Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

marzenie255

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez marzenie255

  1. 4mala - u nas podobnie. Ja jakaś wrażliwa na byle uwagę się zrobiłam. Pójdzie o totalną bzdurę, a mnie zaraz na płacz się zbiera. Jakoś trudno mi też i smutno przed tymi Świętami, szczególnie że za kilka dni u naszego kuzynostwa urodzi się dziecko. Przeraża mnie to, co się będzie wtedy działo i jak to zniosę.
  2. Ja też życzę wszystkim Radosnych, Spokojnych i Smakowitych Świąt mimo braku tupotu małych nóżek:-)
  3. Klempa, to jesteś naprawdę szczęściarą. Dużo łatwiej Ci się żyje z takim nastawieniem. Bo mnie własnie najgorzej doskwierają te ciąże wkoło. Myślę, że jeśli to miałoby mi przejść, to nie ma na to sposobu, nic na siłę czy na postanowienie nie zrobię. To chyba musi przyjść z czasem.....Myślenie z czasem się zmieni..
  4. Klempa, wcale nie dziwię się Twojemu tacie.A jak ma w sumie reagować na początku przynajmniej człowiek, który dowiedział się, że ma raka ? Na pewno do śmiechu mu nie jest. Trzeba go pocieszać, wspierać i łagodzić jakoś te wybuchy. Zobacz, co my tu niektóre wyprawiamy w obliczu niepłodności.Płaczemy, żalimy się, drzemy na naszych mężów, nienawidzimy ciężarnych.... Tez bywamy nie do zniesienia. Co dopiero cżłowiek z poważną chorobą. Klempa, jak Ty to robisz, że nie rusza Ciebie widok ciężarnej koleżanki i to jeszcze z 1,5 rocznym dzieckiem ? Ja bym chyba padła w takim towarzystwie. Katarina, właśnie to jest to, że zamiast wyluzować, to człowiek pojedzie w terminie dni płodnych, tak na wszelki wypadek. A to nie jest pełen luz, to cały czas kontrola i myślenie o tym. Trzeba pojechac nieważne kiedy, zapomnieć całkowicie o cyklu, wymazać wszystko na maksa....ja sobie tego nie wyobrażam nawet na miesiąc, co dopiero dłużej.
  5. Lulu, to chyba jednak najlepsza metoda, znaleźć sobie jakieś absorbujace zajęcia, by wciąż o tym tak nie myśleć. Moleczka też tu o tym wspominała. My np. mamy teraz remont, to przyznam, że też często odciąga to od myśli, a nawet jak się pojawią, czy ktoś cięzarny nas odwiedzi, to ból szybko przemija, bo trzeba znów coś grzebać przy remoncie.Co do wizyt, to ja chyba wolę być juz zaskoczona taka wizytą ciężarnej, niż wiedzieć na przód, że przyjdzie. Jak wiem na przód, to mój ból i \"choroba\" trwają dłużej, bo już przed wizytą się nakręcam. Z kolezankami, które juz dawno urodziły i ich dzieci mają np. roczek, dwa lub trzy latka to już jest u mnie inaczej. I mogę je odwiedzić, jakoś specjalnie mnie to nie boli. Byłam w stanie się przyzwyczaić do ich sytuacji. Najgorszy jest dla mnie kontakt z ciężarnymi i takimi świeżo po porodzie.Wtedy przeżywam jakąś idiotyczną makabrę w głowie.Niezwykle ciężko to pokonać. Ja teraz poprawiłam sobie humor stuningowaniem sie na wiosnę. Tyle że niedługo pozostałam ładna, bo dostałam wczoraj jakiegoś wściekłego kataru i mój stuningowany wygląd diabli wzięli.Smarczę jak najęta, kicham, mam czerwony nochal i załzawione, czerwone oczy.Jakieś wiosenne przeziębienie, pewnie od tego nagłego przeskoku z ciuchów zimowych na letnie.Mam nadzieję, że do Świąt mi przejdzie, bo jadę do mamy i chciałabym się jej pokazać w ładnej okazałości, a nie wyglądać jak siedem nieszczęść przez to choróbsko. Co do nakręcania się przed @, to ja przestałam się interesować objawami, bo zbyt często mnie zawodziły. Przez wiele miesięcy z rzędu jak poczułam jakieś osłabienie, mdłości, pobolewania w brzuchu czy ból piersi, od razu się nakręcałam, że to ciąża. Zawsze okazywało się, że jednak w ciąży nie byłam, więc dałam sobie spokój. Teraz jedynie może wyczekuję braku okresu. I wiesz, im dłużej się nie udaje, tym mniejszą ma się nadzieję a cud, przychodzi nie raz taka \"zlewka\" na wszystko.
  6. Nicevida, ja do pierwszego roku starań też co miesiąc nakręcałam się każdym objawem. Teraz już mi przeszło. Myślę, żeby w ogóle się udało, ale nie akurat w danym cyklu.Objawy przed @ mnie zawiodły, więc teraz moja receptą jest jedynie brak @ i dwie kreski na teście.Żadnego z tych dwóch do tej pory nie ujrzałam.
  7. Moleczko, jeśli o takie zajęcia chodzi, to może faktycznie to dobra odskocznia.Kurs językowy to ja w sumie mam, tyle że nie ja na niego uczęszczam, tylko ja uczę języka obcego po pracy:-) Na jakiś basen czy np. jazdę konną to nie chciałoby mi się chodzić i szkoda by mi było kasy, bo np. wolę zamiast kupować karnet wydać tą kasę na kolejną wizytę u lekarza,czy kolejną porcję tabletek dla męża, by być bliżej ciąży i koło się zamyka:-) Poza tym jakoś nie mam głowy do jakiegoś hobby i zawsze kasa potrzebna jest na co innego. Najlepiej na mnie działają długie spacery po mieście lub za miasto.Wprost to uwielbiam. Tyle że mój m nie lubi. No i czasem siedzimy np. przed telewizorem, podczas gdy możnaby w tym czasie się gdzieś przejść.Mój m to tylko konkretne wypady uznaje - pojechac na działkę, nad morze, wyjść do pubu, do znajomych. Ale spacer to dla niego coś bez sensu, coś abstrakcyjnego.
  8. 4mala - z tą przyjaciółką to faktycznie ciężka sprawa - jeśli ma tylko ten jeden jajnik. Jestem w stanie sobie wyobrazić, co możnaby czuć po stracie tego jajnika.Aż strach się bać. Moleczka, jeszcze dodam, że problem też w tym, że my możemy sobie powtarzać, że się uda na pewno itp. Ale tak naprawdę, czy możemy mieć tę pewność ? Nie. Nie wiadomo, czy się uda, czy nigdy się nie uda. Gdybym miała pewność 100%, że kiedyś się doczekam,tylko po prostu jeszcze nie teraz, to nie miałabym żadnego doła, nie pisałabym na forum, w ogóle nie zawracała sobie głowy niepłodnością. Sęk w tym, że nie wiemy, co nas czeka.
  9. Moleczka, skoro pytasz o zajęcia po pracy, to już odpowiadam.Ogólnie często wypadamy z mężem do jakiś knajpek na obiad, odwiedzają nas znajomi, pójdziemy na jakieś urodziny czy gdzies tam indziej.Nie mam czegoś takiego, że siedzimy cały rok w domu i nigdzie nie wychodzimy, jeśli o to chodzi. Może ostatnio trochę mniej, bo trochę starsi jesteśmy i już nam tak nie zależy jak kiedyś na bieganiu np. po pubach.No i teraz doszedł ten problem, że coraz więcej tych ciąż wśród znajomych, z którymi zawsze gdzieś się \"wypada\". Wiadomo, pod wpływem ciąży, dziecka, oni zmieniają swój tryb życia i jedyne co mogą zrobić, to nas odwiedzić w domu ze swoim brzuchem lub zaprosić na podziwianie ich malucha. I powoli czuję, że zaczynam nie pasować do znajomych, bo co mam z nimi robić ? Gadać o ich dzieciach ? Gratulować brzucha ?
  10. Ze mną wiecie, to już chyba naprawdę kiepsko. Wczoraj wpadł do męża kuzyn na chwilę. Jego żona na dniach będzie rodzić i w rozmowie zaczął gadać, że właśnie byli u lekarza, że mały podobno sporo waży, że taki pultas itp,a na świat się jeszcze nie garnie, że jego żona czyta masę książek o porodzie, że jeszcze nie ma żadnych skurczów, że może będą musieli jej wywoływać poród sztucznie itp....itd.....i wiecie co ????? Takiego doła załapałam po usłyszeniu tego wszystkiego, że szok. Przez godzinę siedziałam jak struta i poszłam do łazienki się wypłakać.Łzy, ból i rozpacz, że ja tego nie mogę doświadczyć, mnie przerosły. Mąż oczywiście zauważył, że coś ze mną nie tak, mimo, że się skrzętnie ukrywałam z moimi emocjami przed nim, wciąż pytał, co się stało, ja na to, że nic wielkiego, że nieważne, że nie chcę mu zawracać głowy pierdołami. Ale w końcu do mnie przyszedł, przytuliliśmy się do siebie i powiedział, że wie, o co mi chodzi....Po tym zrobiło mi się znacznie lepiej, no ale dziewczyny, ja się wykończę psychicznie przez te ciąże znajomych i rodziny ...
  11. Kazika, dzięki. Oj bedziem zapylać ile wlezie, tylko ciekawe na ile jeszcze cykli mi sił na to wszystko starczy. Ja wiecie z figurą nie mam problemów. Odchudzać się nie odchudzam. Jem wszystko - słodycze, fast foody, rzeczy lekkie i ciężkie i jakoś nie tyję ponad normę. Taka prawda, że jeden może konia zjeść i nie utyje, a drugi może żywić się tylko pomidorami i nie schudnie. Tak samo jak w staraniach - jeden przez 10 lat będzie świecę robić po stosunku i nie zajdzie, a inny raz się bzyknie bez prezerwatywy i już w ciąży. Madzix, coś mi się wydaje, że się z mężulem pogodzicie. Dobrze by było.
  12. Wiecie, co do przeziębień i choróbsk, to ja mam przez ostatnie 2 dni coś takiego, że rano budzę się z zapchanym nosem i lekkim bólem w gardle, a potem jak wstanę, to przez jakieś 2 godziny ciągle smarcze, wszystko tonami mi schodzi z tego nosa, czuję się jak zakatarzona, mówię przez nos.Potem nagle przechodzi i cały dzień już czuję się dobrze.Jakby jakaś alergiczna reakcja po wstaniu z łóżka. U mnie nastrój jako taki.Jeszcze 9-10 dni do @. Póki co nic nie czuję, zero objawów czegokolwiek. Próbowaliśmy oczywiście w dni, w które miała być rzekomo owulacja, jak zawsze... W przyszłym miesiącu będziemy chyba robić test na wrogość śluzu oraz badanie nasienia, by sprawdzić efekty leczenia męża tabletkami.
  13. Sorry, wyżej chciałam napisać "jak najmniej żołnierzy wypłynęło ze mnie". Przejęzyczyłam się:-)
  14. Klempa, jak zwykle pełna energii i wigoru. Tylko przykład z Ciebie brać ! A z tatą, to oprócz tych 2 guzów, o których mówiłaś, to jeszcze 2 wynaleźli ? Może faktycznie całkowite usunięcie narządu to będzie najlepsze wyjście. Wtedy większa szansa, że nie pojawią się nowe zmiany..No a wcześniej mówili, że tylko 2 guzy są, to kiedy i w jaki sposób nagle wynaleźli te nowe ? Katarina, z tymi emocjami i wpływem samopoczucia to na pewno racja. Mi też kiedyś gin gadał, że jak tak bardzo się staram, to psychika się tak przestawia, że ma wpływ nawet na przesunięcie owulacji itp. Ja pamiętam, że pierwsze 3 miesiące, jak się zaczęłam starać, to od razu nagle znikł mi wtedy całkiem płodny śluz. Jak się nie starałam, miałam go zawsze pełno, a jak podjęłam decyzję o dziecku i byłam cała podekscytowana, że pewnie zaraz za chwilę będę w ciąży,to owulacji ni w ząb nie mogłam wyłapać.Potem jakoś się unormowało z tym śluzem, ale widzisz, tak jakby organizm zaprotestował na znak nowych emocji.Może teraz też dlatego, że za bardzo się nastawiam nic nie wychodzi. Anaona, co teraz zaszła, też mówi, że dopiero jak zapomniała o wszystkim i spasowała, udało się. Kumpela, co teraz odwiedziła mnie w weekend, też mówiła o parce, co zaszła dopiero, jak kupili sobie psa, żeby przelać gdzieś uczucia, których nie mogli dać dziecku. Nagle zaszła w ciążę, całe uczucie przelali więc na wyczekane dziecko, a pies, który miał być w centrum uwagi, chodzi teraz zaniedbany.Opowiadała też o drugiej parce, co też się starali długo bez skutku i dopiero jak dali sobie spokój, bo stwierdzili, ze nic z tego nie wyjdzie, zabrali się za remont itp, nagle nie wiedziec kiedy, zobaczyła 2 kreski. Tak że emocje robią swoje, tyle że tak trudno ich się wyzbyć. Co do męża, to fakt, nie mam co narzekać na brak zainteresowania z jego strony. Tylko mnie zdziwiło, że ma takie zdanie, że ja niewiele się staram.Przecież jest wręcz odwrotnie, a nie ode mnie zależy, że muszę w pracy siedzieć co dzień i nie zawsze jest możliwość wyjścia na usg, tak jak mi się podoba. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Myślę, że on też już trochę jest wkurzony tymi całymi staraniami i chciałby, by to już się skończyło, dlatego tak reaguje. Nawet po seksie widzę, że robi, co się da, by jak najmniej żołnierzy zostało we mnie. Mówi mi, że mam nogi na ścianę szybko ładować, jak się kładę np. na brzuch, to zaraz mnie upomina, że źle leżę i różne inne ciekawe sposoby.Normalnie szok, co z tym moim chłopem się porobiło.Boże, niech to się już skończy, bo razem w dwójkę sfiksujemy.
  15. Hej, anaona - gratulacje, kolejny dowód na to, że można się doczekać:-) Tradycyjnie zapytam o objawy, jakie miałaś przed @ Opisz, jeśli możesz. Ja wiecie miałam scysję z mężem, który stwierdził, że za mało się staram robić to, co każe lekarz ! Poszło o monitoring. Mąż by chcial, bym chodziła na niego przez kilka dni, co dzień do czasu, az gin potwierdzi owulację. Tyle że wiadomo, ja pracuję i nie mogę się co miesiąc przez kilka dni urywać z pracy, by tak robić.Idę więc raz lub dwa razy w cyklu, tuż przed owulką, by sprawdzić wielkośc pęcherzyka i dowiedzieć się, za ile dni pęknie i kiedy się starać. Myślę, że to wystarczy, a mąż uważa, że takim sposobem todo niczego ie dojdziemy ii powinnam chodzić kilka dni co dzień. Tylko co z pracą ? Dziewczyny myślicie, że wystarczy, jak idę raz i dowiaduję się, kiedy mniej więcej pęknie pęcherzyk, czy to faktycznie za mało ? Poza tym humor sobie poprawiłam - remontem......siebie. Wyskoczyłam do miasta, kupiłam nowe buty. Pofarbowałam włosy na inny kolor - blue velvet- taki bardzo ciemny fiolet.Posmarowałam się samoopalaczem i balsamami i czuję się lepiej.Jak nowo narodzona, mniej stara i całkiem ładna, opalona i z porządną fryzurą. Tylko dzidziola brak.....
  16. Sorry dziewczyny, zepsuję Wam nastroje, ale muszę się wyżalić. U mnie jakoś nie ma tej wiosny w duszy. Cieszę się, że ciepło, że słońce, że nie trzeba dygotać z zimna, ale wiecie, ten brak dzieciaczka mnie przytłacza jednak.Chyba jestem za słaba, żeby jeszcze dłużej to znosić. Chodzę do lekarza, ale chyba straciłam wiarę w powodzenie. Nie wzbudza we mnie nadziei i humoru to, że gin widział u mnie jajeczko, że powiedział, kiedy się starać, bo i tak mam poczucie, że się nie uda. Męczy mnie już to, a jednocześnie wiem, że nie mogę odpuścić. Nic mnie tak naprawdę w pełni nie motywuje i nie cieszy, ani nowa szafa w korytarzu, ani piękna pogoda, bo ja chcę dziecko, nic innego mi nie potrzeba, taka jest prawda. Lulu, łączę się niestety z Tobą w dołkowym nastroju. Też się czuję ostatnio taką starą babą, co najlepsze lata ma za sobą i nawet żaden nowy wiosenny ciuch jej nie pomoże, bo jest starą rurą. Ta nadchodząca 30-stka chyba mnie tak dołuje - koniec dziewczęcych lat.
  17. Dlatego też po tych przezyciach i kosmicznych wydatkach to mamy trochę strach przed nowym psem, boimy wdawać się w coś takiego drugi raz. Bo na początku to jest fajnie, jak pies jest młody i zdrowy, a jak zacznie się starzeć i chorować, to na weterynarzy można majątek wydać, bo to nie tania przyjemność w dzisiejszych czasach, nie mówiąc juz o kłopotach domowych typu, że zabrudzi dom, bo schorowany pies to wiadomo i załatwi się pod siebie i zwymiotuje, albo w nocy z 4 razy trzeba z nim wychodzić się załatwić. Przezyliśmy to i wiemy, jaka to udręka. No ale wiadomo, psa się kochało, to człowiek to znosił. No ale na najbliższe lata może być dużo wydatków, bo chcemy remontować wszystko po kolei bardzo gruntownie,kupowac nowe meble i sprzęty, też nie wiadomo, co nas czeka z dzieckiem, może jakieś 6 inseminacji i in vitro, a na to też trzeba mieć sporą kasę, więc z psem to nie wiem, czy byłby dobry pomysł. Gdybym patrzała na samą chęć, to bym od razu brała psa. Bardzo lubię psy i chciałabym miec takiego potworka w domu, no ale zobaczymy.....
  18. Nasz pies też miał guzy. Do tego zaczął puchnąć w okolicach tylnych łap i tyłka, tak że aż nie mógł dobrze się załatwić i ciężko mu było chodzić. Łapy miał z 2-3 razy grubsze od swojego normalnego rozmiaru od tego obrzęku. To były guzy, stany zapalne, wszystko razem.Miał robioną operację, ale niestety niewiele pomogła.W sumie jak policzyć za całe leczenie i opreacje w przeciągu paru miesięcy, to wydało się na tego psa jakieś 2 tysiące i jeszcze nic to nie dało.Pies miał tylko 11 lat, ale był duży, a podobno im większy pies, tym krócej żyje.
  19. Kazika, w sumie to ja jednego zwierzaka juz mam w domu.....mojego m:-)Hi hi. Też trzeba go nakarmić, zająć się nim....:) Dziewczyny, dajcie mi jakiegoś kopa, jakąś motywację, bo coś u mnie kurka ostatnie dni krucho z moim walecznym nastawieniem do leczenia. Coś zamuliłam, jestem zmęczona wywalaniem dupska co chwila przed ginem, polowaniem na jajo i łykaniem tabletek. Znów trajkoczę o niesprawiedliwosci, że inne to 2 razy się bzykną i mają dziecko, nie wiedząc, co to lekarz, a ja takie cuda muszę wyczyniać. Mam czasem ochotę spasować. Non stop się jednak pukam w łeb i mówię sobie, weź się w garść, musisz walczyć, nie masz wyjścia.
  20. Kazika, w takim razie skoro tak robił ten pracodawca, to nie mam słów. Nawet szkoda takim łosiom się tłumaczyć. Nic warci i tyle i dobrze, że Twojego m już tam nie będzie. Macie inne propozycje, więc na lodzie nie zostaniecie :-) Brak słów, pracodawcy są jednak okrutni. W życie prywatne to z buciorami chętnie włażą i zabierają nasz wolny czas, ale jak my ze swoim prywatnym życiem wejdziemy w sferę pracy, to już zaraz ktoś jest niedyspozycyjny. Nie żałujcie tych łosi i cieszcie się, że m już z nimi nic do czynienia nie będzie miał. Co do psa, to my mieliśmy jeszcze do stycznia psa, ale musieliśmy go uścpić, był stary i schorowany. Ja chciałabym nowego psa, pusto w domu jakoś, ani dziecka, ani zwierzaka żadnego, fajnie by było, tyle że boimy się znów tych obowiązków, wyprowadzania,martwienia się o karme, o weterynarzy, wydatki z tym związane itp. Mamy teraz remonty i nasze leczenie na głowie i nie wiem, czy angażowanie się jeszcze z psem nie byłoby dla nas teraz uciążliwe.
  21. Patrząc od strony pracodawcy, jeśli pracownik bez konkretnych wyjaśnień odmawia wyjazdu służbowego, z dnia na dzień bierze wolne itp, to mogą krzywo na to patrzeć. Ja sama, jak miałam nagle wziąć dzień wolnego na hsg, to się martwiłam i patrzyłam, czy nie będzie to źle odebrane.Więc w takiej sytuacji, kiedy wiedzieliście, że czeka Was inseminacja, lepiej może było uprzedzić szefa, że np. w najbliższym czasie będzie się miało taką a taką sytuację, która będzie wymagała paru dni wolnych w najmniej oczekiwanym momencie i czy szef nie ma nic przeciwko. Pracodawca inaczej wtedy patrzy i nie postrzegałby może tego jako braku zaangażowania, bo wiedziałby, że pracownik uprzedził go o swoich sprawach osobistych i potrzebnym na to ewentualnym urlopie wcześniej.Nawet nie trzeba mówić dokładnie, o co chodzi, tylko mniej więcej określić, że jakieś sprawy zdrowotne z żoną, lekarze itp. Jednak powiem też, że po 10 latach pracy nie powinno się zwalniać zasłużonego pracownika za 3 miesiące niedyspozycji i tu pracodawca okazał się nic wart. Więc też nie wiadomo, jak by odebrał jakiekolwiek wyjasnienia męża, czy one by coś dały, jeśli szef jest tak bezwzględny i bezduszny.
  22. Kazika, aż mnie zatkało i przejęło to strasznie.Tylko Twój wpis siedzi mi w głowie, przesłonił wszystkie inne. Boże, nie dość, że człowiek musi się borykać z niepłodnością, to jeszcze z innych stron pod górę. Niesprawiedliwość i tyle.Żadne rady pewnie na nic tu się Tobie nie zdadzą, ale moja pierwsza myśl po przeczytaniu Twojej wiadomości była taka : Czy mąż nie mógł powiedzieć prawdy,właśnie wytłumaczyć się, dlaczego przez ostatnie 3 miesiące nie był tak dyspozycyjny, jak oni by tego chcieli ? Może zrozumieliby i by go nie zwolnili.Pal licho honor, chodzi przecież o kasę potrzebną na Wasze remonty, kredyty i ewentualne dalsze inseminacje. Ja bym w każdym razie w takiej sytuacji, w obliczu zwolnienia i świadomości, że tyle kasy mi potrzeba na wszystko, powiedziała całą prawdę. Ciekawe, co by wtedy pracodawca powiedział. Przepraszam Kazika, jeśli wkurzam Cię jakimiś moimi radami, ale taka myśl mi się nasunęła, że może to by uratowało sytuację.
  23. Kazika, dodam jeszcze, że też są dla mnie niepojete takie sytuacje, że jakaś kobitka ma trójkę dzieci, podczas gdy jej mąż zjawia się w domu raz na pół roku, bo pracuje poza miejscem zamieszkania, np. za granicą. Ja nie wiem, tym babkom to plemniki sa w stanie przetrwać w ich drogach rodnych chyba jakiś miesiąc i czekać na jajo, bo niemożliwe, żeby utrafić zawsze z przyjazdem męża w owulację:-) Ja wczoraj słuchajcie miałam takiego nerwa że hej. Mówię do męża -\"Mam po uszy tych starań, najlepiej jak by nam sztucznie jakąś zmutowaną komórkę spreparowali i mi wszczepili ją do macicy i byłby spokój\". Czasem wiecie, człowiek wysiada. Może to było pod wpływem babek, które widzę non stop w kolejce do gina, jak czekam. Wszystkie z innym problemem niż brak ciąży, bo gadały sobie, z czym przyszły. Większość oczywiście dzieciata, albo właśnie z ciążą przyszła na badanie kontrolne. Jedna babka w ciąży wyszła z gabinetu i przez telefon na całą poczekalnię mówiła do męża\" Maluszek zdrowy, wszystko ok....\"itp i weź tu teraz siedź i się nie denerwuj siedząc ze swoim problemem w tej poczekalni.Inna opowiada, jakie to ona ma problemy z miesiączkowaniem, nieregularny itp, ale przy okazji mówi o swoim dziecku i planach na następne. I gdzie tu logika w tym wszystkim ? Naprawdę zapłodnienie i ciąża to chyba kwestia czystego przypadku,jak ma być to będzie, nawet i bez owulacji i bez plemnika.
  24. Co do wiesiołka, to zaznaczę, że ja zawsze miałam płodny śluz, tyle że krótko - 1- 2 dni i to bez jakiś szaleństw, bez wielkich ilości. Pomyślałam, że może przydałoby się jeszcze trochę ulepszyć sluz, skoro plemniki męża niezbyt krzepkie, no i proszę, już po paru dniach jest poprawa. Ale mówię, może to dlatego, że ja miałam tak czy tak śluz, więc jak wzięłam tabletki, to dużo nie trzeba było, by miec potop.
  25. Słuchajcie, ja z tymi dawkami wiesiołka nie szaleję, biorę średnio 3 razy po 1 kapsułce. Pierwszy cykl to biorę i już widzę, że mam więcej śluzu. Wczoraj się zaczął od rau potop, a dziś drugi dzień i nadal mokradła w moich wnętrzach :-). Aż takich mokradeł to ja dawno nie miałam. Mówię, nie wiem, czy to zasługa wiesiołka branego zaledwie od 4-5 dni, czy może przepchania jajowodów przez hsg w poprzednim cyklu, grunt że jest inaczej. A, tak w ogóle byłam wczoraj na monitoringu i jest piękny pęcherzyk wielkości 17 mm, lekarz powiedział, że owulka tak za 2, maksymalnie 3 dni będzie. Tak że począwszy od dzisiaj przez jakieś 3-4 dni będzie musiało być ostre kotaszonko :-) Lulu, głowa do góry, mnie też przez ostatnie 3 tygodnie coś z mieczysławą męczyło. Cuda niewida miałam. Poszłam z tym do lekarza, zapisał leki przeciwgrzybiczne i przeciwzapalne - doustne i domieczysławowe.Aplikowałam to sobie to prawie tydzień, póki co jest ok, miałam dobrze z 3 tygodnie odizolowane od kotaszenia, czułam się jak jakiś chory wywłok, starań zero, raz czy dwa tylko spróbowaliśmy przed owulacją i tyle było starań. Kazika - też miałam wczoraj doła mimo ładnego pęcherzyka. Jakoś mnie ta wizyta u gina rozdrażniła. Przyszłam do domu i byłam zła i rozżalona, że inne babki to 2 razy się bzykną w byle jaki dzień i zaraz w ciąży, lekarza nie widziały od wielu lat, a ja kurde muszę rozkraczać dupsko z 2-3 razy w miesiącu przed lekarzem i celować w jakiś dziadowski dzień owulacji, żeby w ciążę zajść. Taka byłam zła,że aż na mężu się wyładowałam i mieliśmy małą sprzeczkę. Taki już żywot niektórych, nic na to nie poradzimy. Trzymaj się Kazika, jakieś rozwiązanie znajdzie sie na pewno. A może jeszcze nie koniec, może @ jednak nie przyjdzie. A jak przyjdzie, to będziesz walczyć dalej ! Olsztynianka - próbuj zrzucać.Najlepszy sposób to mniejsze porcje jedzenia, prawie nic słodyczy i dużo ruchu.W żadne zioła czy tabletki na odchudzanie nie wierzę.
×