Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

niclas

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez niclas

  1. ale jesteście pojechani, ja chciałbym być, jak twój partner i on mi imponuje. I dzięki tej rozmowie przekonuję się o istnieniu innych postaw wśród facetów. Tylko jeżeli muszę dokonać wyboru moja obawa lub komfort/zdrowie partnerki to chciałbym, żeby to był wybór między faktycznymi przeciwieństwami. Natomiast jeżeli argumentacja kobiet idzie w stronę domniemania totalnej aseksualności gina to ja tego nie kupię. Alternatywa jest dla mnie taka: moja obawa, że się podnieci/Twoje zdrowie, moja obawa, że sie podnieci /Twój komfort psychiczny, moja obawa, że się podnieci/brak bólu przy badaniu. I muszę zdecydować, na czym bardziej mi zależy, żeby on sie nie podniecił, czy żebyś nie ryzykowała zdrowiem? Co jest ważniejsze, żeby sie nie podniecił, czy żeby Ciebie nie bolało? I na te pytania muszę sobie odpowiedzieć. Czy potrafię sie wnieść ponad moje fobie w imię uczucia do Ciebie? Rozumiesz mój tok rozumowania i gdzie leży dla mnie problem?
  2. Ale może też być odwrotnie. Kobiecie jest płeć obojętna, ale w pewnym rejonach może nie mieć wyboru, bo dominują faceci, a kobiet lekarzy jak na lekarstwo. Bywalcze, ale jeszcze dwa słowa o naszej polemice, dotyczącej szczególnej więzi kobiet z ginem, czy ukrytego ekshibicjonizmu, jak wolisz. Ja zauważam zjawisko owej szczególnej więzi. Piszę o tym na s. 1 (punkt 2 męskich obaw o ginekologa). Tylko ja odnoszę to zjawisko do sytuacji, gdy ginekolog jest nadmiernie wyeksponowany przez kobietę: \"mój ginekolog to i to, ach, och, co chwilę o ginie. Jeżeli kobieta w sprawach służbowych mówi mi obcemu facetowi: \"Nie, o czwartej nie mogę, bo idę do ginekologa\" i ciągle gada o nim, deprecjonując przy okazji męża to coś jest nie tak. Natomiast bronię Betoniarki, bo ona swego gina jakoś tam zlewa, nie że lekceważy, ale nie przywiązuje do tego większej wagi: weszła, zbadał, pogadali o bzdurach przy okazji, wyszła. Ja u niej nie dostrzegam konfliktu lojalności mąż/ginekolog. I kupuję argument o tym, ze jest mniej skrępowana u mężczyzny przy badaniu i nie widzę tutaj jakiegoś odcienia dwuznaczności co do jej motywacji.
  3. ale jesteście po... słuchaj, nie wiem, czy to jest większość facetów, po prostu nie wiem.
  4. Bywalcze, muszę jednak się od Ciebie zdystansować. Jeżeli miałbym być badaczem to takim, który chce poznać zdanie innych, ale nie snuje trudno sprawdzalnych hipotez na temat motywacji innych osób. Dla mnie problem jest tu bardziej etyczny, niż socjologiczny. A chodzi też o aspekt dydaktyczny, wychowawczy. Wyobraź sobie, że nasze forum czyta jakiś młody chłopak zazdrosny o ginekologa. Jeżeli przeczyta moje wypowiedzi to się dowie, że najlepiej porozmawiać z partnerką, zastanowić się, czy jej ufa, a jeśli tak, to czy potrafi uszanować granice jej wolności w obszarze intymnym. To, co Ty piszesz to jest trochę zaszczepianie nieufności: "Pamiętaj chłopcze, czytaj miedzy wierszami, bo ona może być ukrytą ekshibicjonistką, tylko Cię zwodzi". Nawet jeśli nie taka jest Twoja intencja to można to tak zinterpretować. Ja też spotkałam w moim życiu kobiety, które sie zachowywały dwuznacznie, jeśli chodzi o ginekologa, jedna z nich miała z nim nawet otwarty romans. Ale z tego nie wynika, że to jest jakieś ogólniejsze prawidło. Chciałem mieć większą próbkę, to zadałem pytanie na tym forum. Odpowiedzi znamy.
  5. Papużanko, może byś jednak różnicowała rozmówców w zależności od poglądów. Wrzucanie wszystkich facetów na tym forum do jednego worka to delikatnie mówiąc uproszczenie.
  6. Słuchajcie to teraz ja jako mentor. Dziękuję za obszerną wypowiedź O żesz, wypowiedź głęboką, spokojną, pisaną ładną polszczyzną. Cieszę się, że wątek antyfemisnistyczny został jednoznacznie rozwiany. W ogóle czytając to, co pisze Ożesz miałem wrażenie, że słucham mądrej kobiety. To bardzo cenne, że wyniknął wątek tego, że w Stanach jest obawa o molestowanie i stąd pewne nadzorowanie ginekologa. Tu rację ma Euglena, że oskarżenie fałszywe gina o molestowanie jest łatwe, udowodnienie, że tak nie było właściwie niemożliwe. I firmy wolą sie zabezpieczyć. Racji trudno też jednak odmówić Karolkowi, że gabinet ginekologa to miejsce o potencjalnie zwiększonym ryzyku nadużyć seksualnych. Choć z drugiej strony taki nadzór to trochę sytuacja podważania zaufania do kogoś tak na wszelki wypadek. Przynajmniej w relacji z partnerem bym tego (takiego kontrolowania) nie pochwalał. Ufam ci i już. Bywalcze, znam opowieść małej nimfomanki z Niemiec z Twojego postu, ale traktuję ją jako jeden konkretny przypadek. Jeżeli kobiety na forum deklarują, że ich motywacja jest inna, to im po prostu wierzę.
  7. Ananke, co do dbałości o swoje zdrowie facetów to zgoda. Ale czemu ten post się rozwija, jednak głównie dzięki kobietom, to myślę, że sprawa jest bardziej złożona. Uważam, że część z Was ma świadomość istnienia męskiej zazdrości o ginekologa, więc chce się tematowi jakoś przyjrzeć. Ta agresja to trochę zasłona dymna dla niepokoju. Oczywiście, i to przykład modyfikacji mojego stanowiska dzięki Papużance, jest pytanie, czy to warto ruszać. Na początku twierdziłem \"należy porozmawiać z partnerem o ginekologu\". Teraz nie mam tej pewności. Jeżeli w związku nie ma takiego problemu to może lepiej nie wywoływać tematu. Najgorsze jest to, że jest grupa facetów, którzy mają z tym problem, a za cholerę sie do tego nie przyznają. Czują może też, że zostaliby po prostu wyśmiani przez partnerkę. Jedyny wniosek, jaki mi sie nasuwa jest taki: tak ustawiajmy nasze relacje w związku, żeby nikt nie był zmuszony odgrywać przed drugim tego, kim nie jest, a zwłaszcza kogoś mocniejszego, niż jest na prawdę. A wtedy, jeżeli uzna że ten czy inny problem go gryzie, to na pewno na rozmowę sie zdobędzie.
  8. Betoniarko, nie rozumiem twojego zdenerwowania. Ale Jesteście ... postawiła zarzut temu topikowi, że tu chodzi o to, że jacyś faceci chcą sie podniecać rozmowami o ginach. I po prostu nie ma odwagi przyznać, że są tu też bardzo głębokie wątki etyczne. Jeżeli udało się je wydobyć, to też w dużej mierze dzięki Tobie. Moje pytanie o antyfeminizm zainspirowała częściowo Twoja właśnie postawa. Bo potrafiłaś (jako jedna z nielicznych) uzasadnić swoje preferencje bez sugestii, że kobiety są mniej kompetentne, niż mężczyźni w tym zawodzie (por. O żesz). Takie wątki poboczne są uprawnione. Dziwisz się, że wkoło wałkuję to samo? Owszem, o tyle, o ile ciągle wracają argumenty już raz wypowiedziane. Dlatego m.in. broniłem Cię przed Karolkiem, bo wcześniej poznałem szczegółowo Twoje uzasadnienie. Takie nawracanie jest nieuniknione. Uważam, że rozmowa posuwa się do przodu i w pewnych rzeczach jesteśmy dużo bliżej wspólnego stanowiska. I jak najbardziej zapraszam Cię do dalszego w niej uczestnictwa.
  9. natomiast nie podoba mi się ta sugestia o kontrolowanej zdradzie, jeśli kobieta idzie do gina faceta. To znowu jest wchodzenie w cudze sumienie. Przyjąłem taką zasadę. Jeśli moje rozmówczynie mi mówią, że ich motywacja jest taka i taka to moim obowiązkiem jest przyjmować to za dobra monetę.
  10. Dynamicznie potoczyła się wczoraj rozmowa. Padły ciekawe stwierdzenia. Wypowiedź Świętej Anny jest tu szczególnie cenna. Przypomina to, co mówiła Linkapau na 1 stronie. Od początku o coś takiego mi chodziło. Przecież ona chodzi do mężczyzny, a ze swoim facetem pogadała. Ale doskonale rozumie to, że facet może być tu zazdrosny. W świetle takiej wypowiedzi wszystkie te panie, które z taką furią mówiły o niedojrzałości, zakompleksieniu, nieszanowaniu wolności, nastawaniu na zdrowie partnerki, gdy mężczyzna ośmieli sie coś powiedzieć o swoich obawach, powinny się wstydzić. Jeżeli partner chce coś powiedzieć partnerce o swoim problemie, to nic nie uprawnia jej do okazywania mu pogardy, no może oprócz braku kultury i wrażliwości. Przeczytajcie swoje wcześniejsze wypowiedzi, ile w nich pasji i agresji oraz pomiatania takim potencjalnym partnerem, a zrozumiecie, skąd taka uwaga. Musiałem to z siebie wyrzucić. Ten argument Karolka o lekarzu dziecięcym jest zasadny. No bo skoro w wizycie ginekologicznej nie ma kontekstu damsko-męskiego, a lekarze mężczyźni są delikatniejsi, to dlaczego skazywać dziecko na badanie niedelikatne. Odpowiedzi udzielone Karolkowi są też trafne. To oczywiste, że dla małej dziewczynki sama sytuacja jest nieprzyjemna i do tego jeszcze jakiś facet, choćby miły, to dodatkowy stres. Ale tu Karolek wykazał niekonsekwencję w Waszej argumentacji. Po prostu nie ma co mydlić oczu, że wizyta u ginekologa nie jest czymś specyficznym, jeśli chodzi o stopień intymności. A to oznacza, że jakieś męskie lęki są jednak uzasadnione psychologicznie. Bo bynajmniej nie mówimy o pobycie na plaży, czy w saunie.
  11. bronię Betoniarki przed uwagą Bywalca. Imponuje mi o na tutaj szczerością wyznania, ale tu nie chodzi o przyjemność w podtekście erotyczną z wizyty u lekarza. Jeżeli przyjemność to w tym sensie, że czuje się ona mniej skrępowana, bardziej komfortowo psychicznie u lekarza faceta. Moja ukochana położna z Genui argumentuje podobnie, tłumacząc motywy kobiet wybierających lekarzy mężczyzn.
  12. Zgadzam się z opiniami, że obecność przy badaniu narusza intymnośc kobiety. Poród to, co innego, bo tu chodzi o nasze wspólne szczęście, choć dla kobiety to często przeżycie traumatyczne. Nie dziwi mnie jednak, gdyby kobieta wolała, żeby partnera także tu nie było. Rozumiem za to intencję Karolka, że jedynym sposobem uspokojenia zazdrosnego partnera jest demitologizacja jego wyobrażeń na temat wizyty u ginekologa. Moim zdaniem najłatwiej to osiągnąć poprzez szczerą rozmowę między partnerami. Podobała mi się wczorajsza riposta Karolka Betoniarce na temat uprzedmiotowienia partnera. Za prostacką uważam natomiast odpowiedź Papużanki na moje wczorajsze streszczenie. Zrównuje ona bowiem poziom intymności wizyty u ginekologa z pobytem w saunie lub na plaży (deportując mnie przy okazji na Bliski Wschód). Te trzy okoliczności są nieporównywalne. Ja mówiłem o potencjalnej satysfakcji seksualnej wynikającej z dotykania i oglądania intymnych części ciała, a Paużanka pomija rzeczownik \"dotykania\" i przymiotnik \"intymnych\", mówiąc o oglądaniu ciała w ogołe. Taka argumentacja to nadużycie, bo nie odnosi się do tego, o czym pisałem.
  13. Gdybym miał podsumować ostatnie wpisy w tej dyskusji to dominuje we mnie rozczarowanie. Znowu zginął wątek relacji Ty i Ja w delikatnym wymiarze (trochę Karolek szedł w tę stronę). Słuchajcie, coś jest tu nie w porządku, że z taką łatwością stajacie się napastliwe i agresywne. Cieszę się jednak, że w wypowiedziach Papużanki i Betoniarki pojawia się słowo \"zaufanie\". Argumentację Karolka uważam za rzeczową i zasadniczo się nią zgadzam. Już na samym początku napisałem, że męska zazdrość o ginekologa (o którą mi chodzi) nie dotyczy zachowań kobiety, ale odczucia mężczyzny. Co w praktyce oznacza, że kobieta może nie robić nic złego, a facet zachowuje się tak, jak by się coś złego działo. Dlatego rozmowa, tam gdzie taka zazdrość wystąpi, jest naprawdę potrzebna. Skąd bierze się takie nieporozumienie? Moim zdaniem kluczowa jest tu właśnie płeć ginekologa. Przeciętnemu mężczyźnie istotnie bardzo trudno jest uwierzyć w to, że jakikolwiek facet pozostanie obojętny seksualnie na widok i dotyk intymnych części ciała kobiety. Doznawane tu podniecenie jest powtarzalne. Mój własny przykład ze strony 1 tego postu (co roku widzę na plaży mnóstwo biustów i cały czas robi to na mnie wrażenie, chociaż według waszych kryteriów powinienem się do tego przyzwyczaić). Argumentujecie też, że lekarz widzi dziesiątki pacjentek dziennie, w tym starych, śmierdzących, zaniedbanych, itd. Owszem, ale jeżeli na 10 staruszek trafi się jedna w przedziale powiedzmy 18-45 lat, w miarę zgrabna to nie wierzę, żeby patrzył na nią wyłącznie okiem medyka. Nie pamiętam już, na jakim forum, czy blogu wyczytałem taki wpis. Dziewczyny zrobiły eksperyment. Ustawiły się w kolejce jedna za drugą, dziewczyna gruba i nieatrakcyjna i zgrabna i atrakcyjna. Obie weszły do lekarza z prośbą o te same pigułki antykoncepcyjne. I co? Grubej wypisał od ręki, bez wywiadu i badania, zgrabną przebadał bardzo dokładnie, choć oczywiście zgodnie z zasadami sztuki. Ja wiem, że to jednostkowy przykład, ale dla mnie psychologicznie, że tak powiem zrozumiały. Tak więc, żeby rzecz sprowadzić do jakieś konkluzji. Uczciwość nakazywałaby zazdrosnemu mężczyźnie powiedzieć tak: \"ja nie chodzę do gina dla seksu, czy kontekstów damsko-męskich. Mój lekarz jest dobrym specjalistą, co więcej zachowuje się taktownie i unika wszelkich dwuznacznych podtekstów. I tyle mogę Ci na pewno powiedzieć. Natomiast, czy czerpie satysfakcję seksualną z oglądania i dotykania mnie, tego nie jestem w stanie powiedzieć. Lecz nawet gdyby czerpał to ja go ku temu nie prowokuję, ale też mnie to nie obchodzi\". Ale takie postawienie sprawy wymagałoby przyznania równocześnie: \"nie jesteś jedynym mężczyzną, który w czasie trwania naszego związku ma prawo czerpać satysfakcję seksualną z dotyku i oglądania moich intymnych części ciała. Potencjalnie takie prawo przyznaję też lekarzowi, bo dla mnie racją nadrzędną jest tu moje zdrowie\". Czy to uczciwe postawienie sprawy?
  14. Ale jesteście pojechani, wydaje mi sie, że to nie jest bez znaczenia. Bo jeżeli dziś godzisz się na stereotyp \"kobieta gorszy ginekolog, niż mężczyzna\" to jutro Twój szef Ci powie, że jesteś gorszym informatykiem, bo jesteś kobietą, gorszym kierowcą, prawnikiem itd. To są jakoś naczynia połączone. I tu dużo zależy od kobiet, w jaki sposób one same mówią o sobie, bo to wytwarza klimat przyzwolenia na coś lub sprzeciwu wobec czegoś.
  15. Bywalcze, błagam, nie wprowadzaj nowych wątków, bo tak sie nie da utrzymać spójnej dyskusji. Oczywiście, że to jest ważne, co piszesz, ale akurat nie w tym momencie.
  16. Meaaa Rozumiem, że takie jest Twoje osobiste doświadczenie i ono jest rzecz jasna najbardziej miarodajne dla Ciebie. Ale moje pytanie nie było o płeć ginekologa, tylko raczej o stosunek kobiety do kobiety w debacie publicznej. Któraś z feministek powiedziała ciekawa zdanie, że nie ma co liczyć na szacunek dla kobiety w społeczeństwie, w którym kobiety nie szanują siebie nawzajem. Oczywiście, Twój głos jest o tyle zasadny, że jeżeli lekarka ma taki, jak piszesz, stosunek do pacjentki to też jest przejaw braku szacunku kobiety wobec kobiety. I taki problem też trzeba zaznaczyć. A propos, czy wśród Was są jakieś feministki, znające trochę współczesne teorie feministyczne. Co one mówią o stosunku kobiety do kobiety?
  17. Słuchajcie dziewczyny, od wczoraj, wyłączywszy Bywalca, jakoś nie kłóciłyście się ze mną. A to jest sytuacja niezdrowa i absolutnie tak trwać to nie może, więc mam już nowy powód do zwady. Tak serio, myślę, że sprawa jest poważna. Chodzi mi o Wasze uzasadnienia wyboru lekarza. Powtarzam Wasz wybór szanuję, ale moje zastrzeżenie budzi to, że argumentując za mężczyzną często postponujecie lekarzy kobiety. Szczególnie mam tu na myśli głos O Żesz, która długo i rzeczowo uzasadnia swój wybór i konkluduje: \"Jeśli po takich wyjaśnieniach mój partner by się upierał, że mam sobie poszukać kobietę ginekologa (choć wśród moich koleżanek chodzących do kobiet-ginekologów pojęcie badania piersi to abstrakcja i podejście do pacjenta jako kogoś z kim należy przeprowadzić szczegółową rozmowę na temat różnych zagrożeń) to odebrałabym to jako lekceważenie mojego zdrowia\". Moje pytanie jest takie. Czy zdajecie sobie sprawę, że od takiej argumentacji, włącznie z uwagami, że kobiety są mniej delikatne, wyrozumiałe itd., bardzo już blisko do czystego antyfeminizmu? Bo brzmi to trochę tak: \"kobieta jest gorszym ginekologiem, bo jest kobietą\". Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę z O żeszki robić demona antyfeminizmu i na pewno jest intencją nie było postponowanie kobiet lekarzy en bloc. Myślę, że mówiła o doświadczeniach osób z jej otoczenia. Ale mimo wszystko brzmi to źle. Więc powtarzam pytanie, czy macie świadomość, że sidła antyfeminizmu są już bardzo blisko przy takim sposobie argumentowania?
  18. Betoniarko, problem mam taki, że jak by musiała iść do faceta to, żebym nie robił z tego sprawy. Żebym sprostał temu, co deklaruję, że względy medyczne są najważniejsze. I powiem Ci, że dzięki tym rozmowom, w dużej mierze z Tobą, jestem teraz na to lepiej przygotowany. I tu problem motywacji kobiety jest ważny. A Ty chyba najpełniej mi ją wytłumaczyłaś. Powiem inaczej. Gdyby na początku postu, ktoś mnie zapytał, czy twoim zdaniem Betoniarka postępuje, jeśli chodzi o lekarza, uczciwie wobec swojego faceta, to bym miał wątpliwości. Dzisiaj powiedziałbym, że postępuje uczciwie.
  19. czytając jego posty, jak tam jakichś rad udziela kobietom, choć zastrzegając się że to jego amatorskie uwagi i że powinny iść do lekarza. Jakieś proporcje hormonów, czy innych wskaźników w organizmie, czy czegoś tam. Dla mnie to ciemna magia, więc uważam, że wie na pewno dużo więcej ode mnie.
  20. Ananke (Konieczności Droga) i Ty Papużanko, bądźcie sprawiedliwe. Skąd biorą się takie opinie, czy insynuacje? Z powodu zachowania samych kobiet. Przecież u nas cała dyskusja na temat motywów kobiety (z sugestią, że to dla przyjemności) zaczęła się od głosu Samej JUż nie wiem, że jej koleżanki wybierają celowo młodych ginekologów dla dreszczyku emocji. Jak byśmy tych dziewczyn nie usprawiedliwiali to kryterium merytoryczne wyboru lekarza to nie jest. Mnie się ta dyskusja też specjalnie nie podobała, ale była logicznym następstwem głosu jednej z Was. Abstrahując już od Bywalca, która jednak wiedzę medyczną ma dużą, to myślę, że część facetów istotnie może nie zdawać sobie sprawy z tego, jak badanie ginekologiczne jest nieprzyjemne. Więc po prostu warto facetowi to powiedzieć, gdy widzicie, że się w tym nie orientuje.
  21. Gwiazdki, ale niuansowanie nie dotyczy wizyty u lekarza, ale reakcji partnera. I trochę mnie tu zdenerwowały takie jednostronne reakcje. Natomiast to, co proponuje Papużanka to jest zaprzeczenie samej idei forum. Anonimowość to chyba jedna z najważniejszych jego wartości. Wciąż nie mogę zrozumieć co w tym tak irytującego, że pytam o granice kompromisu w jakiejś sprawie? Chyba chodzenie do lekarza to sprawa jak każda inna, o tyle może istotniejsza, ze dotyczy zdrowia.
  22. uporządkujmy pewne fakty. To nie miało żadnego znaczenia, czy byłbym obecny przy porodzie, czy nie. W tym przykładzie chodziło mi o to, że w stanie wyższej konieczności płeć lekarza, nawet dla mnie, jest sprawą drugorzędną, czy po prostu nieważną. Sytuacja opisana przez Tomka to taki właśnie casus. Chodziło o ratowanie życia i zdrowia i tylko to było w tym momencie ważne. A że Tomek w ogóle nie jest zazdrosny o gina, to dobrze. Taki przykład warto nagłośnić dla uspokojenia zazdrośników. Pisałem już o tym na początku, że jestem przeciwnikiem obecności partnera przy badaniu, bo moim zdaniem to narusza intymność kobiety. Więc ja bym z moją żoną nie wszedł do środka, nawet gdyby ją miał badać mężczyzna. Jestem też przekonany, że ona również by sobie tego nie życzyła. Mam żal do Papużanki, że obniża merytoryczny poziom dyskusji. To jej podsumowanie tak odbieram (zresztą tu mija się też z prawdą, bo położna mówi o lekarzu prowadzącym, a nie odbierającym ciążę). Czy jeżeli jakieś zachowania są dla kogoś dziwne to od razu trzeba to wyszydzić? Chciałbym, żeby wartość tego postu polegała na ukazywaniu rozbieżnych stanowisk, trudnych nieraz do zrozumienia motywów ludzkich, a nie na wyszydzaniu drugiej strony. Bo taka ironia ma jeszcze ten minus, że zaciera całą subtelność i złożoność wcześniejszych analiz. Wcześniej w podobnym duchu wypowiedziała sie też Foczk-ka \"to tylko męskie frustracje i nic poza tym\". Tu trzeba odwagi intelektualnej. Dlaczego na dźwięk słowa ginekolog przestajecie myśleć i tracicie zdolność do niuansowania problemów? Przecież nikt nie oczekuje, że się macie zgadzać z tym, co piszę. Wasz odmienne zdanie dla mnie jest bardzo cenne i po to tu się wprosiłem, żeby je poznać. Rozmawiajmy więc w tej samej konwencji.
  23. Papużanko, na Twoje pytanie, na czym ma polegać dowartościowanie odpowiedziała właśnie Betoniarka: \"Byc może sa kobiety, które uwazają, że bosko wyglądają i chcą się pokazac komu popadnie - a u ginekologa jest okazja, bo trzeba sie rozebrać. Ale tak samo będą sie rozbierac na plaży albo we własnym domu przy odsłonietym oknie i zapalonym świetle\". I właśnie o tego rodzaju motywację mi chodziło. U ginekologa jest o tyle lepsze alibi, że wiadomo, że tu się trzeba rozebrać, podczas gdy na plaży, czy w domu to musi być, także dla potencjalnych widzów, w całości własna inicjatywa kobiety. A dlaczego Ty czułaś dreszczyk emocji opalając się pierwszy raz topless? Bo plaża nie była pusta. Jeżeli mężczyźni wodziliby za Tobą wzrokiem to znaczyłoby, że jesteś atrakcyjna. Czy to nie dowartościowanie? Ale, słuchajcie, to ja przecież napisałem, że jeżeli kobiety się tak nawet zachowują u ginekologa, to jest to u nich raczej powierzchowne, że tak powiem nie na śmierć i życie (nimfomanki pomijamy). Więc tego wątku nie chcę nadmiernie eksponować. To, co mnie interesuje to liczenie się lub nieliczenie się z partnerem. I uznałem, że najpewniejszym kryterium jest tu po prostu sumienie kobiety. Któż lepiej od niej wie, jakie są naprawdę jej motywy działania? Stąd taki nacisk kładę na słowo \"zaufanie\". Jeżeli Cię pytam o to, a Ty mówisz, że nie chodzi Ci o kontekst damsko-męski, erotyczny, czy coś takiego, to, jeżeli Ci ufam, to powinienem takie zapewnienie przyjąć do wiadomości. A jeżeli Ty u mnie widzisz lęk, to już sprawa Twojego serca, jak praktycznie na to zareagujesz.
  24. Papużanko, nie podoba mi sie poza tym Twoja koncepcja związku. Dlaczego niby kobieta ma ukrywać, że idzie do lekarza, skoro jest pewna swojej uczciwości wobec partnera? Związek partnerski na tym polega, że mówimy sobie o wszystkim, a już na pewno o tym, co dotyczy zdrowia drugiej osoby. I nie godzę się na to, że w zasadzie nic nie jest zdradą poza stosunkiem płciowym. Tu nie chodzi o kontrolowanie drugiego człowieka, ale o uznanie drugiego za faktycznego partnera. I on ma prawo zapytać, dlaczego robisz to a to? Margines zostawianej sobie wzajemnie swobody może być oczywiście większy lub mniejszy.
  25. ta rozmowa jest trudna, bo dotyczy sumienia kobiety, sumienia innego człowieka, gdzie nikt poza nią samą nie ma i nie powinien mieć dostępu. Ja mogę pytać o Waszą motywację, ale nikt poza Wami nie ma tu wiążącego słowa. To, co piszę potraktujcie jako męski punkt widzenia. Pewne argumenty Papużanki, czy Betoniarki są dla mnie nie do przyjęcia. Jeżeli Papużanka pisze, że nawet jeśli kobieta idzie go gina faceta dla potwierdzenia swojej wartości, to może znaczyć, że jej facet o nią nie dość dba. Coś takiego to jest straszny relatywizm. Czyli co, jeśli zdradzam żonę, to znaczy, że to jej wina, bo o mnie nie dość dba. Może być tu jakaś część jej winy, ale tak naprawdę zdradzam, bo mam ochotę na inną kobietę dla urozmaicenia życia. We flircie nie ma nic złego. Ale pytanie nie powinno być skierowane do mnie, ale do Was samych. Jakie są Twoje motywy? Czy zachowujesz się flirtownie dla rozładowania atmosfery, czy żeby znaleźć potwierdzenie własnej wartości w oczach innego faceta? Upraszczając, czy czujesz się tu (w swoim sumieniu) jakoś nie w porządku w stosunku do własnego faceta? To powinna być jakaś wskazówka. Nie przyjmuję też argumentów, że wizyta u ginekologa to sytuacja, jak każda inna. Nie, ponieważ kontekst sytuacji jest bardziej intymny. To, co masz między nogami to jest coś najbardziej cennego, co zwyczajowo ofiarowuje się ukochanej osobie. Nie zrozumcie mnie źle, że sprowadzam waszą wartość do tej okolicy. Z dentystą rozmawiasz ubrana, z ginekologiem mając odsłonięte to, co najbardziej intymne. Wszelka dwuznaczność jest tu tym bardziej dwuznacznością. Jeżeli nieco wcześniej padł przykład dziewczyn, które celowo wybierają młodych ginekologów dla dreszczyku emocji, to jest to z ich strony nielojalność, i to gruba, wobec partnera. Nie sądzicie?
×