Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

dzielna z mielna

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez dzielna z mielna

  1. dzielna z mielna

    sposób na obcierające buty?

    plisss, napiszcie jak tym młotkiem walić po butach. dzisiaj cały wieczór trzymam na nogach szpilki i chyba mam już dosyć tego rozchodzenia, pora użyć ciężkiego sprzętu :)
  2. dzielna z mielna

    sposób na obcierające buty?

    zawsze obciera mnie pięta, czasem zdarzy sie mały palec u stopy. a jak mam spilki z odkrytymi palcami to w miejscu wycięcia tej dziury na palce. teraz np mam oba duże paluchy z strupach bo założyłam nowe szpilki i poszłam na zakupy, przeszłam z nich supermarket i koniec. oba paluchy popsute, najblizszy tydzien bede sie leczyla z starych adidasach, pochlastac sie mozna
  3. dzielna z mielna

    sposób na obcierające buty?

    raz zrobilam cos takiego ze dalam mojej mamie moje nowe buty, ona ma pol rozmiaru wieksze nowgi. mam pochodzila w butach kilka dni... i jak mi oddala to mi spadaly z nogi bo sie dostosowaly do stopy mamy a nie mojej ( to byly szpilki) nie wiem co robic zimowe buty kupuje rozmiar wieksze i jakos jest, bo to przecież kryte buty, to nawet jak mi stopa w nich lata to da się chodzić, ale teraz na wiosne mam baleriny, szpilki i półbuty...i próbowałam wyjść w 3 nowych parach, za każdym razem po godzinie mąż mnie odwozil do domu już na boso z bąblami albo wydartymi dziurami w pietach... mam jedne stare rozciągnięte adidasy, ale przecież czasem trzeba założyć eleganckie buty, a ja nie jestem w stanie założyć dosłownie żadnych nowych butow. co robić????
  4. dzielna z mielna

    sposób na obcierające buty?

    no ale jak wlac denaturat? jedne buty to szpilki taki lakierowane, to ani tego rozbic ani w denaturacie moczyc, inne są z prawdziwej skory to nie zniszczą się? no i jak z kolorem? jak wsadze do denaturatu to da się to pozniej umyc by nie byly fioletowe?
  5. mój Mieszko też na początku ryczał w kąpieli, moja mam podpowiedziała , żeby jak już będzie w wodzie położyć na niego pieluszkę tetrową i polewać cały czas wodą, i działa;) do tego delikatnie podnieśliśmy temp wody, widocznie było mu za zimno. U nas zaczęły się kolki :( masakra :( wczoraj cal=ły dzień mały płakał, później prawie całą noc, nie pomaga ani espomisan, ani masaże, ani przyciąganie nóżek do brzuszka... dzisiaj mały zasnął ze zmęczenia:( to straszne patrzeć na dziecko które tak się męczy. Rano Mieszko był jużtak wykończony bólem i tym że praktycznei nie spał cłą dobę że oczy mu się "przewracały", cały czerwony na buzi był... no i w końcu przy cycku zasnął, śpi już z pół godz.... oby jak najdłużej bo i ja i on chyba nie wytrzymamy kolejneg etapu kolki. Nie wiem co zjadłam że tak go wzięło:( mąż mi chciał zrobić przyjeność i zrobił mi jajecznicę z cebulką- może to to...
  6. no i ostatnie na koniec- zgaga mija po porodzie jak ręką odjął...( to dla tych które tak jak ja mają mega zgagę w ciąży) :) super,no nie :)
  7. Mieszko nakarmiony to napisze trochę więcej- No więc u mnie było tak. W poniedziałek 8 kwietnia poszłam na wizytę kontrolną do mojej gin. zbadała mnie i kazała umówić się na kolejną wizytę na za tydzień, bo była pewna że póki co to porodu nie będzie na pewno, kompletnie nic na to nie wskazywało, dała mi skierowanie na badania, pocieszyła że ten mój zły nastrój to wina hormonów, poklepała po ramieniu i dała do zrozumienia że przed wyznaczonym terminem (15 kwietnia) raczej nie urodzę. Załamała mnie bo o niczym innym nie marzyłam jak o tym żeby w końcu pozbyć się brzucha. Prosto od lekarza pojechałam do notariusza bo tamtego pamiętnego dnia razem z mężem kupiliśmy dom na wsi :) Przeprowadzamy się za miesiąc. U notariusza ( od godz 13 do 15.30) myślałam że jajko zniosę- wierciłam się, kręciłam, wstawałam, chodziłam do kibelka, było mi tak ciężko i niewygodnie że byłam okropnie nieuprzejma- notariusz i deweloper próbowali coś zagadać, zażartować żeby mnie rozluźnić, ale rzucałam gromami na lewo i prawo tak mi było niewygodnie.. no i do tego świadomość że minimum tydzień jeszcze tak się będę męczyła... W końcu dostaliśmy akt notarialny klucze i mieliśmy z mężem pojechać i uczcić zakup domu, ale ja byłam taka nie w sosie że nie było najmniejszego sensu- pojechaliśmy wybierać drzwi i parapety do sklepu :) Około 17 powiedziałam do męża wściekła jak osa że mam gdzieś wszystkie płytki, kible i inne pierdoły do domu, boli mnie brzuch, zaczynam mieć skurcze i jadę spać !!! Skurcze były silniejsze niż zwykle...no ale przecież miałam jeszcze tydzień nie rodzić, więc wkurzało mnie to jeszcze bardziej. wróciłam do domu i chciałam pójść spać bo tak źle się czułam, ale telefon dzwonił jak opętany- a to rodzina z gratulacjami z powodu domu, a to znajomi z pytaniem jak się czuje... non stop ktoś, coś... Oj byłam już bardzo zła... Kiedy zadzwonił mąż ( bo powiedziałam żeby sobie gdzieś pojechał bo chce być sama w domu i odpoczywać) to wydarłam się na niego, że boli mnie brzuch, mam skurcze jak nie wiem co, jestem zmęczona a on mi głowę zawraca :) no więc nie wracał do domu długo :) Wrócił po 22.00 a ja już po ścianach chodzę- skurcze co 20-15 minut silne jak nie wiem co. No al przecież lekarka mówiła że to nie dzisiaj, więc kazałam iść mężowi spać bo wyglądał na zmęczonego, a sama łaziłam po domu bo nie dało rady usiedzieć w miejscu z bólu. około północy skurcze były co 10 min, no więc stwierdziłam że przecież i tak nie urodzę, no bo lekarka... zresztą czop nie wypłynął ze mnie, wody nie odeszły... no ale boli bardzo i przypomniała mi się historia jednej znajomej która bardzo zwlekała z dojazdem do szpitala i dziecko jej siępoddusiło w brzuchu- poprostu nie wiedziała że rodzi- niestety jej dziecko jest upośledzone w takim stopniu że wymaga 24 godzinnej opieki :(, no więc jak pisałam pomyślałam o tej pani i jej historii i stwierdziłam, że jade do szpitala- najwyżej mnie wyśmieją i odeślą do domu. Wykąpałam się, ogoliłam nogi i krocze, ułożyłam włosy :) i obudziłam męża że jedziemy... a on jakby go ktos z procy wystrzelił :) zeskoczył z łózka, zaczął biegać nie wiedział co ma zrobić. Uspokoiłam go że pewnie nie rodzę że jedziemy tylko skontrolowacco się dzieje, że nie ma sensu panikować, poprosiłam żeby się wykąpał, wypił kawę na wszelki wypadek gdybyśmy musieli zostać na noc w szpitalu no i powolutku pojechaliśmy. Przez drodzę myślałam że wyskoczę przez okno z samochodu, skurcze były już co 3-5 minut, mąż mi mówi że rodzę a ja dalej że- nie :) dojechaliśmy do szpitala okolo 1 w nocy, zbadali mnie- rozwarcie na opuszek palca- i powiedzieli że się zaczyna że zostaję- skurcze coraz silniejsze, co raz częściej... i tak 5 godzin. Mąż okazał się najwspanialszym wsparciem na świecie, zniósł wszystkie moje krzyki, masował mi plecy, pomagał wziąc prysznic dla zmniejszenia bólu. Nawet wycierał ze mnie czop (bleee) jak w końcu wyleciał, pozwolił się gryźć, ściskać, dusić- wszytsko co chciałam jak bardzo bolało, nie wyobrażam sobie że ktokolwiek mógły mi lepiej pomóc- była naprawdę wspaniały. O 6 już tak się darłam że dali mi znieczulenie... o mamooo... jak ulga!!! godzinę odpoczęłąm, poprosiłam męża żeby usiadł w fotelu obok i też spróbował odpocząc bo nie wiadomo ile nam to jeszcze zajmie. Godzinkę tak sobie leżeliśmy po cichu trzymając się za ręce i tylko od czasu do czasu rzucając jakimś głupim tekstem dla rozładowania:) Po godzine przyszła położna zbadała mnie i powiedziała że mam już takie rozwarcie że musi podać mi kroplówkę bo zaczynam ostatni etap porodu i że znów będą skurce odczuwalne... nawet nie zdążyła podłaćzyć tej kroplówki a ja już znów wszystko czułam. Prawie się popłakałam bo tak nie chciałam tej kroplówki... znieczulenie było takie super... :) No ale jak mus to mus. Położna spokojnie wytłumaczyła mi co będzie się działo, na "sucho" przećwiczyłyśmy parcie i poszłyśmy na porodówkę. Tam dosłownie z 15 minut parcie i Mieszko wyskoczył ze mnie. Położna mówiła że nie pamięta takiej akcji porodowej. Nie zdążyłam dobrze kroplówni podłączyć a ja już rodziłąm, lwdwo pokazala mi jak rodzić a ja już wypchnęłam z siebie małego. W sumie może ze 3, 4 parcie i poszło. Ból straszny, ale słuchałam każdego słowa położnej, robiłam dokładnie co kazała, pomimo że prawie traciłam przytomność z wysiłku...ale dałam radę. Później tylko akcja z wyciąganiem łożyska, ale to już pod narkozą. Po wszystkim byłam tak zmęczona że straciłam przytomność 2 razy. Nie mogłam dojść do siebie przez cały następny dzień. Pomimo tego wzięłam Mieszka na noc do siebie i tak do teraz jesteśmy razem:) Już 3ci dzień :) Krocze boli jak cholera.. nie mogę siąść, chodzić tez praktycznie nie, morfologię mam złą, biorę witaminy i żelazo, mały średnio umie ssac, pokarmu też za dużo nie mam ale nie tracę nadziei, może po jakimś czasie nauczymy się karmienia piersią, ja dojdę pomału do siebie a pokarm będzie w takiej ilości jak trzeba. Boję się tylko depresji poporodowej. Wczoraj po wyjściu ze szpitala zostałam kilka godzin sama w domu z małym i sięporyczałam że z tym karmieniem mi nie idzie, że jestem sama itp itd, takie głupoty same, to na pewno przez hormony, obym udźwignęła ten etap, a nie jak z końcówka ciąży gdzie wszyscy mnie wkurzali i nienawidziłam całego świata:) Pozdrawiam wszystkie forumowe mamy te w pakiecie i te rozpakowane i życzę nam abyśmy dały radę- ze wszystkim :)
  8. szanowne Panie!!!! 9 kwietnia o 8.15 na świat przyszedł Mieszko :):):) tydzień przed terminem :):):) Ważył 3410 g i mierzył 55 cm, czyli taki średni chłopaczek :):) podobny trochę do mnie, trochę do męża, jest przeuroczy i ma bujną czuprynę :) Pierwsze skurcze dopadły mnie w poniedziałek o godz 17, średnio tak co pół godz dośc silny skurcz. W miarę upływu czasu skurcze były co raz silniejsze, aż o północy zaczęły występowac co 10 min. Wody nie odeszły, czopu też nigdy nie widziałam... wykapalam sie, zebralam i o 1 w nocy bylam na porodowce. rozwarcie na 3 cm. nastepnie 5 godzin niesamowitego bolu, potem znieczulenie zewnatrzoponowe i po godzinie podlaczyli mi kroplowki zeby zaczac znow "działać" :) godzina pod znieczuleniem zdzialala cuda, odpoczelam troszke, nabralam siil i kilkoma parciami wydusiłąm z sibie synka. nastpnie przyszla pora na rodzenie łożyska- niestety moje nie chcialo ze mnie wyjsc, musieli mnie uspic i wyciagnać je jakims sposobem. Dali mi za mało "usypiacza" i pod koniec zabiegu się wybudziłam... nic przyjemnego ale juz mnie nie usypiali bo stwierdzili ze już zrobili co trzeba i zostało tylko szycie więc już nie ma sensu obciążać kolejny raz organizmu.Mieszko jest zdrowiutki, dostał 10 punktów w skali Apgar, spędziliśmy 3 doby w szpitalu i od wczoraj jesteśmy już w domu :) Krocze boli, mały uczy się ssać ale jesteśmy szczęśliwi. Przepraszam ze błedy i nie używanie polskich liter ale wlasnie karmie malegi i pisze jedna ręką- lewą :):):)
  9. rozpakowane mamy- czy któraś z was robiła coś żeby przyspieszyć poród? piłyście herbatki, chodziłyście więcej, a może jeszcze coś innego??? A wy ciężarówki- jakie samopoczucie dzisiaj?? ja pierwszy raz od nie pamiętam kiedy przespałam całą noc- od około północy do 6.30 rano bez pobudki na siku, żadnych perypetii z brzuchem... coś niesamowitego :):):) Szkoda tylko że po takiej nocy głowa mnie tak boli że zaraz mi chyba oko wypłynie :) Poszłam na spacer żeby się przewietrzyć, wypiłam wodę żeby się nie odwodnić, w domu cisza i spokój...a le nic nie pomaga. Z pół godz temu wzięłam paracetamol, ale też bez rezultatu :( Dzisiaj wyjątkowo nie boli mnie brzuch, nie ma skurczy, czkawki małego jak dotąd teżnie zarejestrowałam... jak nie moja ciąża... Dzień byłby idealny gdyby nie ta głowa. Chyba zaczynam się godzić z tym że przenoszę ciążę:( Tak strasznie mi zależy żeby urodzić wcześniej, już tak bardzo bardzo jestem zmęczona i znudzona tym stanem że dałabym wiele za pomyślne zakończenie tego etapu, ale intuicja mi podpowiada że nic z tego. Mały ujawni się światu po 15 kwietnia :( Tylko ja tu nie zwariować?
  10. nowym mamom serdecznie gratuluje i baaaardzo zazdroszczę :):) Sękowa, ty musisz czekać na mnie, bo mamy taki sam termin porodu i jak urodzisz przede mną to się załamie:) bo chyba żadna z was nie ma już tak dosyć ciąży jak ja, dla mnie to coś nie do opisania. Całą ciąże wszystko było ok... i chyba teraz nadrabiam zaległości bo wszystkie możliwe dolegliwości mnie dopadły i to ze zdwojoną albo ze ztrojoną siłą... już po prostu nie daję rady. Dzisiaj jak idiotka wymyśliłam że pójdę do fryzjera bo porodzie to nie wiadomo kiedy znajdę czas... farbowanie, strzyżenie... ponad 3 godziny na krzesełku :( już nie wiedziałam co ze sobą robić, fryzjerka też byłą trochę przerażona bo ja się wyginałam na tym krześle jakby mnie coś opętało, co chwila wstawałam, siadałam, wstawałam , siadałam, biegłam do kibelka na siku potem bo mi niedobrze, potem zgaga, potem spadł mi poziom cukru i myślałam że tam zemdleję... po co mi to było... w kolejnej ciąży oleję odrosty albo zamówię fryzjerkę do domu :) Do tego jestem tak spuchnięta że nie mogę na siebie patrzeć. Dżizes,,,kiedy to się skończy?????? Do tej pory nie miałam do męża pretensji i ani razu nie zapytałam go dlaczego tak mnie urządził, ale czuję że jeszcze kilka dni i zacznę na niego wrzeszczeć za to władował mnie w tą ciążę ;)
  11. andzik- no to powodzenia, obyś przetrzymałą tak długo jak potrzebujesz:) ja chętnie oddałabym ci kilka dni:) Do 15( wtedy mam termin) jeszcze 2 tyg... to będzie chyba najdłuższe 2 tyg w moim życiu... Wczoraj wieczorem miałam najsilniejsze skurcze jak do tej pory. Już się tak cieszyłam że może zaczynam rodzić. Mąż nie mógł się nadziwić że leżę ze łzami w oczach bo tak boli a z drugiej strony śmieję się cały czas- no bo tak już się cieszyłam że za kilka godzin urodzę... ale nic z tego, skurcze miałam co 15-20 minut, trwały od 5 do 7 minut każdy. W sumie z godzinę mnie trzymało. Wody nie odeszły, żadnego czopu też nie było... dziecka jak nie było tak nie ma. Przekonałam się, rodzenie że będzie cholernie bolało, bo te skurcze to takie serio męczące- porównywalne do skurczów przed okresem, tylko że duuuuuużo silniejsze...a to przecież nie był jeszcze poród, nawet pierwsza jego faza, tylko jakieś żarty sobie synek z mamusi zrobił...
  12. co do jedzenia to ja bym teraz konia z kopytami zjadła. czytałam gdzieś że w ostatnim miesiącu kobiety już nie tyją często nawet do kilograma im spada... w takim razie ja nie jestem w większości bo jakkbym mogła to bym w ogóle nie przestała jeść. jedynie to niesamowita zgaga mnie przed tym powstrzymuje...czasem to już nawet zgagą nie można nazwać, tylko chyba refluks bo posiłek kończę na kolanach przed klopem...
  13. mamusie... jak ja wam zazdroszczę... straaaaasznie bym chciała już urodzić, ja wczoraj rozpoczęłam 38 tc, jutro idę do gina, ale czuję że mój mały przeciągnie swoje posiedzenie w brzuchu poza termin. Czuję się źle, puchnę, siku co 5 minut, plecy to tak mnie boją jakby ktoś mi je łamał dosłownie, do tego jakieś promieniowanie do nóg cze momentami nie jestem w stanie się ruszyć, ból krocza, skurcze, pieczenie i twardnienie brzucha co rusz... no i koszmarne noce. Nie mogę wogóle spać- nie ma takiej pozycji w której czułabym się na tyle dobrze żeby spróbować zasnąć... leżąc na prawym boku mam refluks, zaczynam wymiotować, w najlepszym przypadku mam hiper zgagę, do tego mały jest tak ułożony że leżąc na prawej stronie strasznie boli mnie brzuch. Jak się położę na lewym to zaczynam się dusić, dosłownie nie mogę nabrać powietrza, kręci mi się w głowie i plecy strasznie zaczynają boleć, kiedy leżę na plecach tez się duszę (to chyba przez mój gigantyczny biust) próbowałam spać na siedząco ale nogi mi puchną do niewyobrażalnych rozmiarów i plecy strasznie bolą. Jestem już zmordowana okropnie tą końcówką ciąży... Nic nie mogę zrobić w domu bo jak pochodzę lub postoję chwilę dłużej to brzuch strasznie mnie boli, leżeć jak pisałam nie mogę, z siedzeniem też problem bo zaraz krocze doskwiera i plecy... Dosłownie marzę o porodzie. Wszyscy mi mówią że później będzie gorzej i teraz to powinnam skupić się na odpoczywaniu...ale jak tu odpoczywać jak od jakiś 2 tyg czuję się okropnie. Jutro idę do ginekologa ale nie spodziewam się usłyszeć że poród zbliża się wielkimi krokami. Tydzień temu lekarka mi powiedziała że jeszcze długa droga przede mną :( Mój synek już się nie mieści w moim brzuchu, prawie się nie porusza, jak daje o sobie znać to głównie w nocy- wypycha nogi gdzieś w okolicach moich żeber, albo rąbnie mnie w wątrobę. Bardzo często miewa czkawki co od jakiegoś czasu teżjuż mnie nie cieszy tylko irytuje bo taka czkawka potrafi trwać ze 20 minut... Mąż smutny chodzi bo widzi jak się męczę, próbuje mi pomagać- wyprowadza psa jak jest w domu, poda posiłek, raz nawet namówiłam żeby wymasował mi stopy :) Chyba muszę zacząć wypróbowywać domowe sposoby na wywołanie porodu- zacznę pewnie od bzykania bo to najprostsze i podobno skuteczne ;) Nie wiem jak przetrwać te kolejne 2 tyg...albo i więcej, jestem już meeega zdesperowana i strasznie chcę urodzić :(
  14. moja walizka stoi gotowa:) tylko telefon i łądowarkę muszę w ostatniej chwili dorzucić, a no i wyniki badań i dokumenty. Poza tym wszystko mam. Dziś się zastanawiałam czy kupić od razu, tak żeby leżało w domu na wszelki wypadek, jakiś preparat od kolki i od gorączki dla maluszków, no i chyba kupię też termometr bezdotykowy. Mnie już tak wygięło od tego brzucha że ledwo daję radę stać, kręgosłup chyba mi się niedługo złamie :) Jak próbujęsię wyprostować to boli brzuch bo ściskam małego, więc albo ból pleców albo brzucha- nie ma kompromisów w tej sytuacji :) Chyba mnie ominął syndrom wicia gniazda, w domu dookoła syf- widzę to i nie podoba mi się, ale wcale nie mam ochoty sprzątać. Wiadomo, że takie podstawowe rzeczy jak mycie naczyń, odkurzanie, pranie czy czyszczenie łazienki odbywa się regularnie, ale malowanie ścian czy jakieś gruntowne porządki... nie mam siły na to.
  15. a jak z imionami dla pociech? wszystkie macie już wybrane imię?? Bo ja mam takąumowę z mężem że to on wybiera imiona dla chłopców a ja dla dziewczynek (we wszystkich moich ciążach) Ale mój chłop to ma takie problemy z podjęciem decyzji, że zaczyna to być jużdenerwujące. Za 3 tyg termin a on co tydzień wymyśla inne imię- był już Staś, Jaś, Krzyś, Franek, Piotruś, teraz napalił się na Mieszka. Nie wiem czy to normalne- pewnie nie, ale jakoś jest mi to obojętne jaki imię wybierze mąż, do każdego sięprzyzwyczaję. Jak na razie wszystkie które wybrał są dla mnie do zaakceptowania więc tragedii nie ma...ale jakim imieniem to się skończy- nikt nie wie... :)
  16. Olabia- tak jak mojej poprzedniczce mój gin powiedziała że do 10 razy dziennie można mieć skurcze, pieczenie, twardnienie itd, że to normalne. W piętak miałam USG i wyszło że mój synek troche sporawy jest w 32 tyg. waży 3200... tragedii nie ma, ale jak dalej będzie tak przybierał na wadze to za 3 tyg mogę wypychać z siebie niezłego giganta... oby nie. Całą ciążę miałam nadzieję, że synek będzie malutki- mój mąż się urodził mały i tak sobie myślałam że może syn pójdzie w jego ślady- jednak to moja krew :) u mnie w rodzinie sami potężni mężczyźni są. No nic, ja to jakoś będę musiałam przeżyć, a on ma sięurodzić zdrowy, tylko to się dla mnie liczy. Nie wiem jak wy, ale ja już strasznie jestem podekscytowana, nawet teraz mogłabym rodzić, jest mi jużbardzo ciężko chodzić, oddychać, spać... wszystko mi już doskwiera, no i tak strasznie chce go zobaczyć:) :):) Nie myślę o bólu, o tym ile poród będzie trwał, nie chcę się na tym skupiać... Wyobrażam sobie tylko ten moment kiedy ktoś położy mi synka na brzuchu i jużtak bardzo na to czekam:):):) Karolowa- wspaniała wiadomość, gratulacje, babo- jesteś wielka :):):) Szkoda że nie mam waszego forumowego maila- pewnie będziecie tam wszystkie wstawiały zdjęcia noworodków :):):) To która następna w kolejce do porodu? ja dopiero połowa kwietnia, więc jeszcze sporo czasu przede mną.
  17. właśnie odebrałam wyniki badań. Wyszło że mam bardzo niski FT4. NIgdy nie miałam problemów z tarczycą, na początku ciąży robiłam badania, między innymi TSH, ft4 i wszytsko było ok. Co może oznaczać taki wynik? Wiem że muszę szybko zgłosić się do ginekologa i endokrynologa, ale dzisiaj chyba nie zasnę ze strachu :(:(:( Co może się stać mojemu małemu w związku z niskim ft4???
  18. dziewczyny- a co z fotelikami do samochodów? jakie kupiłyście? ja jeszcze nie mam, po niedzieli się za to biorę, z tym akurat już nie mogę zwlekać bo przecież małego jakoś trzeba będzie przywieźć ze szpitala, a jak zostawię męża z tym wyborem to kupi jakiś za milion milionów ze znaczkiem ferrari albo innym bmw, nie koniecznie funkcjonalny (to straszny gadżeciarz,a do tego ma hopla na punkcie swojego pierwszego syna...)
  19. dziewczyny, macie tu linka do apteki adzie możecie kupić herbatę z liści malin http://www.doz.pl/apteka/p47038-Lisc_maliny_herbatka_ziolowa_50_g
  20. 36 tydzień- dzisiaj było pierwsze KTG :) strasznie miło posłuchać bicia serduszka mojego maleństwa, dostałem skierowanie na mnóstwo badań, pewnie potrzebuję ich do szpitala do porodu, oprócz tego hormony, elektrolity i jakieśinne. Od teraz mam się zgłaszać do lekarza co tydzień. Co raz bliżej godziny zero :):):):):):)
  21. z tym macierzyńskim rocznym to jużpewne? czy to ciągle jeszcze w sferze planów jest?
  22. pisząc "żegnać" miałam na myśli że będziemy po kolei wybierać siędo szpitala, a nie że odchodzimy z forum na zawsze, po porodzie z pewnością nie będziemy już tak często czytały i pisały na forum.
  23. został mi niecały miesiąc do rozwiązania a ja ciągle nie wiem gdzie iść rodzić:(
  24. KAROLOWA trzymam mocno kciuki :) Obyś przeszła prze poród szybko i bezboleśnie. Jestem podekscytowana tym że nadszedł czas kiedy forumowiczzki zaczynają się z nami żegnać :) Jestem na forum od samiutkiego początku ale pisałam tylko na samym początku i teraz na końcu, kochane jeszcze tylko kilka tygodni i wszystkie będziemy miały nasze kochane dzieci w ramionach:):):)
  25. ale pogoda w Krakowie :) troszkę zimno, ale słońce takie że aż chce się żyć:) Mi pozostał jeszcze miesiąc do rozwiązania...oby szybko minęło, bo już nie mogę się doczekać:)
×