

Szymonka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Szymonka
-
Ewiku, podaję Ci link do strony, gdzie możesz zobaczyć, co grają w Warszawie. Internet to potęga. Nie ważne gdzie teraz mieszkasz, zawsze możesz być na bieżąco w bardzo wielu sprawach, w repertuarze teatrów także. Wybieram się niedługo do teatru , to zdam Ci później relację - moją własną, a może i sąsiadów popytam, czy kto nie był na tym i jakie ma zdanie na zadany temat. Post będzie bardziej interesujący. http://warszawa.naszemiasto.pl/teatr/ Pozdrowienia
-
Aleks555, wywołałaś mnie. Zmobilizowałam się i ... piszę. Bo znowu zapachniało kawą, rozjaśniał obrus na wiklinowym stoliku i ociepliła się atmosfera. Zapytałaś o moje podwórko. No cóż, wakacje się skończyły, zaczęła się szkoła i wszystko znowu będzie tak jak zawsze. No nie, jesteśmy wszyscy starsi o rok. Staruszka-sąsiadka z drugiego piętra, chyba choruje, bo nie słychać już telewizora ustawionego na cały regulator. A dzisiaj było dość ciepło, więc okna były otwarte. (wpadnę do niej jutro, zobaczę czy czegoś nie potrzebuje). Przybył nam na podwórzu jeszcze jeden uczeń, pierwszaczek. Ma tornister większy od niego i chyba bardzo ciężki, bo przegina go do tyłu. Macha workiem na wszystkie strony i jeszcze z ochotą idzie do szkoły. Jego zabiegana mama pogania go zawzięcie, bo pewnie spieszy się do biura. Wiem że pracuje w Gabinecie Prezesa Rady Ministrów, więc zapewne nie może się spóźniać. Dobrze, że malca nie odprowadza jego starszy brat, bo już widzę wszystkie kuksańce i popychania. Ten to dopiero goni. Zawsze i wszędzie. Ja nie mam gdzie pójść, no chyba że do Łazienek, ale nie teraz - jutro. Teraz obejrzę coś w telewizji i napiszę kolejnych kilka zdań swojej książki. Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz dziękuję za zaproszenie na Werandę.
-
Witajcie wojowniczo nastawione do życia bywalczynie naszej Werandy. Przyszedł czas zachwycać się babim latem, ciepłem jesiennego słońca i w ogóle życie. Dosyć swarów i uwag. Aleks, mam prośbę. Napisz do mnie proszę. Albo podaj swój adres mailowy. Bardzo proszę. Mam pewną informację dla Ciebie. To ważne dla mnie i dla ciebie. A dla innych pań z Werandy mam dużo Życzę spokojnej nocy!
-
Powitanie sobotnie dla wszystkich pań!. Dziwnie jest na Werandzie, kiedy oprócz Graacji i Wiosny nikogo nie ma. Smutno. Pusto. Nie chce się nawet pisać, można tylko czytać. Dobrze, że Graacja wpisała kilka dobrze czytających się wierszy. Dziękuję , przeczytałam z przyjemnością i z pewną zadumą. Moje podwórko oblekło się leniwą sobotnią nudą. Nawet nie słychać odgłosów cotygodniowych porządków pani M. Zawsze tak głośno zawodzi swoje pieśni (śpiewała kiedyś w chórze) - myslę więc, że tak naprwadę to nie lubi sobotnich porządków. Nasza młoda śliczna aktoreczka jeszcze nie wróciła z wakacji, a dzieci zamilkły przed szkołą. Ciekawe dlaczego! Wrócę wkrótce.
-
Mimo, że to dopiero 19 sierpnia, jest to już koniec lata roku 2006. Nie da się tego ukryć. Niestety:( Moje długie wakacje już się skończyły. Znowu siedzę przy maleńkim stoliku przy kuchennym oknie i przyglądam się życiu podwórza warszawskiej czynszówki. Ale miło być znowu z Wami. Fajnie jest spotkać się ze starymi przyjaciółmi na wirtualnej werandzie. Zauważyłam nowe panie! Jak miło! Witaj Stello Witaj Aleks_555 Witajcie wszyscy, którzy nas czytacie , ale nie witam tak samo serdecznie pomarańczowych ników. Z wiadomych przyczyn. Wakacje mogą się nam kojarzyć z wieloma rzeczami. Z ulotnymi chwilami rekasu, z pogodą lub nie, z podróżą, z zabytkami, z nowymi znajomościami i z ..... Ale czy kojarzą się wam z walizkami i torbami podróżnymi? Ja pasjami lubię przyglądać się walizkom współpodróżnych. Uwielbiam oberwować zmagania bliźnich targających dziesiątki zbędnych kilogramów z wiarą, że wszystkie one są na wakacjach absolutnie niezbędne. Moje warszawskie podwórko staje się dla mnie zawsze świetnym miejscem obserwacji, kiedy nadchodzi czas urlopów i wakacyjnych wyjazdów. No chociażby rodzina pana Romusia - tego z trzeciego piętra. Pamiętacie? policjanta, co ukradł był złodziejowi swój własny samochód. Otóż on i jego rodzina uważa, że im więcej bagażu, tym bardziej udane wakacje. Pan Romuś jest oszczędny, tak sądzę, bo jego walizki pamiętają chyba czasy jego rodziców. Niektóre są tekturowe, wzmacniane starymi milicyjnymi pasakami. Wyglądają bardzo groźnie. Pan Romuś ma też plecak harcerski, taki z lat siedemdziesiątych ( sam mi to kiedyś powiedział), który zawsze zabierany jest przez dumnego właściciela na wszelkie jego wyjazdy już od kilku dziesięcioleci. Kryje imymne części jego garderoby. Żona pana Romusia, okrąglutka pani Regina nie umie się pakować. To jasne. Sądzę to po ilości awantur przedwakacyjnych, których odgłosy dochodzą do mnie z niesłychaną regularnością. Jedna awantura na każdą walizkę. Z odgłosów wynika, że pani Regina nie pakuje wystarczającej ilości garderoby, że wciąż trzeba coś jeszcze dołożyć, nawet wtedy, kiedy już nic nie chce się do nich zmieścić. Samochód, chodź to spory Polonez, okazuje się być dużo za mały. Prz pakowaniu pan Romuś kłóci się z nim o każdy centymetr wolnego miejsca. Korzysta wtedy ze słownika wyrazów mi obcych i bawi mnie tym stukrotnie. Po upchnięciu setek walizek, przychodzi zawsze czas na upychanie rodziny. O jej wygody nie ma już czasu zadbać. Zresztą, co to tam jakieś trzysta kilometrów na Mazury. Z kolanami pod brodą każdy to wytrzyma. Stary cierpliwy Polonez prycha, stęka, puszcza obłoki dymu i rusza. Jak co roku, tak i teraz - na początku sierpnia. Teraz czekam na triumfalny przyjazd z wakacji .........pani Reginy. Bo znowu okaże się, że pięć walizek nie zostało nawet otwartych, a z pozostałych pięciu, skorzystano w połowie. Życzę miłego popołudnia.
-
Jak dobrze mieszkać w warszawskiej czynszówce latem. Oczywiście , na pierwszym piętrze. Wszędzie na ulicy upał, duchota i prażące słońce, a na naszym podwórzu cień, rozkoszny chłód. Nie uwierzycie, ale latem, w czasie upałów, oglądamy telewizję otuleni w koce. Mamy koce na różne pory roku. Zimowe koce są lekki i cienkie - bo grzeją kaloryfery i na ogół jest ciepło. Otulamy się więc tylko dla przyjemności. Letnie koce są cieplejsze i milsze w dotyku, bo otulają ciała ubrane w letnie lekkie ciuchy. Najcieplejsze koce są na jesień. Kiedy kaloryfery jeszcze nie grzeją ,a na dworze jesienny deszcz - to najlepiej jest pod wełnianymi kocami w szkocką kratkę. Marzenie. Każdy ma swój koc, aby nie było walki o \"cieplejszy\" róg. Przesyłam pozdrowienia otulona w letni welurowy koc ozdobiony atłasową lamówką, mój ulubiony.
-
buuuu.....:(. nie udało mi się. Próbowałam wiele razy. Trudno, może uda się innym razem.
-
napiszę o tym co wkleiłam, kiedy upewnie się, że da się to otworzyć. OK?
-
Wpadłam na Werandę , poczytałam trochę to i owo, tzn. przeczytałam wszystko z radością, zadumą, zdziwieniem, wzruszeniem. Z całą gamą uczuć. Wkradło się jeszcze jedno uczucie: tęsknota. Rozsiadłam się wygodnie w wiklinowych fotelach i rozglądam się wokoło. Brakuje mi naszych miłych uczestniczek pogaduszek na werandzie: Mani, Maryni, Cali50, Linka bywa coraz rzadziej - rozumiem - kłopoty. Gdzieś podziała się Barbara. Dobrze, że przybyła Gracjaa, a Viga zabawia nas opowieściami. Przytaczane opowieści i wiersze są doskonałe, wiele z nich zgrywam na dysk, aby je sobie \"powtórzyć\". Ale najbardziej lubię relacje \"osobne\". To znaczy od siebie. To dopiero jest szkoła życia. Nawet nie wiecie moje werandowiczki jak one mnie wielokrotnie wspierały i utwierdzały w słuszności moich wcześniejszych decyzji. :) zaparzyłam herbatę. W drugim dzbanku czeka aromatyczna kawa. Czekam :)
-
Gdyby tak grzyby mogły rosnąć na naszym podwórku warszawskim. Oj gdyby! Zazdroszczę tym, którzy grzyby mają na wyciągnięcie ręki. Ja na grzyby nie jeżdżę, ale nasz pan Romuś, ten z trzeciego piętra, nasz \"podwórkowy osobisty\" policjant - to grzybiarz pierwsza klasa. Swoim żółtym Polonezem, tym co to go ukradł złodziejowi ( psałam o tym kiedyś na Werandzie) wyrusza w każdy wolny weekend w sezonie do podwarszawskich lasków. Po powrocie złości się na tych, co wyrzucają śmieci w przydrożne rowy i obrzeża lasów. Oprócz opowieści o zawsze udanym grzybobraniu (pan Romuś jest optymistą), oglądaniu trofeów grzybiarza mieszczucha i przyjęciu zaproszenia na zupę grzybową ( nikt z lokatorów nie dostąpił tego \"zaszczytu\" degustacji, bo Romusiowa nie lubi pewnie gotować dla podwórzowych gości), musimy jeszcze wysłuchiwać o stanie polskich lasów, wspomnianych wcześniej \"śmieciarzach\" i nieprzebranych tłumach innych grzybiarzy, którzy podbierali panu Romusiowi co najpiękniejsze sztuki ;). Najlepsze ze wszystkiego są jednak zdjęcia. Pan Romuś dokumentuje swoje trofea od czasu, jak kupił sobie cyfrowy aparat fotograficzny. Jeśli się postarać i przymilić, można dostać CD ze stosownym nagraniem. Sama widziałam. Fotografie są przepiękne i poruszające - szczególnie poruszające zmysł smaku i wyobraźni.:) Och! pozdrowienia dla grzybiarzy wiosennych. Ich jest znacznie mniej niż tych - uganiających się po lesie we wrześniu. Niech żyją grzyby majowe!
-
Wiosenne pozdrowienia z Aleji Jan Christiana Szucha w Warszawie. Dawno dawno temu wspominałam wam, Moje Miłe Panie o Lisku, czyli panu Zbyszku z naszego podwórza. Przypomnę, że ma około 40 lat, jest pod opieką matki i starszej siostry, bo jakoś nie ułożyło mu się w głowie. W wolnych chwilach, bo zawsze gdzieś go gna, maluje obrazki. Tymi obrazkami obdarowuje wszystkich zaprzyjaźnionych sąsiadów i okolicznych sklepikarzy. Mam cały kufer jego prac a także opracowany w pocie czoła system unikania \"artysty\", bo nudny jest niesłychanie, chociaż miły i serdeczny. Dzisiaj pan Lisek zaskoczył wszystkich mieszkańców. Pan Lisek urządził sobie wernisaż. :) Swoje prace malarskie : przeważnie akwarele i wyklejane kolaże, poubierał w plasktikowe biurowe koszulki i porozwieszał gdzie tylko się dało. Całe podwórze i kilka klatek ustrojonych zostało w dzieła kolorowe i naiwne, w naiwności swojej- ciepłe, i co tu kryć - ciekawe. Mój system uników przyda się teraz przez najbliższe dni, bo ilość pochwał dla malarza topnieje w każdej minucie rozmowy z panem Liskiem - twórcą doskonałym, przynajmniej w jego mniemaniu. Oczywiście później wszyscy będziemy obdarowani tymi dziełami. Tak na pamiątkę. Ja też. Ciekawa jestem co pocznie nasz indyjski dyplomata; jego wietnamscy poprzednicy lubili i wspierali pana Liska, na przyklad blokami kolorowego papieru. Nasz dozorca, nie nie - nasz gospodarz domu - nie zna się na sztuce, ale tlą się w nim resztki przyzwoitości, myślę więc, że okaże zrozumienie dla wysiłków artysty. Może nie trzeba będzie robić mu wykładu. Nasza młodziutka aktoreczka jest na tyle egzaltowana, a może nowoczesna, że uwielbia arcydzieła pana Zbyszka- Liska. Szczerze zazdroszczę. Przynajmniej ona nie musi udawać zachwytów. Jeśli mi się uda, zrobię zdjęcie i prześlę je na Werandę przy pomocy internetowych wynalazków. Same zobaczycie, co nam zgotował pan Lisek. Kończę. Teraz czas iść na zakupy. Powinnam więc jeszcze przygotować sobie plan ominięcia cichcem naszej podwórzowej galerii. ;) Do zobaczenia!
-
Droga Calio , bardzo mnie wzruszył fakt, że dopytujesz się o mnie. Nie było mnie na Werandzie czas jakiś, ale - Skarbie_ ty też się na niej nie pokazujesz zbyt często.;) Myślę, że wpadłaś w wir codziennych zajęć i niewiele masz czasu na pogaduszki na werandzie. Czekamy jednak. Odwiedzaj nas i dziel sie tym, co wokoło ciebie się dzieje. Piszesz jak informatyk (krótko, zwięźle i treściwie) i przez to jesteś frapująca. Bardzo. Przybywaj! Nasze obie panie zza oceanu to bank informacji i morze serdeczności. Ile ja już wiem o tej Hameryce dzięki Wam. Dzięki raz jeszcze. Kiedy pisałam te słowa, nie wiem jak, nie wiem dlaczego - przypomniała mi się moja ulubiona księgarnia w Warszawie, wcale nie ta największa, wcale nie ta najbogatsza, ale prowadzona przez moją przyjaciółkę, wcześniej przez jej mamę. Księgarnia znajoma i stara bardzo, w której zostawiałam kiedyś swoje kieszonkowe, kiedy jeszcze byłam licealistką, później studentką, a teraz rencistką. Powoli zmienia się obraz naszej ulicy Marszałkowskiej i chyba już nie starcza w nim miejsca na wspomnianą uroczą księgarnię. Ma na nią chrapkę jakaś bogata pani. Chce zrobić tam bar \" z działem książek\". Dział książek na pewno szybko zniknie, jak znam życie - a bar z wyszynkiem zostanie. Szkoda. Niestety nie da się zatrzymać machiny zmian ( sama lubię zmiany). Pozostaną tylko wspomnienia. Czy pamiętacie moje zmagania o Super Sam? Przegrałam. Teren już ogrodzony, a za płotem zaczęła się już rozbiórka. Żal. Kurcze, otworzę okno i posłucham indyjskich pieśni w Bollywood. W naszej podwórkowej studni dzisiaj echo odzywa się ze zdwojoną siłą, będzie dobrze słychać nagrania naszego sąsiada - indyjskiego dyplomaty. To zagłuszy może smutek i nie pozwoli nucić poraz setny kawałka z Okudżawy: \"... a jadnak mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie...\"
-
Witaj maryniu, , fajnie, że wpadłaś na naszą Werandę. Jeśli nie lubisz pisać, napisz tylko najistotniejsze rzeczy o tym co dookoła się dzieje, albo życzenia napisz lub żarcik jakiś. Przecież nie musi to być zaraz opowiadanie. My też lubimy czytać. Życzę miłych wizyt na werandzie i może nowych przyjaźni - kto wie?
-
wróciłam właśnie z majówki. Było cudownie, tak jak w maju powinno być. Ciepło, słonecznie i radośnie. Przygotowałam koszyk smakołyków, kocyk i ... poduszeczkę, bo zamierzałam pospać na świeżym powietrzu. Pojadłam, posiedziałam na kocyku, ale nie pospałam na świeżym powietrzu. Warszawiacy mi nie pozwolili. Biegali po całym Powsinie, krzyczeli, nawoływali się, śmiecili i nie zachowywali żadnych granic prywatności. Krótko. Siedzieli nam na głowie. Mimo to, nie było aż tak źle. Pospać przecież mogę wieczorem, kiedy tylko skończę pisać te słowa. Mam nadzieję, że wasza majowa niedziela upłynęła miło i spokojnie.;)
-
Szczęście jest nie to co posiadasz, lecz to czym potrafisz się cieszyć. Graacjo, ależ podoba mi się ta mądra sestencja jaką prztoczyłaś w swoim poście. Dziękuję. Wydrukowałam ją sobie i powiesiłam na mojej tablicy korkowej. Ku pamięci ! - niech porządkuje moje widzenie świata. Przypomina o tym, o czym tak łatwo się zapomina biegając, załatwiając, narzekając i przeoczając rzeczy najistotniejsze. Linko, cieszę się, że przysiadłaś na chwilkę na naszej Werandzie. Przypomniałaś mi o tym, że wieki całe nie byłam w kinie. Tak chętnie poszłabym raz jeszcze do pobliskiego kina na ulicy Czerniakowskiej(już nie istnieje, niestety), tego z twardymi ławkami i pogniecionym ekranem. Najchętniej na film Beatlesów \"Noc po ciężkim dniu\", na którym byłam z koleżankami siedem razy. I żeby jeszcze była ta kronika z głosem Kmicika. A z tej kroniki żeby jeszcze raz płynął optymizm, może nieprawdziwy, ale .. porywający. I żeby... Ach, było minęło... A w ogrodzie botanicznym znowu zakwitły bzy!
-
Kochane moje, z czym się może kojarzyć wiosna? Wiem co odpowiecie i ... będziecie miały rację. Kwiaty, słońce, ciepły wiatr, zieleń dodokoła i radosny nastrój. Zgoda. Ale mnie się także kojarzy z otwartymi oknami i dzwiękami, jakie się z tych okien wydostają na zewnątrz. Najbardziej przebija się program 1 TVP, na drugim miejscu - radio z Indii. Szkoda, że fale radiowe nie giną po drodze, gdzieś w falach oceanu. Warszawskie podwórko - studnia, to doskonała tuba wzmacniająca dźwięk. Nasz hinduski dyplomata słucha swoich rzewnych melodii od 17:00 do 21:05 . A przygłucha babcia z drugiego piętra nie wyłącza telewizora w ogóle, bo przy nim usypia. Trzeba czekać na jej nagłe przebudzenie, zwykle po północy. Wtedy zamyka okno i pewnie wyłącza telewizor... do następnego popołudnia. Teraz to i tak nie jest źle, bo w mieszkaniu naszego dyplomaty nie mieszka już liczna wielopokoleniowa rodzina z Wietnamu. Ci to dopiero lubili swoich idoli muzycznych. oj! lubili! Ja wiosną okna otwieram bardzo rzadko, zwykle między 8:00 a 17:00. Przesyłam wiosenne pozdrowienia z warszawskiego podwórza; pozdrowienia w rytmie azjatyckich dźwięków.
-
Nie dostrzegam w Warszawie zielonej mgły. Szkoda. Raczej wiosna tegoroczna kojarzy mi się z remontem Marszałkowskiej. Koszmar. Wiem, że remont był konieczny, ale nie zmienia to faktu, że jest bardzo uciążliwy. Niektórzy powiadają, że będziemy mieć deptak (na odcinku od placu Zbawiciela a placem Unii Lubelskiej). Zobaczymy. Jak narazie to jednak zamknięto nam Ten zabytkowy Super Sam, o którym już kiedyś Wam, miłe panie - pisałam. Nie pomogły protesty (też protestowałam); pod pretekstem remontu zburzą go na pewno, jak znam życie, aby postawić na jego miejscu potężny wieżowiec. Jeszcze jedna \"łazienka\" - bo oglazurowany, okafelkowany lub oszklony od stóp do głów. Jak mówi mój znajomy architekt - dom bez skóry. Ja dodam - bez charakteru. Chciałabym się jednak mylić. I jeśli się naprawdę pomylę, to z radością o tym ogłoszę na deskach naszej Werandy. PS Jedyny krzaczek na naszym podwórkowym klombie właśnie przybrał zieloną szatę.
-
Kupiłam sobie dzisiaj kilka doniczek kwitnących kwiatków. Jak wiosenne zrobiło się w moim mieszkaniu. Moje wszystkie okna wychodzą na podwórze; przed sobą mam sześć pięter sąsiedniego domu, a więc każdy promień słońca, albo każdy rozjaśniający kolor jest bardzo ważny. Teraz siedzę sobie w kuchni przy moim punkcie obserwacyjnym i podpatruję sąsiadów. Oni też czują wiosnę. Pani Roma, która odgrażała się, że nie chce już żadnego pieska, bo wciąż opłakuje tamtego starego mądrego Dżokeja, prowadzi właśnie na wiosenny spacer jakieś słodkie psie maleństwo. To chyba jamnik. Czule do niego przemawia a on (ona) plącze się w zbyt długiej smyczy. Nasza aktoreczka włożyła już wiosenny płaszczyk, w którym wygląda wspaniale. Chyba niewiele ostatnio gra, bo wciąż ją widzę wbiegającą lub wybiegającą z klatki. Lubię podpatrywać jakie bukiety przynosi z teatru i kto ją odprowadza. Kilka dobrych tygodni temu niosła całe naręcze róż. Teraz pewnie by to były tulipany. Życzę jej tego z całego serca. W rogu podwórka nasz rajdowiec motocyklowy już poustawiał wyciągnięte z piwnicy swoje \"stalowe rumaki\", jak to się kiedyś mówiło. Wciąż mamy nadzieję, \"my\", tzn. sąsiedzi, że ktoś mu je kiedyś ukradnie, zanim znowu porozkłada części po całym podwórku, lub zacznie gazować, jak to się mówi.To zawsze powoduje wiele spalin i chałasu. Do babci z drugiego piętra przyszedł w odwiedziny dorosły już wnuczek. Pomagać to on jej wiele nie pomaga, ale zawsze przynosi kwiaty lub łakocie. Widziałam dzisiaj popołudniu, jak niósł cały pęk żółtych tulipanów. I to z jaką gracją. Jutro pójdę do sąsiadki i pomogę poprzycinać końcówki łodyg i zmienić wodę, to dłużej będzie się mogła nimi cieszyć. Tak, tak, to już wiosna na naszym podwórzu. A u Was? :)
-
Droga Vigo, jak dobrze, że napisalaś historię o wyrzuconej - oddanej marynarce. Mnie też kiedyś coś podobnego spotkało. Kiedy moje dziciska miały po naście lat, nie cierpiały jeździć na działkę. Nudziły się tam i naprawdę trudno bylo mi je przekonać do uroków odpoczynku na świeżym powietrzu. A po wydarzeniu, o którym chcę wspomnieć, na działkę jeździliśmy już sami z mężem, czasami z przyjaciółmi. Na wizyty dzieci przyszło nam czekać kilka dobrych lat. Tamtej pamiętnej soboty jak zawsze wybieraliśmy się w wielkim pośpiechu, powiedziałabym - w szaleńczym. Syn - śpioch- wybudzał się godzinami, ponaglany, oblewany wodą, \"gilgany\" w stopy itp. Córka malowała się, szykowała, wybierała ciuchy ,godzinami siedząc w łazience. Mąż ganiał pomiędzy pokojem syna i łazienką (córki) wykrzykując i pomstując, jakby spadły na niego wszystkie plagi tego świata. A ja? Ja pakowałam, szykowałam i łagodziłam, niemal w malignie, marząc, aby wsiąść już do samochodu i móc w spokoju podziwiać uroki \"pozamiasta\". W pędzie dałam każdemu plaskiową siatkę z rzeczami potrzebnymi na dwudniowy wyjazd i nie potrzebnymi też, bo trzeba było przecież przed weekendem wyrzucić śmieci. To syn otrzymał zadanie wpaść po drodze na parking do pobliskiego śmietnika. Chociaż senny i półprzytomny, swoje zadanie wykonał doskonale -i ... wyrzucił do olbrzymiego kubła dużą reklamówkę pełną nowych sportowych ubrań siostry. W reklamówce była też piżama (można ścierpieć),książki do nauki na najbliższą klasówkę (można ścierpieć) i kosmetyki...tego było już zbyt dużo. Dopiero na miejscu - 70 km od miasta, zauważyliśmy co się stało. Dwa dni żalu, wypominania, smutku, kłótni, złości i ani odrobiny spokoju.:( Wtedy to córka oświadczyła kategorycznie, że jest na działce ostatni raz w życiu. Od tamtej pory dzieci zostawały same w Warszawie. A ja miałam już upragniony spokój, jeśli chodzi o działkową ciszę, a jakże, ale też i niepokój, i to duży niepokój o to, co moje nastoletnie pociechy robią w Warszawie w czasie naszej dwudniowej nieobecności. ;)
-
Droga Maniu, spieszę donieść, że \"kobieta dojrzała\" jest wśród nas, czuwa i pisze. Odezwie się na pewno. Wierzę w to i czekam. Pozdrowienia :)
-
Zastanawiałam się w czasie bezssenej nocy, które ze świąt wielkanocnych, w którym roku, zapadło mi najbardziej w pamięci. I jak kojarzą mi się święta wielkanocne w ogóle. Pierwsza zapamiętana Wielkanoc, to ta, kiedy miałam dziesięć lat i pojechałam z rodzicami do mojej babci do małego miasteczka Szczecinek na Pomorzu. Pamiętam wiszące na strychu pachnące kiełbasy, w których wędzeniu brałam wcześniej czynny udział. Dziadek był mistrzem, przynajmniej według mojej opinii. Do wędzenia zużył parę najlepszych pończoch swojej żony. Nie rozumiałam skąd ta awantura, przecież nie da się uwędzić szynki bez damskiej pończochy.;) Jeśli znało się sekretne przejście na strych, można było powąchać i polizać każdą z wiszących w równiutkich rzędach kiełbas, szynek i baleronów. Ciocia Stasia upiekła sękacz. Pamiętam jak dziwiło mnie, że robi to całkiem inaczej niż moja mama, kiedy piekła szarlotkę na przykład. Sękacz był ogromny, zdawało się, że sięga nieba. Aby się nie przewrócił na stole, podpierały go cukrowe barany (były bardzo duże).:) Sękacz był tak wytrwały, ani myślał o usychaniu, że zabraliśmy potężny jego kawał do Warszawy i wystarczył jeszcze na całkiem długo, potrzymując miłe wspomnienia. Jeden z licznych wujków przywiózł dla niezliczonej gromady wnuków mojej babci (18 rozkrzyczanych, roześmianych, rozbieganych pociech) bańkę po mleku wypełnioną najsmaczniejszymi lodami na świecie. Pracował w mleczarni, więc ... Najlepiej smakowały jedzone łyżką od zupy prosto z wielkiej kanki (bańki). Było wtedy ciepło i słonecznie. W pamięci zostały same miłe wspomnienia. Ciekawa jestem jak będzie w tym roku. Tak mało słońca ostatnio nad Polską. Coraz częściej widzi się zachmurzone niebo. A tu w Warszawie dochodzi jeszcze samochodowe zadymienie, czy jak to zwać - smog. Nic to. Życzę słońca!
-
Droga Vigo, pomysł pocztówki z USA jest doskonały. Masz lekkie pióro, więc będą te pocztówki interesujące i inspirujące. Już zapowiadam, że będę ich wierną czytelniczką. Jeśli można wyrazić prośbę, to chciałabym informacje nie tylko o polonii ale i \"tambylcach\", a szczególnie jak jawią się nasi rodacy w oczach Amerykanów. Pasjami interesują mnie zdobycze nowych technologii. Napisz proszę coś o \"wynalazkach\". na przykład: co oni mają nowoczesnego w supermarkecie lub na poczcie, jakie są tam udogodnienia, których my nie znamy. Więcej pytań zostawiam na później. Na pewno nasunie się ich całe mnóstwo. Pozdrowienia dla Ciebie i wszystkich miłych pań z naszej Werandy.
-
Droga Maniu, doskonale cię rozumiem, kiedy piszesz, że nie zawsze masz nastrój do pisania czegokolwiek na naszym topiku. Najgorzej jest po dłuższej przerwie. Nie wiadomo jak zacząć, co może zaciekawić inne panie. I tak w ogóle to coś jest nie tak. Zdarza mi się, że kilka dni \"czaję się\", aby coś wpisać i nie robię tego, bo wszystko wydaje mi się mało ważne. Powszednie. Zwyczajne. Ale to nieprawda. Zauważyłam, że panie mnie czytają i odpowiadają; życzliwie i serdecznie. Pisz, Kochana, pisz! My ciebie chętnie czytamy i ciepło o Tobie myślimy. Jestem z siebie dumna. Wzięłam udział w demonstracji. Protestowałam przeciw zburzeniu Super Samu w Warszawie. Pamiętam jeszcze jego \"wielkie otwarcie\" we wczesnych latach sześćdziesiątych. Pamiętam kolejki po pomarańcze i cytryny. Chociać byłam wtedy małą dziewczynką, to rozumiałam, że Super Sam był \"innym\" sklepem. Nie wiedziałam wtedy, że to unikatowy przykład świetnych rozwiązań architektonicznych dachu, że ich autorem jest słynny prof. Hryniewiecki i że za czterdzieści lat będzie to zabytek. Dla mnie to był ciekawy sklep z duszą, gdzie można było biegać swobodnie z koszykiem i dotykać bezkarnie czekolad i pudeł z czekoladkami. Kiedy już dorosłam, w latach osiemdziesiątych jak inni wystawałam godzinami w dziale mięsnym Super Samu, aby przynieść do domu kawał mięsa. W ostatnich dziesięciu latach podpatrywałam jak się zmieniał obrastając w reklamy, niezliczoną ilość towarów i udogodnień dla klientów. Raz widziałam tam Wiolettę Willas, Grażynę Torbicką, Edytę Gepert i wielu innych sławnych znanych mi tylko z mediów. Kiedyś straciłam tam portfel, ale to już inna historia. Stanęłam więc pod Super Samem wraz z dwoma tysiącami innych ... i zaprotestowałam. Ale czy z jakimś pożądanym skutkiem?
-
Warszawską wiosnę najlepiej spotkać w Łazienkach, tych Królewskich oczywiście. Wyobrażam więc sobie naszą umajoną Werandę, na samym środku Łazienek, a na niej, przy pachnącej, gorącej herbacie wszystkie nasze znajome panie, ze swoimi kotkami, pieskami, albo innymi bliskimi stworzonkami. I pogaduszki oczywiście, aż do zmrku. To dopiero byłoby przywitanie wiosny. Póki co, to ja witam wszystkie panie bardzo serdeczne. Łazienki lubię najbardziej wiosną , pod koniec maja. Może dlatego, że kojarzą mi się z czasów, kiedy na małej ławeczce wśród bzów uczyłam się do matury. Łazienki znam od niemowlęcia, bo tam zabierał mnie tata w każdą nadającą się do spacerów niedzielę. Mieszkałam całe lata obok nich, zaledwie kilka kroków od bocznej bramy przy ulicy Podchorążych. W 1985 roku, po wielu \"dorosłych przejściach\" w innych dzielnicach Warszawy, wróciłam w orbitę Łazienek, tym razem kilka kroków od bramy głównej ( a może bocznej, trwają spory) w Alejach Ujazdowskich, tuż przy Belwederze. Wspominałam już kiedyś w jakimś poście- to Aleja Szucha. Znam każdą alejkę \"łazienkową\", siedziałam chyba na każdej ławeczce. Oglądałam każdą porę roku i przeżyłam niejedną ekstremalną pogodową przygodę. Spacerowałam nie raz po Łazienkach pokrytych śniegiem po oparcia ławek; raz zmarźnięta czekałam na stróża kilka godzin, bo zagapiliśmy się z chłopakiem ( oj, kiedy to było...)i nie mogliśmy opuścić terenu parku - bramy zamyka się o zmierzchu, a parkan jest niebotycznie wysoki - przynajmniej dla mnie. Niedzielne koncerty fortepianowe urażliwiły moją młodą duszę na muzykę Szopena. A w zakamarkach parkowych świetnie spędzało się czas wiosennych wagarów ( wybaczcie, szczegółów nie będę opisywać). Cudownie jest podpatrywać wiosnę na kurpiowskiej wsi, albo słonecznej Kalifornii (zazdroszczę ci Viguniu), ale równie cudownie - w Łazienkach. Same sprawdźcie. Zapraszam!
-
Wszyscy dzisiaj o wiośnie, o śpiewie ptaków, oczekiwaniu na kwiecie na gałązkach drzew owocowych lub krzewów np. forsycji. A ja znalazłamw w internecie coś innego o kwiatach, co m się pośrednio skojarzyło z wiosną. Poczytajcie, warto wiedzieć. Mowa kwiatówKażdy kwiat ma znaczenie symboliczne. Dzisiaj niewiele osób potrafi je odczytać, ale jeszcze nasi dziadkowie wykorzystywali mowę kwiatów do wyrażenia tego o czym głośno mówić nie wypadało.?Przypomnijmy ukryte znaczenia maków, róż czy stroczyków.??Aster - optymizm i radość?Akacja - duma?Bez - piękno?Bratek - przyjaźń?Chaber - bojaźliwość?Chryzantema - wieczność?Cynia - nieśmiałość?Fiołek - skromność?Frezja - oddanie?Fuksja - zmienność?Gerbera - szacunek?Goździk biały - czyste uczucia?Goździk czerwony - gorące podziękowanie?Goździk - bukiet wielobarwny - odmowa?Groszek pachnący - tęsknota?Hiacynt - życzliwość?Irys - czułość serca?Jaskier - zazdrość?Kaczeniec - smutek?Kaktus - ostrzeżenie?Konwalia - wdzięk?Krokus - radość?Lewkonia - pretensjonalność?Lwie paszcze - zwróć na mnie uwagę?Lilia - czystość?Mak - męska namiętność?Mieczyk - będę walczyć?Narcyz - oziębłość?Nasturcja - optymizm?Niezapominajka - nie zapomnij o mnie?Oset - surowość?Paproć - powaga?Piwonia - skłonność do pijaństwa?Prymula - nie bądź nieśmiała?Rezeda - czułość?Róża czerwona - kocham gorąco?Róża biała - jesteś warta kochania?Róża żółta - odwzajemnij mą miłość?Rumianek - niezłomność?Stokrotka - niewinność?Storczyk - zmysłowość?Suchy bukiet - skrucha?Tulipan - dobrze mi z Tobą?Zawilec - dobroć?Złocień - zaufanie?Żonkil - zazdrość