł drogą, gdzie zmęczone wracają na kołach łąki ranne, wiatraki świergocą, choćbym trwał jak trwa mrówka lub glista sercem klaszcząc przy ziemi wiotkim, każda chwila mi będzie jak wystrzał, każda barwa jak siarka i ogień. Nie oszuka mnie dzwonów dudnienie, choć łagodne i ciężkie od woni, jeszcze raz rzucę mocno kamieniem w twarz zawziętą nad snem mym zwieszoną i nie uśpi wracając do pasiek pszczoła mądra warczącym swym lotem, bo powstanę zbratany z żelazem, nim śpiącego zaskoczy zły motor. Choćbym mówił; pokocham, zostanę, choćbym słowa jak trumnę zbijał, ty nie ufaj. I zabierz mi pamięć, ciało sprostuj, na czoło daj promień jasny jak uśmiech lub lilię. Ale wtedy zobaczysz wśród gwiazd cienie nasze żegnane przez brzask odchodzące od siebie i inne.
-
Witam Biesiadę! Jarzębinko Czerwona za lekturkę Epitafium Tadeusz Gajcy Przechodniu, powiedz imię, a poznamy miejsce marzenia, które niesie bezpiecznie i lekko. Nad nami niebo rośnie i wspina się w dymie pozostawiona dalekość. Były lata nad nami i są. Ty zabierzesz nieświadomą stopą pręcik ziemi otulony mgłą, co nazywa się dla ust tak prosto, a jest głosem, co zaciska krtań i wołaniem z samotnego dna. Nie zapomnisz, bo woda oparzy wargi pyszne i zadusi kłos. Kraj ten mamy w oczach jak ołtarzyk z gajem dymów świecących jak kość. Twarz ukryjesz. Biodra matki suche nie wydadzą ziarna, gdyby po nas wawrzyn zostać miał mały jak uśmiech i jak dłoń albo serce - historia. Taka miłóść. Jak kamień przygniata ręce nasze przebite na przestrzał ułożone miłośnie na kwiatach i żelazie bogatym jak wieńcach. Nie zapomnisz, bo miłość ta da ci oczy niezwykłe i zmarszczkę i zobaczysz się, wolny, pod kaskiem z bronią naszą w twych spokojnych snach. Pozdrawiam biesiadniczki!
-
Bruxelles Konstanty Ildefons Gałczyński DLA MARUTY. (24-ty luty.) Potem buty. I nuty. Psiakrew, czemum nie uciekł? Bo tu znów przy Marucie. Uciekł, uciekł, jak jeleń! Bo tu znów laisser faire, rue Meyerbeer, złoty piasek i zieleń. Myślałem: pójdę sobie, businessman - anarchista, ale jak, jak to zrobię, gdy taka przeźroczysta; kiedy taka życzliwa: i przyszyje, i poda, i lokami potrząśnie, a ty myślisz, że woda; że to woda, wiatr, wyspa, tataraki i mięta, i ważki, i te blaski, i zieleń, i źrebięta. A to wszystko Maruta, bardzo, bardzo niczego: i głęboko, i słodko, i blisko, i daleko. Lecz to tak jak z tą zorzą, co lśni na szerokościach, bo popróbuj, bo dotknij: rozejdzie się po kościach; błyśnie, trzaśnie, przeminie, włosy, palce wyzłoci, sam zostaniesz, kochanie, przed lustrem samotności; i znów twarz, lecz nie własna, tylko tamta, kochana, te usta jak przepiórka i te włosy jak manna; i ten brzuch jak oaza, i z palm nogi, i z miedzi, a jam tylko jak ptak się w twoich liściach umieścił; w twoich liściach zagmatwał, prysnął po liściu trylem - bo ja tylko przelotem, bo ja tylko furkotem - Palmo złoto-zielona studnio srebrna, natchniona, pozwól, pozwól mi jeszcze chwilę.
-
Rozmowa liryczna Konstanty Ildefons Gałczyński Powiedz mi, jak mnie kochasz. - Powiem. - Więc? - Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec. Kocham cię w kapeluszu i w berecie. W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona. I gdy jajko roztłukujesz ładnie - nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie. W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku. I na końcu ulicy. I na początku. I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz. W niebezpieczeństwie. I na karuzeli. W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą. I wiosną, kiedy jaskółka przylata. - A latem jak mnie kochasz? - Jak treść lata. - A jesienią, gdy chmurki i humorki? - Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki. - A gdy zima posrebrzy ramy okien? - Zimą kocham cię jak wesoły ogień. Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.