Hej dzewczyny...
Widzę, ze załapałyscie niezłego smutasa :-( Cieżko jest mi sie wypowiadac na temat dziecka, bo mój-nie mój nie ma z tamtego związku. Jego znajomi mówią - na szczęście nie miał dziecka (i ja w głębi serca też się cieszę).
Zadziwia mnie zawsze to, jak my kobiety same potrafimy się czasami nakręcić i zamęczać niepotrzebnie złymi myślami, wspominkami czy scenariuszami godnymi Spielberga. Nie mówię tu o sytuacjach, z którymi rzeczywiscie musimy sie zmierzyć, ale o takich, które same sobie wymyslamy.
Często łapię sie na tym, że myślę jak to było między nimi, jak Ją przytulał, jak kiedyś z nią planował bobasa, jakie imię mu wymyslali, jak zasypiał obok niej. I zaczynam się nakręcać, łapię deprechę i złoszczę sie na niego w duchu. Na szczęscie po chwili uzmysławiam sobie co mnnie zezłościło, że powód jest równie głupi jak moje myślenie i kreowanie obrazów w głowie i kopię się sama w pupsko.
On jest tak troskliwym, ciepłym i wrażliwym facetem, że gdybym poddała się i nie walczyła o nas (czasami oznacza to walke ze sobą - jak powyżej) to nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia. Nie jest mi łatwo, bo przywykłam do życia w samotności, ba - nawet to polubiłam, i byłam w stanie radzić sobie ze wszystkim sama. Teraz mam Go obok siebie, nowe radosci i nowe zmartwienia, runęła moja kamienna twierdza w której mieszkałam i buduję DOM - na nowo, z Nim. Przecież właśnie to jest najważniejsze.
Ninke - chyba każda z nas się husta czasami na swoich nastrojach - wątpliwosci sa zawsze i to niezależnieod tego, czy wiążemy się z kawalerem czy rozwodnikiem. Są silne uczucia, są i emocje.
Proponuje ignorowac zupełnie wpisy typu \"hej olsza\" - sarmackie pieniactwo i tyle.
Pozdrawiam was i życzę miłego dzionka :-) :-) :-)