Spotkaliśmy się w wieku dojrzałym, kobieta z przeszłością i mężczyzna po przejściach, oboje po dwóch nieudanych związkach - ja wolnych gdzie z pierwszego mam dziecko, on rozwiedziony, nie wyszedł mu powrót do kochanki, bezdzietny. Mój partner nie żyje, drugi se rozpił, co było przyczyną rozstania. Jego ekx to szczęśliwa mężatka, kochanka wróciła na łono rodziny, do dzieci.
Zamieszkaliśmy razem po 2 latach znajomości, wydawało się, ze jest dobrze - dogadują się z moim nastoletnim synem, dla mnie jest dobry, czuły, opiekuńczy mimo, ze ja silna osobowość, nauczona życiem samodzielności. Przy nim czułam się kobietą.
Nie wiem co sie stało po 3 latach razem. To co było moją zaletą stało się wadą, on rencista dorabiał w weekendy, więc się pogodziłam z samotnymi sobotnimi wieczorami, gdzie ja pracowałam cały tydzień a on w weekendy.
Nagle zaczął być zazdrosny o syna, pod przykrywką właściwego wychowania i pobudzania ambicji dołował chłopaka kształtując w nim poczucie nieudolności zyciowej. To była tresura, którą też przejawiał w stosunku do mnie, bo co będzie jak go zabraknie? W stosunku do mnie stał się zimny, odsunął się w łóżku i w życiu. O mnie też był (jest) diabelnie zazdrosny. Nagle wszystko dotąd "nasze" stało się "jego" a ja i syn powinnismy mu być wdzięczni bo dzięki niemu wiemy co to dostatnie zycie. Nie ważne, że ja zarabiałam więcej niż on, nie ważne, że syn ma rentę w wysokości średniej pensji....
Odeszłam, radzę sobie świetnie finansowo, syn jest dojrzałym odpowiedzialnym, dorosłym juz mężczyzną, nigdy nie sprawiał mi kłopotów, jest samodzielny.
A ja tęsknię... tęsknię za nim... nadal go kocham. Próbowaliśmy się dogadać, ja zbyt rozemocjonowana, on chciał wyeliminować syna z naszego zycia - to był jego warunek ewentualnego powrotu. Próbował siłą mi wtłoczyć do świadomości swoje racje, krzyczał jak tylko próbowałam wyrazić swoją opinię, posunął się nawet do uderzenia mnie. Wtedy powiedziałam - dość! Odeszłam. Nie wiem, może mnie zdradził, może była inna. Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Nie umiem sobie poradzić z tęsknotą, nadal czuję nasz związek i zobowiązania wobec siebie, chociaż nigdy nie przyjedzie do mnie tylko czeka, że wrócę bo powinnam, bo sobie nie poradzę z samotnością.
Jak zapomnieć? Rozsądek jedno a serce woła swoje.... Praca, praca, szukanie zapełnienia czasu by nie myśleć, sukcesy zawodowe, robienie sobie przyjemności, spokój w domu... a ja wciąż lecę myślami do niego.... Jak zacząć życie po czterdziestce bez niego? Nie jestem atrakcyjną, ryczącą czterdziestką, taka przeciętna ze mnie kobieta.