Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tamisia

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez tamisia

  1. Helenka, z Frankiem mieliśmy dokładnie to samo, płakał nie wiedzieć czemu, po tych kroplach przeszło jak ręką odjął. Teraz płacze tylko jak coś chce ewidentne, najczęściej jeść :P i teraz łatwo zgadnąć czego chce, rzadko zdarza się, że nie wiem o co mu chodzi. Mam nadzieję, że twój Czaruś też się odczaruje :]
  2. cześć dziewuszki... u nas od tygodnia duuuuuuuuuuuużo lepiej. dawno się nie odzywałam, bo bywało czasem na prawdę tragicznie, zmęczona byłam okrutnie i przygnębiona tym, że mały wciąż płacze i cierpi, a ja nie potrafię mu pomóc. W końcu wypróbowaliśmy magiczne krople z Niemiec, pewnie o nich słyszałyście. Na prawdę są magiczne! Franek po dwóch dniach stał się zupełnie innym dzieckiem! Teraz przez 10 dni byliśmy trochę u moich trochę u rodziców M i przez ten czas Franio tak się rozwinał, jest nie do poznania! Ale nie dzwne, jak niunia nic nie boli, to się uśmiecha, chce świat poznawać, gugać, machać rączkami. Nokosmos, w tydzień zmienił się i rozwinął tak, że jak M przez 3 dni nie było i wrócił, to powiedział, że to całkiem inny Franek. Teraz każdego dnia nas czymś zaskakuje :] Poza tym zaczął łapać długi sen. Zwykle jak zaśnie po kąpieli to śpi jakieś 6 nawet 7 godzin. Później budzi się na karmienie i zasypia jeszcze na 4. Więc teraz w nocy budzi się tylko raz, zwykle koło 4. W dzień śpi raczej tylko na spacerze, a tak to lapie krótkie drzemki, 15/20 minut, ale za to potrafi się już sam bawić, wtedy mogę go nawet zostawić w kołysce i czymś się zająć. ------------ Nadzianaola my też mamy smoka z Aventu, Franek ma go od początku i na prawdę często ląduje w jego buzi, nie wiem czy bez niego przetrwalibyśmy te jego kolki! Mamy jeszcze chicco, taki cały z silikonu z wygiętą końcówką, tylko kilka razy Frankowi udało się go zassać, poza tym zaczepiał go rączką i zawsze mu wypadał, dla nas zupełnie nie trafiony. ------------ Helenka to ile waży twoja dziecina? Nasz maluch już prawie 6 kg, jestem przerażona, przybiera w takim tempie... Ma 2mies i 7 dni, boję się co będzie jak skończy trzy! 16 mamy wizytę Pani doktor się przerazi! Co prawda nie jest jakiś tłusty, ma zaokrągloną buzię, parę fałdek, ale na szczęście do ludzika Michelin mu daleko! ----------- Masaya nasz też je łapczywie, ale kąpiele póki co nawet na glodniaka są frajdą:] wdał się w mamę... (jestem instruktorem pływania :P) ------ gość też przykłądam pieluszki, maskotki, kocyki... Ostatnio mały ma fazę przytulania się, żeby wieczorem zasnął muszę go nakryć całeg z glową, żeby mógł się tak wtulić w kocyk i dopiero zasypia. ---------- patka nie wiem o co chodzi z tym smoczkiem, u nas Franio kocha swoje smoki --------- co do odparzeń na szczęście nie mieliśmy z nimi problemów, wiec mega współczuje wszystkim mamom, które się z tym borykają. Próbowaliśmy różnych pieluszek Dada 1 i 2 (u nas nie wystarczają na noc), Babydream 1 (moim zdaniem bezadziejne bo takie sztywne i jakby papierowe), Pampers sensitive 1 i 2 (mega śmierdzące moim zdaniem mogą uczulać, czasem powąchałam Frania pupę i byłam pewna, że jest kupa, potem zaglądam i zonk, po prostu pielucha tak śmierdziała!) teraz mamy te zwykłe pampersy 3 zobaczymy jak się sprawdzą. ------ wybaczcie, że nie cofam się wstecz, ale nie dam rady nadrobić postów, które naskrobałyście jak mnie nie było :/
  3. Helenka miałam pieluchy dady te najmniejsze i mam te większe, ogólnie nie są złe nic się nie odparza, ale potrafią przeczekać przy pleckach,szczególnie jak się wywija jeszcze bo pępek nie odpadł. Teraz używam pampersa, o niebo lepszy, super chłonny, nie odparza, ale trochę ciasny przy nóżkach, tam gumka jest ścisła i widzę, że się Franiowi odbija na nozce. Próbowaliśmy jeszcze babydream z Rossmana, sztywne strasznie, chociaż chłonne, ale nie kupię więcej. ______ patka mamy trochę podobnie Franek czasem marudzi nie wiedzieć czemu, co prawda spina się często żeby gazy wyszły, ale to chyba nie kolka, mam nadzieje... jak płacze bez powodu to kładę go na boczku na mojej piersi i brzuchu, moment i śpi, bicie serca chyba tak na niego działa :) ______ podwójna oczko lepiej, prremywam solą fizjologiczna i raz dziennie zakraplam, co prawda jak poplacze to zbiera mu się w konciku, ale jest o niebo lepiej ______ dzidziuś gratulacje :) _____ Joanna nie wiem czy nie mam podobnego problemu, Franek czasem po jedzeniu je tak lapczywie, że kilka razy potrafi się zadlawic :( potem po jedzeniu masakrycznie mu się ulewa, i spina się przy bakach i kupie ____ na spacerze byliśmy 2 razy dzisiaj nie bo słoneczka nie było, Franek na spacerach śpi slodko, a później spokojny bardzo. ____ pamiętam jak chyba Helenka mówiła, ze ma na maksa dużo ubranek... Nie ma czegoś takiego jak dużo, mi się też tak wydawalo, a już dwa razy wszystkie były prane, śpiochy i body idą w zastraszającym tempie, nie nadążam prać, wyciągnelam już większe bo mi nie wystarcza. Także Helenka spokojnie szperaj po ciuchach i kupuj ile wlezie :) ja żałuję, ze się M posłuchalam i przestałam szperac. ____ Też miałam gbsa, dostałam dwie dawki antybiotyku w trakcie porodu
  4. ostatnie dni w komplecie w domu, w środę M wraca do pracy, boję się czy sobie poradzimy, bo jednak jest nieocenioną pomocą... Dzisiaj u nas piękny dzień, myślę czy wyjściu już z Frankiem na spacer... Dwa razy było werandowanie, nie wiem czy to wystarczy... ______" lulika --- trzymajcie się, w szpitalu zawsze wychodzą jakieś szity, najważniejsze, że już jesteście w domku i już nikt za ciebie nie będzie decydował mamama --- dobrze, że wszystko powoli się układa, trzymamy za was kciuki. Helenka --- natury nie oszukasz, przyjedzie kiedy będzie czas :) ale trzymam kciuki, zebyś nie była ostatnia :) _____ Pozdrawiamy wszystkich w ten słoneczny niedzielny poranek, ciekawe czy któraś dzisiaj urodzi :) w końcu wczoraj ta wasza pełnia się rozpoczęła. ps. dziękuję za rady odnośnie oczka :)
  5. Helenka ---- że blondynka i w ogóle jakoś inaczej sobie ciebie wyobrażałam:] Masaya, Kalina gratulacje --- wczoraj tak się zastanawiałam czy któraś z was urodzi w Walentynki ;) kurcze fajnie, data taka ładna i prezent Walentynkowy na całe życie... Jak znajdziecie chwilę, choć wiem, że to trudne :D to prześlijcie zdjęcia swoich maluszków :] Pozdrawiamy razem z Franiem Ps. Franiowi krostki dzisiaj prawie zniknęły, ale nie mogę pozbyć się lekko ropiejącego oczka. Przemywam mu rumiankiem, ale to pomaga na chwilę:/ Dzisiaj mieliśmy słabą noc. Wszystko wina mojej diety chyba, znaczy jej braku, generalnie nie ograniczam się jakoś jem to co jadłam w ciąży no i wczoraj zrobiliśmy z mężem spaghetti, tak Walentynkowo... no i Franek chyba od razu na to zareagował, w nocy miał wzdęcia, nie mógł zasnąć, na maksa mu się ulewało, a przez to był ciągle głodny. Odciągnęłam pokarm i nie dałam mu go tylko jakiś wcześniejszy sprzed kolacji ściągnięty i się uspokoił, przespał 4h. Rano dostał cycka i już było ok, teraz też po cycku ładnie śpi. Ja nie przypuszczałam, że z jedzeniem tak muszę uważać, chyba trzeba opracować sobie jakiś lekkostrawny jadłospis i wdrożyć go w życie, bo płakać mi się chciało jak mój synek przeze mnie się tak w nocy męczył ;/
  6. a co do krostek dzięki dziewczyny, wydaje mi się, że powoli znikają. to może być kwestia temperatury, zepsuł nam się czujnik i nie możemy utrzymać stałej w pokoju i albo jest za ciepło, albo za zimno :/
  7. hej dziewczyny, nie łatwo przy małym zmobilizować się, żeby kompa odpalić, jak nie śpi to się nim zajmujemy, jak śpi to się na niego gapimy (bo to takie niesamowite, że on jest na świecie), czasem jeszcze odpoczywamy, no i nie starcza czasu na nic więcej hehe :P o kilogramy się nie martwcie spadają w mgnieniu oka, ostatnio nawet zaczęłam się martwić czy aby nie za szybko, u mnie zostało 4 kg, a brzucha już brawie nie mam. Za to rozstępy się pojjawiły, tylko przy pępku, tam gdzie mały się najbardziej rozpychał, co prawda bledną z dnia na dzień, ale chyba nie znikną... Na razie smaruję palmersem. helenka________ pytałaś o nakładki na piersi, chyba chodzi ci o kapturki, te ułatwiające karmienie?!? jeśli tak to mam z aventu właśnie, kosztowały 15 zł więc poszukaj jeszcze bo 3 dychy to jakoś strasznie drogo. U nas nie byłoby bez nich karmienia cycem, bo mam za małą brodawkę, mały świetnie przez nie ssie, mnie nic nie boli i brodawka się powoli kształtuje. Liczę na to, że niedługo będziemy mogli z nich zrezygnować. Co do porównania ich do innych... one też się odklejają, przecieka przez nie dołem pokarm, zawsze jestem cała ufajdana po karmieniu :P ale co to ma za znaczenie w aspekcie tego, że Franio je z cycuchów :] u nas na razie na zmianę, raz butelka raz cyc. Do butelki odciągam laktatorem mam medela mini elektric, polecam, nie wyobrażam sobie ręcznego laktatora! lulika _________ GRATULACJE !!! współczuję przeżyć, jak przeczytałam twoją historię to w duchu pomyślałam, ale szczęście, że u nas udało się bez tego vacum, życzę zdrówka tobie i Patrykowi, swoją drogą musi być mega szczuplutki, bo długi i mało ważył u nas dla przypomnienia 53 cm i 3500, a Franek pyzaty nie był, raczej szczupły. Dziewczyny ma któraś komplet zdjęć? wyślijcie mi na pocztę tamisia@interia.pl ja dostałam tylko zdjęcia anawy, a podwójna już raczej nie da rady :P Rybka a od Ciebie hasło bardzo poproszę...
  8. Dwie rzeczy będę mimo wszystko wspominać dobrze... Długość całego porodu od pierwszego skurczu do Frania 8h i personel na porodówce... najlepszy, szczególnie położna! A na leżenie na patologii się nigdy więcej nie zgodzę jak zdecydujemy się na drugie dziecko! W drugiej ciąży (jeśli do niej dojdzie) zrobię wszystko żeby tam nie trafić :] A tak apropos ten szpital jest jednym z najlepszych w okolicy, ma mega dobrą opinię i propaguje naturalne porody z różnymi możliwościami łagodzenia bólu! Po prostu miałam niefart :(
  9. THE END sory za tak długi wywód, ale pomyślałam, że jak tego nie opiszę na świeżo to zapomnę jak to było, a wolałabym nie zapomnieć.
  10. M wszedł zapytał czy się już zaczęło, a ona na to a co nie widać. Idiotka, p owinnam to samo powiedzieć w południe jak mi odebrała możliwość rodzenia w godnych warunkach! Po tym jak odeszły mi wody skurcze stały się naprawdę nie do wytrzymania, płakałam krzycząc na zmianę, że nie wytrzymam, że chcę znieczulenie, błagałam M żeby mnie zabił bo tego nie wytrzymam. Z tego co się później dowiedziałam cały oddział przeżywał te moje krzyki i na prawdę teraz czuję się tak jakby oddział patologii wraz z osobami towarzyszącymi był świadkiem mojego porodu ;( to na prawdę smutne, bo chciałam żeby to była wyjątkowo intymna chwila dla mnie i M. Około 16.30 zabrali mnie na porodówkę. Tam wszystko zaczęło wyglądać zupełnie inaczej, mimo bólu jakoś wstałam z wózka i weszłam pod prysznic, M polewał mi brzuch, skurcze się zmieniły były bardziej przewidywalne, każdy niemal taki sam, zaczęłam rozumieć moje ciało. Krzyczałam, ale teraz to pomagało, a krzyk był taki stabilny pomagał się rozluźnić. Wierzyłam, że dostanę to znieczulenie więc byłam spokojna. Niestety nie zdążyli mi go podać (teraz myślę trudno skoro udalo się bez :]). Niedługo potem zaczęła się II faza porodu, skurcze parte, chyba najłatwiejsze do przeżycia z całej akcji porodowej. II faza trwała tylko 30 minut. W trakcie oczywiście jęczałam M, że nie dam rady, choć wiedziałam, że nie ma już odwrotu :P Słyszałam coś o tym, że mały już jest blisko i się cofa i chyba trzeba będzie mi pomóc. Jeszcze zanim się zaczęło przyszedł doktor, który był przy mnie przez cały czas, a na koniec dołączyła jeszcze jedna doktorka. Gadali coś o założeniu vacum, a ja w amoku jak to usłyszałam to zbladłam... Minął jeszcze jeden skurcz, doktorka przyjrzała się jak to wygląda i oznajmiła, żeby podać dawkę oxytocyny i zaczynamy jak teraz się nie uda to następny skurcz zakładają. Domyślacie się co się ze mną stało, jakby ktoś mi dał kopa w d**ę! 7 razy parłam na jednym skurczu żeby tylko maluch wyszedł, cała trójka była w szoku jak główka była u ujścia. Reszta to już sekundy i już po chwili Franio był przytulony do mojej piersi. M był wspaniały, mówił cudowne rzeczy, których oczywiście nie pamietam, ale wiem że mówił, całował mnie i Franka wtedy pomyślałam, że za tą pękną chwilę warto było przeżyć ten dzień. Lekarz jeszcze zdążył powiedzieć, że poród książkowy i już ich nie było zostaliśmy tylko ja M i Franek.
  11. Stanęła ta położna z porodówki i pyta jak wygląda sytuacja, a tamta, że dopiero 3 cm i to na pewno jeszcze długo potrwa, zapytałam czy mam nie dzwonić po męża, stwierdziła chyba, że to moja decyzja, ale to może być jeszcze kilka godzin zanim na dobre się rozpocznie. Pomyślałam, że kilka godzin z tymi bólami no to zapowiada się nieźle... ale przynajmniej będę na porodówce. Była u mnie koleżanka, poprosiłam ją żeby mnie spakowała i w sumie uspokojona czekałam z kolejnymi skurczami aż wróc**** mnie położna. Wyobraźcie sobie moją reakcję jak p***a wróciła nic nie mówiąc sama. Pytam gdzie położna, a ona że jeszcze zaczekają, bo wzięli jakąś kobietę z izby przyjęć. Szlak mnie trafił, wtedy to już chciało mi się wyć! Z bezradności moje bóle stały się jeszcze silniejsze, po jakiejś pół godzinie już nie jęczałam do poduszki tylko pokrzykiwałam jak skurcz był najsilniejszy. Zaczęłam prosić o znieczulenie, wiedziałam że jeśli to ma jeszcze trwać kilka godzin to zdechnę, zadzwoniłam po M bo czułam się bezradna, bolało jak cholera, a ta durna baba miała to daleko w d***e, żadnych metod łagodzenia bólu mi nie zaproponowano, bo to przecież nie porodówka tylko patologia, a położna nie zajmuję się tylko mną, ale ma kilka pacjentek. Około 3 ból był tak silny, że w kulminacyjnym momencie zaczynałam wyć z bół (jeszcze nie krzyczałam). P***a przyszła bez paniki i powiedziała, że podłączy mnie pod ktg, na co ja że się nie zgadzam, na co ona, że skoro ja tak się zachowuje to ona musi sprawdzić czy z dzieckiem w porządku, nie miałam wyjścia, słowo dziecko było decydujące! Okazało się, że skurcze są bardzo często, w panice p***a mnie zbadała i okazało się, że rozwarcie przez godzinę zmieniło się na tyle, że wygląda na to, że to jednak nie potrwa tak długo jak jej się wydawało. Za chwilę wróciła i powiedziała, żeby się odprężyć, bo za godzinę będzie sala dla mnie. Pomyślałam żeby się goniła, za godzinę to ja będę martwa od tego bólu. (chciałam tylko nadmienić, że po tych wszystkich dopalaczach czułam, że w tempie jaguara wszystko od środka mi rozrywa, normalnie cała procedura trwałaby pewni długo i trochę mniej boleśnie, a u mnie jak na jakimś speedzie, a skurcze krzyżowe i brzuszne jednocześnie) nie nadążałam odpocząć między jednym a drugim skurczem. Jeszcze zanim M dotarł odeszły mi wody (w sumie zabawne uczucie usłyszałam takie plum i już po chwili byłam cała w wodzie). P***a przyleciała, tym razem już w ostrej panice, nie wiedziała jak się zachować, była na maksa zaskoczona. Zbadała mnie, chyba powiedziała, że 6 cm ale nie pamiętam na pewno, wiem że zanim trafiliśmy na porodówkę to było 8cm.
  12. W piątek rano oczywiście wszystko z zaskoczenia, nie dali mi nawet spokojnie zjeść i się wysiusiać tylko od razu że mam na badanie się stawić, a tam bez ostrzeżenia, że spróbujemy dzisiaj z żelem (taki żel o składzie spermy, który zawiera bodajże prolaktynę, która przygotowuje szyjkę do porodu, zmiękcza ją żeby poddała się ewentualnym skurczom). dopiero po chwili dowiedziałam się, że już nie mogę skorzystać z łazienki i że mam 2 godziny leżeć, a wcześniej będzie zapis ktg. Zgadnijcie, która położna była na dyżurze?!? Jak mnie podpieła pod ktg, niby na 20 minut, tak znowu w bólach cierpiałam prawie 3h. Skurcze zaczęły się około 11, na początku były lekkie i dość rzadko, ale szybko się rozkręcały. Pamiętając poprzedni dzień myślałam, że może to powtórka z rozrywki i ta p***a znowu mnie nie zechce odłączyć, a ja będę cierpieć. Po 13 miałam badanie i okazało się, że się zaczęło rozwarcie na 3 cm. Normalnie jakbym z domu przyjechała, zrobiliby mi ktg wyszłyby skurcze i zaprosili na porodówkę, ale nie na patologii... skoro mam opiekę to po co mnie na porodówkę wysyłać żebym tam miejsce tylko zajmowała! Godzinę później przyszła z porodówki położna, że mnie zabierają, odetchnęłam bo naprawdę bolało, a położna która się mną zajmowała powiedziała, że to jeszcze nic wielkiego, i że najwyraźniej mam słabą odporność na ból.
  13. historia mojego porodu zgodnie z obietnicą (przygotujcie się na długi esej :P): w czwartek 30 stycznia podali mi kolejną dawkę oxytocyny, na którą zupełnie nie zareagowałam, jedyne skurcze jakie miałam to były skurcze pęcherza (zresztą bardzo bolesne) od długiego trzymania moczu, oczywiście na ten dzień musiała mi się trafić porąbana położona, dla której zapis ktg był ważniejszy od mojego zdrowia i stresu jaki oboje z Frankiem przechodziliśmy. Wyobraźcie sobie leżenie ze ściśniętym pasami brzuchem przez dwie godziny tylko dlatego, że tętno dziecka jest stałe, a jak już mały się wkurzył i tętno zaczęło skakać z tego wszystkiego to też źle, bo za bardzo! Moje skurcze były tak silne, że myślałam że się zaczęło, a jak w końcu na tą durną babę nawrzeszczałam to puściła mnie do wc i od razu wszystko przeszło. To był ciężki dzień więc cieszyłam się na piątek, który miał być odpoczynkiem bo nic mi mieli nie podawać tylko obserwować. ----
  14. też chętnie się dołączę do tych zdjęć... co muszę zrobić, bo w końcu kilka wersji było i nie wiem która aktualna. jak usiade do kompa to opiszę wam mój poród... :) Franek dzisiaj w nocy dał popalić, co 2 godziny się budził :/
  15. czesc dziewczynki nadrobilam wasze wpisy, ale nie dam rady poodpisywac więc wybaczcie, ale postaram się być już teraz na bieżąco, na ile Franio pozwoli ;) więc w pierwszej kolejności tak jak Helenka i kilka z was przypuszczala urodziłam :) ostatniego dnia miesiąca o 18:40, (39 tydzień) a więc Franio jednak styczniowy :) ważył 3500 i 53 cm długi, dostał 10 punktów, jest zdrowy, fajny chłopak... ze mną też nie najgorzej, dwa malutkie szwy, czuję się naprawdę nieźle, choć jak wam opowiem historię mojego porodu to włosy wam stanął deba! w niedzielę późnym wieczorem wróciliśmy do domku i od tej pory wreszcie jesteśmy wszyscy razem, szczęśliwi, spokojni, wyluzowani... Franio jest w zasadzie bardzo grzeczny, wiadomo czasem da popalić, ale to dlatego, że jeszcze nie do końca się rozumiemy... tak na szybko to mogę wam tylko powiedzieć, że to jednak prawda, że jak ci dziecko kładą na piersi to wszystko przestaje mieć znaczenie, jak drugiego dnia pierwszy raz wzięłam Frania na ręce, przytulilam i pocalowalam to natychmiast zapomniałam o wszystkim co musiałam przejść, żeby on był z nami! jutro postaram się napisać coś wiecej, a teraz powiem wam tylko, że będziecie kochać swoje maluszki nad życie !!!
  16. o masz, znowu mi coś zwariowało i dwa razy to samo się wpisało... wkurza mnie już to kafe, nawet jak na kompie piszę to wariuje!
  17. słuchajcie oxytocyna nie działa na wszystkie... naoglądałam się już tutaj i powiem wam, że niektóre rzeczy są przerażające... ja na prawdę nie mam jeszcze źle, więc dzisiaj trochę podniosłam się na duchu i zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. Więc mamy tu takie mamuśki, które są już grubo po terminie, czasem po kilka dni, mają wielkie brzuchy, chodzą jak kaczki, ledwo się poruszają, podają im tą oxy po kilka razy, one są jak niepełnosprawne i jeszcze na dodatek tak się umęczą i dopiero po trzeciej dawce coś rusza... a ja niewielki brzuszek, jeszcze całkiem sprawna jestem, jeszcze latam po tym oddziale [dzisiaj zrobiłam ponad 30 kółek] żeby poród przyspieszyć, rozciągam się, ćwiczę, czasem mnie coś z tego powodu poboli, ale tragedii nie ma. Podłączenie do oxy nie jest przyjemne wiadomo, w trakcie są skurcze, ale jak na razie nie były jakieś mega mocne, wszystko do przeżycia...
  18. słuchajcie oxytocyna nie działa na wszystkie... naoglądałam się już tutaj i powiem wam, że niektóre rzeczy są przerażające... ja na prawdę nie mam jeszcze źle, więc dzisiaj trochę podniosłam się na duchu i zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. Więc mamy tu takie mamuśki, które są już grubo po terminie, czasem po kilka dni, mają wielkie brzuchy, chodzą jak kaczki, ledwo się poruszają, podają im tą oxy po kilka razy, one są jak niepełnosprawne i jeszcze na dodatek tak się umęczą i dopiero po trzeciej dawce coś rusza... a ja niewielki brzuszek, jeszcze całkiem sprawna jestem, jeszcze latam po tym oddziale [dzisiaj zrobiłam ponad 30 kółek] żeby poród przyspieszyć, rozciągam się, ćwiczę, czasem mnie coś z tego powodu poboli, ale tragedii nie ma. Podłączenie do oxy nie jest przyjemne wiadomo, w trakcie są skurcze, ale jak na razie nie były jakieś mega mocne, wszystko do przeżycia... Pomyśleliśmy z M, że już chyba lepiej tu być i mieć wywołany ten poród niż jeździć w tą zimę do Warszawy i kombinować czy to już czy nie już, czy będzie miejsce czy nie, a w naszym szpitalu ewidentnie ciężko o miejsca się zrobiło, bo nawet jak tutaj dziewczyny zaczynają rodzić, to muszą czekać aż miejsce się zwolni, a mają 7 sal porodowych. Nie wiem jakaś faza księżyca nastała, czy tyle dziewczyn w ciąży na ten termin, jakieś mega zatrzęsienie! Więc jak już tu jestem to w zasadzie w godnych warunkach mogę dotrwać do momentu kiedy zawołają na salę porodową i urodzić jak człowiek, a nie np. na izbie przyjęć :P No i tak to sobie przetłumaczyłam po czym uspokoiłam się na maksa i już łez nie lejemy. Brzuchol mam dzisiaj twardy może coś się jutro ruszy, pamiętacie jutro jest 30sty :]
  19. to ja też chyba już wolę nie urodzić :(
  20. podwójna są te skurcze co jakis czas, ale nie są regularne... w nocy jak mnie podlaczyli pod ktg to były naprawdę mocne... nie wiem czy to już takie na poród skurcze czy jeszcze nie, ale mały ciągle wysoko, czop się nie odkleja nie wspominajac o wodach... Zglupialam, myślałam, że skurcze to skurcze i jak się pojawiają to znaczy, że poród się zaczyna :(
  21. w zasadzie po takiej mowie lekarka już nic nie powiedziała, nie chciała nic tłumaczyć, nie chciała mnie namawiać, ani odwodzić od decyzji jaką podjęłam, powiedziała tylko, że jeśli taka jest nasza decyzja to OK... I wiecie jak to odebrałam... że w sumie to nie bierze odpowiedzialności za to! Ja pierdziele po prostu niedowierzam! W zasadzie to nie wiem czy dobrze robimy czy źle, bo ona praktycznie umywa ręce... Mam nadzieję, że jutro na dyżurze będą bardziej kompetentni lekarze...
  22. joanna faktycznie, ciekawe co na to nasze maluchy :P ---- dzisiaj u mnie stresujący dzień trochę był... rano poszłam na badanie ginekologiczne i uwierzcie mi w szpitalu nikt tak delikatnie nie bada jak w gabinecie, myślałam że mi oczy wyjdą z orbit jak ginekolog wsadziła mi prawie całą rękę do pochwy i jeszcze dusiła na brzuch żeby wyczuć szyjkę, pierwszy raz jęczałam z bólu podczas badania, a ona na to, że mogę nawet krzyczeć jeśli boli ;] już na fotelu miałam myśl, że jak codziennie będą mnie tak badać to urodzę bez tej jeb... oxytocyny wprost na jej fotel! trochę oniemiała wstałam z fotela, a ona wtedy oznajmiła do pielęgniarki i do mnie jednocześnie... no dobrze szyjka długa, ujście zamknięte możemy podłączyć oxytocynę na 6h. Zatkało mnie i taka zatkana wyszłam z gabinetu, bo za mną czekała do niej cała kolejka. Wróciłam do pokoju i dotarło do mnie, że zapowiadana dzień wcześniej indukcja porodu po skończonym 38 tygodniu nagle ma się teraz rozpocząć, dzień wcześniej znajoma ginekolog z tego szpitala wyjaśniła mi, że jak będą już chcieli indukować to podłączą mnie na 6h, ale czasami czekają nawet do 39 tygodnia jak nic się nie dzieje więc żebym się nie martwiła. Rozpłakałam się na maksa... przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałam skąd taka potrzeba nagle rozpoczynania porodu! Jak przyjechał M poszliśmy razem do doktorki z tymi pytaniami dlaczego tak wcześnie, dlaczego jest zmiana decyzji, czy coś się dzieje niedobrego, że musimy już zaczynać?!? I co się okazało, w zasadzie lekarz nie umiał sensownie odpowiedzieć na żadne pytanie i w zasadzie nie było żadnych argumentów za tym, że oxytocyna jest potrzebna! Zdenerwowałam się... skoro nie ma żadnych medycznych wskazań to dlaczego mamy jeszcze bardziej przyspieszać coś, co i tak już chcemy przyspieszyć. Powiedziałam, że czekamy jeszcze dwa dni i nie zgadzam się na podanie oxytocyny przed skończeniem przez Frania 38 tygodni, bo uważam, że skoro moje ciało nie jest gotowe, szyjka w ogóle się nie skróciła, a oxytocyna nie wywołała skurczy to znaczy, że dla mojego dziecka jest jeszcze za wcześnie i o ile nic złego nie będzie się działo najwcześniej oxytocynę mogą mi podawać we wtorek.
  23. więc oxy nie zadziała:) jupi skurczy nie było, mały jeszcze nie gotowy na wyjście, pytalyscie dlaczego w ogóle mnie podlaczyli, tak jak któraś z dziewczyn pisała, dopóki z cisnieniem ok to chcą bezpiecznie poród przeprowadzić, nie wiadomo jak długo będę tak dobrze reagować na leki..
  24. boshe dziewczyny nie moge posta napisac ca ly czas spam i spam!!! wrrr
  25. wybaczcie dziewczyny odpowiem wszystkim na raz ale każdej z osobna dziękuję za ciepłe słowa... któraś pisała, że oxy to nic przyjemnego, w zasadzie to nie potwierdzam i nie zaprzeczam, leżenie bez ruchu 2h to nic przyjemnego, a oxy tym razem była wyjątkowo łaskawa... ja jak patka założyłam sobie, że w tym tygodniu porodu nie bedzie i na razie się tego trzymam!
×