

KALINA BIESIADNA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez KALINA BIESIADNA
-
Superprogram na idealnie płaski brzuszek Relaks i sposób na schudnięcie Zanurz się w wannie napełnionej wodą o temperaturze ok. 40°C na 15 minut. Dodaj ujędrniający i oczyszczający płyn do kąpieli, np. Palmolive Thermal SPA, Purifying, 13 zł, lub sól morską z Morza Martwego, Bielenda, 12 zł. To twoi sprzymierzeńcy w walce o płaski brzuszek i szczupłą talię. Pozwalają oczyścić ciało z toksyn i nadmiaru wody. Co najmniej raz w tygodniu zrób sobie 20-minutową kąpiel odprężającą. Do wanny z ciepłą wodą dodaj 2–3 krople olejku lawendowego, np. Olejek do kąpieli, Bielenda Relaks, 15 zł (300 ml). Dwa razy w tygodniu przygotuj kąpiel ujędrniającą: kąpiel leśna: 1 garść igliwia sosny, 1 garść igliwia świerku, 1 garść igliwia modrzewiu. Mieszankę zalej litrem wody, zagotuj, przecedź i wlej do wanny z ciepłą wodą. Po kąpieli spłucz ciało i delikatnie osusz miękkim ręcznikiem. kąpiel ziołowa: łyżka liści mniszka, łyżka kory kruszyny, 2 łyżki szałwii, 2 łyżki owoców kolendry, 2 łyżki liści i kwiatów bratka. Mieszankę ziołową zalej dwoma litrami wrzątku. Parz pod przykryciem 30 minut. Przecedź, napar wlej do wanny z ciepłą wodą i dwoma litrami tłustego mleka. Po kąpieli nie spłukuj ciała, tylko delikatnie osusz ręcznikiem.
-
Nie mam szans na link z filmem,w zwiazku z tym znalazlam \"3 minutki\" na plaski brzuch. Wystarczą 3 minuty Wykorzystaj każdą wolną chwilę, by wyszczuplić brzuszek. O ile to możliwe, zrób sobie co jakis czas krótką, kilkuminutową przerwę w pracy. To doskonały moment na proste ćwiczenia rozciągające. Wystarczy mocno napiąć mięśnie brzucha, pamiętając o spokojnym oddychaniu. Do takich ćwiczeń nie potrzebujesz specjalnego stroju, przyrządów ani dużo miejsca. W dodatku zajmie ci to zaledwie 3 minuty, wspaniale odpręży i zrelaksuje. Jeśli przez cały dzień jesteś na nogach i dużo chodzisz – gimnastykuj się na siedząco (patrz ćwiczenia 1 i 2). Gdy pracujesz przy biurku, lepsze efekty uzyskasz na stojąco (ćwiczenie 3). 1. Usiądź prosto, plecy i ręce oprzyj wygodnie. Weź głęboki wdech, napnij mocno mięśnie brzucha. Wytrzymaj 20 sekund. Wydychaj powietrze, rozluźnij mięśnie i odpoczywaj kolejne 20 sekund. Powtórz 12 razy. 2. Usiądź wygodnie, weź głęboki wdech, napnij mocno mięśnie brzucha i unieś wyprostowane ramiona do gľóry. Wytrzymaj. Wydychaj powietrze, opuść ręce i rozluźnij mięśnie. Powtórz 12 razy. 3. Stań prosto, oprzyj się plecami o ścianę. Napnij mięśnie brzucha i powoli zsuwaj się po ścianie, aż uda będą równolegle do podłogi. Wytrzymaj chwilę. Powróć do pozycji wyjściowej. Ćwiczenie powtórz 12 razy.
-
Na chwilę zapomniała o swym milczącym towarzyszu, gdy ten znów się do niej odezwał: - Nie płacz. To dziecko mogłoby zacząć żyć na nowo gdybyś tego zapragnęła. Zdrowe. Lecz aby tak się stało musiałabyś poświęcić cały wosk z własnej świecy. - A kim będzie kiedy dorośnie? Czy będzie dobrym człowiekiem? - Uratuje wielu ludzi rękami chirurga - usłyszała cichą odpowiedz. Skinęła głową jakby akceptowała taką odpowiedź. Spojrzała na obie świece i uśmiechnęła się. Jej dłoń sama powędrowała ku większej świecy. Wosk, kropla po kropli, topił się i kapał na tę mniejszą. Z każdą przelaną kroplą jej dłonie słabły. Twarz pokrywały kolejne zmarszczki, a we włosach pojawiały się następne srebrne nitki. Jednak na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. W końcu osunęła się na skalną podłogę z dłonią wciąż kurczowo zaciśniętą na malejącym ogarku jej świecy. Już nie miała siły jej trzymać. Wtedy poczuła rękę, która pomogła jej dokończyć to co zaczęła. Raz jeszcze spojrzała na towarzyszącą jej postać, która pieszczotliwym gestem zgasiła nikły płomyk trzymanego przez kobietę ogarka. Uśmiechnęła się raz jeszcze, a jej oczy zgasły, tak jak jej własna świeca. Pozostał tylko ten uśmiech, gdy milczący zakapturzony towarzysz delikatnie układał ciało na skalnej podłodze. Chwilę później wszystko pokryła mgła. Wówczas postać w opończy schowała zgasłą świecę w przepastnej kieszeni. Gdy spojrzała po raz ostatni tam gdzie leżało ciało niczego już nie dostrzegła. Pokiwała zakapturzoną głową i odeszła w morze płomieni, by znów gasić te, których pora nadeszła. Ata
-
Nagle padł na jej ręce cień. Podniosła głowę i niemal wypuściła świecę z dłoni. Tuż przy niej stała owa mroczna postać, której twarz nadal krył kaptur. - Czy wiesz coś uczyniła nieszczęsna? - głuchy głos zdawał odbijać się od sklepienia i ścian i powracać echem. - Ta świeca gasła. Żal mi jej było więc... Chciałam dobrze... Przepraszam... - odszepnęła drżącym głosem. - Spójrz na tę salę pełną świec. Wiesz czym one są? - spytała postać. Dziewczyna w milczeniu pokręciła przecząco głową. - To płomyki ludzkiego życia. Widzisz tę małą świeczkę, którą tak bezmyślnie ratowałaś? Oto życie małego chłopca, który miał odejść. Dziecko jest śmiertelnie chore. Teraz przedłużyłaś jego agonię. - Nie wiedziałam - po jej policzkach popłynęły łzy. Zakapturzona postać w milczeniu wyciągnęła rękę i starła łzę z jej twarzy. - A czyja jest ta większa świeca, z której wosk przelewałam? Czy kogoś skrzywdziłam skracając mu życie? Bez słowa rozmówca wskazał jej przeciwległą skalną ścianę. Dopiero teraz dostrzegła tam ogromne lustro. Spojrzała w nie i zobaczyła obcą kobietę. Nie dwudziestoletnią lecz znacznie starszą. Miała jakieś 40 lat i twarz znaczyły już pierwsze zmarszczki, a we włosach pobłyskiwały srebrne nitki. Uśmiechnęła się smutno do tego odbicia, a ono odpowiedziało jej tym samym. Westchnęła z ulgą patrząc we własne, choć znacznie starsze, oczy. Przynajmniej nikt nie został pozbawiony swego cennego życia. A ona... Jej już nie zależało. cdn
-
Wtem jej oko przykuł nagły ruch między płomieniami. Zobaczyła wysoką postać w ciemnej opończy, która przechadzała się od świecy do świecy. Co jakiś czas przystawała, pochylała się i coś poprawiała lub gasiła płomień. Tajemnicza osoba kryła twarz pod kapturem, a coś w jej posturze sprawiało, że patrząca poczuła zimny dreszcz. Dziewczyna oderwała wzrok od postaci w kapturze i spojrzała na najbliższe jej otoczenie. Tuż przy swym prawym boku zobaczyła małą skalną półeczkę, na której płonęły dwie świece. A właściwie jedna, bo drugi płomyk dogorywał. Kiedy tak patrzyła na te dwa ogniki zrobiło jej się smutno. Wspomniała braciszka, którego straciła i pomyślała, że chciałaby móc przedłużyć jego życie. Jakże łatwo byłoby sprawić by ten gasnący ogarek zapłonął nowym blaskiem. Tylko trzeba cierpliwie przelać wosk z większej świecy. Czemu równie łatwo nie można przelać swojego życia na osobę, bez której ono i tak nie ma sensu? Rozmyślając nad tym wyciągnęła rękę po dużą świecę. Zaczęła pomalutku przelewać jej wosk na tę, która już prawie gasła. Zapomniała o świecie dookoła. Miała wrażenie, że w ten sposób przelewa z siebie resztę własnej nadziei. To był dla niej taki symboliczny gest w obliczu bezradności i niemocy. Po twarzy spłynęła ukradkiem otarta łza. cdn
-
SWIECA,, Nie tak znów dawno i nie tak daleko, w każdym razie nie za górami lecz w ich majestatycznym cieniu, zaczyna się ta opowieść. Pewnego razu górskim szlakiem wędrowała młoda dziewczyna. Słoneczny pył osiadał na jej długich ciemnych włosach. Szła wolno, jakby przygnieciona skrywanym ciężarem. Niedawno straciła ukochanego młodszego braciszka, który był jedyną bliską jej osobą. Serce miała ciężkie od smutku. Kiedy tak szła ujrzała stromą skalną ścianę mroczniejącą na tle jasnego nieba. Tam właśnie dostrzegła wejście do jaskini. Podeszła bliżej, by po chwili śmiało wkroczyć w mrok skalnej kryjówki. Szła coraz dalej i dalej, ledwo widząc drogę przed sobą. Czas płynął a korytarz zdawał się nie mieć końca. Nieoczekiwanie jej oczy uderzyło światło bijące dziwną poświatą z końca korytarza, którym zmierzała. Ostrożnie zbliżała się do tego światła a jej oczy przywykały do blasku. Ze zdumieniem odkryła, że znalazła się w ogromnej skalnej sali, pełnej płonących świec. Spojrzała dookoła uważnie i dostrzegła, że nie wszystkie świece płoną. A każda była inna - jedne wielkie, piękne, jakby dopiero zapalone, inne już mniejsze. Gdzieniegdzie stały i takie, które już dogorywały. Dostrzegła też parę wygasłych już ogarków. cdn
-
Bóg jest jak wiatr Jestem latawcem w rękach tego świata Bądź mi Boże wiatrem, na którym latawiec lata Wznieś mnie, prowadź w Swej mocy Nie daj upaść na ziemię-potrzeba Twej pomocy Gdy się sznurek zaplącze, gdy się w kółko zakręcę Niech mi zaraz pomogą Twoje Święte Ręce Gdy na druty wpadnę lub na drzew gałęzie Niechaj Twoja łaska zawsze ze mną będzie Gdy się będę szmotać na różne świata strony Spraw, niech zawsze będę przez Ciebie błogosławiony A gdy będę spadać, blisko ziemi lecieć Będziesz Boże ze mną-pozwól mi to wiedzieć Bądź Boże wietrzykiem, bądź radosnym tchnieniem Pozwól z Tobą lecieć, bądź moim natchnieniem Czuwaj Boże zawsze, abym już nie spadał Bym się nie szamotał, lecz w Twe światło wpadał Jestem Boże latawcem w rękach tego świata Bądź mi Boże wiatrem, bym spokojnie latał Donica
-
Cwiczenia na plaski brzuch,,:D http://www.polki.pl/fitness_video_artykul,10009737.html
-
I ja mam chwile filozoficznej zadumy. Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei. — Stanisław Jerzy Lec
-
Gram miłości ma większą wartość niż tona luksusu.
-
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie.
-
WITAJ BIESIADO KOCHANE DRZEWKA_____________JARZEBINKO i SREBRNA AKACJO____witajcie. Piekne wiersze.Dziekuje MALE SLOWO,KTORE MOWI WSZYSTKO Zyjemy w epoce cielesnosci. Wszystko staje sie sprawa komercji i konsupcji. jako zasadniczy i wszystko dominujacy bodziec pojawia sie wszedzie i coraz wyrazniej zadza pieniadza. Nawet idole mlodziezy,uwielbiane zespoly rockowe, zdobywajac swiat protest songami przeciwko posiadania, zarabiaja w kilka godzin miliony, kupuja sobie palace i staja sie bardzo majetnymi. Nasz zachodni swiat ma goraczke. Goraczka ta zwie sie chorobliwym egoizmem. Przetrwamy nie dlatego,ze istnieje wiedza, nauki przyrodnicze,medycyna,socjologia czy psychologia, ze istnieje postep techniczny,ekspansja gospodarcza, strategie rynkowe,racjonalizacja czy perfekcyjna organizacja. Przetrwamy wylacznie na gruncie jednego przykazania :milosci! Milosc jest fundamentem calego szczesliwego wspolzycia. Milosc to lekarstwo,ktore codziennie czyni cuda. Milosc to jedyna droga, na ktorej ludzie staja sie bardziej ludzcy. Milosc___male slowo,a mowi wszystko. Dlatego sprobuj po prostu kochac ludzi, ktorzy cie otaczaja. Phil Bosmans Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!
-
Och ,to juz wiem,dlaczego JARZEBINKO tak spieszylas sie.Wreszcie doczytalam_____mialas kapiel z olejkiem. A co Ty kochana chcesz tam gladzic..? buzia jak u 30-tki,figurka rowniez.,,,masz racje,wypachniec sie trzeba!!! Placek rewelacyjny.Jaka pychotka!!! Wzielam make krupczatke i dalam odrobinke wiecej proszku do pieczenia niz bylo w przepisie____bo tak na oko wydawalo mi sie,ze bedzie go za malo. Dokladnie 50 min w piekarniku____a potem obficie posypalam pudrem________i palce lizac.A roboty specjalnie zadnej,,,Polecam,przepis jest wyprobowany!!Zareczam,ze uda sie!!
-
Za chwile wlasnie biegne do kuchni i bede piekla wlasnie to,,:D Ciasto ze śliwkami - składniki 50 dag śliwek 2 szklanki mąki pszennej 20 dag masła lub margaryny 4 jajka 1 szklanka cukru pudru 2 łyżeczki proszku do pieczenia aromat waniliowy. Do formy: masło i bułka tarta. Do posypania ciasta: 2 łyżki cukru pudru Ciasto ze śliwkami - sposób przygotowania Śliwki umyj, osusz, przekrój na pół i usuń pestki. Formę do pieczenia wysmaruj masłem i wysyp bułką tartą. Z białek ubij pianę, dodaj cukier, ubijaj, aż będzie sztywna i lśniąca. Nie przerywając ubijania, kolejno dodawaj po jednym żółtku. Proszek do pieczenia wymieszaj z mąką. Roztopione i schłodzone masło dodawaj do masy jajecznej na przemian z mąką, ciągle mieszając trzepaczką. Dodaj kilka kropli aromatu waniliowego i wlej ciasto do formy. Na wierzchu ułóż śliwki skórką do dołu. Piecz 50 minut w temp. 180°C. Upieczone ciasto posyp przez sitko cukrem pudrem. SMACZNEGO!!!!
-
Racuchy ze śliwkami Wyślij znajomym Drukuj A teraz zapraszam na racuchy ze śliweczką i cukrem pudrem Składniki: - 25 dag mąki - 1,5 dag drożdży - 1 szklanka mleka - 5 dag cukru - 2 jajka - 3 dag masła - olej do smażenia - słoiczek śliwkowych powideł Drożdże rozetrzeć z łyżką cukru, rozprowadzić ciepłym mlekiem, wymieszać z 3 łyżkami mąki, odstawić w ciepłe miejsce. Żółtka oddzielić od białek, z białek ubić pianę, wsypać cukier i ubijając dodawać kolejno żółtka. Do podrośniętego rozczynu dodać resztę mąki, stopione i ostudzone masło i ubite jajka. Wyrabiać drewnianą łyżką, aż ukażą się pęcherzyki. Ciasto powinno mieć konsystencję gęstej śmietany. Ponownie odstawić do wyrośnięcia. Na patelni rozgrzać olej, nakładać łyżką nieduże porcje ciasta, smażyć z obu stron na rumiano, zdjąć z patelni. Na gorące placki kłaść po łyżeczce powideł, można posypać cukrem pudrem.
-
KOCHANE DRZEWKA____sliwek mamy pod dostatkiem___wiec podaje przepisy z nimi :D Mięsne kule ze śliwką w środku Składniki: - 60 dag mielonego mięsa drobiowego - kajzerka - jajko - ząbek czosnku - 30 dag węgierek - sól - świeżo zmielony biały pieprz - liście mięty - olej - woda lub mleko Bułkę namoczyć w wodzie lub w mleku, odcisnąć, wymieszać z mięsem, dodać jako, roztarty z solą czosnek, przyprawić, wyrobić. Śliwki umyć, wyjąć pestki, opłukać i osuszyć listki mięty. Mięso podzielić na 6 części, uformować z każdej placuszek, położyć po 2-3 listki mięty, na nich śliwkę, zlepić. Rozgrzać olej, kłaść kule,smażyć, obracając je z każdej strony. Pozostałe śliwki wrzucić na moment na rozgrzaną patelnię, podawać z makaronem i kulami.
-
To był dobry moment, aby z torby wyjąć znicze i zapalić na grobie. Mateusz skwapliwie mi w tym pomagał. – I niech pani sobie wyobrazi – dodał stary – że jak przyszedł rok pięćdziesiąty szósty, to raptem dotarł tu nasz ksiądz. Miał już wtedy niewiele mniej lat niż ja teraz. I wie pani co? Kazał mi pokazać ten grób, a potem kazał odejść. Ja jednak ukryłem się za drzewami. A on ukląkł, pomodlił się i skropił mogiłę wodą święconą, co ją miał w małym słoiczku. – Tam na wygnaniu nie mogłem sobie darować tej mojej surowości – wyznał mi, gdy zobaczył, że go podglądam zza drzew. – Do dziś mam to za swój największy grzech. – I co się z nim stało? – zapytałam. – Wtedy mówił, że właśnie jest w drodze do Polski – odparł stary. Zapisałam sobie nazwisko księdza, a Mateusza poprosiłam, żeby znalazł kogoś, kto wyryje w kamieniu imiona i nazwisko pradziadków. Powiedział, że nawet sam gotów jest spróbować, jeśli tylko sił mu starczy. Bez wahania powierzyłam mu niemałą kwotę za tę usługę. Słuchając go, nabrałam ufności wobec tego człowieka. I pomyśleć, że gdybym z tą wyprawą w poszukiwaniu swoich zbuntowanych pradziadków jeszcze chwilę zwlekała, mogłabym nigdy nie trafić już na ich grób, który do dziś stanowi piękny pomnik ich miłości. Pozdrawiam bardzo serdecznie
-
Poprosiłam, żeby dokładnie opowiedział mi wszystko, co pamięta. A pamiętał nadzwyczajnie dużo jak na swój sędziwy wiek. Może dlatego, że to były czasy jego młodości – miał zaledwie piętnaście lat, kiedy go zatrudnili, dwadzieścia, gdy umarł pradziadek, a niespełna trzydzieści, kiedy chował prababkę. Bo to on dokonał pochówku. – Ja nigdy nie widziałem ludzi, którzy by się aż tak kochali – opowiadał Mateusz. – Oni nawet w pole chodzili razem, trzymając się za ręce. Zupełnie jak dzieci. A przez to i nam było z nimi bardzo dobrze. Bo tacy szczęśliwi ludzie tak się dobrze do obcych odnoszą, jakby to była ich rodzina. To się i chciało dla nich pracować. Gdyby wszyscy tak się kochali – westchnął stary – świat byłby o wiele lepszy. Staliśmy nad grobem nieznanych mi pradziadków, a ja chłonęłam każde słowo starego Mateusza z rosnącym wzruszeniem. – Tylko z księdzem się kłócili. Najpierw dlatego, że on nie chciał im dać ślubu, a potem dlatego, że oni nie chcieli ochrzcić dzieci. No i głośno było o tym, że to jedyna rodzina w okolicy, do której ksiądz nie wstępuje po kolędzie. Bo my tu wszyscy katolicy byliśmy, a oni na msze w niedziele nie przychodzili, pokarmów na Wielkanoc nie święcili. To i niektórzy kręcili na nich nosem. Ale ta ich miłość... Nie mogą być grzesznikami ludzie, którzy się tak mocno kochają, powtarzaliśmy ciągle. Mateusz, który musiał podpierać się laską, był zmęczony długim staniem i gadaniem. Przysiedliśmy więc na pniu starego drzewa, które leżało nieopodal. – Kiedy pan umarł, ksiądz odmówił pochówku – kontynuował opowieść stary. – No i pani wyznaczyła to miejsce. Jakoś nam było nieswojo, że tak poza cmentarzem, w lesie. Ale kiedy pani umarła, była wojna, to już trupy chowało się w różnych dziwnych miejscach. Księdza zresztą wtedy już również nie było tutaj. Pognali go gdzieś za Ural. To panią położyłem obok męża w takiej zbitej z desek sosnowych trumnie i odmówiłem nad nimi modlitwę. Bo co to szkodzi, myślałem.
-
Gdy twój pradziadek umarł, proboszcz za żadne skarby nie zgodził się na pogrzeb na poświęconej ziemi. Więc jego żona kazała wykopać grób na pięknie wznoszącym się cyplu nad jeziorem, a nam w ostatniej woli przykazała, aby ją pochować razem z mężem. Na skutek pogmatwanych wojennych i powojennych losów mojej rodziny byłam pierwszą osobą, która miała stanąć przy grobie pradziadków. Prababka umarła w 1944 roku, kiedy dwójka jej dzieci już nie żyła, a trzecie – moja babka – było na zesłaniu. A gdy wróciła, bez skutku starała się o paszport, więc i ona nie dotarła na grób dziadków. I tak zaczęła umierać pamięć o moich zbuntowanych pradziadkach. Teraz ja postanowiłam ją przywrócić. W dokumentach po babce odnalazłam potrzebne mi informacje i ruszyłam w podróż w poszukiwaniu swoich korzeni. Długo to trwało, ponieważ nic, co znałam z przekazów, nie było już takie jak wtedy. Dom obrócił się w ruinę, zamienioną kiedyś na kołchozowe mieszkania, gospodarstwo zostało zdewastowane, pola leżały odłogiem. A biedni, szarzy ludzie nic nie wiedzieli o przeszłości tych terenów. Tylko jeden, dziś 92-letni starzec, potrafił wskazać mi grób pradziadków. Miejsce to niezwykłe. W gęstym sosnowym lesie, na cyplu z trzech stron otoczonym przez wody jeziora jest usypany z ziemi kurhan z potężnym kamieniem. I tyle. Żadnego nazwiska, żadnych kwiatów, zniczy. Taki grób mógłby mieć nie siedemdziesiąt, a sto siedemdziesiąt albo pięćset siedemdziesiąt lat. – Chciałem kiedyś na tym kamieniu wyryć ich nazwiska, ale się bałem – powiedział stary Mateusz, niegdyś, jak się okazało pastuch, a potem ogrodnik moich pradziadków. – To byli dobrzy ludzie – dodał. cdn
-
WITAJ BIESIADO KOCHANE DRZEWKA____________JARZEBINKO i SREBRNA AKACJO____witajcie Dzisiaj jestem dosc wczesnie,jako ze przede mna droga do pracy. Moja zmienniczka juz tam pewnie luka na zegarek.Tymczasem ,,pije kawke i pisze :D Zostawiam WAM lekturke do poczytania Zwierzenia Bozeny_____Zbuntowani pradziadowie Tak się kochali, że uciekli z domu, żeby być ze sobą... » Zawsze miałam ochotę tam pojechać, ale wiecznie się nie składało. Tym bardziej, że grób pradziadków znajduje się od czasów ostatniej wojny poza granicami kraju. O ich miłości krążyły w naszej rodzinie legendy. To był wielki mezalians, bo prababcia pochodziła z dobrej rodziny, a pradziadek był skromnym urzędnikiem na kolei. Aby żyć razem, uciekli z domu, czas jakiś tułali się po świecie, aż w końcu zamieszkali w nędznej chałupie. Odtąd z wolna zaczęli się dorabiać. Najwcześniej dorobili się trójki dzieci, z których najstarsza była moja babcia. Upór pradziadka i jego nadludzkie wysiłki sprawiły jednak, że po jakimś czasie powstało niemałe gospodarstwo. Stanął solidny dom, systematycznie powiększała się powierzchnia upraw. Pradziadkowie rozpoczęli też hodowlę owiec i koni. Były nawet stawy rybne, ale nie było... ślubu. Młody proboszcz na wieść o tym, że chcą się pobrać rodzice trójki zrodzonych bez ślubu bękartów, jak to się wówczas mówiło, kategorycznie stwierdził, że grzesznikom takim jak oni sakramentu świętego udzielić nie może. A oni, zbuntowani przeciw wrogiej im rodzinie prababci, zbuntowali się też przeciw kościołowi. – Jaki to grzech kochać się? – mieli często, jak głosiła rodzinna legenda, powtarzać pradziadkowie. – Byli zbuntowani aż do śmierci – opowiadała mi babka. – Ja, żeby mieć ślub kościelny, ochrzciłam się w wieku dziewiętnastu lat w tajemnicy przed nimi. Do kościoła nie przyszli, tylko potem na wesele. A moja siostra żyła ze swoim mężem bez ślubu jak rodzice. cdn
-
Ach! Przyjaźń! Nadchodzi człowiek i pozdrawia cię. Niczego nie oczekuje, nie ma nic do sprzedania, ani do dania, ani do wzięcia. Nie jest ani wysoki, ani niski. Podchodzi, unosi rękę. Twarz mu promienieje A jego spojrzenie przenika twoje spojrzenie. Witaj! Jakie to wspaniałe! Nie chce ani dobra ani zła. On tylko istnieje i oto jesteśmy razem Na młodej i wolnej ziemi. Jean Sulivan D O B R A N O C B I E S I A D O
-
WITAJ BIESIADO KOCHANE DRZEWKA____________dedykuje WAM wiersz na dobranoc Do jutra Przyjaźń radością życia Droga przez las nie jest długą jeśli kocha się osobę, którą idzie się odwiedzić. Przyjaciel jest darem, który składasz samemu sobie. Przyjacielem jest ten kto jest Ci bliski w trudnościach. By cieszyć się szczęściem trzeba dzielić je z innymi. Aby znaleźć przyjaźń nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie Twoja godzina sama wejdzie do Twego domu, w Twe życie, do Twego serca. Przyjaźń wymaga gestów konkretnych; nie mów: \"Wróć jutro a dam Ci wszystko o co poprosisz\". Przed pożegnaniem zapytaj samego siebie: \"Co dałem?\". Anonim Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!
-
wolimy,iluzjom,,,itp____sorry! Juz musze szykowac sie do wyjscia,mam niewiele czasu. Wybralam jednak Taste of Europe.Pogoda sloneczna____bedzie na pewno super. KOCHANE DRZEWKA___________zycze milej niedzieli! Do zobaczenia Pa,pa
-
Wiekszosc z ludzi chce,by Pan Bog zmienil aspekty ich zewnetrznego zycia tak,by nie musieli sie zmieniac wewnetrznie. Chca byc uwolnieni od odpowiedzialnosci za ich wlasne szczescie. Czesto uwazaja,ze latwiej jest zywic pretensje i cierpiec w roli ofiary niz kochac,przebaczac,akceptowac i szukac wewnetrznego spokoju. Jak napisal W.H.Auden: "Woimy byc raczej zrujnowani niz przemienieni, Wolimy raczej umrzec pograzeni w strachu Niz wspiac sie na krzyz danej chwili, I pozwolic umrzec naszym ilucjom". Napisano tyle madrych ksiazek,ktore mowia,ze kiedy postanawiamy kochac,w naszym organizmie wyzwala sie uzdrowicielska energia. Sama enrgia jest bowiem kochajaca,inteligentna i dostepna nam wszystkim.
-
JARZEBINKO____tak,masz racje,ze czlowiek chory musi byc nastawiony pozytywnie w walce z choroba. Tego mojej kolezance nie brakuje i chwala Bogu! Pozwolcie,ze zilustruje to,co mam na mysli,,,, Otoz czlowiekowi choremu na raka jego pierwszy lekarz powiedzial,ze wkrotce umrze.Pacjent podbiegl do okna,spojrzal w niebo i zawolal:"Boze,ratuj mnie"! A z blekitu rozlegl sie glos:"Nie martw sie synu.Uratuje cie". Czlowiek ten uspokojony,polozyl sie z powrotem do lozka. Jego lekarz wezwal chirurga,ktory powiedzial mu:"Moge panu uratowac zycie". __"Nie,dziekuje___odparl pacjent__Bog mnie uratuje". Potem onkolog i terapeuta od naswietlen i terapeuta zywieniowy__wszyscy powiedzieli mu :"Mozemy ciebie uratowac". __Nie potrzebuje was.Bog mnie uratuje___uslyszeli w odpowiedzi. Po jakims czasie ten czlowiek zmarl.Kiedy dotarl do nieba,poszedl do pana Boga z pretensja "Co sie stalo? powiedziales,ze mnie uratujesz,a ja umarlem,,, __"Ty glupcze!! Przeciez poslalem ci chirurga,onkologa,terapeutow" No wlasnie: technik ma wyznaczona role,jesli pacjent wybral jego rodzaj terapii. Lekarz takze moze byc darem i narzedziem Boga,tak jak jest nim wedle Bibli leczenie.