ehh, widze, ze nie tylko ja przezywam takie rzeczy...
znam go juz poltora roku, pezez pol roku widywalismy sie codziennie i wtedy sie w nim zakochalam, a potem wszystko sie zmienillo, jak to w zyciu i nie potrafilismy odnalezc sie w nowej sytuacji, przez miesiac byly ze 3 sotkania i to takie z racji sytuacji, tylko po czesci umowione [bede tam i tam i tej i o tej, jak bedziesz to mozemy sie zobaczyc na kilka minut] nastepne 3 miesiace bylo jakies kilkanascie smsow, w ogole sie nie widywalismy, bardzo zamknelam sie w sobie, siedzialam odizolowana od swiata, zamknieta w domu... bylam pewna ze to koniec, a potem niespodziewanie go spotkalam, nawet nie podeszlam sie przywitac, bo myslalam, ze juz mnie olał, pare dni pozniej odezwalam sie na gg i wszystko sobie wyjasnilismy, spotkalismy sie i umowilismy na kolejne spotkanie, czesto rozmawialismy, bylo kilkanascie spotkan, az do stycznia, kiedy postanowilam mu wyznac wszystko... wtedy sie okazalo ze nasz zwiazek jest zupelnie nierealny. bardzo to odchorowalam, nie spalam po nocach, nie jadlam, trulam sie nawet efedryna, od tego czasu pale... az w koncu udalo mi sie pogodzic z tym faktem, ale on znow dal mi nadzieje... teraz sie nie odzywa, nie wiem czemu, mial dzis napisac w sprawie spotkania [w sprawie bardziej oficjalnej niz prywatnej], nie napisal... ja o nim mysle, nie wiem, czemu sie nie odzywa... wiem, ze nadal go kocham i nawet nie wiem czy to jest jeszcze mozliwe... najgorsze jest to ze dal mi znow nadzieje wtedy:(
bardzo za nim tesknie, chcialabym go zobaczyc, porozmawiac, posmiac sie z nim... widzielismy sie 13 dni temu, a mi go juz tak bardzo brakuje...;(