Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

suszona_figa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Niclasie, Przede wszystkim nie odpowiada mi protekcjonalny ton Twoich wypowiedzi. Wyczuwam w nich coś jakby... ledwie hamowane pobłażanie;) Domyślam się, że wysoko cenisz swój intelekt, ale proponuję, żebyś potraktował tę dyskusję jako przestrzeń równouprawnionego dialogu. Sprowadziłeś mój argument do bezpiecznego poziomu wypowiedzi o przybliżonym znaczeniu, znacznie go upraszczając. Nie twierdzę, że kobiety SĄ gorszymi specjalistkami w dziedzinach "ekskluzywnie kobiecych" jak to ująłeś, zwracam tylko uwagę, że wiele pacjentek w taki sposób MYŚLI o ginekolożkach. Można to tłumaczyć wielorako, wskazałabym na przykład pokutujące echa patriarchatu, które każą nam w sytuacji zagrożenia zwrócić się do silnej, odpowiedzialnej jednostki, tradycyjnie kojarzonej z mężczyzną. Świadczy to pewnie o kiepskiej świadomości kobiet, ale jestem przekonana, że wiele z nas, wyobrażając sobie osobę godną zaufania, myśli o facecie. Nie dotyczy to, jak dodam, tylko ginekologów, również innych lekarzy. Mężczyźni są bardziej opanowani, zrównoważeni, ich diagnozy oceniamy więc jako wiarygodne. Błędność takiego sposobu myślenia usprawiedliwiają lata męskiej dominacji w życiu społecznym. Są sprawy, które nie zmienią się z dnia na dzień. Te złożone kwestie "antyfeministyczne" plus szerzące się pogłoski o niedelikatności ginekolożek (to naprawdę silny stereotyp) skłaniają wiele młodych kobiet do wyboru lekarza-mężczyzny. Kosmetyczka i opiekunka do dziecka to zupełnie inna kategoria. W przypadku obu tych zawodów mamy do czynienia z pełnieniem zadań "typowo kobiecych", wyznaczonych przez tradycję etc.
  2. Wygląda na to, że mam szczęście, bo mój chłopak wie z jakim stresem wiążą się dla mnie wizyty tego typu i nie dokłada mi kolejnych, związanych z koniecznością dogłębnej analizy jego odczuć na ten temat. Niclas twierdzi, jakoby określanie kobiet ginekologów (a więc może, nawiązując do ostatniej fali językowego równouprawnienia - ginekolożek) mniej delikatnymi od mężczyzn, to demagogia. Nawet jeśli argument wydaje się mało przekonujący, może warto zastanowić się nad jego źródłem, bo jest często powtarzany. Istotny wydaje się najbanalniejsze stwierdzenie, że mężczyzna, nawet jeśli obejrzy sto narządów rodnych i przeczyta kilkadziesiąt książek na ich temat, po prostu NIE WIE jak wrażliwe na ból są te okolice. Można się zatem spodziewać, że wykaże więcej ostrożności podczas badania. Okaże też kobiecie inny rodzaj szacunku. Ginekolożce, która sama zmaga się zapewne z dolegliwościami menstruacyjnymi, bóle tego typu wydadzą się bardziej znośne niż mężczyźnie. Podsumowując, motywacją dla wyboru ginekologa jest jego domniemana NIEŚWIADOMOŚĆ, traktowana jako gwarant delikatności. Nie ma sensu doszukiwać się przy takim wyborze jakichś freudowskich dwuznaczności
×