niclas
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez niclas
-
tak greckiej i tureckiej muzyki słucham odziecka. Jak byłem dzieckiem słuchałem w radiu na krótkich falach (short waves), ale nie rozumiałem ani słowa i nie wiedziałem, jak się nazywa wykonawca. Dzięki za podpowiedzi muzyczne. Muszę koniecznie posłuchać tego, co proponujesz.
-
Sinan, to teraz pytanie bardziej dla rozrywki. Czy znasz piosenkę Demissa Roussosa "Faraway"? Jeśli tak, to czy ta piosenka brzmi dla Ciebie bardziej jak piosenka grecka, czy bardziej jak piosenka turecka?
-
Sinan, dziękuję za odpowiedź. A co piszą o kryzysie w Grecji tureckie gazety, co mówi turecka telewizja? Czy ton wypowiedzi w gazetach i w telewizji jest obiektywny, współczujący, czy złośliwy?
-
Zuzanno, czytaj uważnie, ja piszę o poczuciu upokorzenia i bezradności odczuwanym przez faceta.
-
Zuzanno, Sinan, inne i inni, ponieważ omawiamy różne tematy przy okazji. Mam do Was pytanie o stosunek Turków do obecnego kryzysu w Grecji? Czy w relacjach telewizji tureckiej, artykułach tureckich gazet widać jakąś Schadenfreude, satysfakcję, że w Grecji się wszystko posypało? Jaki jest w ogóle stosunek Turków do Greków?
-
Tez_popieprzony Twoje rozumowanie jest bliskie wielu facetom. Wklejam wypowiedź faceta ze str. 51, który opisowo może najtrafniej przedstawił, co my "zazdrośnicy ginekologiczni", a w rzeczywistości większość facetów po prostu, odczuwamy: "Czego my ... nie mozemy przezyc to to, ze my siedzimy sobie w domu, aucie, poczekalni kiedy inny samiec ma przed nosem Was nagie, wklada swoje paluchy w Was, nasze oblubione, ukochane kobiety. Nie piszcie prosze o kobietach urologach i ze nie mialbyscie z tym problemu itp. bo to nie to samo porowanie bo zdajecie sobie pewnie sprawe, ze w 99% przypadkow ten temat nie istnieje przed 60 rokiem zycia faceta". Tak, tu chodzi właśnie o poczucie upokorzenia połączone z poczuciem bezradności. I dla niektórych nawet obecność przy badaniu niewiele tu zmienia. I co ważne nasze kobiety, gdy są poddawane owym badaniom, są na też ogół w wieku swojej największej atrakcyjności.
-
Ginekologu mężczyzno, jestem gotów Ci uwierzyć, że nie stanowiłoby dla Ciebie problemu, gdyby Twoja żona miała chodzić do gina faceta, choć myślę, że w praktyce potrafisz ją przekonać, że akurat ten świetny specjalista, którego polecasz to (przypadkowo oczywiście) kobieta. Piszesz, że gdyby działo się coś złego, to płeć lekarza byłaby ostatnią rzeczą, o której byś myślał. To zupełnie tak, jak ja i większość facetów tu piszących. Rzecz w tym, że dzięki Bogu nie żyjemy bez przerwy w sytuacji skrajnego zagrożenia. W tej dyskusji odnosimy się do życia normalnego, bez gwałtownych przesileń. Może taki przykład. Gdyby ktoś zarysował lakier na Twoim aucie, to byś się wściekał i raczej nie pocieszyłoby Cię moje stwierdzenie, żebyś nie rozpaczał, bo ludzie w powodzi potracili domy, a Ty rozpaczasz z powodu drobnostki. Myślę, że nawet bym Cię taką gadką rozdrażnił. Co nie zmienia faktu, że gdybyś Ty stracił dom w powodzi, prawdopodobnie nie miałoby dla Ciebie większego znaczenia, że przy okazji zarysowany został samochód.
-
korzystając z linka, który podałem, możesz się skontaktować nawet z autorem tych, wyssanych Twoim zdaniem z palca, bzdur.
-
czy niemieckie statystyki nie są dla Ciebie ważnym dowodem, dotyczącym Niemiec?
-
przywoływana przeze mnie forumowiczka mieszka w Niemczech długo, ma męża Niemca, zna język i orientuje się w tamtejszych realiach.
-
oj, zjadło niemieckie znaki przy wpastowaniu
-
Ginekologu Mężczyzno, generalnie ma chyba rację Też popieprzony, że ważną przyczyną męskiej zazdrości o ginekologa może być atawistyczna chęć samca obrony własnego terytorium (= własnej kobiety) przed innym samcem. Coś jest na rzeczy. Nietrafiony jest natomiast Twój argument o naszej pruderii, która przeciwstawiasz braku pruderii Niemców. Z sauną, basenami, plażami masz rację, ale nijak to się ma do gabinetu ginekologa. Polki z Niemiec na innym topiku (moim autorskim "Czy liczycie się ze zdaniem partnera przy wyborze ginekologa?") pisały, że wcale nie jest tak łatwo znaleźć tam ginekologa faceta. Niejaka Kacapoły, która otwarcie przyznaje, że chodzenie do ginekologa mężczyzny sprawia jej przyjemność, pisze, że gdy poprosiła koleżanki Niemki o polecenie ginekologa, te polecały jej kobiety. Ona znalazła tam swojego pana doktora, ale i tak, jak przyznaje, w gabinecie zawsze, bez pytania jej o zgodę, pojawia się asystentka. Żeby nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków na podstawie pojedynczych głosów postanowiłem to zweryfikować w statystykach. Trafiłem na dane za rok 2002. I rzeczywiście, wg tych danych w Niemczech było wówczas aż 40,9% ginekolożek/ginekolożek-położniczek, a więc współczynnik wyższy, niż w USA. Po r. 1997 z uwagi na duże restrykcje w możliwości swobodnego osiedlania się, liczba ginekologów wzrosła nieznacznie. Za to znacząco wzrosła po r. 1989, po zjednoczeniu Niemiec, i co ciekawe obserwuje się od tego czasu stagnację, jeśli chodzi o nowych ginów facetów i przyrost, jeśli chodzi o kobiety. Poniżej link z wykresem (trzeba otworzyć w PDFie lub HTML)i wklejone odnośne fragmenty po niemiecku. http://www.springerlink.com/content/9tn79gymaxyylh27/fulltext.html Der Anteil der Frauen betrgt 40,9%. Die Anzahl der Gynkologen hat seit 1997 bedingt durch die strengere Regelung der Niederlassungsfreiheit nur unwesentlich zugenommen (s. Abb. 2). Zu beachten ist die Zunahme durch die Wiedervereinigung Deutschlands 1989, aber auch die Stagnation der Anzahl mnnlicher rzte und die Zunahme der Anzahl von rztinnen
-
Ginekologu facecie nie, kobiety ginekolodzy nie chcą nieść pomocy sfrustrowanym mężom pacjentek, ale po prostu innym kobietom. Doskonale rozumieją, że do części kobiet ginekolog facet może nie trafić, a chodzi o to, by cała populacja była objęta opieką, niezależnie od poziomu wstydliwości, a nie tylko kobiety tzw. świadome i odważne. Wstydliwość jest czymś normalnym, wymuszanie zaś obnażania się przed ginem facetem z powodu braku dostępności lekarza kobiety to jest natomiast coś nienormalnego. Myślę, że takie są motywy tych lekarek.
-
Ginekologu dzięki za odpowiedź. Znowu pozwalam sobie wkleić, tym razem fragment Twojego linka. Tekst pochodzi z roku 2007, a wykres przywoływany zatrzymuje się na roku 2003. Ale już do tego czasu (pomiędzy rokiem 1990 a 2003) przyrost lekarzy kobiet jest znaczący: Currently, there are twice as many male OB/GYNs as female OB/GYNs in the nation: 35,166 active male doctors and 17,355 female doctors. Since 1990, however, the number of graduating male OB/GYNs has decreased while the number of graduating female OB/GYNs increased (see figure 2 below). Moim zdaniem nie doceniasz zjawiska feminizacji ginekologii w USA. Gdyby serio potraktować Twoją uwagę, że mężczyźni są bardziej predysponowani do tego zawodu, to władze medyczne Stanów Zjednoczonych należałoby oskarżyć o masowe działanie na szkodę pacjentek, skoro nie wyrażają sprzeciwu wobec masowego zatrudniania kobiet na stanowiskach ginekologów w publicznej służbie zdrowia, i to według kryterium płci jako kryterium nadrzędnego. Znowu wklejam fragment z Kurkowskiego: "Opierając się na wynikach ankiet, z których wynika, że pacjentki preferują opiekę kobiet-lekarzy, wiele ośrodków medycznych nieformalnie rezerwuje miejsca ginekologów wyłącznie dla lekarek". Masz prawo odrzucać tezę o związku dominacji mężczyzn w ginekologii z niechęcią kobiet do chodzenia do ginekologa (pośrednio więc z większą zachorowalnością na raka i inne choroby gin.). Ja też tego nie potrafię dowieść. Chciałem tylko zobaczyć wskaźnik zachorowalności na raka szyjki macicy w różnych krajach i porównać, jak to się ma do struktury płci w zawodzie gina w tychże krajach. Nawet gdyby był jakaś korelacja niekorzystna dla facetów ginów, to i tak nie byłby dowód wystarczający. Ale, gdybym był złośliwy, to mógłbym postawić inne pytanie: czemu w Polsce jest tak dużo ginekologów (w większości mężczyzn), gabinetów, akcji masowych, a jednak wyniki, jeśli chodzi np. o raka szyjki macicy, na tle innych krajów są słabsze, choć ostatnio ponoć nieco lepsze? Jak rozumiem, całkowicie odrzucasz tezę, że męska płeć lekarza może zniechęcać pacjentki do skorzystania z jego usługi?
-
Następna, dobra rada, zmień może nick na czarny zabezpieczony hasłem, tak unikniesz podszywaczy.
-
Ginekologu mężczyzno, nie potraktowałeś mojego pytania poważnie. Czyżby coś było na rzeczy? Może jednak wkleję fragment z linka Też_popieprzonego, dotyczący USA: "W ostatnich latach najszybciej feminizowaną specjalnością medyczną jest ginekologia i położnictwo. Opierając się na wynikach ankiet, z których wynika, że pacjentki preferują opiekę kobiet-lekarzy, wiele ośrodków medycznych nieformalnie rezerwuje miejsca ginekologów wyłącznie dla lekarek". Jerzy L. Kurkowski Autor w 1997 r. ukończył studia z zarządzania ochroną zdrowia na uniwersytecie w Lexington w USA. Obecnie dyrektor Centralnego Szpitala Klinicznego Śl. AM w Katowicach, członek Naczelnej Rady Lekarskiej. W przeszłości lekarz wojewódzki w Katowicach i wiceminister zdrowia w rządzie J. Bieleckiego. Ginekologu Mężczyzno, skoro w Stanach kobiety preferują ginekolożki, a Stany kulturowo są z grubsza zbliżone do Polski, w każdym razie bardziej niż kraje muzułmańskie, to jest wysoce prawdopodobne, że i u nas zapotrzebowanie na ginekolożki jest duże. Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że część kobiet rezygnuje z regularnej opieki ginekologicznej wobec braku wystarczającej liczby lekarek w tej specjalności. Zresztą przypominam sobie ankietę Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego sprzed kilku lat, w których 40% pacjentek wskazała, że płeć ginekologa ma dla nich znaczenie (ze wskazaniem na kobietę), choć, tak na marginesie, w tej samej ankiecie pacjentki żaliły się na niedelikatność ginekolożek. Pamiętasz może tę ankietę? Dalej twierdzisz więc, że moje pytanie o związek między poziomem zachorowalności na raka szyjki macicy a dominacją mężczyzn w ginekologii jest paralelne zasadnością do pytania o korelację między liczbą bocianów a liczbą narodzin?
-
Ginekologu Mężczyzno, zadałeś wcześniej, nie bez sarkazmu, pytanie, co mi da ograniczanie liczby ginekologów mężczyzn, skoro i tak moja żona może iść do lekarza, jakiego wybierze? Otóż układ z żoną mam taki, że chodzi do kobiety (bez przesadnych restrykcji, jej poród odbierał facet). Problem w tym, że gdyby chciała iść publicznie do gina, to ma jak w banku, że trafi na faceta. Do tego, jak wejdą przepisy o obowiązkowej mammografii i cytologii, to ryzyko trafienia na faceta w publicznej przychodni też będzie większe. Przecież nie będę jej terroryzował, żeby nie szla tu a tu, itd. Ale jest w tym coś nie w porządku, że publiczna służba zdrowia jest tak ustawiona, że wpieprza się w intymność innych ludzi tam, gdzie to nie jest konieczne i gdzie dyskomfort i napięcia w związku, przy nieco innej organizacji tejże służby, byłyby do uniknięcia. Rozumiesz moje stanowisko?
-
Ginekologu Mężczyzno, śpij spokojnie, nie mam takich uprawnień, żeby cokolwiek ograniczać, a zresztą gdybym miał, to nie zrobiłbym niczego bez konsultacji z ludźmi z branży. Jeśli chodzi o kliniki z całkiem kobiecym personelem. Takowe są na przykład we Włoszech i USA, i to, o ile dobrze doczytałem, nie na zasadzie skrzyknięcia się kobiet, tylko okoliczności zewnętrznych - coraz więcej dziewczyn na medycynie w danym rejonie, we Włoszech dodatkowo coraz większa liczba imigrantek muzułmanek, które do faceta nie pójdą (czy raczej mąż ich nie puści). Wreszcie polityczna poprawność. Jest moda na walkę z molestowaniem. Kliniki powiązane finansowo z ubezpieczycielami wolą wziąć kobietę i mieć spokój z ewentualnymi (zasadnymi lub nie) roszczeniami. Ale ważny czynnik to także zmieniające się normy zachowania w społeczeństwach zachodnich, zwłaszcza w USA: Nie czekamy, aż ktoś dopuści się nadużycia, lecz eliminujemy na wstępie jego możliwość. Ksero ma być w oświetlonym miejscu, tak żeby można przejść obok niego swobodnie (nie ocierając się o koleżankę), profesor ma rozmawiać ze studentką przy otwartych drzwiach w gabinecie, ginekolog ma badać pacjentkę w obecności asystentki lub najlepiej samemu być kobietą. Ograniczenie roli mężczyzny w ginekologii jest tu po prostu synonimem postępu cywilizacyjnego, nie tylko wymuszonego poprawnością polityczną, ale też chcianego przez społeczeństwo.
-
Ginekologu mężczyzno, podoba mi się natomiast to, co piszesz o relacjach w związku, że dostrzegasz wagę wzajemnych ustępstw partnerów, że zachęcasz, by w przypadku sporów (także o ginekologa) po prostu ze sobą rozmawiać i że wreszcie potrafisz to zrozumieć, że kobieta może chcieć dobrowolnie zrezygnować z lekarza mężczyzny, by nie ranić partnera.
-
Ginekologu mężczyzno, pytasz, co chcę osiągnąć. Przede wszystkim dobrze opisać motywacje i odczucia faceta zazdrosnego o wizytę partnerki u ginekologa faceta. I mocno podkreślić, co sam zresztą też przyznajesz, że wizyta ginekologiczna to coś specyficznego ze względu na ingerencję w intymność drugiego człowieka. Jeżeli podałem przykład z wpychaniem rąk między nogi i dotykaniem piersi przez lekarza, to nie po to, żeby postulować zmianę procedury badania, niezdrowo się tym podniecać, tylko by uświadomić Ci, że wszelkie porównania relacji ginekolog-pacjentka do relacji mężczyzna innego zawodu-obca kobieta są nieadekwatne. Mówiąc prościej, nie będą histeryzował, jeśli mechanik będzie bajerował moją żonę lub ona nawet z nim lekko flirtowała, ani nie będę rozpaczał, jak księgowy będzie zapuszczał żurawia w jej dekolt, będę natomiast czuł dyskomfort, gdy lekarz będzie dotykał jej czipki. Pytasz także, czy chcę usunąć facetów z zawodu ginekologa? Usunąć może nie, ale ograniczyć procentowy udział mężczyzn w tym zawodzie tak. Ameryki tu nie odkrywam, coś takiego dzieje się zresztą teraz tam w Ameryce. Ordynatorami ginekologii w publicznych szpitalach zostają prawie wyłącznie kobiety (nie wiem, czy na podstawie rozporządzenia jakiegoś, czy zwyczaju, ale fakt jest faktem). W Europie Zachodniej powstają całe kliniki ginekologiczne wyłącznie z kobiecym personelem, poza tym procent kobiet i mężczyzn ginekologów zbliża się tam coraz bardziej do 50% : 50%.
-
i dodam jeszcze, że zdaję sobie sprawę z tego, że ginekologia to wcale nie taki łatwy kawałek chleba. Widać to może zwłaszcza w położnictwie i onkologii ginekologicznej. Wierzę lekarzom, którzy mówią, że poród, zwłaszcza ten z komplikacjami, to ogromny stres, bo w krótkim czasie trzeba podejmować szybkie decyzje. A bywa w zawodzie lekarza i tak, że nawet najsłuszniejsza decyzja i tak nie przyniesie rezultatu. To na pewno obciąża psychikę i ne pozwla tak łatwo wrócić do domu po pracy.
-
Ginekologu mężczyzno, zgoda, lekarz jest ostatnią instancją. Zakładamy, że do niego kobieta przychodzi już po podjęciu decyzji (wspólnie z mężem lub sama), że chce iść właśnie do niego. Choć i to nie jest zawsze w pełni dobrowolne, bo na przykład na NFZ przyjmuje tylko facet i ona nie ma po prostu wyboru. Ginekolog mężczyzna to trochę bohater tragiczny, niemal jak w tragedii antycznej. Jego płeć może stanowić bowiem zaporę dla kobiety przed skorzystaniem z pomocy lekarskiej. W tej dyskusji BMBlondyn wspominał swoją matkę, która zmarła na raka szyjki macicy, bo ojciec był zazdrosny i nie chciał, żeby szła do jedynego, ordynującego w miasteczku ginekologa mężczyzny. Złość BMBlondyna skierowała się przeciwko ojcu. Może i słusznie. Ale patrząc na to z drugiej strony, gdyby przyjmowała tam kobieta, może do tragedii by nie doszło. Słyszałem od księdza znajomego z wiejskiej parafii, że jak przyjedzie mamobus z cytologią, to kobiety, o ile materiał do cytologii pobiera pielęgniarka lub ginekolożka, na badanie przyjdą, jak facet, to już mniej chętnie. Więc, jak widzisz, różnie to bywa.
-
tu bym się nie zgodził. Na lekarzy kobiety też jest duże, jeśli nie większe, zapotrzebowanie, vide pytania dziewczyn w internecie "Czy znacie ginekologa kobietę w Łodzi" itp. Dziwnym trafem o lekarzy innych specjalności pod kątem płci one nie pytają.
-
Ginekologu Mężczyzno, dwa słowa polemiki. Mówię o tym bardzo konsekwentnie. Zazdrość, dyskomfort psychiczny u partnera, jak byśmy tego nie nazwali, nie wynika z wyobrażeń, że żona z ginekologiem robi Bóg wie co. Tu chodzi o sam fakt, że obcy facet ma dostęp do intymnych części ciała mojej kobiety, ogląda ją tam i dotyka. Ludzie w związku mają wspólną intymność, która przez interwencję lekarza zostaje w tym przypadku naruszona. I tyle. Abstrahuję od przypadków nagłych, które natychmiast muszą być rozwiązane, jak poród, operacja, bo wiadomo że wtedy zdrowie i życie ma priorytet, a płeć lekarza musi zejść na plan dalszy.
-
Ginekologu mężczyzno, wyobraź sobie sytuację, że Twoja pacjentka Ci się żali, że w jej związku zaczynają być napięcia z powodu jej wizyt u Ciebie, bo jesteś lekarzem facetem. Powiedzmy, że obecność męża przy badaniu niewiele by pomogła. Czy widząc, że sytuacja się zaognia, podsunąłbyś takiej kobiecie wizytówkę Twojej koleżanki po fachu dla uśmierzenia konfliktu małżeńskiego (zakładam oczywiście, że nie chodzi o jakiś nadzwyczaj trudny przypadek ginekologiczny u tej kobiety, tylko o rutynowe sprawy)?