Mój tatuś zachorował 12 maja na tą okropną chorobę. Diagnoza była rak płuc z przerzutem do mózgu. Natychmiast operacja mózgu. Badania: tomograf płuc, PET , rezonans głowy. Niestety badania wycinka z głowy wykazały gruczolakorak płuc z przerzutem do mózgu. I od tej chwili zaczęła się nasza walka z czasem ze śmiercią. PET pokazał inne ogniska chorobowe. W lipcu miał dwa naświetlania paliatywne ( pomogły na tyle, że przestała bolec głowa). Niestety rozmowa z lekarzem od radioterapii odebrała nam całą nadzieję. Okazało się , że nie ma ratunku. Wszystkie nasze działania nic nie dadzą. A ja byłam przygotowana na długą , ciężką i kosztowną walkę. Dodam , że tata nic nie wie o rokowaniach i tych okropnych przerzutach. Doszłyśmy do wniosku, że skoro nie pyta lekarzy o chorobę to znaczy , że nie chce wiedziec. Ja tylko powiedziałam mu o płucach bo myślałam, że będą jakoś leczone- załamał się wtedy, płakał. Jakoś udało mi się to wyprostowac, powiedziałam , że badania nie potwierdziły przypuszczeń lekarzy. W sierpniu miał miec dwie chemie paliatywne. Niestety lekarka chciała powiedziec prawdę tacie, nie zgodziłyśmy się w końcu tylko on ma wiarę w wyzdrowienie. Niestety choroba postępuje, traci apetyt pomimo picia megalii. Traci również siły, cały się kurczy tylko ma okropnie wielki brzuch, oraz ciągle powtarzające się biegunki. Jest pod stałą opieką neurologa, dostaje kroplówki z manitolu, dexametazon , wziewy na płuca, loperamid na biegunkę. Nie wiemy co mamy jeszcze zrobic. Patrzy na nas i pyta dlaczego jest co raz słabszy, czasami płacze jak mały bezbronny chłopiec. Jest na ciężko. Obdzwoniłyśmy prawie wszystkie kliniki niestety nikt nie może tacie pomóc.