KALINA BIESIADNA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez KALINA BIESIADNA
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 75
-
- Tarot jest szczery do bólu. Najpierw pokazuje, czy człowiek idzie dobrą, czy złą drogą. Podpowiada, jaką powinien wybrać. Czasem odsłania pewne fakty, nawet bardzo przykre - wyznaje. Nie bardzo mam na to ochotę. Boję się, że mogę mieć za mało dystansu do tego, co mi tarot pokaże, że ulegnę sugestii. A nie chcę, żeby to on decydował o moich życiowych wyborach. Myślę, że czasem lepiej wiedzieć mniej niż więcej. cdn
-
Na koniec chcę jeszcze sprawdzić, co ma mi do powiedzenia TAROT. Wybieram znaną z telewizji, radia i prasy wizjonerkę Janinę. Obwieszona biżuterią, z boa na ramionach i wachlarzem w ręku wygląda niezwykle egzotycznie. Okazuje się, że jej dziadek, który przybył do Polski z Brazylii, posiadał dar uzdrawiania. Janina zajmuje się tarotem już 23 lata i uważa, że to nie ona wybrała karty, ale karty wybrały ją. - Przyciągnęło mnie do wystawy, na której były rozłożone. Kupiłam je i rozłożyłam. Pięć kart, które znalazły się w środku, powiedziało mi, że tarot będzie mi służył. Przychodzą do mnie biznesmeni, bo nie wiedzą, czy inwestować, czy nie, emerytki, które nie mają czego do garnka włożyć, nawet przestępcy. Rozłożyłam kiedyś tarota jednemu mężczyźnie i widzę, że jest bandziorem. Nie mogłam kłamać, bo tarot kłamców karze. Powiedziałam: "Jest pan złym człowiekiem, planuje pan napad". Nie zaprzeczył, ale też nie zapłacił. Wyskoczył ode mnie jak oparzony - Janina wybucha śmiechem. Ma wielu stałych klientów. Potrafią dzwonić nawet w środku nocy, bo uzależniają jakąś życiową decyzję od rozłożenia tarota. - Bo tarot wciąga! - wyznaje pani Janina i patrzy na mnie tak, że ciarki przechodzą mi po plecach. Też przypomina wróżkę, ale tę złą, z bajki o Śpiącej Królewnie... cdn
-
Dobra Wróżka ofiarowuje mi w prezencie amulet. Na rzemyku, zatopiony w pleksi wizerunek Chrystusa z Całunu Turyńskiego. Kazała mi go nosić na grasicy (o ile wiem, ten narząd zanika u dorosłych), podobno promieniuje dobrą energią. Chowam go, ale w drodze do domu gdzieś mi ginie. Pewnie tak miało być. cdn
-
Teraz Hanna rozkłada anielskie karty. Wyciągam jedną. Anioł Spokoju. - Widzi pani, to jest to, czego pani najbardziej potrzebuje. Proszę wróżkę, żeby postawiła karty. Najpierw sprawdza, czy dzisiaj może mi wróżyć. - Jeśli wahadło nie pozwala, odmawiam - wyznaje. Wahadło pozwala. W trakcie rozkładania kart Hanna zadaje mi pytania: Czy jest pani zamężna? Czy mąż mieszka z panią? Dzieci są w jakim wieku? Ile ma pani dzieci? Z kart wynika podobno, że jestem otoczona egoistami, że nie wolno mi nikomu pożyczać pieniędzy, bo mi nie oddadzą, że jest we mnie mnóstwo miłości i powinnam zrobić sobie kompleksowe badania zdrowotne. Że nie powinnam nosić krzyżyka (przywiozłam go z Jerozolimy), bo krzyż idzie za krzyżem. cdn
-
Machinalnie odwracam się w tym kierunku, jakbym rzeczywiście chciała kogoś zobaczyć, poczuć. Ale nic się nie dzieje. Taki opiekun pomaga ponoć w sytuacjach ekstremalnych. Wtedy mówimy, że zdarzył się cud. - Czy to anioł stróż? - pytam. - Nie. Anioł stróż jest z panią od urodzenia do śmierci. A to jest energia, którą została pani obdarowana. Radzę nadać jej imię. Niech pani zwraca się do niego tym imieniem i prosi go o pomoc, nawet w drobnych codziennych kłopotach. On na to czeka. Ale nie wolno pani nigdy już tego imienia zmienić. Ono jest energią i od razu idzie do góry. Zostaje zapisane przy pani jako łącznik. Jeśli zmieni pani imię, on odejdzie, bo uzna, że wybrała pani kogoś innego - przestrzega Dobra Wróżka. "Mam kogoś do pomocy!" - cieszę się w duchu. Ale po jakimś czasie przychodzi refleksja. Może to jakiś zły duch? Na wszelki wypadek nie nadaję mu imienia... cdn
-
U Dobrej Wróżki Pani Hanna przypomina babcię w okularach. Jej kabinę wypełnia błękitne światło, unosi się różany zapach. Od trzydziestu lat zajmuje się kabałą, ale od czterech lat przepowiada przyszłość zawodowo. Za pieniądze wróży z kart, z rąk, z fotografii. Twierdzi, że dar jasnowidzenia otrzymała po wypadku, któremu uległa w młodości. Dobra Wróżka najpierw ujmuje moje ręce i przez chwilę wpatruje się w nie. - Jest pani wrażliwa i ambitna, ale nerwy panią zjadają. Nie potrafi pani odmawiać. Trzeba nauczyć się mówić "nie"! - poucza. Potem dodaje coś o traumatycznym przeżyciu, któremu miałam ulec w wieku 11 lat, które to zdarzenie za- blokowało mi czakram serca. Mówi, że powinnam przestać o tym myśleć i komuś wybaczyć. Wszyscy wmawiają mi chore serce! Przecież jak dotąd nie miałam z nim żadnych problemów - zastanawiam się. Nie wiem też, o jakie przeżycie z dzieciństwa może chodzić i komu miałabym wybaczyć. Dobra Wróżka przestrzega mnie przed najbliższymi, którzy według niej są "największymi dla mnie kanibalami". Zaczynam odczuwać napięcie. O kogo chodzi? O męża, dzieci, mamę? Czuję zamęt w głowie. A wróżka spokojnie kontynuuje. - Od siedmiu lat dostała pani z góry, od Stwórcy, opiekę. Ten opiekun teraz też stoi przy pani prawym ramieniu. cdn
-
Widzą więcej? Podbudowana ruszam na poszukiwanie wróżki. Siedzą w kabinach ustawionych po trzy, cztery w szeregu, za półprzezroczystymi zasłonami. W środku każdej kabiny stolik, na nim tląca się świeca lub kadzidełko (podobno neutralizuje negatywne energie). Którą wróżkę wybrać? Czy tę, która "specjalizuje się w trafnym inwestowaniu pieniędzy" (nie dysponuję kapitałem), czy zajmującą się regressingiem hipnotycznym, czyli cofaniem w pamięć przedurodzeniową (mogę się dowiedzieć o moich poprzednich wcieleniach). Czy postawić sobie horoskop kwiatowy, czy numerologiczny? Wróżki posługują się kryształową kulą, tarotem, kartami tradycyjnymi, anielskimi, egipskimi. Czytają z ręki, twarzy. Młoda brunetka o południowej urodzie ma przenikliwe spojrzenie, tajemniczy uśmiech i ostry makijaż. Nazywa się Fatima i jest jasnowidzącą. Już w szkole średniej wróżyła koleżankom, potem studiowała psychologię i prawie ją ukończyła. Zdolności odziedziczyła po dziadku, który też "widział więcej". Fatima specjalizuje się w odszukiwaniu zaginionych, w odczytywaniu negatywnych wibracji. Ale jakoś mnie do niej nie ciągnie... Wybieram Hannę - Dobrą Wróżkę. Może dlatego, że dobre wróżki pamiętam z dziecięcych bajek? cdn
-
- Złota aura. Wyższe wibracje - mówi pani Janina. - Ma pani predyspozycje metafizyczne, ale musi pani stanąć mocno na nogach w fizycznym świecie, bo zaniedbuje pani swoje ciało. Nie widzę wpływu negatywnych energii. Nie miał racji pan, który twierdził, że pani potrzebuje egzorcyzmów. Na pewno nie! W pani aurze jest "boski" kolor, to znaczy że ma pani możliwość samoleczenia. Pani pole jest tak mocne, że czasem powinna pani odprowadzić nadmiar energii. Radzę przed snem głęboko oddychać, zwrócić uwagę na regularność posiłków. Unormować tryb życia. Jestem dumna z mojej aury, tym bardziej że zdaniem pani Janiny złoty pióropusz wykończony oranżem to dla dziennikarza wymarzony kolor. Świadczy o intelekcie, spontaniczności, poczuciu humoru, umiejętności wywierania wpływu na ludzi. - Jeśli będzie pani chciała, zmusi pani rozmówcę do wszystkiego - śmieje się Janina Kasińska. cdn
-
W ocenie aury ważne są jej kolory oraz forma. Zwarta, świecąca aura świadczy o pozytywnej energii. Postrzępiona, schodząca na ciało i twarz, informuje o złym stanie zdrowia. Pani Janina proponuje, abym sprawdziła stan swojego biopola. Kładę dłoń na płytce z ciekłych kryształów, które rozszerzają się pod wpływem ciepła. Po chwili obrys dłoni zabarwia się w pewnych miejscach. Dowiaduję się, że mam mocny układ energetyczny, ale w okolicach serdecznego palca istnieje jakaś blokada. Podobno mój układ krążenia nie funkcjonuje dziś prawidłowo. Następnie kładę dłoń na niewielkim pudełeczku. - Aparat odszukuje sensory i przekazuje dane do komputera - tłumaczy Janina Kasińska. Po kilkudziesięciu sekundach na ekranie ukazują się wibrujące kolory. Urządzenie odbiera długość fal energomagnetycznych płynących z mojego ciała. - Najpierw pojawił się kolor biały. To energia uniwersalna, ta, którą pani czerpie z kosmosu. Jest też indygo, zielony i różowy. Z analizy rozkładu barw wynika, że jest pani osobą otwartą (różowy), kochającą ludzi (zielony). Najważniejsza jest dla pani pasja i świat wartości duchowych (indygo). Mało zwraca pani uwagę na wartości materialne (brak ciemnej czerwieni). Brakuje pani wiary w siebie. Pewności. Zdecydowania. Widać niedobory w czakramie serca, które mogą w przyszłości doprowadzić do choroby. Moja rada to więcej relaksu, medytacji - przekonuje pani Janina. Teraz - fotografia aury. Siadam na fotelu, kładę dłonie na oparciach, w których są czujniki kamer. Błyska flesz aparatu, który przypomina te sprzed stu lat. Zdjęcie jest gotowe po kilku chwilach. Nad moją głową... wielka złota aureola. "Czyżbym już była świętą?" - śmieję się w duchu. cdn
-
W aureoli ... - Prawie widzę szatana, jest zimny, zły i brzydki, ale do końca nie wiem, jak wygląda - nad stoiskiem ludowego egzorcysty wisi wielki napis: "Zdrowie należy do właściwych rąk". Jest też kilka prześwietlonych zdjęć, z których mężczyzna - jako jeden z nielicznych w Polsce - potrafi odczytać poświatę. Twierdzi, że leczy wszelkie choroby, a szczególnie depresję. Ja tymczasem szukam osoby, która jako jedyna w Polsce od 13 lat zajmuje się fotografowaniem aury. Wreszcie trafiam na stoisko Janiny Kasińskiej. Wszędzie wiszą kolorowe fotogramy. Na nich ludzie starzy, młodzi, nawet dzieci, a wokół ich głów - kolorowa poświata. Wiem, że to nie czary-mary, bo istnienie biopola udowodnili już pod koniec XX wieku fizycy. - Czego mogę się dowiedzieć z fotografii swojego biopola? - pytam Janinę Kasińską. - Fotografie aury pozwalają odczytać nasze osobiste predyspozycje, zdolności, stany emocjonalne i chorobowe. Może to pomóc w lepszym poznaniu samego siebie i uświadomieniu sobie, że sami jesteśmy w stanie zmienić naszą aurę, a przez to naszą istotę i otoczenie, w którym żyjemy. Mam klientów, którzy zało-żyli album fotografii aur wykonywanych w pewnych odstępach czasu. Wtedy można zaobserwować dynamikę zmian - wyjaśnia pani Janina. - Jednak aura zmienia się dopiero wtedy, kiedy usunięte zo-staną energetyczne blokady. Czasem, aby tak się stało, wystarczy zmiana diety, niekiedy należy poszerzyć świadomość, pójść w kierunku większej duchowości. cdn
-
Dziwnemu mężczyźnie, który koniecznie chce się zaopiekować moją duszą, jednak nie wierzę. Moja dusza bywa smutna, ale żebym miała dopuścić do niej egzorcystę, który metodą kahunów (na czym ona polega, nie potrafił mi wyjaśnić, dowiedziałam się jedynie, że pochodzi ona z Filipin) miałby uwolnić ją od destrukcyjnych duchów i zabezpieczyć przed ponownym zawładnięciem?! Nie! Na to nie chcę się zgodzić. Ale Mieczysław Bartnik, bo tak nazywa się mój "prześladowca", twierdzi, że będę tego żałować. A ja wiem, że żałowałabym, gdybym mu uległa. Przecież nawet rozmowa z nim wywołuje we mnie dziwne drżenie. Gęsią skórkę zamiast uspokojenia. Egzorcysta twierdzi, że to złe duchy, które są we mnie, tak reagują na jego obecność. Pan Mieczysław, niezrażony odmową, w prezencie daje mi ulotkę ze swoim "energetycznym podpisem". Zaprogramowany tajemnym kodem magicznym ma mi podobno służyć do osłony przed negatywnymi energiami, urokami i ludźmi, opętaniem i demonami. Neutralizuje ponoć promieniowanie cieków wodnych, a przykładany do chorych miejsc na 10- -15 minut przynosi ulgę i usuwa ból. Noszony przy sobie (koniecznie podpisem do ciała!) działa energetycznie na chore miejsca. W zasadzie jest "lekiem na każde zło". I to darmowym. Kolejka chętnych już czeka. Ale najpierw uzdrowiciel musi odczynić uroki. Dwie kobiety i mężczyzna jak zahipnotyzowani wpatrują się w obracającą się srebrną kulę... W Polsce działa ponad 50 tysięcy podobnych jasnowidzów i wróżek. Z ich usług korzysta każdego roku siedem milionów rodaków. Seans wróżenia kosztuje przeciętnie około 100 złotych. Jest to zatem naprawdę niezły interes. Tym bardziej że za warsztat pracy wystarczy przeważnie niewielki stolik i szklana kula lub talia kart. A czasem nawet i te atrybuty są zbędne. cdn
-
WITAJ BIESIADO Zapraszam :))) Tajemnice wróżbiarskich seansów...opowiada Anna Pogoda - Pani dusza jest biedna. Pani dusza cierpi. Jest chora! Potrzebuje egzorcysty! - woła, łapiąc mnie za rękę, siwy mężczyzna w średnim wieku. Przeszywa mnie spojrzeniem spod krzaczastych brwi. Wyrywam dłoń z ręki mężczyzny, ale czuję w niej dziwne pulsowanie. Przez głowę przebiega myśl: \"Co ja tutaj robię?\". Przecież nigdy nie miałam ochoty wybrać się do wróżki. \"Jestem dziennikarką i jestem tu służbowo\" - powtarzam sobie w duchu. cdn
-
NAPÓJ „BILLY TEA” Herbatę (najlepiej ziołową) gotuje się w metalowej puszce (billy) na ognisku. Proporcje napoju nie mają znaczenia, ważne jest, aby celebrować przygotowywanie napoju, wpatrywać się w ogień, rozmyślać, nie spieszyć się... Jako Aborygenka Cathy lubi odpoczywać na łonie natury, podkreśla, że jej naród nie jest przywiązany do przedmiotów (modnych ubrań, mebli, sprzętu elektronicznego...), najważniejszy jest kontakt z Matką-Ziemią.
-
DESER BEZOWO-TRUSKAWKOWY Weź: • 4 białka • 30 dag cukru pudru • łyżeczkę mąki kukurydzianej • łyżeczkę octu winnego • pół łyżeczki do kawy aromatu waniliowego • 300 ml ubitej śmietanki kremowej • 30-40 dag truskawek • 2-3 łyżki cukru pudru (do polewy truskawkowej) Rozgrzej piekarnik do temperatury 220-250°C. Z białek ubij sztywną pianę, stopniowo dodając cukier. Mąkę zmieszaj z ostatnią łyżką cukru i dodaj do piany. Skrop pianę octem i aromatem i jeszcze chwilę ubijaj. Z pergaminu lub folii aluminiowej wytnij kółko o średnicy około 18 cm. Natłuść je i połóż na blasze. Nałóż pianę i wygładź szpatułką (brzegi powinny być wyższe, a środek nieco wklęsły). Blachę wstaw do piekarnika. Zmniejsz ogień do umiarkowanego i zapiekaj przez około 1,5 godziny. Gdy ostygnie, ułóż na środku kopczyk z ubitej śmietanki. Śmietankę udekoruj truskawkami (około 3/4 podanej ilości). Resztę truskawek rozgnieć widelcem i przetrzyj przez sito. Dodaj cukier i dokładnie wymieszaj. Uzyskanym syropem polej śmietankę. Cathy
-
Coś naprawdę ważnego – Po zakończeniu kariery sportowej musiałam znaleźć w życiu cel, coś, co pochłonie mnie bez reszty i wypełni wolny czas. Postanowiłam założyć Fundację Charytatywną Catherine Freeman, która opłacałaby naukę dzieci z biednych rodzin. Zaznaczam, że kolor skóry maluchów nie ma żadnego znaczenia. Dzieci żyjące w slumsach, cierpiące biedę, z braku pieniędzy kończące edukację na podstawówce, często chcą się uczyć dalej, bo wiedzą, że jest to jedyna szansa wyrwania się z biedy. Moja fundacja płaci czesne w szkołach średnich, na uniwersytetach, kupujemy książki, zeszyty, komputery. Sponsorów przybywa... Dlaczego? Mamy poczucie, że robimy coś ważnego... Myślę, że jesteśmy coś winni ludziom, którzy mają mniej od nas. Na pomysł utworzenia fundacji wpadła we wrześniu 2000 roku podczas ceremonii zamknięcia olimpiady w Sydney. Muzycy występującego na finałowym koncercie zespołu rockowego Midnight Oil ubrali się w czarne koszulki z napisem „sorry”. Zapytani, za co przepraszają, odpowiedzieli, że chcą prosić o wybaczenie wszystkich Aborygenów. – Płakałam wtedy jak dziecko... – wspomina Cathy. – Zrozumiałam, że ludzie są dobrzy, a gdy ranią innych, robią to najczęściej z niewiedzy i głupoty. I że pomagać trzeba zawsze. Każdemu, kto tego potrzebuje. Zadałam sobie pytanie: Bóg jest czarny czy biały? Było tak absurdalne, że aż się uśmiechnęłam. / Anna Forecka/ Pozdrawiam serdecznie
-
– Pewnego dnia do domu mojej prababci przyszli pracownicy opieki społecznej, siłą wyrwali dziecko z jej ramion i zabrali, nie informując, dokąd – opowiadała Cathy dziennikarzom. – Prababcia, szukając swojej córki, obeszła wszystkie okoliczne kościoły, sierocińce, w końcu „życzliwy” policjant powiedział jej, że dziecko umarło... Nie było to prawdą, babcia mieszkała w ochronce, potem była służącą u białych. Wróciła do domu dopiero po uzyskaniu pełnoletności... W rodzinie mało rozmawialiśmy o jej przeżyciach. Babcia zupełnie wyrzuciła z pamięci przeszłość, twierdziła, że jest tak straszna, iż lepiej o minionych latach w ogóle nie mówić. Nie mogła pojąć, dlaczego niektórzy biali Australijczycy uważają Aborygenów za zwierzęta! Trzeba pamiętać, że dopiero w połowie lat 60. XX wieku wykreślono nas oficjalnie z „Księgi Fauny i Flory Australii” i uznano za ludzi. Cathy osiągnęła w sporcie niemal wszystko i w wieku 30 lat zdecydowała się zakończyć karierę. Przez kilka miesięcy odpoczywała w domu: gotowała ulubione potrawy, którymi częstowała rodzinę i przyjaciół, „zaadoptowała” dwa koty, oglądała telewizję, słuchała ukochanego jazzu... Myślała, czym się zajmie na „emeryturze”. cdn
-
Nie wolno żyć przeszłością! – Stałam się dochodowym towarem, ale nadal byłam „tylko” Aborygenką – opowiada dziś. – Białe i czarne zawodniczki trzymały się osobno, rozmawiałyśmy uprzejmie, ale nic ponadto. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać: Dlaczego są podziały między ludźmi? Czemu to służy? Jakie znaczenie ma kolor skóry? Pomyślałam sobie, że dobrze byłoby zmienić te stereotypy, sprawić, żeby świat stał się lepszy. Zadałam sobie pytanie: Bóg jest czarny czy biały? Było tak absurdalne, że aż się uśmiechnęłam. Gdy Cathy zaczęła reprezentować Australię w biegach na 400 metrów, przestało mieć znaczenie, że jest Aborygenką, liczył się już tylko wynik... Ona sama nabrała wiary w siebie, w każdym wywiadzie podkreślała, że chciałaby być symbolem pojednania między ludźmi. – Nie wolno żyć przeszłością i rozpamiętywaniem minionych krzywd – twierdziła. Dzieciństwo Cathy było szczęśliwe, ale jej rodzina pamiętała o niegodziwości, z jaką jeszcze niedawno traktowano rdzennych mieszkańców Australii. Babcia sportsmenki należała do tak zwanego skradzionego pokolenia. W latach 1910-1970 aborygeńskie dzieci były siłą odbierane rodzicom i wychowywane przez białych, umieszczano je w sierocińcach i internatach. Polityka ta miała na celu wynarodowienie rdzennych mieszkańców Australii. cdn
-
Reguły świata białych – Gdy chodziłam do szkoły podstawowej i średniej, wygrywałam wszystkie zawody sportowe, mój czas w biegach na 100, 200, 400 metrów był niejednokrotnie lepszy od czasu chłopaków – opowiadała Cathy wypytującym ją dziennikarzom. – Co z tego? Nauczyciel wychowania fizycznego głaskał mnie po włosach, a medale, które mnie się należały, dostawały białe koleżanki, które były w wyścigach daleko za mną... Czułam się skrzywdzona, samotna i opuszczona. W domu płakałam i pytałam mamę, dlaczego tak się dzieje. Mówiłam, że chcę biegać, ale chcę także dostawać nagrody. Pamiętam do dziś, jaką fajną książkę dostała pewna Ann, która przybiegła do mety po mnie. Ją nagrodzono, a mnie kazano iść do domu i „nie zawracać głowy”. Cecili, matka Cathy, tłumaczyła córce, że takie są reguły świata białych ludzi i że nie jest pewna, czy kiedykolwiek coś się zmieni. Innego zdania był ojczym młodej biegaczki, Bruce (jej biologiczny ojciec nie interesował się rodziną, zmarł z powodu alkoholizmu w 1992 roku). Kiedy na olimpiadzie w Sydney zwyciężyła w biegu na 400 metrów, obiegła stadion, powiewając dwiema flagami: australijską i aborygeńską. Życiowy partner matki przyszłej olimpijki uważał, że nikomu nie wolno akceptować niesprawiedliwości. Zachęcał pasierbicę, żeby zapisywała się do klubów sportowych. Zwracał uwagę, żeby zawsze podpisywała z przedstawicielami klubów umowy, po to, by nikt nie mógł jej oszukać. Uważał, że Cathy musi zdobyć środki na dalszą karierę. Sam również pomagał jej finansowo. Jego zdaniem, talentu dziewczyny nie wolno było zmarnować, bo jej sukcesy będą również sukcesami innych. Czas pokazał, że miał rację. Idąc za radą ojczyma, Cathy postawiła na sport: gdy jej koleżanki chodziły do kawiarni i na dyskoteki, kupowały modne ciuchy, umawiały się na randki, ona wytrwale trenowała. Wstawała o świcie, biegała kilka kilometrów dookoła domu, potem szła do szkoły, po powrocie zjadała obiad, odrabiała lekcje i znowu do wieczora ćwiczyła. Gdy jako najmłodsza zawodniczka w historii Australii, w wieku 17 lat, zdobyła złoty medal, przyszłość jej zaczęła rysować się w różowych barwach... cdn
-
WITAJ BIESIADO Zapraszam do lekturki...:) W dzieciństwie australijska biegaczka Cathy Freeman doświadczyła niesprawiedliwości, bo nie była biała. Po zakończeniu sportowej kariery założyła fundację, która opłaca naukę biednych dzieci. Bez względu na kolor ich skóry. W 2000 roku Cathy Freeman otworzyła igrzyska w Sydney, zapalając znicz olimpijski. Podczas tych samych igrzysk zwyciężyła w biegu na 400 metrów. Po czym obiegła stadion, powiewając dwiema flagami – australijską i aborygeńską. Jej zachowanie wywołało konsternację, bo zgodnie z regulaminem olimpiady Cathy mogła używać wyłącznie symboli kraju, który reprezentowała. Czyli Australii. Dlaczego złamała tę regułę? Sportsmenka pospieszyła z wyjaśnieniami: – Jestem Aborygenką, czyli dla wielu „obywatelką drugiej kategorii”. Chciałam zwrócić uwagę na problemy ludzi mojego koloru skóry – oświadczyła. cdn
-
WITAJ BIESIADO To miejsce... Mam takie ulubione miejsce, gdzie lubię chodzić. Nigdy się nie zatrzymuję. Zawsze podążam do przodu, po to by w pewnej chwili zawrócić. Idę tam, aby myśleć o niebycie. Nigdy nie wiem dlaczego ta myśl pcha mnie akurat w to miejsce. Może tam właśnie kończy się świat, zaczyna się nicość? Mijam drzewa rozłupane przez pioruny, wdycham zapach tajemniczej przestrzeni. Jest pełna śmiertelnych wrażeń moich zmysłów. W trawie czają się pomyleńcy, którzy rękoma próbują zasłonić Słońce. Za drzewami chowają się ludzie łaknący krzyku przerażenia. Każdy zakręt kryje śmierć w męczarniach. Pomimo świadomości upiorności tego miejsca lubię spokój, który mnie ogarnia gdy tam przebywam. Nieodparte przeświadczenie, że ja też się tam znajdę próbuje mnie oswoić. Nie bronię się zdziwiona tą perspektywą. Może kiedyś będę chciała zabrać Słońce wołając, że to tort pomarańczowy? Przeznaczenie nie chce zdradzić tajemnicy tych, którzy każdej nocy oblizują palce po zjedzonym Księżycu, zagryzonym kawałkiem importowanej zorzy. Widziałam też zdesperowanych przerażeńców nerwowo szukających zagubionego w trawie zrozumienia rzeczywistości. Żadne z nich nie ma własnego grobu, a przynajmniej nikt o nim nie wie. Nigdy nie ma dla nich płomyka świecy, główki kwiatu. Gdy żyli nikt nie im nie chciał przynieść pociechy, podać ciepła pomocy. Byli tacy jak teraz - niewidocznie nieśmiali. Gdy będzie koniec świata odnajdą to czego szukają, zaspokoją swe pragnienia. OŻYJĄ. autor nieznany Pozdrawiam serdecznie
-
Fałszywka Malachiasza Agnieszka Morawska Po śmierci Jana Pawła II świat znowu tonął w domysłach. Podczas konklawe ktoś przypomniał przepowiednię Malachiasza. Zgodnie z jej słowami nowym papieżem miał zostać ten, któremu będzie można nadać tytuł "Gloria Olivae" (Chwała Oliwna). Cóż to miało oznaczać? Wielu twierdziło, że ciemny, oliwkowy kolor skóry. A wszak wśród kandydatów wymieniało się jednego kardynała czarnoskórego i kilku Latynosów. To by się zgadzało! Ale w zasadzie... tytuł ten pasowałby do każdego z kandydatów. Przecież np. Włosi pochodzą z kraju oliwek - a więc pasuje! Gdy wybrano kardynała Ratzingera, a ten przyjął imię Benedykta XVI, zwolennicy przepowiedni Malachiasza zakrzyknęli z triumfem: przecież w godle zakonu benedyktynów jest... gałązka oliwna! Dopiero po wielu miesiącach od konklawe wyszło na jaw, że św. Malachiasz - ten prawdziwy, z Irlandii - nigdy żadnej przepowiedni o papieżach nie uczynił. A ta, którą mu powszechnie przypisywano, jest fałszywką pochodzącą z XVI wieku (czyli kilka stuleci po Malachiaszu). Jak widać, od wieków fabrykuje się kolejne przepowiednie... A my wierzymy - bo przecież tak bardzo chcemy wiedzieć, kiedy wreszcie będzie ten koniec świata! Dobrze byłoby wiedzieć, czy warto jeszcze chodzić do pracy, spłacać kredyt, czy można już rzucić to wszystko i szaleć - bo jutra nie będzie. Niestety, świat widać tak został skonstruowany, że wiedza o dniu jutrzejszym ma być dla nas niedostępna. Pozdrawiam serdecznie
-
Czego dotyczyło Objawienie Fatimskie Można podważać prawdziwość mętnych wizji Nostradamusa i katastroficznych przepowiedni współczesnych jasnowidzów. Ale Objawienia Fatimskie to wizje, w które wierzą wszyscy katolicy. Zostały przecież uznane przez Kościół. Podobno Trzecia Tajemnica Fatimska mówi o księdzu w bieli przygniecionym bólem i troską, który u stóp krzyża zostaje przeszyty strzałami nieprzyjaciół i ginie. Powszechnie uważa się, że w tych słowach Matka Boska przestrzegała Jana Pawła II przed przygotowywanym na jego życie zamachem. Rzeczywiście - zamach miał miejsce 13 maja 1981 roku, kapłan w bieli został przeszyty strzałami, ale... ocalał. Pojawiła się także nowa interpretacja: być może chodziło o innego kapłana - brata Rogera, twórcę wspólnoty z Taize´ . On także ubierał się na biało, był przygnieciony bólem i troską, zginął przeszyty nożem.Jak widać, słabą stroną każdej przepowiedni jest duża dowolność interpretacji. Nie tylko niejasne czterowiersze Nostradamusa można odczytywać na wiele sposobów. cdn
-
Z tymi przepowiedniami o tyle trudno dyskutować, że... jeszcze się nie spełniły, gdyż dotyczą późniejszych lat. Ale znano już podobne wizje, które powinny się spełnić - a tak się nie stało. W 1989 roku w USA wydano książkę "Mass dreams of the future" - opartą na zapiskach z licznych seansów hipnotycznych, w których brali udział zwykli ludzie. Osoby te miały podobno - w stanie hipnozy - możliwość wejrzenia w przyszłość. Tu także mówiło się o zjawisku przebiegunowania Ziemi - miało ono się zacząć w 1996 roku. W 1998 roku w wyniku trzęsień ziemi miała zostać zalana wodą Japonia (a więc podobnie jak w przepowiedniach Cayce'a). Kalifornia, Arizona i sąsied-nie stany USA miały zostać skute lodem i śniegiem. Niezwykle silne wstrząsy sejsmiczne koniec końców miały oderwać zachodnią Kalifornię wraz z miastami Los Angeles i San Francisco od kontynentu amerykańskiego (znów podobnie jak u "Śpiącego proroka"). I co? I nic się nie sprawdziło. Nikt natomiast nie przewidział katastrofalnych pożarów w Australii i na Florydzie pod koniec lat 90. ani morderczego uderzenia fal tsunami na Tajlandię w roku 2004.
-
Katastrofalna zmiana biegunów Ziemi Pod koniec drugiego tysiąclecia - podobnie, jak wtedy, gdy zbliżał się rok tysięczny - ludzie gorączkowo szukali wskazówek na najbliższą przyszłość, niektórzy obawiali się końca świata. Zaczęły się mnożyć coraz bardziej fantastyczne wizje. Przepowiadały rychłą zagładę Ziemi w związku z nadejściem 2000 roku. I jakoś zapomniano, że milenijny przełom zbliżał się tylko dla... chrześcijan. Na przykład dla Chińczyków minęło już ponad 4700 lat!Jedną z ciekawszych przepowiedni, które przywołano w tym okresie, jest tzw. Proroctwo Oriona. Zgodnie z nim 21 grudnia 2012 roku dojdzie do przebiegunowania Ziemi - w związku z bardzo dziwnym układem planet zdarzającym się raz na 12 tys. lat. Ponoć o cykliczności takiego zjawiska wiedzieli Majowie. Czy znów nastąpi - podobnie jak 12 tys. lat temu - wielka powódź? To zgadzałoby się z wizją Edgara Cayce'a (1877-1945), wróżbity z Ameryki, nazywanego "Śpiącym prorokiem". Jego zdaniem przełom tysiącleci to początek końca. Stopią się wielkie lodowce na biegunach. Zalane zostaną wybrzeża Ameryki, pod wodą znajdzie się Los Angeles, Nowy Jork, San Francisco. Z powierzchni Ziemi zniknie Japonia. Dla odmiany Mario de Sabato (ur. w 1933 r.), włoski jasnowidz, przewidywał ma-sową migrację Chińczyków na zachód i bezkrwawy podbój Europy. cdn
-
Mętne wizje mistrza Nostradamusa Centurie Nostradamusa - czterowiersze, uważane powszechnie za wyjątkowo trafne proroctwa - pisane były trudno zrozumiałym dla współczesnego człowieka językiem starofrancuskim. To prawda, Nostradamus zrobił karierę na dworze króla Henryka II - głównie dlatego, że przepowiedział ponoć jego rychłą śmierć. Słowa jasno-widza brzmiały mniej więcej tak: "Młody lew pokona starego na polu walki w pojedynku; utkwi oczy swoje w ich złotej klatce, dwie rany w jednej; po czym skona okrutną śmiercią." Oczywiście - dopóki król żył - nikt nie zauważył w tych słowach żadnej szczególnej wizji. Co więcej, dworzanie nazywali Nostradamusa pijakiem, bredzącym w gorączce. Ale 1 lipca 1559 roku król pojechał na turniej, gdzie pojedynkował się z młodym rycerzem. Lanca przeciwnika ześlizgnęła się po przyłbicy królewskiego hełmu. Ugodziła wielkiego władcę w oko, po czym pękła na dwoje, a odłamek wbił się w gardło monarchy. Henryk II konał w męczarniach przez kilka długich dni. A potem na dworze gruchnęła wiadomość: on to przewidział! Badacze zastanawiają się, czy Nostradamus w swoich centuriach rzeczywiście przewidywał przyszłość, czy może dokonywał tylko bardzo sprytnego szalbierstwa. Pisał najeżone napuszoną symboliką czterowiersze, które zwyczajnie... wymyślał. Znamy ich ponad tysiąc. Naprawdę nietrudno któryś przyporządkować do aktualnych, tragicznych wydarzeń... cdn
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 75