ekaterini
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ekaterini
-
Młych snów AnGel ;) smutna niedzielo - masz 100% racji. I wierzę, że to co dobre rzadko przychodzi bez wysiłku, ale jest tego wysiłku warte. Boję się, że on tego nie umie tak naprawdę zrozumieć i woli pójść na łatwiznę, byle sie nie dręczyć.
-
Dzięki za przyjęcie do grona ;) Philosoph - no ja też nie byłam heh... ale jakoś to trwa a on widzę, że po prostu traci przekonanie że to ma sens. AnGel - u nas to ciut inaczej wygląda. Oboje w Polsce, daleko od siebie. Poznaliśmy się na urlopie. Z tym, że on mieszka i pracuje w swoich rodzinnych stronach, a ja jestem taką nomadką trochę, która częśto zmienia miejsce zamieszkania ze względu na pracę ... Dla mnie, ponieważ i tak przeprowadzałam się już w życiu mnóstwo razy, nie jest to wielki problem, by np. zdecydować się na kolejną przeprowadzkę - do niego, bądź razem z nim. On niby mi przytakuje, też o tym myśli (plany były takie, by poczekać do lata, ze względu na moją umowę o pracę), ale widzę, że cierpi coraz bardziej po każdym kolejnym spotkaniu i rozstaniu - i że chyba łatwiej by mu było rozstać się na dobre, niż wiecznie żyć w takim rozerwaniu. Przepraszam że nieco jestem chaotyczna.... ech ale po wczorajszej rozmowie takiego mam doła... znam siebie i wiem, że jestem w stanie wiele znieść i że jeśli wiem, że on tego też chce, to będziemy razem....ale ommentami przestaję być taka pewna tego czy on chce naprawdę dalej trwać w tym wysiłku :(
-
Ewistrio, tak sobie myślę, że trochę racji w tym jest. Tzn. jeśli trzeba kombinować, grać, używać jakichś dziwnych sposobow...żeby utrzymać zainteresowanie faceta, to może lepiej poszukać innego? Ale jest jeszcze inna kwestia, o czym już pisałam. Ja widzę potrzebę dokonania paru zmian w sobie. Za łatwo się emocjonalnie uzależniam. We wszystkich innych sytuacjach, w pracy, w kontakatach z ludźmi, umiem trzymać zdrowy dystans jeśli trzeba i ogólnie, radzę sobie nieźle. A w związkach -nie. Klasyka: czekanie na telefon, szczęście jak wreszcie napisze, no zgroza! Muszę trochę przemodyfikować swoje zachowanie. A jeśli przy okazji to wpłynie na sam związek i na niego, to bardzo dobrze...
-
Podoba mi się określenie \"wymagał tylko drobnego dopracowania\". O to i mnie chodzi. A bardziej to,żeby samą siebie dopracować, żeby lepiej postępować. I tak włąśnie zrobię. Dopracuję się. Dobrej nocki wszystkim!
-
O cholender! Najnowsza zołzo, sprzedaj mi swój patent na taką tresurę :) a poważnie to witam po pierwsze, a po drugie super czytać o takim królewskim weekendzie :))
-
Tallulah - jakbym była mądra to bym się z nim najpierw tak długo nie męczyła... po prostu miarka się przebrała, wytrzymałam wiele ale na więcej po prostu nie miałam siły :S
-
MrówkaZ - i taki przypadek \"przerobiłam\" , nawet jak się czasem zacięłam i nie dzwoniłam, to on po prostu też nie dzwonił... i ogólnie nic na niego już nie działało, a w końcu wyjechał na Wielkanoc nic mi nie mówiąc, a potem nie reagował na moje telefony. Po tamtej Wielkanocy dojrzałąm do zerwania, on był wielce zdziwiony, znaczy własnie usiłował zmienić nasz związek na \"przyjaźń\", ale ja już nie chciałam się z nim przyjaźnić. Bardzo bolało, bardzo, długo nie moglam się pozbierać. Aż w końcu nadeszły lepsze dni... odżyłam... potem już nigdy nie żałowałam zerwania, bo to był człowiek, z którym bym się zamęczyła. Czasem chyba warto zmienić życie, nawet po latach bycia razem. Ale to już sama wiesz najlepiej, czy nic się nie da uratować. Życzę dużo siły!
-
Sexy-Lady, no jak o nim piszesz to koleś sam nie wie czego chce, a może wie i jest to jakaś zabawa czyimiś uczuciami? Ja tam dobrze wiem, że trudno olać, sama nie umiałam tego co za mną łaził olać przez 2 lata, a ilu fajnych mężczyzn przez to przegapiłam, kto wie :S
-
Dziękuję Wam za wszystkie rady - ale! zadzwonił przed czasem (bo zwykle nie dzwoni z pracy) i sam z siebie wypalił że przełożył patrol i żebym w środę przyjechała jak nie mogę już we wtorek. O kurczę! Czyżby już samo nastawienie na bycie zołzą pomagało??? :))) Tak czy inaczej, muszę coś sobie przestawić w głowie, żeby nauczyć się tego lekkiego dystansu, przynajmniej na pozór - bo widzę, że jak zwykle za bardzo się uzależniam od kaprysów faceta...
-
Yonka-no, tylko on wie,że plan podstawowy to wyjazd do niego. Ale jak już pisałam,jeśli tylko zacznie kombinowac albo coś, wyjeżdżam. Przynajmniej do weekendu. Weekend zależy od jego podejścia. Tak, to dobra zasada: nie prosić ich o nic. Ech, co za głupia rasa ci faceci:/
-
Miłe Zołzy! Bardzo chętnie dołączę do Waszego grona. Czytam to, co tu piszecie i.....maj gad! to chyba o mnie wszystko? odwiecznie miła dziewczynka, ta na której można polegać, ta której się wszyscy wypłakują w rękawek, ta co to dzwoni pierwsza, usiłuje wyjaśniać nieporozumienia... no i jak widzę te Wasze opisy \"zadzwoni czy nie zadzwoni\" - to słowo daję, ja w moich związkach! Mam 28 lat, pracę niczego sobie, 2 lata po fatalnym związku (klasycznie-on nie dzwonił, on ne pisał, to mnie zależało) uznałam że olewam facetów, że to widać nie dla mnie - i rozkręciłam się w życiu tak że hej! DObrze jest, podróżuję, żyję pełną piersią, robię co kocham. I właśnie wtedy...bum! pojawił się ON. Tak po prostu jest, i tak po prostu go kocham. I jest dobrze, ale... mieszkamy daleko, widujemy się głownie w weekendy (na tym etapie przeprowadzka moja czy jego to zdecydowanie za wcześnie), a w tygodniu co? On dzwoni, on pisze, ja także, ALE. Otóż widzę już u siebie ten syndrom, czekam na jego telefon, jedna rozmowa potrafi mi totalnie odmienić dzień i humor, potem jeśli np. dzień się nie odzywa, już łapię doła. I nigdy nie wiem, czy MOGE zadzwonić (!), czy się nie narzucam. No kurka normalnie uraz jakiś czy co? I o to mi chodzi. Chciałabym nauczyć się być taką zołzą prewencyjną. Żeby broń Boże nie dopuścić znów do sytuacji, jaką znam już z poprzednich związków. Do licha, mam swoje życie, mam zainteresowania, plany, przyjaciół - niech on o tym wie! Ale też niech nie ma poczucia, że jestem aż tak samowystarczalna, że nie jest mi wcale potrzebny! Jak tu znaleźć złoty środek? Jak być zołzą, ale tylko na tyle, na ile trzeba? Ba, w ogole jak być zołzą i czasem zapomnieć, że jestem miła i sympatyczna? :P To tyle... liczę na wymianę pomysłów i poglądów :) Pozdrawiam!