Od wczoraj na tabaxie....wypaliłam duzo duzo mniej niż zwykle.Aż się sama dziowię. Teraz siedze przy kompie i zwykle to bym już ze dwa wypaliła a tu ANI JEDNEGO jeszcze.Co mnie zmotywowało do rzucenia? Troche postraszył lekarz, trochę mąż ale chyba to że u mnie gdzieś w łepetynie zaczęło świtać że truję nie tylko siebie ale i dzieciaki poprzez bierne wdychanie dymu przeważyło na mojej decyji.A paliłam od 19 lat nieraz i paczkę dziennie.Ale mam już dość tego codziennego odruchu po wstaniu z wyrka rano ....sięgania po fajke. smrodu w domu i wokół mnie. Wstdzę się pocałować męża bo jade jak popielniczka a smak w ustach jak trampek po meczu to już chyba wystarczające powody żeby zerwac z tym cholerstwem. Powiedziałam sobie \"Kobieto istoto rozumna to ty masz rządzić papierosem a nie fajka tobą. Jak na razie sa to moje malutkie sukcesy jak nie zapalenie w drodze do i z pracy....wypicie kawy z fajką leżącą obok szklanki a nie w moich ustach. Nie powiem i nie obiecam że już dziś nie zapalę ale za 5 dni już napewno nie.Pomózcie mi wytrztynać.