Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

KALINA BIESIADNA

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez KALINA BIESIADNA

  1. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Bardzo często najlepszym sposobem pozbycia się napięć jest ich chwilowe wzmocnienie. Robert Palusiński______Autor jest terapeutą Psychologii Zorientowanej na Proces, tłumaczem książek Arnolda Mindella, członkiem zespołu Akademii Zorientowanej na Proces w Warszawie. Prowadzi warsztaty rozwojowe i szkoleniowe np. autorskie warsztaty dla mężczyzn) oraz sesje terapeutyczne (także telefonicznie). www.palusinski.strefa.pl Pozdrawiam serdecznie
  2. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Jeśli chcesz spróbować najbardziej naturalnej medytacji, która wypływa z Twoich własnych potrzeb, a nie z usłyszanych instrukcji, to poszukaj spokojnego miejsca i nie spiesząc się, zwróć uwagę na to, jak oddychasz, policz kilka razy oddechy od jednego do dziesięciu, a potem zadaj sobie pytania: „Co takiego dostrzegam, czego jeszcze przed chwilką nie zauważałam? Czy coś szczególnego widzę, słyszę albo czuję?”. Następnie skoncentruj się na najsilniejszym albo najbardziej nieznanym doznaniu lub spostrzeżeniu. Wzmocnij to doświadczenie, aby jeszcze lepiej je poczuć, widzieć lub słyszeć. Jeśli coś widzisz, to zobacz bardziej, wyraźniej, dokładniej, dodaj brakujące szczegóły. Jeśli coś słyszysz, to posłuchaj uważnie, co to za dźwięki lub głosy, o czym mówią, kto w Twoim wnętrzu mówi albo śpiewa itd. Jeśli coś czujesz, to zbadaj, czego doświadcza Twoje ciało: bólu, rozkoszy, nieznanych odczuć, stłumionych uczuć? Wzmocnij to, co czujesz. Możesz skupić się na jednym obszarze ciała, ale możesz także rozprzestrzenić swe doznanie na całe ciało i otaczający Cię świat. Następnie spróbuj zobaczyć to, co czujesz, usłyszeć to, co widzisz, poczuć to, co słyszysz i tak dalej. Początkowo może to być trudne, bo wymaga twórczego podejścia. Na przykład odczuwane w ciele pieczenie może stać się widzianym ogniem, który wydaje dźwięk huczącego ogniska. Dla kogo są te wszystkie doświadczenia? Kto je przeżywa? Po co to wszystko się pojawia i w jakim celu? Kiedy już zyskasz odpowiedzi, spróbuj zastanowić się, czy i w jakim obszarze życia możesz wykorzystać informacje, które właśnie do Ciebie dotarły... cdn
  3. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Pamiętam, że pracowałem kiedyś z kobietą, która chronicznie napinała mięśnie karku oraz ramion i cierpiała na skurcze boleśnie unieruchamiające jej szyję. Praktycznie co trzy dni odwiedzała masażystę, ale zabiegi niewiele pomagały. Zdesperowana kobieta trafiła w końcu do mojego gabinetu, a ja słuchając historii jej choroby, pomyślałem, że skoro nie pomogły masaże i inne zabiegi fizjoterapeutyczne, to zapewne skupienie się na napięciu, a nawet jego powiększenie może w przypadku tej pani okazać się najskuteczniejsze. Zaproponowałem zatem, żeby zamiast rozluźniać się, jeszcze bardziej zwiększyła napięcie w okolicy szyi. Kobieta doskonale wiedziała, jak to zrobić i po chwili prawie całkowicie schowała głowę między ramionami. Zdumiewające, że potrafiła trwać w bardzo nietypowej postawie przez co najmniej dziesięć minut praktycznie bez ruchu, a ja wyłącznie lekkimi dotknięciami oraz nielicznymi słowami zachęty pomagałem jej jak najgłębiej wejść w bardzo głębokie i wyjątkowe doświadczenie. Znalazła się w głęboko medytacyjnym stanie, choć nigdy w życiu nie praktykowała żadnej medytacji. Nagle jakby otrząsnęła się i krzyknęła z triumfem: „Już wiem! To była medytacja drapieżnego ptaka – napięcie w karku i w górze ramion jest jak wielka, uwięziona moc skrzydeł, które gwałtownie pragną się rozprostować. Od tej chwili będę latać jak sokół, wypatrywać łupu i błyskawicznie po niego sięgać”. Porozmawialiśmy jeszcze o tym, gdzie w jej życiu najbardziej potrzebna jest postawa drapieżnego sokoła, co jej nie pozwalało wcześniej tego robić oraz o tym, co może zagrażać tej nowej postawie i jak najskuteczniej wprowadzać ją w życie, po czym opuściła mój gabinet i dopiero po dwóch latach przypadkowo spotkaliśmy się u wspólnych znajomych. – Jak tam bóle szyi? – zapytałem. – Jakie bóle? – odpowiedziała trochę żartem, a trochę z zaskoczeniem. Po krótkiej rozmowie okazało się, że jej spontaniczna medytacja, w której wystąpiła postać zrywającego się do lotu sokoła była dokładnie tym, czego najbardziej potrzebowała w tamtym czasie w swoim życiu. Nie wchodząc w dalsze szczegóły, dodam, że kobieta cierpiąca na bóle karku nie tylko rozwinęła skrzydła w swoim życiu, ale również zapomniała, co to jest ból szyi. cdn
  4. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Wydaje się, że tak wiele technik medytacyjnych powstało po to, byśmy mogli oddziaływać na wszystkie nasze zmysły oraz dlatego, że różnimy się od siebie. Jedna osoba może być dobra w malowaniu, inna w śpiewaniu, jeszcze inna w tańcu. Sposoby medytacji także powinny być dobierane do naszych wrodzonych zdolności i życiowej sytuacji. Bo jeśli mamy odpowiednią postawę, wszystko może stać się medytacją. Znam mistrzynię zen, która ma czworo dzieci. Kiedyś zapytałem ją, kiedy znalazła czas, żeby medytować. Odpowiedziała, że uważne wychowywanie dzieci to właśnie główna część jej praktyki. Inna wielka mistrzyni buddyjska z Indii Dipa Ma, poradziła kiedyś młodej kobiecie, która właśnie urodziła dziecko, żeby karmienie niemowlęcia stało się jej główną medytacją, aby skupiła się tylko na tym zajęciu ze stuprocentową uwagą oraz energią. Karmiąca, kobieta niepiśmienna, zaczęła postępować w ten sposób i osiągnęła wielki postęp nie tylko w medytacji, ale także w rozumieniu buddyjskich nauk. Okazuje się jednak, że dość często wskazane jest odejście od wskazówek mistrza lub wielowiekowej tradycji po to, aby odnaleźć indywidualną, najwłaściwszą drogę. Gdy zaczniemy docierać do własnych sposobów medytacji, może się okazać, że choć wydają się one sprzeczne z zasadami stosowanymi w tradycyjnych szkołach, dla nas są w danej chwili najlepsze. Niektóre typowe i szeroko stosowane zalecenia dla adeptek medytacji i rozwoju wewnętrznego mogą okazać się nawet szkodliwe dla zdrowia. Na przykład wielu psychologów i nauczycieli jogi kładzie nacisk na rozluźnienie, masaż i relaks w sytuacji, gdy jesteśmy zbyt napięci i od tego napięcia bolą nas mięśnie karku. Jednak nie zawsze jest to właściwe postępowanie. Przy takim podejściu zapomina się o tym, że napięcie, które gromadzi się w karku, może być ważne, a rozluźniając się, nie dowiemy się, dlaczego i w jakim celu nasze ciało wytworzyło napięcie w taki sposób i w tym miejscu. Bardzo często najlepszym sposobem pozbycia się takich napięć na stałe jest chwilowe ich wzmocnienie. cdn
  5. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO Nauczyciele rozmaitych technik medytacyjnych przekonują nas, że to właśnie ich metody są najlepsze. Jednak czasem najskuteczniejszym sposobem medytacji jest odejście od wskazówek mistrzów. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat mieszkańcy Europy zaczęli poznawać wschodnie techniki medytacji. Odkryto też „na nowo” wiele zapomnianych sposobów medytacji od wieków wykorzystywanych na naszym kontynencie. Same techniki medytacyjne można podzielić na kilka grup. Na pracy z oddechem opierają się na przykład hatha joga, pranajama, liczenie oddechów, niektóre rodzaje masażu, metody relaksacyjne czy trening autogenny Schultza. Technikami medytacji wykorzystującymi zmysł wzroku są przeróżne odmiany wizualizacji, patrzenie w jeden punkt, rozmywanie wzroku w przestrzeni, rysowanie i kontemplacja mandali lub zajmowanie się snami i wizjami. Dla zmysłu słuchu medytacją może być rytmiczne bębnienie, mantrowanie, czyli powtarzanie pewnych fraz lub długich modlitw i śpiewów. Jeśli potraktujemy ruch naszego ciała jako medytację, to okaże się, że w tej grupie znajdą się nie tylko tai-chi, chi kung, medytacyjne, uważne chodzenie w stylu zen czy niektóre sporty walki, ale także wirowanie derwiszów, ruch autentyczny czy poranne przeciąganie się! Czasem medytacją może być nawet taniec taki jak tango. cdn
  6. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Wielebny Wright odczytywał ją w dziwny sposób. Porównywał los czarnych mieszkańców USA do Jezusa codziennie krzyżowanego przez białych władców. Zdarzały mu się wypowiedzi skandaliczne, potrafił oskarżyć rząd o celowe sprowadzanie narkotyków, by „niszczyć psychicznie i fizycznie czarnoskórych poddanych”; zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku nazwał „słuszną karą wymierzoną Ameryce”. Barack Obama i jego żona przez 15 lat słuchali tych kazań, wytykano im więc, że myślą podobnie i są czarnymi rasistami. Gdy ubiegał się o prezydenturę, oficjalnie odciął się od radykalnych poglądów pastora, ale to nie one go do niego przyciągnęły. Wright przekazał mu gruntowną wiedzę o treści Biblii, dzięki czemu nie musiał się obawiać trudnych dyskusji o religii i moralności. Nauczył go też takiego przemawiania, by jak każdy dobry kaznodzieja, panując nad własnymi emocjami, wywoływać je u słuchaczy. Mógł się więc stać porywającym tłumy „łowcą ludzi”. – Jest tak opanowany, że kontroluje nie tylko to, co robi, ale również to, co czuje – ujawnił jego bliski współpracownik David Axelrod. – Kiedy dąży do wyznaczonego celu, nie wpada w entuzjazm, złość, lecz wyłącza emocje i na zimno ocenia sytuację. I tak samo Obama zachowuje się w czasie bardziej kameralnych spotkań. Nie unosi głosu, nie przerywa rozmówcy, lecz uważnie wpatruje się w jego twarz i słucha. Wyznaje zasadę, że od każdego można się czegoś nauczyć, nie tylko od profesorów czy polityków, ale również od zwykłych ludzi. Przed wiecem w Seattle, gdzie czekało na niego 20 tysięcy sympatyków, tak zasłuchał się w opowieść przypadkowo spotkanych emerytów, że spóźnił się o kilkanaście minut. cdn
  7. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    – Jest ode mnie bardziej inteligentna i bezkompromisowa, a przy tym czarująca – opowiadał przyszły prezydent i nadal nazywał żonę swoją szefową. Reporter tygodnika „Newsweek”, który dociekał, w jaki sposób Michelle potrafi godzić tyle obowiązków, nie mógł wyjść ze zdumienia, gdy pokazała mu rozpisany co do minuty rozkład dnia. Były w nim nie tylko terminy spotkań, ale nawet ściśle określony czas na zabawę z dziećmi. Dzień rozpoczynała od pobudki o 4.30! Kiedy coś postanowiła, nie było dyskusji. „Albo się pali papierosy, albo chce się zostać prezydentem” – oświadczyła i zmusiła męża do zerwania z nałogiem. Pozostaje ich słodką tajemnicą, czy się kłócili. Nie ma natomiast wątpliwości, że żadne nie dopuściło się zdrady. – Wiedzieliśmy oboje, że gdyby między nami pojawił się ktoś trzeci, byłby to koniec naszego małżeństwa – informowała dziennikarzy. W czasie kampanii wyborczej konkurenci przenicowali ich życie na wszystkie możliwe strony. Mogli jedynie potwierdzić, że państwo Obama są sobie absolutnie wierni. Poza uczuciem łączyły ich niemal identyczne poglądy polityczne, podobna wrażliwość i ambicje, które zaspokoić mogli tylko jako przykładna rodzina. Kilkanaście lat temu zaczęli regularnie pojawiać się w kościele. – Byłem wychowany w duchu ateistycznym, ale odnalazłem Chrystusa – oświadczył Obama, gdy przeciwnicy zaczęli go oskarżać, że jest ukrytym muzułmaninem. Wcześniej, zgodnie z zasadą niemieszania polityki i religii, unikał podobnych wyznań. Nawrócił się w czasie pracy w ubogich dzielnicach Chicago, gdzie spotykał pełnych poświęcenia duchownych. Pytał ich, skąd czerpią siły do działania w tak trudnych, często beznadziejnych warunkach. Odpowiadali niezmiennie, że z wiary. Największy wpływ na duchowość przyszłego prezydenta wywarł Jeremiah Wright, pastor Zjednoczonego Kościoła Chrystusa (UCC). To jeden z niezliczonych w USA protestanckich Kościołów kongregacjonalistycznych, czyli takich, w których nie ma hierarchii i tworzą go sami wierni skupieni wokół pastora. W UCC mogą nim być również kobiety i osoby otwarcie przyznające się do homoseksualizmu. Członkowie Kościoła za jedyne źródło wiary uznają Biblię, ale jej interpretacja zależy już tylko od przewodnika duchowego. cdn
  8. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Odziedziczone marzenia____________Matka wpoiła we mnie wartości, które stały się moim życiowym i politycznym drogowskazem. Ojciec był czystym mitem – opowiadając reporterowi tej samej gazety o swoim dzieciństwie, Barack Obama nie mógł, jak Michelle, odwołać się do ciepła rodzinnego domu. Nigdy jednak nie powiedział publicznie złego słowa o swych rodzicach. Mało tego, pierwszą książkę, którą napisał, zatytułował „Marzenia odziedziczone po ojcu”. W świadomym życiu spotkał go tylko raz i niewiele mieli sobie do powiedzenia. Niczego więc po nim nie odziedziczył, to tylko przenośnia, pod którą ukrył swych „duchowych ojców” – czarnych i białych Amerykanów walczących z rasizmem, dyskryminacją, biedą. Chciał być ich spadkobiercą i następcą. Po studiach został wykładowcą na uniwersytecie, ale nie zrezygnował z działalności społecznej. Nadal odwiedzał biedne murzyńskie dzielnice, jako adwokat reprezentował ich mieszkańców przed są- dami. Zdobył taką popularność, że mógł wystartować w wyborach do senatu i wygrać. Już nie musiał prosić urzędników o zmiany przepisów, sam je zmieniał. W czasie, gdy Barack Obama marzył o lepszym świecie, Michelle twardo stąpała po ziemi. Zarabiała więcej od męża, prowadziła dom, nawet po urodzeniu dwóch córek nie zrezygnowała z pracy zawodowej i działalności społecznej. cdn
  9. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Barackowi było łatwiej. Mieszkał w apartamencie w Honolulu, zamożnych dziadków stać było na sfinansowanie wnukowi nauki w elitarnej szkole średniej w Los Angeles i na uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Wolny od trosk materialnych, lubił się zabawić, nie stronił od alkoholu i, do czego przyznał się w autobiografii, popalał marihuanę. Studia jednak bez trudu ukończył, uzyskał licencjat, podjął pracę w korporacji finansowej. Ale w roli małego trybiku w wielkiej machinie czuł się źle. Przeniósł się do Chicago, gdzie trochę z musu, trochę z wyboru został pracownikiem socjalnym. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z prawdziwą biedą i – jak wspomina w autobiografii – nauczył się rozmawiać z ludźmi o ich problemach ich językiem. Gorzej szło mu z urzędnikami, których nie potrafił przekonać, że dla przezwyciężenia biedy nie wystarczy rozdawanie ciepłej zupy i zasiłków, lecz trzeba tworzyć nowe przepisy. Zaczął wówczas używać swego ulubionego słowa: z m i a n a. Sam też się zmieniał. Uznał, że jeśli chce czegoś dokonać, musi wspiąć się wyżej w społecznej hierarchii. Podjął więc studia prawnicze na Uniwersytecie Harvarda, został pierwszym w historii czarnoskórym redaktorem prestiżowego pisma naukowego „Harvard Law Review”, co stanowiło świetną przepustkę do kariery i zarobków, z jakich słyną amerykańscy prawnicy. Los sprawił jednak, że spotkał na swej drodze kobietę, która już tę karierę robiła. Michelle została w pełnym tego słowa znaczeniu szefową swego przyszłego męża i przyszłego prezydenta. Ona rządziła, on jako stażysta konsekwentnie wykonywał jej polecenia. A przy okazji... próbował ją podrywać. Początkowo z marnym skutkiem. – Umawianie się z podwładnym na randki bardzo długo wydawało mi się czymś niestosownym – wspominała w jednym z wywiadów. Pod koniec wakacji, gdy staż Baracka dobiegał końca, uległa. I okazało się, że łączy ich coś więcej niż prawne paragrafy. – Jeżeli dorastało się wśród ludzi, którzy cię kochali i poświęcali się dla ciebie, to trzeba otrzymane dobro oddać. Dlatego praca społeczna na rzecz innych stała się tak ważną częścią mojego życia – mówiła w wywiadzie dla „Chicago Tribune”, nawiązując do decyzji, którą podjęła po śmierci w 1991 roku wyniszczonego chorobą ojca. Rzuciła wówczas posadę w kancelarii prawnej, by zająć się działalnością publiczną. Została asystentką burmistrza, założyła chicagowski oddział szkoły dla młodych działaczy społecznych i politycznych. Jak obliczyła Liza Mundy, autorka jej biografii, w pewnym momencie działała w sześciu radach nadzorczych i zarządach, w tym tak ważnych dla miasta instytucji, jak klinika uniwersytecka czy Instytut Spraw Międzynarodowych. cdn
  10. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Dorastała w Chicago, w robotniczej rodzinie. Ojciec pracował jako operator w miejskich wodociągach, matka zajmowała się domem. Żyli skromnie w dwupokojowym mieszkaniu w starej ceglanej kamienicy. Michelle nie miała własnego pokoju, jedynie kąt wygospodarowany w salonie. Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, gdy lekarze zdiagnozowali u ojca stwardnienie rozsiane. Fraser Robinson tracił siły i sprawność, utykał, poruszał się z coraz większym trudem, ale postawił sobie za punkt honoru, że zarobi na utrzymanie rodziny i wykształcenie dzieci – Michelle i jej brata Craiga. Oboje odziedziczyli po nim ambicję i upór w dążeniu do celu. Matka wpajała im z kolei wiarę, że jeśli czegoś naprawdę bardzo się chce, można to osiągnąć niezależnie od koloru skóry. „Chcieliśmy, żeby potrafili samodzielnie myśleć i nigdy nie dali się w życiu zastraszyć” – wspominała w wywiadzie dla tygodnika „The New Yorker”. To samo mówił pastor z Afrykańskiego Episkopalnego Kościoła Metodystów, do którego należała rodzina Robinsonów. Nauka nie poszła w las. Michelle i Craig uczyli się tak pilnie, że dostali stypendia, ukończyli dobre szkoły i zdobyli dyplomy prawników. Ona aż dwa, i to najbardziej prestiżowych amerykańskich uniwersytetów: Princeton i Harvardu. Po studiach podjęła dobrze płatną pracę w kancelarii prawnej Sidley Austin w Chicago. Tam pewnego dnia pojawił się pojawił się przystojny, elokwentny stażysta… cdn
  11. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Gwałtowna miłość między rodzicami skończyła się równie szybko, jak wybuchła. Dwa lata po narodzinach syna Barack Obama senior porzucił rodzinę, skończył studia i wrócił do Kenii. Tam dochował się jeszcze siedmiorga dzieci. Matka, Ann Dunham, po Afrykaninie związała się z Azjatą, Lolo Soetero. Ojczym zabrał ich do swojej rodzinnej Indonezji. Przez pięć lat Barack mieszkał w tropikach, uczęszczał do prywatnej szkoły katolickiej, następnie do publicznej, w której dwa razy w tygodniu na lekcjach religii nauczano islamu. Gdy skończył dziesięć lat, matka wysłała go do dziadków na Hawaje, by zapewnić mu lepszą opiekę. Wkrótce rozwiodła się po raz drugi, ale w domu bywała rzadko. Była z wykształcenia antropolożką – wędrowała po świecie, by badać egzotyczne kultury. Zmarła na raka w wieku 55 lat. W porównaniu z dzieciństwem męża, młode lata Pierwszej Damy Ameryki wyglądały bardzo zwyczajnie. Michelle Robinson, bo tak brzmi jej panieńskie nazwisko, nie jest Mulatką, lecz „stuprocentową Murzynką”, jej przodkowie byli niewolnikami. cdn
  12. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Niektórzy komentatorzy pokpiwali, że Obama ma talent kaznodziei i ambicje Mesjasza, inni nazywali go jednak „autentycznym łowcą ludzi”. Potrafił bowiem nawet na najbardziej drażliwe tematy wypowiadać się w taki sposób, by nikogo nie urazić, a wielu przekonać. Wiedział doskonale, że w życiu Amerykanów religia odgrywa olbrzymią rolę. Dlatego mówiąc o niej, zastrzegał, że są granice kompromisu, których człowiek wierzący nie może przekroczyć. Nie da się być jednocześnie katolikiem i protestantem, muzułmaninem i żydem. Każdy, także przywódca narodu ma prawo wyboru religii i życia według jej wskazań, ale byłoby niebezpieczne, gdyby chciał swój wybór narzucać wszystkim. Nigdy bowiem nie wiadomo, co czuje i myśli człowiek inaczej wierzący. Podczas jednego ze spotkań Obama odwołał się do biblijnej historii Abrahama, który miał złożyć Bogu w ofierze swego syna Izaaka. Posłuszny rozkazom Stwórcy wyprowadził chłopca na wzgórze, związał i gdy uniósł nóż, by zadać śmiertelny cios, został powstrzymany przez anioła. Abraham słyszał głos Boga, spełniał jego wolę i zdał test swojej wiary. – A teraz wyobraźmy sobie, że wychodząc z kościoła, widzimy mężczyznę z nożem w ręku nad związanym dzieckiem. Jak byśmy zareagowali? – pytał. – Każdy natychmiast zadzwoniłby na policję i zażądał pozbawienia Abrahama praw rodzicielskich. Zrobilibyśmy to, bo nie słyszymy tego, co on słyszał i nie widzimy tego, co on widział. Dlatego nie należy pochopnie osądzać ludzi innej wiary, a już na pewno nie powinni tego robić rządzący. Wypowiadając się w taki sposób, Obama mógł się odwołać do osobistych doświadczeń. W odróżnieniu od wszystkich poprzednich prezydentów nie urodził się bowiem w typowej, przywiązanej do tradycyjnych wartości amerykańskiej rodzinie. Był dzieckiem mocno lewicujących studentów: zbuntowanej białej dziewczyny z Kansas i stypendysty z Kenii. Po ojcu odziedziczył afrykańskie nazwisko i niespotykane w USA imiona – Barack, co w języku suahili oznacza „Błogosławiony przez Boga” i Hussein, co miało podkreślać przynależność do wspólnoty muzułmańskiej. cdn
  13. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO Zapraszam do lekturki:) Wszystko jest możliwe__________mowi Kazimierz Pytko... Pod warunkiem, że ma się cel. Dąży się do niego mądrze, konsekwentnie i uczciwie. Pod warunkiem, że umie się do swoich prawd przekonać miliony. Oni potrafili. Michelle i Barack Obama – pierwsza para Ameryki. Przysięgę prezydencką Barack składał w asyście dwóch pastorów: białego, bardzo purytańskiego baptysty i czarnego, bardzo liberalnego metodysty. Jest synem muzułmanina i ateistki, uczył się w szkole islamskiej i katolickiej, jako dojrzały mężczyzna przyjął chrzest w protestanckim Zjednoczonym Kościele Chrystusa. – Nie jesteśmy już tylko narodem chrześcijańskim – tłumaczył podczas spotkań z wyborcami i powtarza to jako prezydent. – Jesteśmy także narodem żydowskim, islamskim, buddyjskim, hinduistycznym i narodem niewierzących. cdb
  14. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Dekalog odpowiedzialnej miłości___________Dekalog odpowiedzialnej dziewczyny... Nie jestem zabawką, moje ciało jest dziełem Boga. Czystość jest wciąż dla mnie cenną wartością, której nie mogę podarować byle komu i byle jak. Chciałabym mieć męża i dzieci. Zachowam moją czystość i miłość dla nich. Kiedyś mój chłopak zostanie mężem i ojcem. Chcę mu pomóc, aby był KIMŚ w oczach żony i dzieci. Mój sposób bycia nie jest obojętny dla chłopaka. Zwracam uwagę na moje zachowanie dla naszego wspólnego dobra. Pierwsze "NIE" może być trudne, każde następne będzie łatwiejsze. Moje pocałunki wyrażają dar mojej miłości i są o wiele więcej warte niż udana impreza lub kino. Kocham moich rodziców; nie zawiodę ich zaufania. Gdy zostanę matką, będę kochać każde swoje dziecko od poczęcia i chronić je niezależnie od trudności, jakie staną na mojej drodze życia. Nie dam sobie wmówić, że jestem gorsza, bo mam takie niedzisiejsze poglądy. To po prostu nie jest prawdą! Human Life International
  15. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Dekalog odpowiedzialnej miłości_________________Dekalog odpowiedzialnego chłopaka Silny mężczyzna nie traci kontroli nad swoimi zachowaniami. Darzę uczuciem swoją dziewczynę. Zależy mi na niej i nie traktuję jej jak zabawki. Lubię z nią przebywać, lecz pragnę jej dobra. Chciałbym dać mojej dziewczynie wszystko to, co najlepsze i nie chcę od niej fizycznych "dowodów" miłości. Akceptuję jej godność tak jak szanuję moją siostrę i matkę. Cenię w mojej dziewczynie wspaniałą kobietę, która kiedyś zostanie matką. Ja sam w przyszłości zostanę ojcem, od mojego zachowania dzisiaj zależy jak będzie wyglądała moja rodzina. Od poczęcia będę kochał wszystkie moje dzieci, bez względu na to jakie one będą. Nie pozwolę ich skrzywdzić. Zadbam o to, by w naszym domu niczego nie brakowało. W moim życiu spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Chciałbym umieć przekazać swoim dzieciom to, co otrzymałem od nich. Silny jestem w Bogu, który mnie umacnia: mam prawo wyrażać swoje zdanie i szukać tych, którzy myślą podobnie.
  16. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Ale to nieprawda. Ty się nie pomyliłeś. Jesteś tylko człowiekiem, jak i wszyscy inni ludzie. Każde życie podlega rytmowi dnia i nocy, prawom niżu i wyżu. i zasadom przypływu i odpływu. Każdego roku będzie wiosna i jesień, lato i zima. Miej cierpliwość w stosunku do samego siebie, a jeszcze więcej w stosunku do partnera. Nie opuszczaj nigdy domu miłości i wierności. Może się zerwać namiętność jak sztorm, który wyrywa wszystko z korzeniami. Jej gwałtowność rzuca jednych ludzi w stronę drugich, innych znowu rozdziela. Jednak pewnego dnia najgwałtowniejszy nawet orkan ucichnie. Wtedy dopiero widzi się rozmiar zniszczenia, które wyrządził. Gdy ukazują się zwiastuny nadchodzącej burzy, nie daj się ponieść panice. Nie rzucaj wszystkiego. Trzymaj się mocno korzeni. Czekaj i miej cierpliwość, bezgraniczną cierpliwość. Sztorm przeminie, prawdziwa miłość pozostanie. Phil Bosmans Pozdrawiam serdecznie
  17. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO Miłość i długa droga życia.... Jak może dwoje ludzi tak do siebie się zbliżyć, tak blisko się zejść, że oboje w tkliwym przywiązaniu lub namiętnym uwielbieniu, pragną razem przez całe życie iść? To baśniowa tajemnica. Nie można wytłumaczyć, co tych dwoje do siebie tak przyciąga. Może jakiś błysk oka, jakieś poruszenie, uwaga jakaś lub uśmiech Przy każdym spotkaniu biło serce coraz prędzej, żywiej. Każde z nich śniło o tym drugim i razem postanowili wspólnie zamieszkać. Czuli się jak w domu, wchłonięci w tę fascynującą tajemnicę, którą ludzie nazywają miłością. Wrastało się w życie tego drugiego, tak jak dwie gałęzie z jednego pnia i z jednego korzenia wyrastają. Lecz droga życia jest długa. Nie każdego dnia biją świąteczne dzwony. Uwielbienie i zachwyt przemijają i przychodzi wiele zwyczajnych monotonnych szarych dni. Z upływem tych dni zauważa się, że ter. drugi posiada nie tylko dobre cechy. Denerwujesz się i myślisz: \"Niestety, pomyliłem się\". cdn
  18. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    W 1796 roku Fryderyk Wilhelm III wydał edykt zezwalający na handel już tylko 46 specyfikami. Trzy lata później zakazał sprzedaży kropel krumhubelskich, które pomagały w leczeniu grypy, przeziębień i chorób płuc. Przyczyna tej krucjaty była dwojaka. Z jednej strony król pragnął zbudować nowoczesne europejskie państwo protestanckie, wolne od zabobonów. Z drugiej strony pruskie uniwersytety kształciły kolejne pokolenia lekarzy i farmaceutów, którym nie w smak była homeopatyczna konkurencja. – Ostatnim akordem sławy laborantów była zaraza z lat 1831-1832, gdy król wezwał zielarzy na pomoc, bo lekarze nie radzili sobie z powstrzymaniem epidemii – rozkłada ręce doktor Wiater. – Ale kiedy wygrali z chorobą, to władca „w nagrodę” zakazał im dalszej działalności. Leczyć mogło odtąd jedynie dwóch – i to tylko do śmierci. Pierwszy odszedł z tego świata Ernst Friedrich Riesenberger. Dłużej żył Ernst August Zwölfel, który zmarł w wieku 73 lat, 2 kwietnia 1884 roku. Został pochowany na cmentarzu w Miłkowie. Był ostatnim królewskim laborantem... Zwyciężyła medycyna, którą popierał Fryderyk Wilhelm III i jego nadworni lekarze. Dziś więc, kiedy boli nas głowa albo dziecko ma 40 stopni gorączki, sięgamy po aspirynę lub antybiotyki, by pozbyć się problemu. Ale nie znamy ceny, jaką trzeba płacić za wyjaławianie organizmu chemią. A cierpi na tym przede wszystkim nasza dusza. Bo przecież depresja, apatia i melancholia nie biorą się znikąd. – Może brak duchowego podejścia do choroby to najpoważniejsza z różnic między współczesną medycyną a naukami laborantów? – zastanawia się Gregorius. – Powtarzamy, że w zdrowym ciele zdrowy duch, ale nie rozumiemy, że jeśli duch jest zdrowy, to i ciało nie potrzebuje prochów. Święta prawda. Warto ją zapamiętać. cdn
  19. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Co na szyi robi wąż???? Nie tylko mandragora kusiła zielarzy. W górskich parowach rosły dziesiątki cennych gatunków: bylica pospolita, która leczyła choroby kobiece, goryczka żółta dobra na żołądek, arcydzięgiel, co przynosił ulgę w ropieniu płuc i osłabieniu, oraz pierwiosnek lekarski, który potrafił odstraszać złe duchy i zwalczać uroki. – Ludzie leczyli się tym, co dawała im matka natura – przypomina Gregorius. – Ale laboranci obserwowali przyrodę uważniej od innych, wiedzieli więcej i umieli to wykorzystać. Dlatego uważano, że posiedli wiedzę tajemną. Oni zaś podsycali wyobraźnię ludu opowieściami o mocach piekielnych, z jakimi muszą się mierzyć, by zdobyć cudowne ziele. Ducha Gór, Karkonosza, zwali Korzennikiem i Strażnikiem Magicznego Ogrodu. Dbali też o wizerunek. Nosili zielone szaty, wieńce z ziół, a na szyi żywego węża. Na jarmarkach kąsał on zielarza, a ten demonstrował cudowne właściwości swoich maści. – Ludziom się zdawało, że to czary, ale to była głęboka wiedza – mówi Gregorius. – Lecz niełatwo ją teraz odzyskać, bo w 1948 roku komuniści zlikwidowali laborancką pracownię, która przez kilkadziesiąt lat pełniła rolę muzeum. Receptury przepadły. Na cmentarnym murze w Miłkowie porastają mchem tajemnicze epitafia. Ktoś odłupuje z nich kamienne anioły, które pewnie kiedyś pojawią się na jakiejś aukcji w dalekich krajach. Ale laborancka legenda przetrwała do dziś. Głównie za sprawą karkonoskich przewodników, a zwłaszcza twórcy Bractwa Walońskiego. – To właśnie Julo Naumowicz namówił mnie do badań nad laborantami – uśmiecha się doktor Wiater. – I cieszę się z tego, bo w powojennym piśmiennictwie żałośnie mało po nich śladów. Mam więc olbrzymie pole do popisu. cdn
  20. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Trzy tajne związki.......... Wiater – historyk sztuki, muzealnik i publicysta – wydał właśnie rozprawę o laborantach. Została opublikowana w piątym tomie „Spisków”, naukowej serii wydawnictw Bractwa Walońskiego. Stowarzyszenie, kierowane przez mistrza Jula Naumowicza, powstało w Szklarskiej Porębie, aby podtrzymać 800-letnią tradycję poszukiwaczy złota i klejnotów. – W Karkonoszach były trzy tajne związki – mówi Gregorius. – Walończycy, którzy potrafili odnajdywać złoto i drogocenne kamienie. Hutnicy, którzy posiedli sekret produkcji szkła. I laboranci, co rozwikłali tajemnicę ludzkiego ducha. Wszyscy oni posługiwali się zestawem tajemnych znaków, a ogromu wiedzy, jaką zdobyli, strzegli bardziej niż życia. Laboranci czerpali swoją wiedzę od mistrzów bractwa i z obserwacji przyrody. Już opowieść o powstaniu Jeleniej Góry to legenda laborancka: oto rannemu Bolesławowi Krzywoustemu jeleń przynosi gałązkę ziela, którą książę przykłada do rany i powraca do zdrowia. Jeleń niosący liście babki stał się herbem miasta. Wystarczy położyć tę roślinę na ranę, żeby nie owrzodziała i zaczęła się goić. Odpowiednio przyrządzona leczy wrzody żołądka, kaszel i zapalenie płuc. Najpilniej poszukiwanym lekarstwem był jednak korzeń mandragory, który daje szczęście, nieśmiertelność i wieczną młodość. Wierzono, że jest pamiątką po nieudanej próbie stworzenia człowieka: Bóg miał go wyrzucić, bo okazał się zbyt mały i pokraczny. Od tej pory rósł w ziemi, żywiąc się ludzką krwią. Ale potrafił leczyć bezpłodność, padaczkę i uśmierzać ból. Wystarczyło odciąć kawałek i dać choremu do żucia. Botanikom z Karkonoskiego Parku Narodowego wprawdzie nie udało się odnaleźć tego korzenia, ale każdy może go zobaczyć w Muzeum Sportu w Karpaczu. Jest tam to, co udało się zachować z laboranckiej chaty, która została rozebrana tuż po ostatniej wojnie. W szczelnie zamkniętym słoju tkwi mandragora niczym mały człowieczek. Ma ręce, nogi, oczy i nos. Podobno rosła pod Śnieżką w Diabelskiej Dolinie. Ale żeby ją zdobyć, trzeba było przestrzegać ściśle określonego rytuału. – Wedle legendy, gdy ktoś próbował wyrwać korzeń, to wydawał on z siebie tak przeraźliwy pisk, że człowiek nie miał szans na przeżycie – opowiada doktor Wiater. – Dlatego zielarz musiał w piątek przed wschodem słońca zatkać uszy woskiem, uczynić trzykroć znak krzyża i zakreślić magiczne kręgi wokół rośliny. Potem upuszczał krwi w ziemię, a kiedy mandragora się pokazała, przywiązywał ją sznurem do psiego ogona, pokazywał zwierzęciu kiełbasę i umykał. Krzyk zabijał psa, a człowiek mógł zabrać wyrwaną z ziemi roślinę do domu. cdn
  21. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO Nowi czarownicy czyli zioła ze Szklarskiej Poręby__________opowiada Marek Bryza Przez setki lat w Karkonoszach żyli ludzie, których zwano laborantami. Umieli robić ziołowe leki na każdą chorobę. Niestety, ich cech zlikwidowano, a wiedza popadław zapomnienie. Dziś próbuje ją odtworzyć kilku zapaleńców ze Szklarskiej Poręby. Po raz pierwszy usłyszałem o nich daleko od gór, na Mazurach, gdzie Joasia Posoch uprawia lawendę i eksperymentuje z ziołowymi maściami. – Przeczytałam książkę Henryka Wańka o mistycznej podróży do „laboratorium żywiołów” – powiedziała któregoś wieczoru. – Niesamowita historia. Opowiada o słynnych w całej Europie mistrzach ziół. Sporządzali mikstury, które potrafiły wszystko: od leczenia kataru po ratowanie życia po ukąszeniu żmii. Szkoda, że ich wiedza poszła w zapomnienie. – No cóż, przegrała z „naukową medycyną” – rozkłada ręce Grzegorz Szklarz, którego koledzy zwą zielarzem Gregoriusem (zdjęcie na sąsiedniej stronie). – Lekarzom i farmaceutom nie w smak była konkurencja zbieraczy ziół, więc władza zakazała sprzedaży eliksirów. Od tej pory nauka miała być receptą na wszystko. I co się okazało? Owszem, człowiek stanął na Księżycu, rozbił atom i pochłania masę antybiotyków... Ale czy jest szczęśliwszy? Albo przynajmniej zdrowszy? – Laboranci byli przekonani, że za każdym razem to dusza choruje, a ciało tylko doznaje objawów – mówi doktor Przemysław Wiater. – Uważali więc, że to ją trzeba uleczyć, jeśli ciało ma być zdrowe. W całej ich historii właśnie to zainteresowało mnie najbardziej. cdn
  22. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Bilans zysków i strat Koniec dnia, koniec wróżb. Wydałam 300 złotych (w tym 50 na masaż) i straciłam spokój. Nie potrafię uwolnić się od obrazu moich bliskich jako kanibali, którzy się mną karmią. A przecież tak naprawdę moja rodzina nie jest taka straszna. Miewamy lepsze i gorsze dni, ale nie zamieniłabym jej na żadną inną. A wiedza, którą zyskałam na swój temat? Tak naprawdę ją miałam. Nie od wróżek, ale dzięki psychoterapeutycznym sesjom. Na plus zapisuję jedynie pozbycie się bólu w plecach i sztywnego karku - ale to zasługa acumassage. I wiem na pewno - ja już się do wróżek nie wybiorę. Bo po co? Pozdrawiam serdecznie
  23. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Z wibracji mojej daty urodzenia wynika, że jestem trójką. Zgodnie z zasadą numerologii imię i nazwisko (panieńskie i po mężu) oraz data urodzenia tworzą wzór liczbowy towarzyszący człowiekowi aż do śmierci. Trójki to osoby pogodne, towarzyskie, życiowi optymiści, którzy z najgorszej sytuacji znajdą dobre wyjście. Jednak ten optymizm może powodować wybieranie rozwiązań połowicznych. - Pani droga życiowa nie pokrywa się z drogą życiową trójki, która jest pełna pogody i prosta. Przeżyła pani wstrząs i on panią blokuje. Pani życie niedługo przekręci się o 180 stopni - wieszczy Christiana. Pełną wersję mojego numerologicznego portretu może mi przesłać pocztą, bo wymaga to opracowania. Czuję pewien niepokój. Co to znaczy, że moje życie tak radykalnie się zmieni? I czy aby na dobre? cdn
  24. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    Wibrujące liczby Czuję się zagubiona w tym dziwnym świecie wróżb, magii. Brakuje mi energii. Uznaję, że przyda mi się acumassage - tradycyjny japoński masaż, do którego nie muszę się rozbierać. Pół godziny ucisków, opukiwań, uderzeń ramion, barków, szyi - i czuję się jak nowo narodzona. Napięcia i blokady zniknęły, mogę więc spotkać się z kolejną wróżką. Wybieram ubraną niczym leśna nimfa Christianę Gruchalską, specjalistkę od numerologii. Zajęła się nią, kiedy okazało się, że posiada dar widzenia więcej. Według niej każdy może go w sobie wykształcić. Christiana patrzy na mnie i od razu mówi, że jestem osobą silną mentalnie i że nie lubię, żeby ktoś grzebał w mojej podświadomości. - Ma pani hipnotyczne spojrzenie. Powinna pani pracować w mediach, bo nie ma pani trudności ze zdobywaniem materiałów - dodaje. No, no! Tym razem jest to balsam na moją skołataną duszę... - Do czego przydaje się numerologia? - pytam. - Liczby stanowią podstawę całej ludzkiej wiedzy - odpowiada pani Christiana. - Numerologia pozwala przeprowadzić analizę osobowości, określić charakter, powołanie zawodowe, możliwości finansowe. Mówi też o miłości, zdrowiu, celu życia. Pozwala prognozować przyszłość. O powodzeniu w biznesie decyduje numer wibracyjny firmy, wibracje osoby założyciela i wibracje daty założenia firmy. cdn
  25. KALINA BIESIADNA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO Tarot mnie wybrał ____cdn Na koniec chcę jeszcze sprawdzić, co ma mi do powiedzenia tarot. Wybieram znaną z telewizji, radia i prasy wizjonerkę Janinę. Obwieszona biżuterią, z boa na ramionach i wachlarzem w ręku wygląda niezwykle egzotycznie. Okazuje się, że jej dziadek, który przybył do Polski z Brazylii, posiadał dar uzdrawiania. Janina zajmuje się tarotem już 23 lata i uważa, że to nie ona wybrała karty, ale karty wybrały ją. - Przyciągnęło mnie do wystawy, na której były rozłożone. Kupiłam je i rozłożyłam. Pięć kart, które znalazły się w środku, powiedziało mi, że tarot będzie mi służył. Przychodzą do mnie biznesmeni, bo nie wiedzą, czy inwestować, czy nie, emerytki, które nie mają czego do garnka włożyć, nawet przestępcy. Rozłożyłam kiedyś tarota jednemu mężczyźnie i widzę, że jest bandziorem. Nie mogłam kłamać, bo tarot kłamców karze. Powiedziałam: \"Jest pan złym człowiekiem, planuje pan napad\". Nie zaprzeczył, ale też nie zapłacił. Wyskoczył ode mnie jak oparzony - Janina wybucha śmiechem. Ma wielu stałych klientów. Potrafią dzwonić nawet w środku nocy, bo uzależniają jakąś życiową decyzję od rozłożenia tarota. - Bo tarot wciąga! - wyznaje pani Janina i patrzy na mnie tak, że ciarki przechodzą mi po plecach. Też przypomina wróżkę, ale tę złą, z bajki o Śpiącej Królewnie... - Tarot jest szczery do bólu. Najpierw pokazuje, czy człowiek idzie dobrą, czy złą drogą. Podpowiada, jaką powinien wybrać. Czasem odsłania pewne fakty, nawet bardzo przykre - wyznaje. Nie bardzo mam na to ochotę. Boję się, że mogę mieć za mało dystansu do tego, co mi tarot pokaże, że ulegnę sugestii. A nie chcę, żeby to on decydował o moich życiowych wyborach. Myślę, że czasem lepiej wiedzieć mniej niż więcej. cdn
×