Pomoc Doraźna - dzięki za przeniesienie topiku, tam już zupełnie nie wchodziły posty
Alicjo
Napiszę Ci z własnego doświadczenia, bo czytając o Tobie to tak jakbym czytała o sobie sprzed około 9 - 10 miesięcy.
Ja też szukałam po internecie, czytałam, myślałam....
Wydawało mi się, że przeciez taka piękna, niewiarygodna miłość która połączyła mnie i jego zdarza się tylko w bajkach...
Że jemu tylko czasem coś przeszkadza, że jeśli będę starać się jeszcze mocnie aby okazać mu swoją miłość... to przecież zrozumie, zobaczy...
I będzie jak w bajce...każdego dnia motyle w brzuchu, a nie ta która była - huśtawka - góra, dół, góra, dół....
No i ja się starałam, stawałam na głowie, czytałam... i było... coraz gorzej, coraz bardziej absurdalnie...
Już kompletnie błahe i nieistotne /teraz to widzę/ sprawy były powodem do awantur.
Ja też staraciłam ciążę. Usłyszałam nawet - to nie moje dziecko... Ale jeszcze wtedy nie byłam gotowa odejść...
Dopiero potem przyszedł moment, gdy zrozumiałam, że lepiej nie będzie.
Alicjo, każda z nas osiąga swoje dno.
Pytanie - kiedy i jakie?
Jakie jest Twoje?
Wyzwiska i awantury?
Chwila gdy Cię uderzy?
Gdy pobije aż wylądujesz w szpitalu?
A może, gdy będziesz miała dzieci i będzie je maltretował?
Ja wiem jak trudno się odchodzi.
Przez pierwszy miesiąc płakałam codziennie po kilka, kilkanaście godzin.
Przez pierwsze dwa tygodnie nie zmrużyłam oka i prawie nic nie jadłam.
Po miesiącu zdobyłam się aby pójść na terapię i wtedy zobaczyłam światełko w tunelu....
Mija trzeci miesiąc, a ja już wiem, że mimo codziennego /tak, wciąż!/ bólu, tęsknoty - mogę żyć.
I już umiem spokojnie powiedzieć, ż emoja miłość to w 90% uzależnienie.
Alicjo znajdź w sobie siłę.
Odejdziesz tak czy siak skoro już szukasz pomocy, nie zamykasz do końca oczu na rzeczywistość.
Czy warto marnować kolejne dni, miesiące, lata?
Pozdrawiam Cię i wierzę, że sobie poradzisz.