po wyjściu z jednej z dyskotek z facetem, z którym coś się rozwijało i jego przyjaciółką, która uciekała przed namolnym facetem, wylądowaliśmy u niej [od razu zqznaczam, że znaliśmy się długo]. stwierdził, że możemy się trochę kimnąć, a potem zmaówi mi taksówkę, żeby mnie odwiozła do domu. tak w ogóle jeszcze się nawet nie całowaliśmy. no i się położyliśmy, tak normalnie w ciuchach. nie zaprzeczę,że z lekka pijani. w pewnym momencie rozpiął swoje spodnie, wyjął penisa i zaczął mnienamawiać, żebym go "polizała", takim błagalnym tonem; przybliżał się swoim kroczem do mojej głowy (cała akcja na leżąco). na moje protesty i zdziwienie, prosił jeszcze bardziej. wybaczyłabym sprawę, gdyby się zapiął, przeprosił i nawet zażartował z sytuacji. aleon nic, chyba zasnął w pewnym momencie. przebudziłam go, żeby zamówił mi taksi, ale najwyraźniej był tak nawalony, że nie był w wstanie [nie wydaje mi się, żeby udawał]. więc wy6szłam z tego mieszkania, wpadłam na postój taksówek, ale żadnej nie było, więc z buta przeszłam jakieś 3 km do domu, wróciłam jak już było jasno na dworze,oczywiście z racji tego,że mieszkałam jeszcze z rodzicami - ogromny strach...
a facet zadzwonił następnego dnia, czemu uciekłam bez pożegnania! więc zapytałam czy nie pamięta? on - że nie. powiedziałam mu po krótce co się wydarzyło, a on, że był pijany, że nic nie pamięta... nawet nie przeprosił! był generalnie bardzo w porządku i wcześniej chciałam,żeby wyszło z tego coś więcej, ale po tek akcji, BEZ PRZEPROSIN... i jeszcze dopytywał czy się zobaczymy... powiedziałam, że narazie to ja nie mam ochoty go widzieć w dodatku, jeśli nie widzi problemu to tym bardziej...