Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Rauzan

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Rauzan

  1. Jeszcze raz zaznaczam nie o alkohol chodzi. Wypicie piwa ma miejsce może raz w tygodniu ale to nie oznacza że raz w tygodniu jest nawalony. Raz w miesiącu albo i rzadziej.
  2. Ja go nie tłumaczę. Nie zrozum tak tego Aagaaa. Poprostu problem między nami nie tkwi w jego "piciu" a w tym ze jest awanturniczy i wybuchowy i nie daje mi wsparcia, ze zachwouje się jak egoista.
  3. Aagaaa Jak nie potrafi bez niego żyć. Jak kłamie i krzywdzi bliskich byle się napić. Nie wiem czy wypicie piwa raz na jakiś czas można nazwać problemem alkoholowym. Mój facet nie potrafi zrozumieć jak picie alkoholu może sprawiać komuś przykrość, że przecież nic złego w tym nie ma. Pozatym nie w piciu rzecz a w jego codziennym zachowaniu. Sytuacja z alkoholem była tylko jednym z przykładów braku porozumienia między nami. A raczej braku jego zrozumienia dla mojego problemu. Wiele osób lubi wypić sobie piwo po pracy ale to nie znaczy że mają problem z alkoholem. A to że łatwo go namówić. Wielu facetów tak ma i na palcach jednej ręki mogę wyliczyć tych co potrafią się kontrolować.
  4. Aagaaa: Mój facet nie ma problemów z alkoholem. Napisałam że jak już pije to nie potrafi włączyć hamulca i to że bardzo łatwo go namówić chociaż na początku mówił mi że sra na to co powiedzą jego znajomi on pił nie będzie bo nie chce sprawiać mi przykrości. Tak było. A teraz słyszę że nie chce wychodzić na frajera przed znajomymi że nawet napić się nie chce. Nie popadajmy w paranoję bo to nie jest alkoholizm. Problem tkwi w tym ze ja nie potrafię patrzec wogóle jak partner pije chociażby jedno piwo. Zaraz serce mi wali jak oszalałe i czuję jakby robił mi największą krzywdę. Poprostu nie chcę miec z tym nic wspólnego i to zawsze mówiłam. Zawsze ba jak dotąd nic dobrego z tego nie miałam. Nic
  5. Eutenia: Dokładnie tego się obawiam. Możesz opisać mi co Ciebie spotkało? monalisa23: Współczuję Ci tego bólu naprawdę, sama już kiedyś przez to przechodziłam. Te uczucie pustki jest okropne i to nieprawda że czas leczy rany, on poprostu uczy nas z tym bólem żyć dalej. Ja po swoim poprzednim związku długo dochodziłam do siebie. Nie wiedziałam co ze sobą robić, nie mogłam znieść swojego stanu miałam dość tego koszmarnego uczucia. Jednego byłam pewna wreszcie skończyła się niepewność co do mojej przyszłości z moim byłym i stres związany z jego kłamstwami i to dawało mi ogromną ulgę. Z drugiej strony był lęk przed tym jak dalej będzie wyglądało moje życie, czy wciąż będę samotna? Mi bardzo pomogła praca, zmuszałam się codziennie żeby do niej chodzić, popłakiwałam po kontach czasami miałam chęć wrócić do domu i zamknąć się w czterech ścianach i już nigdy nie wychodzić, ale to uczucie mija. Powoli, ale mija. Najważniejsze to nie zamykac się na innych ludzi co w moim przypadku było niestety niemożliwe bo ja automatycznie robię wokół siebie mur ale znalazłam w sobie dość siły, wróciłam do ćwiczeń które zawsze tak lubiłam i chociaz na początku bardzo cięzko mi to przychodziło bo miałam depresję to w końcu udało mi się wygrać walkę z samą sobą. Postanowiłam myśleć trochę egoistycznie, teraz ja byłam najwazniejsza. Brakowało mi tylko jednego, partnera któremu mogłabym zaufać i o wszystkim pogadać. No i poznałam obecnego partnera... resztę już znasz.
  6. Oneil: Jestem w Niemczech. Planowo miałam wracać autokarem w sobotę. Wiesz nie mam kasy żeby zmienić datę wyjazdu. W sumie to tylko dwa dni, może jakoś wytrzymam. W Twoich wypowiedziach naprawdę odnajduję siebie i to co czuję. Masz rację że muszę zaakceptować że mój partner jest taki a nie inny. Potrzebowałam tylko aby osoba postronna potwierdziła moje przypuszczenia. Doszło do tego ze już sama nie wiedziałam czy naprawdę on jest takim egoistą czy to moja bujna wyobraźnia. Dziękuję Ci za to. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, ze ktoś wreszcie potrafi zrozumieć co czuję, mało tego obchodzi Cię to a jesteś przecież osobą mi zupełnie obcą. Z drugiej strony rozumiem tez że osobom zdrowym ciężko jest zrozumieć DDA, ale to nie tłumaczy braku akceptacji, bo przecież ja go nie krzywdzę. Doskonale zdaję sobie sprawę że ja nie dam rady egzystować w toksycznym związku. Nie potrafię i nie chcę bo wiem ze będę nieszczęśliwa. To żadna radość nie mieć oparcia i znosić poniżenia. Takie życie nie jest dla mnie.
  7. Prosze powiedzcie mi czy to że czuję się źle widząc jak partner pije świadczy o tym że powinnam to leczyć? Czy powinnam przestać oczekiwać że on zrozumie to i nie będzie tak robił bo to moje jakieś chore wymysły? Czy naprawdę tak ciężko zrozumieć to komuś kto nie wychował się w domu alkoholika? Że nie wystarczą zapewnienia że wszystko jest ok bo dla mnie alkohol nie jest ok, że przywraca tylko złe wspomnienia i nie potrafię inaczej na to spojrzeć? Czasami czuję się jak jakaś nienormalna, że oczekuję czegoś co jest niemożliwe do zrobienia. Kiedyś partner mi powiedział ze to jest tak jakbym zabroniła mu czegoś jeść. Na Boga przecież niczego nie zabroniłam. Od samego początku mówiłam że taka jestem. On teraz się wykręca że powiedziałam że nie chcę go ograniczać. To prawda nie chcę dlatego na początku zostawiłam mu wybór. Pierwsza sytuacja kiedy się nachlał powiedziałam od razu że ja takiego związku nie chcę, że nie radze sobie z tym i nie chcę mieć z tym nic wspólnego. A teraz co? Nie liczy się to co czuję gdy widze jak pije albo czuję od niego alkohol? Że czuję jakby wyrządzał mi największą krzywdę, miał tego świadomość i nic sobie z tego nie robił? Bo wg niego wszystko jest ok? I tak ze wszystkim, bo wg mojego ukochanego jego zachowanie jest ok i nie mam tu na myśli akurat wypicia tylko ogólnie zachowanie i to ma znaczyć że nie mam prawa źle się poczuć? Nie mogę na to pozwolić, nie zgadzam się na takie życie. Miał wybór po co były te kłamstwa? I tak ma być cały czas? Robić ze mnie wariatkę i chorą bo jestem taka a nie inna?
  8. Macie rację. On się nie zmieni. A ja coraz bardziej uświadamiam sobie że lepiej samej jakoś sobie poradzić niż męczyć się w atmosferze kłótni i udawania że akceptuje się coś co poprostu nie jest moją bajką. Ja lubię spokój. Każdy czasem się kłóci ale bez przesady. A to że jestem wrażliwa albo "przewrażliwiona" to partner powinien zrozumieć i normalnie mi tłumaczyć sytuacje a nie zaraz się unosić albo drzeć. Bo ja nie potrafię spokojnie słuchac jak ktoś się na mnie drze albo rani słowami. Prawda jednak jest taka że ja pewnych granic nie przekraczam. Nie robię nic na złośc a juz napewno nie rzeczy które wiem ze mogą sprawiać partnerowi ból. W Polsce mam rodzinę. Siostrę która napewno mi pomoże, mamę którą jest mi żal zostawić z ojcem pijakiem i awanturnikiem a wiem ze chciałaby widzieć swoja wnusię. Może to wszystko jest lepsze niż wielka niewiadoma przy boku osoby którą się kocha a która mnie nie szanuje. Rzeczywiście wstyd mi przed samą sobą że znowu dała się oszukać i skrzywdzić chociaz obiecywałam sobie, ze nigdy wiecej. Mam jednak ciągle w sobie siłe aby się podnosić chociaz czasami naprawdę chciałam ze sobą skończyć. Ciagłe poczucie odpowiedzialności za coś co nie dzieje się z mojej winy to potrafi dobic. A ja chcę byc poprostu szczęśliwa i dawać szczęscie dziecku i partnerowi. Chcę jednak wzamian otrzymac to samo a nie wracać po pracy do domu i płakac w poduszkę. Bo niestety ale nie umiem inaczej jak jest mi źle. Izoluję się wtedy od innych. Wogóle nie mam dużo znajomych bo ja nie potrafię łatwo zaufać a nienawidzę fałszu i kłamstwa. Nienawidzę.
  9. oneill Wiesz kiedyś znalazłam artykuł o DDA i wtedy zrozumiałam, że najprawdopodobniej sama jestem taką osobą. Pokazałam nawet ten artykuł mojemu partnerowi w nadziei że jakoś mnie zrozumie i pomoże ale on się tym nawet nie przejął. Powiedział, ze nie jestem wg niego DDA bo nie wszystko sie zgadza ze mna co tam piszą. A prawda jest taka że ja wiele z DDA odnajduję w sobie. To prawda nie potrafię zaakceptować siebie, nawet nie wiem co sama do siebie czuję. Często nienawiść do samej siebie za to jaka jestem i że wyzwalam w partnerze złość a nie zrozumienie, ze nie chce mnie przytulić tylko krzyczy i obraża. A ja tak bardzo w ciężkich chwilach potrzebuję oparcia. Rozpaczliwie potrzebuję jego akceptacji. Marzę aby mój partner opiekował się mną, dał mi wszystko to czego nie zaznałam w dzieciństwie: poczucie miłości, ciepła i przede wszystkim bezpieczeństwa. Naprawdę on na początku to wszystko mi dawał. Jestem z natury osobą która nie potrafi się przed innymi tak łatwo otworzyć. Jak mam problemy to nie mówię o tym nikomu tylko sama staram się z tym uporać, ale nie daję juz rady. Masz rację staram się widzieć pozytywne strony sytuacji bo czasami myślę że przerysowuję troche rzeczywistość. Że moze ludzie własnie tacy są i każdy związek tak wygląda tylko niektórzy nie biorą sobie zachowań partnera d głowy a ja za bardzo się wszystkim przejmuję. Zastanawiałam się żeby zacząć się leczyć ale obecna sytuacja nie bardzo mi na to pozwala, chyba że można to zrobić za darmo przez internet. Tam gdzie mieszkam nie ma takich klubów dla DDA a nie stać mnie na dojazdy. Pozatym w dwóch moich związkach partnerzy powiedzieli że przesadzam i nie jestem żadnym DDA, że to tylko moje humorki i chyba zaczęłam w to wierzyć. Jak i w to że tak naprawdę nikogo nie obchodzę... Nie chcę aby to spotkało moje dziecko. Naprawdę bardzo chcę zostać matką i kocham to dziecko. Boli mnie że ono cierpi razem ze mną i że nie mogę tego powstrzymać.
  10. Właśnie jestem osobą wrażliwą i łatwo mnie zranić. Może czasem szybko sie denerwuję ale szybko mi przechodzi zwłaszcza jak partner normalnie ze mną rozmawia i traktuje z uczuciem. Jestem dobrą osobą, nigdy nie zraniłam swojego partnera a tym bardziej nie robiłam na złość. Swoją wrażlwiość uważam za zaletę a nie wadę. To własnie dzięki niej mój obecny się we mnie zakochał twierdzac że nigdy nikogo takiego wcześąniej nie poznał a teraz co? Mam wrażenie że on sam nie wie czego chce chociaz mi często to powtarza. Ja chcę szczerego, kochającego partnera który będzie szanował mnie i moje uczucia. Nie udawałam nigdy kogoś kim nie jestem. Od początku wiedział jak jest ze mną.
  11. Potrafi być kochający i czuły. Jak wszystko idzie po jego myśli i zachowuje się tak jak on tego oczekuje. Czyli nie zwraca się uwagi na jego przekleństwa i krzyki
  12. Nie wiem czy próbować z nim rozmawiac jak wróci z pracy czy poprostu sie spakować i wyjechać. Podejrzewam, że jak zacznę rozmowę to mnie szybko spławi tekstem "znowu zaczynasz" a jak będę chciała dalej rozmawiać powie że znowu się kłócę i czepiam.
  13. Dziękuję bardzo za odpowiedź. Potrzebuję włąsnie tego żeby ktoś ocenił sytuację z boku bo mój partner twierdzi że to ja go ranię i robię z niego pijaka a każdy facet lubi pić piwo. Wiesz ja nie mówię żę on się upija dzień w dzień, ale raz na tydzień lub miesiąc ale nie w tym rzecz. \Na początku powiedziałam mu że mam z tym problem i rozumiał to. Mówił że on nie lubi piwa ani alkoholu więc nie ma problemu. Potem raptem usłyszałam, że jedno piwo jak się napije jak pić mu się chce to przecież nie picie. A nic nie gasi tak jego pragnienia. Że przesadzam i powinnam to leczyć. Na początku nie przesadzałam, byłam idealna a teraz przestałam taka być. Na siłę próbuje mi pokazać że alkohol to nic złego a ja nienawidzę go wtedy za to że mnie rani. Powiedział nawet kiedyś że jakbym sama sobie wypiła to zmieniłabym zdanie, bo zobaczyłabym ze to nic złego. Nie potrafię zrozumieć jak można być takim egoistą. A co do listu to był do byłej dziewczyny z kórą się spotykał przed żoną. To była podpbno jego miłość.
  14. Przepraszam za ten chaos w moich wypowiedziach ale tyle się tego nazbierało. I tak nie napisałam nawet połowy swoich myśli a nie potrafię ich teraz logicznie pozbierać.
  15. Tak się zastanawiam że to może ja go prowokuję do tego wszystkiego, że to ja powinnam się zmienić i wtedy będzie dobrze? Sama już nie wiem co robić, nie chciałam rozbijać tego związku bo naprawdę mocno go kocham ale czuję się już zmęczona. Nie potrafię ignorować jego zachowania. Potrzebuję jego wsparcia, zwłaszcza teraz kiedy jestem w ciąży. Zwłaszcza kiedy ja jestem w Polsce a on za granicą. Nie wiem co mysleć mam mętlik w głowie. W listopadzie zakładałam sprawę byłemu narzeczonemu bo po naszym 6 letnim związku pełnym kłamstw i poniżeń został mi do spałacania jego kredyt, który oczywiście miał płacić a nie płacił bo nie miał pracy. Mój obecny namówił mnie do założenia psrawy bo ja z góry zakładałam że to mi nic nie da. Załozyłam sprawę, nie stac mnie było na adwokata więc sama wszystkie pisma napisałam. Czy mój obecny partner mnie wspierał? Nie, nie wspierał i nie pomagał a wręcz jeszcze bardziej stresował i miał wieczne pretensje ze ten kredyt wziełam, że nadal kocham byłego i takie tam. Zero wspracia. Sama się ztym musiałam uprać a byłam juz w ciąży. Z moim partnerem były tylko kłótnie ilekroć zaczynał się temat. Bo ja normalnie z byłym gadam, bo powinnam nasłac kogoś na niego i takie tam. Ciągłe pretensje. A ja tego nienawidzę. Nienawidzę przemocy, alkoholu i kłótni bo w takiej rodzinie dorastałam. Smutek, płacz i poczucie osamotnienia. Nie chcę teraz podzielić losu mojej mamy. Mój partner też tego nie rozumie. Na początku rozumieał mój wstręt do alkoholu i to, że bardzo xle się czuję jak widze mojego partnera jak pije albo pijanego. Poprostu nie mogę tego znieść, boli mnie to. Przypomina mi to wszystko co najgorsze (zwłaszcza że wiem jak mój partner zachwouje sie jak jest pijany.Jest agresywny) Na początku to rozumiał a teraz? Teraz słyszę ze każda normalna jakoś sobie z tym radzi tylko ja nie potrafię i coraz częściej wraca po piwie, by jak twierdzi udowodnić mi ze to nic złego. Nie udowadnia mi to niczego a wręcz przeciwnie, pokazuje, ze moje uczucia nic dla niego nie znaczą. Ja nic dla niego nie znaczę. Jestem, bo jestem, bo pewnie nie chce być sam.
  16. Witam Nie wiem już co robić. Wiem, że nikt za mnie nie podejmie decyzji ale może pomoże mi ktoś spojrzeć na to wszystko z boku. Może doradzi, napisze mi czy to ja powinnam coś zmienić w swoim zachowaniu czy to mój partner ma taki ciężki charakter. Zacznę może od początku. Poznaliśmy się rok temu przez Internet. Zakochaliśmy się w sobie bardzo szybko. On był po rozwodzie, ja po nieudanym związku. Oboje byliśmy zdradzani przez partnerów. Świetnie się rozumieliśmy, miałam wrażenie że pierwszy raz w życiu spotykam faceta, który naprawdę mnie rozumie. Cierpliwie mi wszystko tłumaczył. Boże ja naprawdę czułam że on mnie kocha i że dla niego jestem gotowa wyjechać za granicę tm gdzie obecnie mieszka i pracuje (oboje jesteśmy Polakami). Przyjechał do mnie, było nparawdę bosko, potem ja pojechałam do niego. Po 4 miesiącach naszej znajomości coś się zaczęło zmieniać zaczął być nerwowy. Wkurzało go że gdy wracal z pracy zły a ja pytałam czy wszystko w porządku nie wystarczyło mi że powiedział że jest ok tylko pytałam czy napewno. Martwiłam się a on że wmawiam mu coś czego nie było. Nie mówił tego jednak spokojnie tylko z coraz większą złością. Ja rozumiem że można mieć zły dzień, ale można przecież powiedzieć słuchaj mam zły dzień. My wtedy dużo przez skypea ze sobą rozmawialiśmy, poznawaliśmy się dopiero nie wiedziałam co robić jak tak siedział przy komputerze, milczał i burczał jak o czymś chciałam rozmawiać. Potem już było coraz gorzej, coraz częstrze sprzeczki, pretensje że ja się czepiam kiedy mówiłam ze jego zachowanie się zmienia i że sprawia mi to przykrość. Potem odkryłam ze napisał do swojej byłej dziewczyny list w którym wyznał że ją nadal kocha i nigdy nikogo nie pokocha tak jak ją, że przy żadnej nie płakał ze szczęścia, że obwinia siebie za ich rozstanie (chociaż wcześniej mówił mi coś zupełnie innego), że nawet jak jego żona chodziła się puszczać to miał to gdzieś ale mieli razem dziecko i nie chciał zeby dziecko bez ojca zostało. Że poznał mnie i jestem boska i bardzo mu ją (tą byłą dziewczynę) przypominam. I że najchętniej pocałowałby ją tak jak ona lubi. Poczułam sie wtedy zdradzona i oszukana. Kolejny mój facet pisał takie rzeczy do swojej byłej. Potem był z jego strony płacz, przeprosiny i tłumaczenie ze napisał to do niej bo chciał się upewnić czy miał rację rozstając się z nią kiedyś bo niby też go zdradzała. Powiedział ze w życiu by do niej nie napisał ale to ona pierwsza napisała do niego bo zobaczyła nas razem. Dodam że ona ma męża i dziecko, mieszka też za granicą ale w innym państwie niż mój partner. Próbowałam wybaczyć, zanim to odkryłam ufałam mu jak nigdy nikomu a myślałam ze już nigdy tak nie zaufam facetowi. Nie potrafię zapomnieć i uwierzyć że to było tylko dla przekonania się. Potem żeby udowodnić mi że nic do niej nie ma napisał maila że był wtedy wypity i chciał się przekonać czy jest taka ostatnia jak myśli o niej. Zwyzywał ja oczywiście w tym mailu. Na co dostał maila zwrotnego, że ona widzi że wogóle się nie zmienił i że nadal jest takim chamem jak był. I to mnie tknęło, te jej słowa, ze widzi że wogóle się nie zmienił, czyli brak szacunku i wyzwiska to u niego normalka pomyślałam. I nie mogłam zrozumieć że przecież każde z nich ma swoje życie, co mogło go obchodzić zdarzenie sprzed kilkunastu lat. Nie wierzę że on do niej nic nie czuje. Ale mniejsza z tym... Zauważyłam że stał sie nerwowy, a może dopiero teraz pokazał jaki jest naprawdę. No i te słowa jego byłej cały czas miałam w głowie. Mimo wszystko postanowiliśmy się pobrać bo bardzo go kochałam. Niestety ślub nie mógł się za szybko odbyć bo ja nie mogłam wyjechać z Polski. W międzyczasie postaraliśmy się o dzidziusia bo ja już bardzo pragnęłam mieć dziecko, zresztą on też go chciał. Ale między nami układa się coraz gorzej. Zwłaszcza teraz kiedy jestem w ciąży Jak to możliwe żeby facet który był taki kochający i czuły tak się zmienił. A może to ze mną jest coś nie tak. Kiedy próbuję z nim rozmaiwać on gada że się czepiam i się wkurza. Bardzo szybko sie denerwuje i zaczyna krzyczeć. Najgorsze jest to że on tego u siebie nie słyszy. Przez to wszystko stałam się nerwowa, jak tylko on zaczyna podnosić głos ja automtycznie robię to samo i on wtedy się wścieka że ja się dre. Nie potrafię tego opanować. Jestem w ciąży mam huśtawki nastrojów ale staram się nad tym panować on tego nie rozumie. Ciągle ON jest na pierwszym miejscu. Nie patrzy że przez te kłótnie cierpię nie tylko ja ale tez nasze dziecko. Dlaczego on mnie nie wspiera tylko ciągle mówi że obrażam się bez sensu, czepiam się bez sensu. Wszystko bez sensu robię. A ja poprostu nie rozumiem co się z nim dzieje. Potrafi wyzwać mnie od debilek i szmat, ze jestem chora psychicznie i powinnam sie leczyć. Jestem matka jego dziecka jak on może takie rzeczy do mnie mówić. Ja go nie wyzywam. Jedyne co to nazwałam go świnią albo chamem jak juz przesadził. Nie wiem co robić. Naprawdę nie wiem. Nie chcę się wpakowac w bagno, wolałabym sama wychowywać dziecko niż pozwolić zeby żyło w takich warunkach. Ciągłe kłótnie i mój płacz. Ja już tego nie potrafię wytrzymać. Powinnam być szczęśliwa a nie chce mi się żyć. Jestem teraz u niego wziełam tydzień urlopu. Bardzo tęskniłam, ale znowu między nami sa kłótnie. On się drze o wszystko prawie. Teraz jest w pracy a ja myślę żeby poprostu się spakować i wyjść. Nieważne czy dam radę zmienić na dzisiaj datę wyjazdu do Polski (miałam wracać w sobotę). Kocham go ale już dłużej tak nie mogę. On też ciągle powtarza że ma dość kłótni ale to nic nie daje. A ja mam dość dodatkowo jego wyzwisk i robienia mi na złość podczas kłótni. Jestem w ciąży tak jak chciałam a jestem nieszczęśliwa. Może to wszystko moja wina?
×