Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

innabajka26

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez innabajka26

  1. Witam, zacznę tak, jak zaczęli wszyscy. jestem tu świeżynką. mój związek rozpadł się (?) przedwczoraj. i oczywiście- wcześniej to prawie sielanka. poznaliśmy się ponad 3 lata temu. byliśmy razem przez około pół roku, później ON wyjechał za granicę, ja zostałam w kraju. rozstaliśmy się na 2 lata. w międzyczasie oczywiście płacze, zgrzytania zębów, powrót, rozstanie itd. wrócił do kraju. chwila ciszy. nagłe olśnienie - odezwał się. zaczęliśmy się spotykać, na początku ostrożnie, a później... hmmm... później to już historia. i było dobrze, było idealnie, tak, jak tylko kobieta może sobie wymarzyć, że będzie.po 5 miesiącach takiego raju na ziemi nagle bum! zerwał. płakałam, gryzłam poduszkę z bezsilności. ale postanowiłam walczyć. wbrew wszystkim i wszystkiemu. udało się. wróciliśmy do siebie. na początku znowu ostrożnie. badałam na czym stoję. później kolejny okres sielanki. no i w zeszłym tygodniu sielanka się skończyła. spędziliśmy razem weekend, jak zawsze było świetnie. w poniedziałek wyszedł do pracy. wieczorem nie spotykaliśmy się, bo przecież trzeba było też o swoje własne sprawy i przyjaciół zadbać. ja miałam spotkanie z przyjaciółką, on- piwko z kolegami. no i we wtorek coś się stało. jak to ładnie określił- złapał dołek. nie chciał się spotkać, nie chciał rozmawiać. spotkaliśmy się w czwartek i wtedy poczułam, że to już nie mój ON. ale pomyślałam, cóż, trudno, każdy ma prawo do gorszego okresu, każdy ma prawo przezywać swoje dołki, jak chce. wyjechał na weekend do rodziców. prawie się nie odzywał. w niedzielę nie wytrzymałam- wysłałam smsa. chciałam wiedzieć co z nami dalej, czy jesteśmy razem, czy może jednak chce zerwać. odpisał, że na razie chce zrobić sobie tydzień przerwy a później zobaczymy jak to będzie. spotkaliśmy się wieczorem tego samego dnia. i był taki daleki, taki zamknięty w tej jego skorupie.próbowałam negocjować, ale nie dałam rady. powiedział, że nie wie teraz niczego, że jest w takim dołku, że niczego nie jest pewien ( tak tak, wiem, nie jest to szczególnie dojrzałe, ale nie za dojrzałość go pokochałam). no i zrobiliśmy sobie tę \\\"przerwę\\\". jednak ja się już nie czaruję, że będzie dobrze. myślę o tym, że nas już nie ma. i powiem wam, że jest cholernie ciężko. ból niemal fizyczny. są dobre momenty. jasne. wtedy myślę sobie \\\"a co tam!odzyskałam raz, odzyskam kolejny!\\\", a później przychodzi dół i czuję, niemal fizycznie, jak moje serce pęka na setki kawałeczków, płaczę, histeryzuję i wszystko znowu jest dla mnie czarne. myślę, nie, on już nie wróci. tym razem nie. tym razem jest zdecydowany, że mnie nie chce.tylko wicie co? trafiłam na to forum i najpierw zaczęłam tylko czytać. aż nagle mnie olśniło- łatwiej będzie przez to przebrnąć z ludźmi, którzy czują to samo, a przynajmniej podobnie. i jeszcze jedno - niezależnie od całego świata, będę o niego walczyć. wszelkimi dostępnymi mi sposobami. i tak jak poprzednim razem, wbrew całemu światu. męczy mnie tylko pytanie zadawane mi przez przyjaciół -czy to ma sens, żeby kolejny raz walczyć o człowieka, który pewnie nie raz zrobi mi coś podobnego, jeśli moje starania o powrót zostaną zwieńczone sukcesem? i wiecie, co wam powiem? warto!a jeśli się nie uda? nie biorę na razie tej opcji pod uwagę. uda się, bo musi.ot co.
×