

niclas
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez niclas
-
Do motywacji, objętość tego tematu i jemu podobnych jest tak duża proporcjonalnie do problemu, jaki ta sprawa może stanowić dla związku. Sprawa płci ginekologa to jest tabu. W telewizji, pismach kobiecych można mówić o orgazmach, pedofilii, molestowaniu córek przez ojców, itp., ale o płci gina nigdy. Tu internet pokazuje, co także trapi wiele par. Nawet jeśli jest to tylko problem faceta, to wcześniej czy później cierpi na tym związek. Faceci też chcą wierności tak naprawdę, bez wnikania w to, co ktoś pomyśli lub nie pomyśli na widok krocza jego żony i oczekują że żona, o ile może, oszczędzi im takich domysłów.
-
Ciekawe, co piszesz Tez Facecie. Przyznajesz wprost, że opiekę nad naszym ciałem chętniej powierzamy płci przeciwnej. Ale kryterium nadrzędnym jest tu raczej płeć, a nie kompetencja. A jeszcze ważniejsza jest uwaga końcowa. Gdyby dla Twojej kobiety problemem była fryzjerka (to że jest kobietą), to byś ją zmienił. Z tego wynika po prostu, że Twoja kobieta jest dla Ciebie ważniejsza, niż panie kosmetycznie, czy medycznie zajmujące się twym ciałem. Jak widzę zażartość niektórych pań, broniących na tym topiku swoich ginekologów, to mam wrażenie, że są oni, dla niektórych przynajmniej, ważniejsi, niż właśni partnerzy.
-
rację masz w tym sensie, że póki sprawa nie dotyczy związku, a więc dwojga konkretnych osób, póty nasza rozmowa jest dalece teoretyczna. Uczestniczący w tej rozmowie Popieprzony wprowadził takie pojęcie, jak "wspólna intymność". Bardzo trafne. Jeżeli preferujesz gina faceta, to nie oznacza, że jesteś "z urzędu" k-wa., to po prostu twój wybór. Twoje pobudki mogą być uczciwe. Jeżeli jednak obstajesz przy facecie, mimo że wiesz, iż to rani partnera, to wiele mówi o Twojej wrażliwości na drugiego człowieka i o uczuciu do niego też. Dla niektórych dziewczyn to oczywiste, że mając chłopaka chodzi się do kobiety. Nie ma powodu, żeby tej młodzieńczej, powiedziałabyś pewnie naiwnej, postawy nie zachować także w dojrzałym związku. Bo niby co, jak jestem z żoną kilkanaście lat, to już mam nie być zazdrosny o jej czipkę? Chciałabyś wierności i fascynacji, której starcza tylko na chwilę?
-
Z innej planety, Twoja argumentacja jest dość prostacka, w myśl zasady głodnemu chleb na myśli. Na tej zasadzie ludzie oponujący przeciw pedofilii, tak naprawdę pragnęliby kontaktów z dziećmi, itp.. Taką demagogię można by nakręcać bez końca. Nie, nie zazdroszczę ginekologowi, nie chciałbym być w jego roli. Oczekuję tylko tego, żeby o ile to nie jest bezwzględnie konieczne (nagła hospitalizacja itp.) wspólna intymność mojego związku nie była naruszana. I nie jest to mój samczy, odosobniony punkt wiedzenia. Poszanowania własnej intymności, o ile jest to możliwe bez ryzyka dla zdrowia, domagają się też same kobiety. Dowód, liczne pytania na forach "Czy znacie dobrego ginekologa kobietę w ..". O lekarzy innych specjalności pytań według kryterium płci nie spotkałem. Mówiąc o głosach kobiet z zagranicy, opierałem się na wypowiedziach z mojego wątku "Czy liczycie się ze zdaniem partnera przy wyborze ginekologa". Ma on 68 stron. Trudno mi w jednej chwili odszukać te głosy http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3815042
-
Dzidzetta, Twój mąż akceptuje najwidoczniej ginekologa płci męskiej i nie ma między wami sytuacji konfliktowej. Ale żenujące jest, jeśli na przykład kobieta nie akceptuje mężczyzny w tej specjalności, a nie ma wyboru, bo w publicznych placówkach dominują w tym zawodzie faceci. Coś tu jest nie w porządku. Nas mężczyzn drażni z kolei taki sposób obrony ginów facetów przez kobiety, który przeczy podstawowym prawom psychologii. Argument, że on widzi tyle czipek, że to dla niego żadna atrakcja, jest sprzeczny z tymi prawami. Gdyby tak było, to wówczas nigdy nie rozwinęłaby się na taką skalę pornografia. Instytkt seksualny polega właśnie na tym, że jest stały, ciągle nawracający. Całkiem normalni faceci potrafią ślęczeć godzinami przed komputerem i ślinić się codziennie na widok setek czipek. A wasi panowie doktorzy, choć heteroseksualni, mają być całkowicie wolni od popędu seksualnego, znakomicie umieć odróżnić pracę od swojej "samczości". Taki kit może wciskać tylko kobieta wybitnie zainteresowana delikatną dłonią pana doktora. Cóż, " Po przygodzie z wilkiem Czerwony Kapturek mknie do lasu chyłkiem po kilka powtórek"
-
Popieprzony pisze o sfeminizowanym świecie. Coś jest na rzeczy. Tylko panie u nas w Polsce nie zdają sobie z jednego sprawy. W Stanach i Europie Zachodniej im bardziej podkreśla się wolność i wartość kobiety, tym bardziej ogranicza się w życiu publicznym wszystko to, co ma jakikolwiek posmak dwuznaczności obyczajowej, kojarzącej się z wykorzystywaniem seksualnym. I otóż ten cywilizowany świat za taką dwuznaczność uznaje najwidoczniej także wizytę u ginekologa mężczyzny. W Stanach ordynatorami ginekologii w publicznych szpitalach są prawie wyłącznie kobiety, w Stanach, częściowo też w Europie pojawiła się w gabinetach asystentka ginekologiczna, która cały czas towarzyszy w pracy panu doktorowi. Nie chcę rzucać cienia na ginekologów mężczyzn, ale faktem jest, że ograniczenie ich roli w ginekologii stało się po prostu synonimem postępu cywilizacyjnego.
-
Czy liczycie się ze zdaniem partnera przy wyborze ginekologa?
niclas odpisał niclas na temat w Zdrowie i uroda
Bardzo pogłębiona i wychwytująca wszelkie "delikatności" w relacji mężczyzny i kobiety była analiza _A ja myślę_. Z konkluzją też trudno się nie zgodzić. -
Czy liczycie się ze zdaniem partnera przy wyborze ginekologa?
niclas odpisał niclas na temat w Zdrowie i uroda
Dziękuję Rogatce za słowa o tym, że z moimi zazdrościami jestem jako tako w normie. Rzeczywiście, w pierwszej części tego topiku to był główny argument moich oponentek, że jestem dziwakiem, bo faceci takich fobii nie mają. Dopiero później przybyło owych "innych" facetów, wreszcie osoby takie jak Rogatka, choć i wcześniej niektóre dziewczyny deklarowały, że się spotkały z taką postawą u mężczyzn. Gdyby porównać głosy trzech ostatnich rozmówczyń: Rogatki, Wanndzi, Dupy a nie faceta, to widać, jak bardzo różne może być podejście do zakresu autonomii własnej cielesności w związku. O ile dla Rogatki i dla mnie to oczywiste, że w związku moje ciało nie jest tylko moją własnością, w tym sensie, że mogę z nim robić, co chcę, bez oglądania się na partnera, o tyle dla Dupy nie faceta jej ciało jest wyłącznie jej własnością i partnerowi nic do tego, co z nim robi. Argumentuje, że jeżeli facet ma jakieś ale w sprawie płci gina, to albo jest zazdrosny i jej nie ufa, albo zaborczy. Nie dopuszcza przy tym myśli, że to, co ona robi ze swoim ciałem, może go po prostu ranić i kwestia zaufania, czy braku zaufania, nie ma tu nic do rzeczy. Ale problem sam w sobie jest ciekawy i szerszy. Była o tym już mowa, ale warto do tego wrócić. Na ile mogę się nie liczyć w związku, jeśli chodzi o moje ciało, z partnerem? Jeżeli na przykład palę nałogowo, a na wszystkie uwagi odpowiadam, "wiem, co robię, najwyżej umrę", to jest to w porządku wobec partnera? Oczywiście, jak zachoruję, to wtedy jest oczywiste, że na drugą osobę ma również spaść ciężar asystowania przy terapii nowotworowej, a ta trwa nieraz, zanim nastąpi tragiczny koniec, latami. I u osoby chorej brakuje wtedy tego luzu i tej nonszalancji "najwyżej ...". Czy ktoś z takich "nowotworowych palaczy" pomyśli w ogóle, jak bardzo rujnuje komuś życie swoim de facto samobójstwem rozłożonym w czasie? -
Czy liczycie się ze zdaniem partnera przy wyborze ginekologa?
niclas odpisał niclas na temat w Zdrowie i uroda
Ragatko, dziękuję za Twój głos w dyskusji, chyba najbardziej radykalny głos kobiecy przeciwko ginekologom mężczyznom. To, co mnie jednak najbardziej interesuje w tym topiku (wskazuje na to zresztą jego tytuł) to relacje między partnerami w kontekście wizyty ginekologicznej. Czy jak facet ma obiekcje, a kobieta bez uszczerbku dla spraw medycznych może pójść do kobiety, to powinna ustąpić, czy nie? Oczywiście to, co piszesz jest powiązane z tematem. Otóż większość z nas mężczyzn, jako że jesteśmy samcami, nie wierzy w aseksualność lekarzy mężczyzn w tej specjalności. Uważamy, że wizyta u gina faceta, niezależnie od tego, co deklaruje kobieta, i nawet jeśli nie ma u niej jakichś "nieczystych" intencji, jest jednak co najmniej dwuznaczna. I tu nasuwa się pytanie, czy warto ryzykować stabilnością związku w imię zdrowia, przychodzącego jakoby jedynie z męskiej ręki? Odnoszę się oczywiście wyłącznie do sytuacji, gdy partner ma jakieś "ale" co do płci ginekologa. Tak nie musi być zawsze. -
U BYWALCA - pierwszy wirtualny zajazd na kafeterii - ZAPRASZAM!!
niclas odpisał bywalec1 na temat w Dyskusja ogólna
napisałem to słowo przez samo \'h\', abstrahuję, a wyszło przez \'ch\' z wykropkowaniem. Czyżby troska o czystość języka wyprzedziła ortografię? -
U BYWALCA - pierwszy wirtualny zajazd na kafeterii - ZAPRASZAM!!
niclas odpisał bywalec1 na temat w Dyskusja ogólna
Bywalcze, wreszcie jakieś oświadczenie, sprostowania, są jaja, coś się dzieje Panie dziekanie/Vazena Pani dekanko czym można uważać, że język kafeterii jest bliski językowi mówionemu, czy mimo wszystko język forów internetowych (abstrahuję od stopnia wulgarności) jest jednak stylizowany i nie odzwierciedla języka używanego potocznie w mowie? -
U BYWALCA - pierwszy wirtualny zajazd na kafeterii - ZAPRASZAM!!
niclas odpisał bywalec1 na temat w Dyskusja ogólna
z ta batalią o polszczyznę to dobry pomysł. Tylko jak to zrobić, żeby się przy okazji jakoś pokłócić (boć to w końcu kafeteria), a mowy ojczystej przy tym nie skalać? -
U BYWALCA - pierwszy wirtualny zajazd na kafeterii - ZAPRASZAM!!
niclas odpisał bywalec1 na temat w Dyskusja ogólna
Bywalcze, rocznicowej fety być nie musi, ale co sądzisz o fecie rozkruszonej wśród pysznych pomidorów, oliwek itd., to wszystko podlane pyszną oliwą, czyli słowem o sałatce greckiej? Do tego jakieś piwo, ale też greckie Mythos, Amstel może być. W tle śpiewa jakiś Grek tambylczy, jak by chwilowo takiego nie było, to może być Demis Roussos po angielsku lub francusku (też Grek, choć urodzony w Egipcie). Ale to jako przystawka, a potem jagnięcina jako główne danie. Na deser nie mam pomysłu ... o wiem mogą być orzechy w miodzie, prosto z Thassos. -
Sprostowanie, Pani Aleksandra Zumkowska-Pawłowicz przysłała maila z wyjaśnieniem odnośnie mojej krytyki jej artykułu. Cytuję istotny fragment: \"Przyznam, ze nie mam czasu zagłębiać się w forumową dyskusję. Jednak nie rozumiem Pańskich zarzutów, czy na pewno dobrze przeczytał Pan mój tekst? Proszę zwrócić uwagę m.in na zdanie, \"Warto również na pierwszą wizytę wybrać się do lekarza kobiety, bo rozebranie się przed obcym przecież mężczyzną, może być dla nastolatki zbyt dużym obciążeniem. \" Nie piszę także o mężczyznach-zazdrośnikach, przynajmniej nie w tym tekście. Jest to zupełnie osobny temat. Mi chodzi o zdrowie kobiet, a nie o fobie ich partnerów.\" Rzeczywiście umknął mi ten fragment, więc Panią redaktor serdecznie przepraszam. Skądinąd jest to osoba, którą cenię i uważam, że czyni wiele dobrego swoim pisaniem dla sprawy kobiet w Polsce.
-
Frufru, oto inki artykuł Środy: http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,96109,6215772,Seks__glupcze__seks___.html artykuł Zumkowskiej-Pawłowicz: http://kobieta.wp.pl/kat ,62594,title,Boje-sie-ginekologa,wid,9973186,wiadomosc.h tml
-
Problem w tym Frufru, że nie potrafisz przytaknąć mojemu zdaniu o pozytywnej roli, jaką w całej sprawie może odegrać lekarz kobieta. Ty piszesz cały czas o sytuacji normalnej, a ja o sytuacji patologicznej lub na granicy patologii. Dlaczego nie potrafisz przyznać, że gdy kobieta jest w sytuacji presji, czy wręcz szantażu ze strony partnera, to lepiej, żeby poszła do lekarki, niż zrezygnowała z lekarza w ogóle, o ile nie chce zrezygnować z partnera. To chyba jest oczywiste, po prostu wtedy szkoda czasu na edukowanie partnera, liczy sie jej zdrowie. Miej odwagę to przyznać. A pani Środa i pani Zumkowska-Pawłowicz ustawiają sprawę tak właśnie, że nie ma wyjścia. Chłopak zazdrosny, dziewczyna go kocha, trudno musi krwawić i nie ma szans żeby poszła do lekarza. A dlaczego nie ma szans? Bo jest ciemnogród. A dlaczego nie wspominają o możliwości pójścia do kobiety? Bo walczą z ciemnogrodem, a każda wzmianka o rozwiązaniu kompromisowym, to stępienie ostrza tej walki. I to jest moim zdaniem nieuczciwe z punktu widzenia etyki dziennikarskiej.
-
Frufru, nie zgadzam się z Tobą, że autorki nie wspominają o możliwości pójścia do kobiety, bo to oczywiste. Do kobiet molestowanych w związkach też się kieruje apele, żeby szły na policję, chociaż to oczywiste. W artykułach edukacyjnych lub odnoszących się do edukacji należy podsuwać wszystkie możliwe rozwiązania, a nie w imię rewolucyjnego ferworu przemilczać niektóre z nich, bo ich wskazanie osłabiłoby tezę, na której nam zależy. To, co napisałaś jest jednak zatrważające. No bo brzmi to tak, że uzależniasz wizytę lekarską od umiejętności powściągnięcia zazdrości przez partnera. Czyli co, zdrowie kobiety ma być zakładnikiem mojej zazdrości. A jeżeli partner nie potrafi powściągnąć zazdrości, to kobieta ma czekać, aż się on wyedukuje lub iść z nim na otwartą wojnę. Ty nie dopuszczasz kompromisu, który w danej sytuacji może być zbawienny dla kobiety z punktu widzenia zdrowotnego. Jak jest głupia i nie umie się postawić chłopu, to niech umiera na raka, bo oczywiście rozwiązanie kompromisowe (wizyta u kobiety) nie wchodzi w grę. Gorący z Ciebie umysł rewolucjonisty. Cóż tam zdrowie jednej kobiety w obliczu walki o słuszną sprawę.
-
Frufru, zadziwia mnie to, jak niechętnie godzisz się na uznanie pozytywnej roli kobiety w ginekologii. Przecież w obu cytowanych przeze mnie artykułach problemem jest właśnie zazdrość partnera, bądź wstyd dziewczyny przed ginekologiem mężczyzną. I to nie ja wymyśliłem te problemy, ale wskazały na nie autorki, znające przecież problematykę kobiecą, wszak to osoby z pierwszej półki polskiego feminizmu. Ale i dla nich i dla Ciebie ważniejsze jest obnażenie głupoty i ciemnoty męskiej, niż znalezienie rozwiązania mogącego pomóc od razu (lekarz kobieta). Przecież przy takim podejściu pierwszą ofiarą jest właśnie owa dziewczyna, która nie otrzyma na czas opieki lekarskiej. Denerwuje mnie taka mentalność rewolucjonisty. Jeżeli sprawa jest słuszna, to muszą być ofiary. Nie ma kompromisów, liczy się cel. Pojedynczy człowiek nieważny, jeśli padł w imię słusznej sprawy.
-
Papużanko witaj, cieszę się Cię słyszeć w zimowy dzień (ale zakalec). Co do artykułu p. Środy. Chodziło mi o to, że ona ukazała tego chłopaka, który nie chce żeby dziewczyna szła do ginekologa, jako postać jednoznacznie, właśnie sztandarowo, ciemną i złą. Tak nie można. Od profesora etyki oczekiwałbym głębszego wniknięcia w psychikę osoby. Dawniej, lata 80te, 90te w artykułach typu pierwszy raz u ginekologa na ogół pisano, żeby pierwszy raz to lepiej do kobiety. Ostatnio ta teza słabo się przebija. Najlepszy przykład, moim zdaniem wręcz skandaliczny, to artytkuł w dziale Kobieta w Wirtualnej Polsce pt. \"boję się ginekologa\", redaktorki tego działu Aleksandry Zumowskiej-Pawłowicz. Teza jest tam taka. Dziewczyna ma niepokojące krwawienia, ale nie chce iść do ginekologa, bo to obcy mężczyzna, a poza tym narzeczozny byłby na pewno zazdrosny. I autorka słowem nie wspomina, że może rozwiązaniem byłaby lekarka ginekolog. Czyli lepiej niech dziewczyna krwawi dalej, o ile miałby nie pójśc do lekarza mężczyzny. Taki jest wydźwięk tego artykułu. Oto link http://kobieta.wp.pl/kat,62594,title,Boje-sie-ginekologa,wid,9973186,wiadomosc.html. U pani Środy widzę podobny tok rozumowania, może nie ze złej woli, ale z bezmyśłności właśnie. Czy nie należałoby raczej postulować, by nastolatkom oszczędzić traumy ginekologicznej wokół pierwszej miłości. Co ta dziewczyna ma zrobić? Oszukać chłopaka (iść chyłkiem do ginekologa)? Ma się pogodzić z tym, że go straci, bo ginekolog to może być tylko facet i kropka? Od profesora etyki i czołowej feministki oczekiwałbym jednak więcej wrażliwości i wyobraźni.
-
Frufru, nie masz racji z tymi obiekcjami. Naczelną tezą wszystkich wystąpień lekarzy w akcji profilaktycznej przeciwko rakowi szyjki macicy półtora roku czy rok temu było potępienie złego, fałszywego, zgubnego (padały różne przymiotniki) wstydu. No więc skoro ten wstyd zdaniem samych lekarzy to taki cholerny problem, to czemu ani słowem nie przypominają, że ten wstyd da sie wyminąć, idąc do kobiety. Wiem, że przed kobietą też się można wstydzić, ale częściej chodzi jednak o to, że lekarzem jest facet.
-
w nawiązaniu do ostatniego zdania Niuniiiii, że ginekologią w Polsce głównie zajmują się mężczyźni, nasunęła mi się jedna refleksja. Dwa tygodnie temu w \"Wysokich Obcasach\" przeczytałem artykuł Magdaleny Środy, którą skądinąd bardzo cenię, o zacofaniu w edukacji seksualnej młodzieży. Śródtytuł brzmiał \"mój chłopak zabrania mi chodzić do ginekologa\". To zdanie miało być sztandarową ilustracją zacofania i ciemnoty (chodzi oczywiście o to, że chłopak jest zazdrosny itd.). I ciekawe, że jedna z głównych feministek w Polsce nawet sie nie zająknęła, że może problemem jest jednak dostępność lekarzy kobiet. Czy można na kilkunastoletniego chłopaka przerzucać ciężar odpowiedzialności za taki a nie inny stan osobowy w polskiej ginekologii? Czy to takie nienormalne, że młody chłopak czuje się zazdrosny o swoją prawdopodobnie pierwszą dziewczynę? Czy takie artykuły to nie jest powielanie prymitywnego stereotypu, że przepustką do opieki ginekologicznej jest pokazanie panu doktorowi? Czy nie powinno być tak, że należy zrobić wszystko, by płeć lekarza, jeśli dla kogoś to problem, nie była zaporą w uzyskaniu opieki medycznej?. Oj, bardzo wybiórczy, a przynajmniej bezmyślny ten feminizm
-
nie demonizuję, zastanawiam się głośno. Mogę się mylić. A propos, ostatnio widziałem przynajmniej dwie rzeczniki policji (w Krakowie, i gdzieś jeszcze). Czy Twoim zdaniem pani doktor lat ok. 50 lub więcej, występująca w programie ogólnopolskim i zapewniająca, że nie tylko jako lekarz, ale także jako kobieta wie, że co jakiś czas trzeba zrobić mammografię, czy cytologię nie byłaby przypadkiem bardziej wiarygodna, niż pan doktor z przymilnym barytonem? W tej roli występują owszem aktorki, prawie nigdy lekarki. Przytoczyłaś miarodajne głosy, ale moje przykłady też były miarodajne, zwł. ginekolog w Krakowie (ponad 100 wpisów). Może ja tu jestem najmniej wiarygodny, bo mam fobie ginekologiczne. Zgoda. Problem moim zdaniem jednak istnieje. Bo albo ważne, żeby kobieta poszła się zbadać, albo, owszem, żeby poszła, ale lepiej do pana doktora. Dlaczego owi faceci lekarze występujący w telewizji nawijają o złych skutkach fałszywego wstydu, ale jakoś nie podsuwają najprostszego sposobu ominięcia tego wstydu? Czemu żadnego z nich nie stać na zdanie \"Jeśli krępuje was nasza obecność, idźcie do naszych koleżanek po fachu, które zajmą się wami równie troskliwie. Dla nas ważne jest tylko to, żebyście się badały\"? W życiu podobnego zdania nie usłyszałem.
-
nasza rozmowa poszła w ciekawą stronę, głównie dzięki Każdemu facetowi z Anglii i Niuniiiii. Z jednej strony widać, że im bardziej cywilizowany kraj (Niemcy, Anglia, USA) tym rola lekarza kobiety w ginekologii jest większa, z drugiej, że w Polsce jest jednak jakieś zacofanie. To jest nienormalna sytuacja, że kobieta musi iść do ginekologa mężczyzny, bo kobiet jest za mało. I tak się zastanawiam, czy to nie jest też przyczyną niechęci Polek do ginekologa. Oczywiście, są panie zdeklarowane zwolenniczki mężczyzn w tym zawodzie (OK, ich decyzja). Ale gdy czyta się rozmowy na kafeterii, choćby w dziale płodność antykoncepcja/ginekolog, to bardzo często pojawia się pytanie \"Czy znacie dobrą ginekolog kobietę w ...\". Ostatnio w Rzeszowie. Potem znajduję tam wpis \"ginekolog w Krakowie\". Płeć w tytule nie jest określona, ale gdy czyta się rozmowy między kobietami, okazuje się, że chyba nieco częściej polecają sobie jakąś kobietę. Zapotrzebowanie jest więc faktycznie duże na ginekolożki. Tak mnie zastanawia, dlaczego jak są kampanie profilaktyczne, zwłaszcza w telewizji, to prawie zawsze występują w nich ginekolodzy mężczyźni. Czy naprawdę zdrowie kobiety jest na pierwszym miejscu, czy o tyle na pierwszym, o ile interes finansowy ginekologów mężczyzn przy okazji takiej kampanii nie zostanie zagrożony? Bo brak lekarki w szerorko rozpropagowanej akcji profilaktycznej jest dla mnie równoznaczny z utrwalaniem stereotypu ginekolog=mężczyzna.
-
czyli porządny facet to taki, który nic nie wspomina o ginekologu. Wiesz co, bardzo pasuje tu to, co napisała KAMP nieco wyżej. W miejsce \"on\" i \"nim\" wstaw tylko \"ona\" i \"ją\". Cytuję: JA JA i JA. Nie myśli o tym co czują inni, nie zastanawia się jakie będą konsekwencje danej chwili. Sobie samemu wszystko zawdzięcza, sobie służy, siebie chwali. Jest się albo z nim, albo przeciwko niemu, on nie uznaje kompromisów, a jeśli uzna, że ktoś jest w innej drużynie, złamie go bez mrugnięcia okiem.
-
Frufru, o moim szacunku i partnerskim stosunku do kobiet chyba nie muszę zapewniać. Wystarczy tu poczytać dwie wcześniejsze strony. Co do Też_popieprzonego, powiem tyle. Każdy z nas pisze szczerze tak, jak sprawy widzi, nie umawiamy się wcześniej, nie mamy wspólnej taktyki dyskusji. Przyjmijmy roboczo, że Też_popieprzony to cham i prostak, a ja to chodząca subtelność i takt (co oczywiście nie jest prawdą). Czy nie zastanawiało Cię, że tak różni faceci tak bardzo zgadzają się w swojej obawie (zazdrości, czy jak to nazwać) o ginekologa? Czy nie chodzi więc przypadkiem o coś, co jest wspólne wielu facetom, niezależnie od wieku, wykształcenia, kultury, itd. Uważam, że kobietom, które czytają ten wątek powinno to dać do myślenia. Powtórzę raz jeszcze. Wy najlepiej znacie swoich facetów, ich opinie, obawy. Ale zamiast się oburzać potraktujcie może to, co tu czytacie, jako informację o męskiej psychice. Ta wiedza może się przydać