To własnie mój ulubiony wiersz. Kocham go bardzo. Odkryłam go, jakiś rok temu. Był wieczór. Miałam spędzić noc u babci. Wyszłam na spacer w kierunku lasu. Pomarańczowe słonce chowało sie już za horyzontem. Różowe, postrzępione chmurki mieszały się powoli z ciemnością nocy. Było głucho. I smutno... Zawsze jest smutno, gdy spaceruje się samemu, szczególnie podczas zachodu słońca. Bo wtedy czuje się tak, jakby razem z dniem odchodziła radość. Jakby z ostatnim romieniem słońca z twarzy spełzał uśmiech. Hmmm... odkąd pamiętam moim samotnym spacerom zawsze towarzyszyła taka refleksja. Jednak smutek to nie tylko łzy... To także romantyczność. Samotność jest taka poetycka, bo tylko wtedy myśli są wolne, bo tylko wtedy można spokojnie marzyć. Szłam więc i marzyłam, i płakałam... Kiedy wróciłam, w domu było cicho. Babcia siedziała w kuchni i robiła na drutach. Nikogo prócz nas... Poszłam do pokoju. Pod wpływem nagłego impulsu sięgnęłam po tomik wierszy Tuwima. Otworzyałam go na stronie 133. Moje spojrzenie przykuł tytuł, jakże adekwatny do moich ostatnich wspomnien, moich ostatnich rozmyślań, moich ostatnich problemów...
BURZA (albo MIŁOŚĆ)
Bo miłość jak burza wkracza niespodziewanie w progi naszego seca. Często nieproszona - przyjdzie czy tego chcesz, czy nie. Obce są jej wyszukane zaproszenia. Wstrząsa wtedy całym naszym światem. Boję się jej, ale też jednocześnie pragnę, bo niesie ze sobą emocje, uniesienia, marzenia. Pokochałam ten wiersz. Przy świetle małej lampki nauczyłam się go na pamięć. Ogarniająca całe ciało ekscytacja i romantyzm pełen natchnienia kazały mi wyjść przed dom. Usiadłam na zimnej trawie i zadarłam głowę do góry, w niebo. Gwiazdy migotały żywo, spoglądały na mnie dumnie. Tak, bo kim jest wobec nich człowiek... Ich potęga jest wielka. Na głos wyrecytowałam wiersz. Szalona, nie szalona? Hmm... chyba poprostu szczęśliwa.
\"Idzie burza, niebo się zachmurza
I patrzy moimi oczyma.\"...
:-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)