Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

samotny47

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez samotny47

  1. /kolare /- dlaczego się nie odzywasz? Zistniałaś i znikłaś - tak się nie robi - martwię się - inni chyba też. Odezwij się.
  2. /Płatek/ - podejrzewam, że każdy z nas tak by chciał, każdy chciałby razem z ukochaną osobą odejść, choćby po to, by tego bólu, tęsknoty, żalu, zagubienia i pustki nie przeżywać! Ale nam wyznaczono inny cel, inne zadanie - tak należy mówić i w to wierzyć, nawet jak jest zbyt ciężko z tym się pogodzić! Ja mam ostatno fatalne dni. Same daty: wczoraj równo 4 miesiące jak Żona miała wylew, dziś 4 miesiące jak stwierdzili śmierć mózgową, jutro 4 miesiące jak odłączyli od aparatury... Jedno co może pociesza - to - to, że swoim odejściem uratowała być może kilka żyć! Miała zdrowy organizm, padło to pytanie... Z synem, bez zastanawiania zgodziliśmy się. Wielokrotnie dawniej rozmawialiśmy na te tematy - wiemy, że chciała tego - kochała wszystkich i zawsze mówiła, że gdyby coś się stało... Spełniliśmy Jej wolę. Czasem zastanawiam, się czy jej cząstka gdzieś w innym człowieku zmienia tego człowieka - jeśli tak, to mówię sobie: będzie więcej aniołów na tym okrutnym świecie. Siedzę teraz, piszę to i płaczę - tak bardzo bym już chciał być z Nią!
  3. /kolare/ - trafiłaś tu, a więc czujesz potrzebę podzielenia się czymś, albo pomocy, może nawet tylko rozmowy z podobnymi sobie. I to jest dobrze – każdy z nas czegoś oczekuje po tej stronie i znajduje to tutaj. Piszesz, że straciłaś wszystkich... Ktoś musiał zostać. A nawet ja z rodziny nikogo nie ma. To są znajomi z pracy, z miejsca zamieszkania, dawni przyjaciele, koleżanki, koledzy. Czy ty sama nie obmurowałaś się grubym murem od wszystkich nie zostawiając w nim furtki? Ja – przyznam się, że obmurowałem się, uciekłem w smutek, tęsknotę i samotność, ale nie zupełnie do końca: wiem, że muszę żyć, wiem, że jest też życie za tym murem i przyjdzie czas gdy będę nauczony doświadczeniem – niekoniecznie pogodzony, ale umiejący już normalnie żyć – będę funkcjonował. Teraz też mi się wydaje, że świat dla mnie się zawalił. Sam stworzyłem wokół siebie mur, ale furtkę zostawiłem i czasem wychodzę na świat, choćby do znajomych na kawę (wczoraj byłem) i tam – uwierz mi znajduję też pocieszenie, chwilę zapomnienia, małe ukojenie – oderwanie od swoich smutków. Nie jest łatwo, ale nie można się poddawać. Pytałaś siebie, dlaczego znajomi ciebie omijają? – Może sama od nich uciekasz, sama to powodujesz broniąc im dostępu do siebie? Uchyl tę furtkę, zadzwoń do nich, zaproś do siebie, albo sama idź. A tam powiedz jak cierpisz, jak samotna się czujesz – na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie przy tobie, ktoś, kto zrozumie pomoże, wysłucha, porozmawia – tak jak my tutaj rozmawiamy. Nie zamykaj się w skorupie swojego cierpienia. To że tu trafiłaś, już jest malutkim krokiem – uchyliłaś już te małe drzwiczki w swoim murze – nie zamykaj ich!
  4. /kolare / - nie jest tak jak piszesz. My tu wszyscy jesteśmy samotni, cierpimy, mamy problemy. Nikt z nas nie umie się pogodzić, poskładać tego wszystkiego w sensowną całość. I najważniejsze – nie jesteś sama! Trafiłaś tu jakoś i teraz jesteś z nami. Choć my sami mamy różne problemy, choć nie umiemy sobie z sobą poradzić, ale umiemy słuchać, umiemy nawet czasem coś podpowiedzieć, poradzić. Zawsze łatwiej jest komuś coś doradzić niż samemu to zastosować, ale ważne jest, że jesteśmy tu by się wspierać. Opowiedz coś o sobie, o swoim bólu, a zobaczysz, że łatwiej ci będzie. Poczytaj o nas i bądź z nami, a może czasem nawet się uśmiechniesz. Tylko się nie poddawaj. Musimy trwać dla naszych bliskich – nie ważne czy oni są gdzieś przy nas, czy po drugiej stronie, ale na pewno gdzieś są... Piszesz, że niedziele spędzasz na cmentarzu - ja i wielu z nas codziennie tam chodzimy - to nic złego. Taką czujemy potrzebę i tak nam z tym dobrze. A sama napewno nie jesteś - ktoś koło ciebie musi być. Co najwyżej, to na własne życzenie często jesteśmy sami - pomyśl o tym. Pozdrawiam.
  5. /danka21/ - pytałaś czy możesz fragment mojego wiersza umieścic na nagrobku swojej mamy - oczywiście - głupio to zabrzmi, ale będzie mi bardzo miło, przynajmniej na coś te wiersze się przydały. Pozdrawiam wszystkich.
  6. /Płatek? - płatku - piękne to jest! Krótko, ale jakże treściwie i wszystko co można by powiedzieć, wszystko co czujemy w tych paru słowach się zawiera – czyż to nie jest doskonałe: „tęsknota co zabija”...
  7. /kruszynka25/ -mam syna i córkę, ale to nie historia na te srtony - też bardzo boli. Każdy dźwiga swój krzyż. W jednym roku zbyt dużo straciłem... Wspominałem już o tym w którymś poście. Syn jest, a córka - hmm - jakby jej nie było. Syn ma swoje życie, 25 lat, dziewczynę - czesto nie ma go w domu, córki prawie nie widuję...
  8. /Płatek/ - wklejaj wiersze – wszyscy z nich czerpią siłę, a czasem jak jakieś skojarzenie nasunie się na myśl – coś się przypomina, łezkę uronimy – to też dobrze. Pisaliście o rzeczach swoich bliskich – u mnie do tej pory (4 miesiące) nic nie ruszone: jej buty i sandałki koło moich stoją, kurtka górska przeciw deszczowa (mieliśmy jechać do Słowackiego Raju) – na wieszaku w korytarzu wisi obok mojej, kapcie tam gdzie stały tam stoją, w szafach Jej rzeczy tak jak były tak są! W tapczanie koszula nocna... Tylko te rzeczy, które były w praniu, poprałem, poskładałem – robiłem to krótko po Jej śmierci, a robiąc to, składając bieliznę, prasując bluzki, płakałem – potem poukładałem to wszystko w jej szafach. Często zaglądam do nich i wtedy znów beczę jak mały chłopiec. Co z tym zrobię – nic – niech tak będzie. Wczoraj przeglądałem dokumenty – robiłem porządki z papierami – znów miałem fatalny dzień – wrzuciłem wszystko z powrotem do szuflady – nie mogę! Zdjęcia – nie mogę ich przeglądać – cała masa w komputerze z początku lipca – byliśmy nad morzem parę dni – raz siadłem by przeglądnąć – rozpłakałem się i nie mogę!!! Boli!!! Tylko te, które były już w ramkach w pokojach – na te spoglądam, rozmawiam z Nią... /danka21/ - wszystko co robisz, o czym myślisz – jest dobre. Nie przejmuj się tym co inni mówią, co rodzina komentuje, bracia... Żyj dla siebie i Twojej mamy! Ona by tego chciała, ale Ty to wiesz! Piszesz bardzo rozsądnie. Wiem, boisz się, jest Ci bardzo ciężko – jak każdemu z nas – Tobie może nawet ciężej – nie masz nawet wsparcia w rodzinie, ale nie poddawaj się! Walcz o siebie, rób wszystko dla siebie, jesteś dzielną, niezależną dziewczyną i życie przed Tobą! Ból – kiedyś nauczysz się z nim żyć, pamięć, wspomnienia zawsze pozostaną i niech tak będzie – dobrze, że są piękne. Koleżance mamy przebacz – już Ci pisałem: ona tego na pewno nie chciała! A my sami nie wiemy jak byśmy zachowali się w podobnej sytuacji... Nienawiścią nic nie osiągniesz. Pomyśl, w końcu była koleżanką Twojej mamy i lubiły się. Pomyśl też co ona musi przeżywać... Przemyśl to wszystko i głowa do góry! Kolejny wiersz – ten chyba jeden z ładniejszych i to już koniec – więcej nie mam. „Spacer po parku” Jesień kolorami świat ozłociła, Idę na spacer z naszym psem. Ty już nie będziesz z nami chodziła: Skrył Cię mogiły smutny cień... Idę przez park dobrze nam znany. Tutaj za ręce się trzymaliśmy; Idąc snuliśmy razem plany, W alejach ścielonych złotymi liśćmi... Spoglądam na ławkę w bocznej alei. Tu przytuleni siedzieliśmy... Tu, całowałem Cię wśród zieleni Wiosennych – świeżych, zielonych liści. A latem w żarze palącego słońca, Tu szukaliśmy chłodu, wytchnienia... Na każdym kroku wspominam bez końca: Obrazy, których dzisiaj już nie ma! Idziemy dalej: - na tej alejce, Zimową porą ślizgawka była... Zziębnięte miałaś wtedy ręce; Do moich kieszeni je wsadziłaś. Ja swymi dłońmi je ogrzewałem, Ty do mnie wtedy się przytuliłaś. Chłodne Twe usta pocałowałem, Ty z zimna drżąc: - kocham mówiłaś... W jesiennej aurze spaceruję... Na każdym kroku piękne wspomnienia! Przez chwilę Twoją obecność czuję, A potem smutek: - Ciebie już nie ma! I tak codziennie i w każdym miejscu, Wspomnienia bólem mnie przeszywają! Jak się pogodzić z Twoim odejściem, Gdy w sercu te przeszłe chwile zostają... Pozdrawiam wszystkich - i dobrze, że jest ta strona, dobrze, że mamy siebie! Tu wolno płakać, tu wolno wyżalić się, tu wolno ponarzekać - tu wolno byś słabym zagubionym, cierpiącym - i my to rozumiemy!
  9. /Płatek/ - te same pytania mnie i na pewno wszystkich tutaj nurtują. Ja co dzień pytam: dlaczego?! I odpowiedzi nie znajduję. Co dzień się zastanawiam, czy jest to drugie życie - i odpowiedzi nie znajduję. Co dzień w kościele modlę się o śmierć i proszę Boga: zabierz mnie do mojej ukochanej żony - odzewu nie ma. Co dzień patrząc na Jej zdjęcie pytam: Gzie jesteś - i odpowiedzi nie słyszę. Dziś mam jeszcze gorszy dzień niż wczoraj - Porządkowałem dokumenty, zdjęcia i łzy ciurkiem mi leciały. W końcu wrzuciłem wszystko do szafy - nie mogę jeszcze tego robić - za bardzo boli. Mijają właśnie 4 miesiące od Jej śmierci - po szoku, potem otepieniu przyszedł czas na ponowny ból - zbyt czesto w ostatnich dnoach laczę - myślałem, że już nawet trochę lepiej jest (parę dni temu), ale ze wzmożoną falą znów mnie złapało - wcale nie jest lepiej! Jest jescze gorzej - nie radzę sobie! Czy tak już zawsze będzie? Gdzie Ona jest?! „Gdzie...” Gdzie jest Twój uśmiech, na Twojej twarzy I śmiech Twój dźwięczny, co rozwesela? Gdzie Twe spojrzenie kiedy marzysz I widok ciała, gdy się rozbierasz? Gdzie zapach Twoich pięknych włosów I ciepło rozgrzanego ciała? Gdzie dotyk dłoni i ten sposób, W który mnie zawsze podniecałaś? Gdzie smutek na zmartwionej twarzy, Gdzie łzy gdy problem jakiś miałaś? Gdzie Twe spojrzenie, ile razy W ciszy wieczoru: kocham - szeptałaś... Gdzie Twoja głowa lekko schylona, Nad książką, którą właśnie czytałaś, Gdzie uniesione Twoje ramiona, Gdy włosy dłońmi przegarniałaś? I gdzie są Twoje usta gorące, Gdzie jest ich smak i uwielbienie?! Gdzie radość, kiedy świeci słońce I w niepogodę zniechęcenie... Gdzie Twoje gesty, miny i słowa, Gdzie zamierzenia i nasze plany... Gdzie pomarańczy druga połowa! Wszystko to w grobie jest pogrzebane! Codziennie wspominam tamten poranek I żal do Boga we mnie wzbiera. On mi Cię zabrał: - moje kochanie... A ja w tęsknocie pomału umieram... To był przedostatni wiersz, który napisałem - został jeszcze jeden na jutro. Już nawet nie mam sił pisać wierszy> Był czas, gdy myślałem, że przez wiersze rozmawiam z Nią, teraz nawet to straciło na znaczeniu... Zniechęcenie, rozgoryczenie i bezsens tego wszystkiego nie pozwala mi nawet pisać.
  10. /smutna_na_zawsze/ jeśli wszystkiego i o wszystkich się boisz – to nie jest najgorzej – bojąc się o wszystkich musisz troszczyć się o nich i to jest jakiś cel, jakaś misja do spełnienia. Ja przestałem się bać, przestałem bać się śmierci i szczerze powiem że to mnie nawet nie niepokoi, bardziej martwię się swoim zobojętnieniem na wszystko – wiem, że to nie jest dobre: logika mi to mówi, ale uczucia – uczucia we mnie wygasły! Uczucia – jeśli chodzi o życie codzienne – postrzegam świat beznamiętnie, zobojętnienie wobec rzeczy dziejących się wokół mnie czasem mnie samego przeraża (nie myl ze strachem) – kim ja jestem?! /kruszynka25/ - żyj chwilą – tak można gdy ma się dla kogo żyć i z kim żyć! W bezsensie tego co przeżywam – chwila nie ma znaczenia – całe tygodnie są ja jedna wielka, niekończąca się chwila, która nic nie przynosi! A jeśli chodzi o dzień – piszesz, że żaden nigdy, przenigdy nie powtórzy się: - dla mnie każdy kolejny jest tak samo szary, ponury jak poprzedni! Codziennie to samo, codziennie te same czynności, ten sam harmonogram dnia, ten sam rytm – jak uderzenia zegara: praca, cmentarz, dom, kościół, dom i sen i w następny dzień to samo – jak w pętli czasu. Sorry, mam dziś fatalny dzień, nie wiem nawet dlaczego, w końcu nic się nie wydarzyło – tak samo wstałem jak wczoraj, przedwczoraj, tak samo do pracy pojechałem, tak samo cmentarz wyglądał... Może to ta paskudna pogoda – listopad, szare ponure dni... Byle do wiosny, chyba, że Bóg spełni moje prośby.
  11. Mam dziś fatalny dzień! Nie mogę się pozbierać. W pracy cały dzień myślałem i nic sensownego nie wymyśliłem. Jedna myśl tylko przychodzi do głowy – jak cofnąć czas, albo jak sprawić by być z Nią?! W domu nic nie zrobiłem: siedzę i łzy same płyną z oczu. Mam wszystkiego dość. Spoglądam na zdjęcie i myślę ja połączyć się z żoną. Boję się strasznie, boję się takiego życia, tego bezsensu. Nie ma nic co cieszy, co sprawia jakąkolwiek radość. Stale gdzieś gonię, uciekam... Z pracy na cmentarz wstąpiłem – jak co dzień, tam w cichej rozmowie prosiłem: weź mnie do siebie! Potem w domu do zdjęcia to samo. Dlaczego tak jest, dlaczego ci, których tak kochaliśmy opuścili nas?! Chwilami zastanawiam się gdzie jest Bóg?! Moja żona była wspaniałą osobą, pełną życia, dobrą uczynną – kochała świat i ludzi, dzieci im się poświęcała, czyniła dobro, a tam gdzie się znalazła otwierała serca najbardziej zatwardziałych. Była nauczycielką, dyrektorką szkoły – wszyscy ją kochali: dzieci, nauczyciele, rodzice. Była aniołem! Siedzę tu i pisząc płaczę – nie mogę już! Mam pretensje do całego świata, do losu, do Boga! Chodzę codziennie do kościoła i modlę się o śmierć, pragnę połączyć się z ukochaną moją żoną – czy Bóg mnie wysłucha. Pomyślicie, że zwariowałem – może, ale naprawdę pragnę tylko jednego: być z nią! „Uciekam od ludzi” Idę wśród stada roześmianych ludzi, Jak w śpiączce: - żywy trup! A śmiech i szczęście ich mnie nie zbudzi, Bo serce me z Tobą ukrył Twój grób! Nie ma już dla mnie radości życia, Cierpienie moim towarzyszem! I spokój, samotność, ból i cisza: W niej tęskniąc głos Twój słyszę... W myślach rozmawiam z Tobą, W myślach Twe usta całuję... Idąc po zmroku cmentarną drogą; Twoją obecność przy sobie czuję. W szeleście liści, wiatru podmuchu: Jesteś tam przy mnie w wieczornej ciszy. Stoję nad grobem w cichym bezruchu, Mówię do Ciebie... Czy ty mnie słyszysz? Uciekam codziennie od tłumów ludzi, Spokoju i ciszy tylko mi trzeba... Łzami swoimi pragnę Cię zbudzić I cichą prośbą: weź mnie do nieba... *** Tam, gdzie nie liczy się już czas, Tam gdzie zmartwienia sensu nie mają, Tam, gdzie śmierć złączy wreszcie nas, Tam dusze nasze się spotkają... Kończę - na 18.30 idę do kościoła - może dziś mnie Bóg wysłucha...
  12. /danka 21/ - przeżyłaś tragedię i na pewno nie będzie łatwo. Wszyscy tu na tej stronie przeżyliśmy tragedię, wszyscy cierpimy i dzielimy się tym z innymi. Każdy z nas nie może się pogodzić z utratą bliskiej osoby. Wyżalamy się tutaj i słuchamy nawzajem rad innych. Ni zawsze one docierają do nas. Sami radzimy innym co mają robić, wspieramy ich często z sobą ni mogąc dojść do ładu. Zawsze łatwiej komuś poradzić niż sobie samemu. Ale jesteśmy ty razem i to nas jakoś trzyma przy życiu. Tobie radzę nie przejmować się rodziną, braćmi i robić spokojnie to co uważasz za stosowne. Ignoruj ich odzywki, ich zachowania – liczysz się tylko Ty i to co masz w sercu. Jedno co powinnaś zrobić – wybacz koleżance mamy. Nie wiesz jak było naprawdę, nie wiesz w jakim stanie, w jakim szoku była! Na pewno nie chciała tego wypadku i śmierci swojej koleżanki. Ona też na pewno to przeżywa. Nie wiesz nawet jaki balast musi nosić w sercu jeśli to ona prowadziła. Po co żyć z nienawiścią? Nie lepiej powiedzieć sobie: tak miało być, nic i nikt na to nie poradzi, czasu nie cofniemy. Możemy co najwyżej tęsknić, cierpieć i pielęgnować w sobie te piękne wspomnienia, które w nas zostaną. Jeszcze jedno co do rodziny – twojej ciotki – nie przejmuj się tym co ona mówi, rób swoje: kto – jak nie Ty masz największe prawo do opieki nad grobem?! A stare, zwiędnięte kwiaty – jeśli ciotce się podobają daj jej do domu. Nie pozwól sobą pomiatać. Czerp z tego siłę i nie daj się! Ale ja tylko możesz to ni zadrażniaj sytuacji, lepiej niektóre sprawy przełknąć w sobie, a robić konsekwentnie to co uznasz za stosowne. Walcz konsekwencją o swoje prawa! Wiem że nie jest ci łatwo ale spróbuj. A życie – jest okrutne, ale na pewno piękne i jeszcze kiedyś zaświeci dla Ciebie słońce, dla pozostałych na tej stronie też. Pozdrawiam wszystkich – mi też nie jest łatwo. /smutna_na_zawsze? – nie poddawaj się, trzymaj się, jutro też będzie dzień – może w końcu lepszy.. Po burzy zawsze słońce wschodzi... Kiedyś i dla nas zaświeci. balbina_72 napisała: /samotny/w sumie wszyscy jestesmy silni a jednoczesnie slabi.kazdy z nas pragnal by pojsc za ukochana osoba ale musimy nadal trwac przy tych ktorzy pozostali na ziemi. mimo ze mam male grono przyjaciol to tez czuje sie samotna.ale juz nauczylam sie jak z ta samotnoscia zyc.zaprzyjaznilam sie z nia na swoj sposob.pozdrawiam pa i to jest to o co chodzi – zaprzyjaźnijmy się z naszym bólem , smutkiem, samotnością i trwajmy dla tych, którzy pozostali i są z nami! Dziękuję balbina. Kolejny wiersz: „Rozmawiam z Tobą w cmentarnej ciszy...” W jesiennej aurze grób Twój ubrałem: Wrzosy i trawy kolorowe... Dla Ciebie, którą tak kochałem: Bukiety kwiatów świeżych – nowych... Do krzyża piórko przyczepiłem, Byś mogła do mnie coś napisać... Serduszko z kamienia też położyłem; Rozmawiam z Tobą w cmentarnej ciszy... Mówię Ci o tym, jak Cię kochałem, O samotności – i jak to boli... I o tym, jaki dzień dziś miałem: I jak z tęsknoty umieram powoli... Nad Twoim grobem codziennie stoję; Łzy z oczu płyną – Ty jesteś w niebie. Życie ma sens tylko we dwoje! Modląc się proszę: weź mnie do siebie! Do jutra kochani - i uśmiechnijcie się na dobranoc - idę dziś wcześniej spać - padam, pa.
  13. /Płatek/ - wiem jak to jest, przeszedłem te wszystkie (niektóre bezsensowne) formalności. Konto też wspólne, ale nie zablokowali, z tym, że musiałem zmienić, bo wszystko co chciałem zrobić (pełnomocnictwo na syna, uposażenie pośmiertne) – musiał być podpis i zgoda mojej żony! – bezsens, bo dostarczyłem akt zgonu, ale mimo to okazało się, że mogę tylko zlikwidować konto i założyć nowe, bo wszelkie zmiany na wspólnym koncie muszą być wspólnie potwierdzone. Likwidacje Master – Cart-y mojej żony w banku z siedzibą w Warszawie to też paranoja była. Zażądali przesłania kopii aktu zgonu, i dokumentów ze szpitala stwierdzających na co zmarła moja żona – jakby akt zgonu im nie wystarczył, a do tego całe dane osoby zgłaszającej czyli moje tzn. kserokopie dowodu osobistego i chyba kserokopie aktu małżeństwa. Wysłałem im w końcu to z ładnym pismem i prośbą o potwierdzenie likwidacji karty – do tej pory nie przysłali. Z pozostałymi sprawami nie miałem kłopotu. Jedno co mogę Ci poradzić – spokój, nie ma sensu denerwowac się – i tak dużo na nas spadło, po co jeszcze urzędasami się przejmować – pomału i cierpliwie też wszystko się pozałatwia. Pozdrawiam wszystkich.
  14. /I.T.28/ - czujesz to samo co ja, egzystujemy w jakimś transie – zgadza się. Miejsca, które mijamy wywołują wspomnienia i ból. Ludzie roześmiani – nie zauważam ich. Oglądam film – każdy wątek miłosny i płaczę w samotności. Do znajomych przestałem chodzić – boli mnie to, że oni mają siebie! Raz – miesiąc po śmierci żony namówili mnie – wypadało mi iść na małe przyjęcie z okazji 25 rocznicy ślubu – nie zapomnę do dzisiaj – życzenia składałem i ryczałem, potem usiadłem między znajomymi i zdałem sobie sprawę, że nie pasuję tu! – Same pary, każdy ma tą swoją drugą połowę, a ja – jak samotny nikomu niepotrzebny zbłąkany i wystraszony pies! – od tamtej pory unikam wszystkich spotkań towarzyskich. Czasem wpadnę na małą kawę do jakiś znajomych, ale tylko wtedy gdy wiem, że są sami – wtedy jeszcze można normalnie porozmawiać. W moim gronie bliskich i znajomych tylko ja zostałem sam – to też jest trudne do zniesienia. Znajomi też w zasadzie przestali mnie odwiedzać, czasem zadzwonią, zapytają jak leci i to wszystko. Odseparowałem się – wiem to, ale jest mi z tym na razie dobrze. A dzień do dnia podobny. Codziennie chodzę na cmentarz, tam czuję się bliżej żony, rozmawiam z nią w myślach, proszę by mi miejsce przygotowała przy sobie, a potem idę do kościoła – tam się wyłanczam, wyciszam i modlę się do Boga o śmierć. Wiem – zdaję sobie sprawę, że nie jest to normalne, ale gdy utraciło się sens tego wszystkiego, gdy nic nie sprawia przyjemności, gdy nic nie zadowala, nie cieszy – co pozostaje? A wspomnienia bolą! Dawne marzenia straciły na znaczeniu. Plany które były nic nie znaczą. Smutek, zobojętnienie, ból i samotność pomału zabija. Człowiek przestaje interesować się tym co wokoło niego się dzieje. Dawne pasje, zainteresowania dziś już nie mają znaczenia. Czasem zastanawiam się czy tak już zawsze będzie? Ile czasu potrzeba, by pogodzić się z tym, by nauczyć się na nowo żyć? Czy jest to w ogóle możliwe? Wiesz (wiecie) – czasem sam w sobie wywołuję ten ból i tęsknotę – uzależniony od bólu czuję wtedy jeszcze większą bliskość z ukochaną żoną – daję upust łzom i uwierzcie – jest mi lżej.
  15. Ktoś wspomniał, że jestem silnym człowiekiem – nieprawda. Silny człowiek nie rozkleja się, nie zadręcza, nie płacze! Ja siłę straciłem, siłę do życia. Śmierci się nie boję, bo jej pragnę. Czym jest życie w samotności, w tęsknocie, w żalu i smutku? Żyję, bo innego wyjścia nie mam. Rano wstaję, do pracy, potem dom, cmentarz, kościół i może trochę oderwania od tej monotonii na tych stronach – tu gdzie wszyscy jesteśmy równi, wszyscy cierpimy, wszyscy tęsknimy i smutkami swoimi się dzielimy – to jak spotkania towarzystwa wzajemnej adoracji, albo zwierzenia anonimowych alkoholików. W zasadzie też jesteśmy uzależnieni – uzależnieni od bólu i cierpienia... Wiem – to pomaga i za to Wam dziękuje, dobrze, że jesteście. Teraz wiersz – dużo ich nie zostało, więc po jednym na dzień. Zajrzę tu jeszcze wieczorem – teraz lecę do kościoła, pa „Jej cień” Szary listopadowy dzień, Poranek w mgle skąpany... W białej poświacie Twój cień, Gdy mijam cmentarza bramy. Zmierzam do Twego grobu, Łza po policzku się toczy... O bólu mym mówię Bogu, Prosząc Go: - chcę Cię zobaczyć! Zabierz mnie Panie do siebie: Do ukochanej mej żony! Ja żyć nie potrafię bez Ciebie I życiem tym jestem zmęczony. Brakuje mi Twojej radości, Dotyku ust, zapachu włosów... Brakuje mi Twojej miłości! I ciepła Twojego głosu... Odeszłaś bez pożegnania, W piękny gorący dzień... Ja sam zostałem kochana... I ciągle kocham Cię! W potoku łez skąpany, W listopadowy dzień: Idę do grobu mej żony W mgle widząc stale Jej cień. Wyciągam ręce i krzyczę; Cień ginie w mgle powodzi... Sens utraciło me życie: Nie umiem się z tym pogodzić... - tak bardzo mi Jej brakuje - gdyby można było cofnąć czas - ech, do d... to wszystko...
  16. Pragnę zasnąć i śniąc o dawnym szczęściu już więcej się nie obudzić - ide spać, dobranoc.
  17. /Płatek/ - masz rację w takiej sytuacji wszystko jest normalne. Rozumiem Ciebie - ja mam te same odczucia i wiem, że już nigdy nie usłyszę śmiechu mojej żony, nie poczuję jej cipła, nie zaznam dotyku rak, zapachu włosów... Ona odeszła, nawet nie pożegnałem się z Nią, to stało się tak nagle: tętniak mózgu – rano jeszcze się śmiała, a potem nagły ból głowy, krzyk i karetka... Pojechałem do szpitala – już była w śpiączce farmakologicznej, a w następny dzień stwierdzili śmierć mózgową... Mieliśmy za parę dni wyjeżdżać na wakacje do Słowackiego Raju, a zostałem w piekle rzeczywistości! Przez miesiąc ani telewizora nie włączałem, ani radia. Teraz też mało co mnie to pociąga – życie straciło sens, ale trzeba żyć. Dla mnie weekendy są najgorsze – samotność zabija. W tygodniu praca, codzienne obowiązki, kościół, cmentarz – dzień za dniem wypełniony i jakoś to mija. Okrutne i niesprawiedliwe jest to życie...
  18. /Płatek/ - zgadzam się ze wszystkim co napisałaś, poza jednym: powinnaś chodzić do pracy – nie zamykaj się w domu. I nie wstydź się rozmawiać z ludźmi, czy w pracy, czy ze znajomymi, nie wstydź się też płakać, płacz pomaga. Nie masz pojęcia ile ja łez wylałem i nie wstydzę się tego, a ludzie i w pracy i znajomi rozumieją to, wiedzą, że płacz daje ulgę. Masz syna i jemu musisz się poświęcić, porozmawiaj z nim, powiedz jak Ci trudno, on zrozumie i w płaczu z Tobą będzie bliżej: a po płaczu - tak jak bo burzy słońce wychodzi – uśmiechnij się do niego i na pewno będzie lżej. Zgadzam się nawet z twoim ostatnim zdaniem – mam takie same odczucia, ale wiem, że tak nie wolno. On by tego nie chciał – zostawił Ci syna, masz dla kogo żyć! Ja dzieci mam już dorosłe, ale wiem że mnie potrzebują, więc żyję. Po śmierci mojej żony przestałem wprawdzie bać się śmierci, często proszę Ją nad grobem o to by mnie do siebie powołała – w końcu moje miejsce jest przy niej i wiem, że cokolwiek mnie spotka to pogodzę się z tym. Widziałaś film „Miedzy piekłem, a niebem” – komuś już go polecałem na tej stronie: samemu nie należy decydować o śmierci. Będzie na pewno trudno, czas ran nie leczy, tylko przyzwyczaja do bólu, ale nauczymy się z tym żyć, a wspomnienia pozostaną na zawsze i dobrze jak są piękne. A Oni na nas tam będą czekać – tam czas nie ma znaczenia. Pozdrawiam.
  19. /Płatek/ - masz rację, czas nie leczy ran – już o tym pisałem. A to wszyscy mówią, znajomi, rodzina – łatwo mówić, jak samemu się tego nie doświadczyło. Boli, uciekamy od spotkań, od tłumów ludzi, odsuwamy się od znajomych, otoczenia, zamykamy się w sobie. Lepiej jest cierpieć w samotności. A inni spoglądają na ciebie ze współczuciem nie mogąc zrozumieć co ci jest. Im wydaje się, że wystarczy powiedzieć trzymaj się, musisz być silny, czas leczy rany, musi minąć trochę czasu a zobaczysz, że będzie dobrze, musisz otworzyć się na ludzi itd. – im wydaje się, że to tak łatwo! A my odczuwamy straszny ból, osamotnienie, pustkę... I ciągle powracające pytanie: dlaczego?! Dlaczego nas to spotkało, dlaczego nam los – Bóg zabrał ukochaną istotę, sens naszego życia! Piszesz, że część Ciebie umarła i tak jest! Mąż, żona – to najważniejsza jedność we dwoje! I wszystko ma sens, gdy jest się we dwoje, gdy jeden wspiera drugiego, gdy jest z kim dzielić radości smutki, kłopoty i zmartwienia, nawet błahe z pozoru rzeczy, małe radości codziennego życia mają sens tylko wtedy, gdy jest ta druga osoba, druga połówka pomarańczy, która z tobą bezie to wszystko dzieliła. Rozumiem Ciebie doskonale – może bardziej niż pozostałe osoby z tej strony. Strata drugiej połowy jest największa. Masz syna – masz komu się poświęcić i niech to trzyma Ciebie na powierzchni. A z czasem – ból nie minie, wspomnienia pozostaną, żal pewnie też, ale nauczysz się z tym żyć. Ja stale się uczę i na razie nie potrafię. Ta pustka jest nie do wypełnienia! Zostałem sam na pustyni życia. A teraz dla wszystkich – może nienajlepszy ten wiersz, ale jest, powstał z osamotnienia, bólu, zagubienia: „Pustynia życia” Samotność jak popromienna choroba, Pomału i skutecznie zabija... Jak długa, bez celu droga, Co przez pustynię się wije... Idę tą drogą spragniony, Chwilami już tchu mi brakuje: Wtedy wspomnieniem karmiony W tęsknocie straszny ból czuję! Pustynia mej samotności Bez kresu ciągnie się w dali. Odeszłaś: - moja miłości, Ja tonę w rozpaczy fali... Spragniony - wyciągam dłonie, By cień Twój – wspomnienie uchwycić... Lecz wiem, że i tak utonę; Samotny w pustyni życia! Oazą mi byłaś w pustyni I źródłem mojej miłości... Bóg mi Cię zabrał! – Uczynił: Że cierpiąc schnę w samotności. Me źródło już zasypane, W piachu cmentarnym pyle... Na życia pustyni zostanę, Modląc się na Twej mogile... Oaza, którą mi byłaś: Dziś jest już fatamorganą! Co znika we wspomnień chwilach: W bóle tęsknoty omamie... W pustyni życia dziś stoję, Oazy szczęścia już nie ma! Wyschnięte źródło moje: Cmentarna przykryła je ziemia... Gardło od łkania mnie boli, Łzy nie chcą już z oczu płynąć... W pustyni życia powoli: Umieram – czas szczęścia minął! /kruszynka/ - ładny ten kawałek - znam tą stronę - jest ich tam dużo więcej, polecam dla wszystkich - pozdrawiam.
  20. /balbina_72/ - gdybym mógł zdecydować kiedy moje serce ma przestać bić – już by mnie tu nie było od prawie 4 miesięcy... Co do piosenki i miłości – zgadzam się z Tobą i z tym, że nic już nie wróci tamtych chwil, było ich dokładnie 26 lat i 3 miesiące + prawie dwa lata przed ślubem. A żyć trzeba dalej... /bodzena/ - nie wiem czy jest to dar od Boga – takie moje małe pisanie... Zawsze pisałem, dawniej może o teraźniejszości, o przyszłości, o marzeniach, tęsknocie i miłości – teraz niby o tym samym, ale jakże inaczej! Więcej w tym bólu i cierpienia i co wiem – są to wiersze o przeszłości, która już nigdy nie powróci... /smutna_na_zawsze/ - mieliśmy szczęście, choć przyznam – nie zawsze to się dostrzegało, nie zawsze doceniało – to po prostu było i tak miało być! Byliśmy normalnym małżeństwem niekoniecznie idealnym – bywały też „ciche dni”... Ale wiem, że jedno nie umiało żyć bez drugiego: każde rozstanie bolało! Tęskniliśmy za sobą nawet jak dwa, trzy dni nie widzieliśmy się. Złamię swoje postanowienie i jeden z wierszy, który napisałem dla żony tu umieszczę. Mały komentarz: w maju br. Wyjechała służbowo do Hiszpanii na tydzień, a ja tęskniąc oczywiście pisałem... W dzień powrotu byłem w pracy, ale kupiłem Jej piękne suszone kwiaty z drzew afrykańskich i wstawiłem do wazonu, a w szufladzie zostawiłem ten wiersz. Gdy weszła do domu od razu je zobaczyła i za telefon i dzwoni do mnie z podziękowaniami. A jej na to, że ma otworzyć szufladę jak się rozłączy. Po chwili następny telefon i jej płacz szczęścia – lubiłem tak zaskakiwać. Dlaczego ten wiersz – ostatnia zwrotka jest dla nas wszystkich aktualna: wszędzie i zawsze będę na ciebie czekać!!! Dla mojej ukochanej żony Bukiecik kwiatów ususzonych, By zawsze o mnie pamiętała I nigdy kochać nie przestała... Gdziekolwiek będziesz: nad morzem, rzeką, Czy w górach naszych lub w obcym kraju... Ja zawsze będę na Ciebie czekać: Jak kwiaty, które dzisiaj Ci daję! Jak kwiaty, które w suszonych płatkach, Na zawsze piękno utrwaliły, Tak mą tęsknotę poprzez te lata Twoje wyjazdy we mnie wzbudziły! Gdziekolwiek jesteś, lub kiedyś będziesz, To nigdy na mnie nie narzekaj! Tak jak te kwiaty suszone: – wszędzie I zawsze będę na Ciebie czekać! Dziękuje Wam, że jesteście... I pamiętajcie - /kruszyna/ i inni też - nasi bliscy też czekają i są obecni koło nas! Czasem w snach przychodzą, czasem niewidoczną sprawują opiekę - nie wątpcie w to! Pozdrawiam wszystkich, pa
  21. /kruszynka25/ - ten świat istnieje - wystarczy w to wierzyć i chcieć aby tak było! Gdyby nie ta wiara, to dla kogo bym pisał te wiersze? One są jak rozmowa z ukochaną, w inny sposób nie potrafie się z nią podzielić myślami. A wiem, że jest gdzieś obok mnie i kiedyś będziemy razem: wszyscy się tam spotkamy. Miłego weekendu dla wszystkich, wieczorem jeszcze tu zajrzę, a może wcześniej - kolejny weekend w samotności, ale nie jest najgorzej: bywało dużo, dużo gorzej... Dla tych, którzy tu zaglądną dzisiaj: „Pragnienie” Chciałbym zapomnieć o całym świecie I o tej smutnej rzeczywistości, O Twojej śmierci i naszych dzieciach: Uciec w nieznane do wieczności! Chciałbym zapomnieć o tym, że byłaś, O tym jak bardzo mnie kochałaś, O tym jak bardzo się cieszyłaś, Kiedy przeszkody pokonywałaś... Chciałbym zapomnieć, że Cię kochałem I to, że ze mną jedność tworzyłaś! To, że w Twym życiu przy Tobie stałem, To, że miłością naszą żyłaś... Chciałbym zapomnieć Twoje łzy, Kiedy w zmartwieniach popłakiwałaś. I to, że zawsze byłaś Ty! I przy mnie w kłopotach moich stałaś... Uśmiech i radość też chcę wymazać: Zapomnieć wszystkie nasze wspomnienia! I w myślach tego już nie powtarzać; Tego co życie me w koszmar zmienia! Odeszłaś śmiercią niespodziewaną, A ja zostałem ze wspomnieniami: Z bólem co trawi myśli i ciało I stale tęsknotą me życie rani... Jednego dzisiaj najbardziej pragnę: Ból tej tęsknoty chcę pokonać I w śmierci zbawiennej odejść nagle, By znów się znaleźć w Twoich ramionach...
  22. /bodzena/ - dziękuję – tym, że piszecie, że odzywacie się do mnie już oddajecie ciepło. Miło jest wiedzieć, że jesteście, że razem jesteśmy. Czasem popłaczemy trochę, czasem uśmiechniemy się do siebie, jak trzeba wyżalimy, a jak jest lepszy dzień to podzielimy swoją radością, podbudujemy innych – chyba o to chodzi. Dzielcie się swoimi smutkami i wspierajcie – łatwiej jest wtedy żyć. Bodzena – nie bój się, będzie dobrze i zobaczysz: będziesz miała swojego aniołka, swoje nowe szczęście – ono pomoże ci uleczyć smutek po stracie. A TATO i tak zawsze będzie przy tobie, w twoim sercu i w pamięci – i to też jest dobre, tak ma być, a Ty przekażesz swoją miłość temu dziecku – na pewno serce masz duże: wystarczy i dla Taty i dla tego aniołka. Wspomniałem tu o aniołku – wielu z Was wspominało o swoich aniołach – dziś napisałem: „Gdzie są nasze anioły?” Ktoś mi powiedział: aniołów nie ma! A ja spotkałem kiedyś jednego. Dziś anioł jest już w krainie cienia, Ja sam zostałem! - Pytam dlaczego?! Byłaś mi źródłem na pustyni, Blaskiem księżyca na nocnym niebie, W dzień słońcem: - życia mego przyczyną! Odeszłaś... Pytam wciąż: - dlaczego?! Dzisiaj wam mówię: aniołów nie ma! Śmierć je zabrała: - zostaliśmy sami... Anioły skryła w mogiłach ziemia: A my płaczemy nad ich grobami... Nasze anioły poszły do nieba I w swej opiece teraz nas mają. Więc płakać po nich nam już nie trzeba: One są z nami i nam pomagają! Bodzena - jak wrócisz ze szpitala, podziel się swoim szczęściem - powodzenia!
  23. Wysłałem przed chwilą wiadomość do Kruszynki/ - jeszcze jej serwer nie przerobił, ale chyba za parę mninut bedzie - to kontynuacja tej wiadomości - akurat pasuje do jej treści: „Tam na świetlistej drodze” Co noc zasypiam myśląc o Tobie... I żal, tęsknotę w sercu czuję, Myśląc że przyjdziesz snem w nocy do mnie I powiesz: miejsce przy sobie ci już szykuję! Tam gdzie świetlistą można dojść drogą, Tam skąd powrotu już nigdy nie ma, Tam nasze dusze spotkać się mogą, Bo tam odeszłaś: - w krainę cienia... Rano się budzę – łzy z oczu płyną: Nie odwiedziłaś mnie dzisiaj w nocy! Kolejny dzień bez Ciebie minął... Powiedz! – Czy kiedyś Ciebie zobaczę? Tam na świetlistej drodze do nieba... Czy będziesz tam na mnie jeszcze czekała? Powiedz – jak długo prosić mi trzeba?... Abyś do siebie mnie przywołała... - a to z przed 2 miesięcy, gdy jeszcze rano mogłem na cmentarz wpaść - teraz jest ciemno i tylko po południu tam chodzę: „Moja droga krzyżowa” Mój dzień powszedni – droga krzyżowa: Na pierwszej stacji cmentarz i Ty... Krótka, pospieszna z Tobą rozmowa, Potem w pośpiechu jadę do pracy. W pracy rzucony w wir codzienności, Automatycznie swe obowiązki wypełniam; W myślach wciąż mając obraz miłości, Którą przedwcześnie los mi odebrał! Po pracy do naszej córki wstępuję: Krótka rozmowa, spacer, milczenie... Uśmiecham się do niej choć w sercu ból czuję: Ból samotności i zniechęcenia... Dalej na cmentarz – krzyżowa droga, Wiedzie do stacji Twojego grobu. Modlitwa, potem rozmowa błoga I prośba składana codziennie Bogu. Kwiaty podlewam, wodę wymieniam: Porządek robię na mogile. Rozmawiam z Tobą – pretensji nie mam: Twoją obecność czuję przez chwilę... Potem odchodzę: - na pożegnanie, Wzrok na krzyż z tabliczką pada... Mówię do jutra – moje kochanie... Ty nigdy jednak nie odpowiadasz! Z cmentarza idę do kościoła; Pomodlić się za nasze dzieci I za Twe dzieło - Twoją szkołę: To co kochałaś miej w swej opiece! W kościele od ludzkich spraw oddzielony, Żarliwie modlę się do Boga: Zabierz mnie Panie do mojej żony! Niech już się skończy ta moja droga... (krzyżowa droga) Potem do domu – kolację zjadam I tu mej drogi krzyżowej kres. A zasypiając z Tobą rozmawiam, Prosząc: do siebie Jadziu mnie weź! Krzyż codzienności na barkach dźwigam, Codziennie krocząc krzyżową drogą. W myślach wciąż jestem z Tobą Jadwigo I rozstać z Tobą się nie mogę!
  24. /kruszynka 25/ - To dlaczego mi się nie śni moja ukochana żona – całymi dniami o niej – o nas rozmyślam, na każdym kroku widzę miejsca, gdzie razem spacerowaliśmy, znajomych którzy znali moją żonę (a ja ich nie znałem), teraz mi się kłaniają przypominając mi o niej. Codziennie na grób Jej chodzę, modłę się żeby chociaż we śnie do mnie przyszła, zasypiam z myślą o Niej... - I nic! Poza tym, że 3 razy mi się przyśniła, za każdym razem uśmiechnięta mówiła mi, że będzie dobrze, że nie mam się martwić, że cokolwiek zrobię to będzie dobrze – uspokajała mnie... Ale to było w pierwszym miesiącu po Jej śmierci. A teraz, pomimo ciągłych myśli o niej nie śni mi się, a Ty piszesz, że jak się myśli, to w snach nasze myśli przychodzą – nieprawda! Gdyby tak było to co noc by mi się śniła – było by łatwiej. Musi być to drugie życie! Jeśli nie – to po co tęsknić, po co cierpieć, po co żałować... Może wtedy lepiej powiedzieć: było, minęło i koniec? Nie – na pewno tak nie jest. Musimy wierzyć, że kiedyś, tam, gdzie czas nie ma znaczenia, ktoś na nas będzie czekał. Wtedy wspomnienia, ból, i smutek mają sens! Ja w to wierzę, chcę w to wierzyć i niech tak pozostanie. Jeśli jest inaczej – to naucz mnie chociaż śnić o niej na zawołanie – to też da spokój, ulgę i możliwość porozmawiania z Nią w snach... Pozdrawiam.
  25. /beebee10/ - nie staraj się zrozumieć, ważne że są - to są znaki! I to jest ważne. Widzisz beebee, Twój tata jest, przychodzi do Ciebie, opiekuje się Tobą! Wystarczy to zaakceptować i cieszyć się tym. Mi żona śniła się 3 razy - jak Ci zazdroszczę, że Tobie śni siętak często - ciesz się tym.
×