Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Jen.

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Jen.

  1. Jen.

    KLUB ZODIAKALNYCH RYB

    24.02. Podpisuję się pod cechami takimi jak (nad)wrażliwość, poświęcenie w miłości, altruizm, ale też niestety widzę u siebie nadmierną w porównaniu do innych zazdrość, zaborczość i chwiejność postaw w miłości oraz niezdecydowanie, czego chcę, co mam robić itp.. Ktoś tak ma? (podobno wchodzi w grę także numerologia, ja jestem Rybą szóstką, ponoć to podwaja cechy czyli też wady tego znaku). Pozdrawiam wszystkie Rybki :)
  2. Dziewczyny...Kobiety... Ja może mało tu piszę, jeśli chodzi o prady, bardziej się ostatnio radzilam odnosnie samej siebie, czuję że powinnam odwdzięczyć sie radami mądrymi i rozważnymi.. Nie umiem narazie. Jestem owszem takim domorosłym psychologiem jeśli chodzi o związki, czytam o tym dużo.. ale gdy czytam Wasze wątki, wymiękam.. To Wy dajecie mi dobre rady, a więc ja nie śmiem doradzać.. Aczkolwiek wiem że coś nas łączy - to że zwiazlysmy się z toksycznym partnerem. Pewnie żadna z Was nie wie kim jestem - nie jestem stałą bywalczynią - mój zwiazek to nic w porownaniu z Waszymi przejsciami.. Ja tylko znosilam odejscia i powroty w mojej winy tez... klamstwa juz moze nie z mojej winy.. :) i teraz dwa tyg minely odkad zerwalismy kontakt (po raz 15ty moze).. Boje sie czegos.. Ze po etapie rozląki zatęsknię.. Wlasciwie juz tesknie.. Juz moglabym myslec, rozważać... czy aby nie byla to moja wina... najgorsze wspołuzależnienie.. Czy jesli ja mam straszne winy na sumieniu, moge miec pretensje o jego zachowania? Nie umiem sobie wybaczyc, przełknąć... Potrafilam byc straszna po alkoholu, naprawdę.. Czy i kiedy winę należy zwalić na eks? :(
  3. Zlamane skrzydla, wspolczuję, nie znam Twojej sytuacji, ale czy nie mozesz zmienic pracy? Bo rozumiem ze mieszkac musisz poki co z eksem. Kurcze straszna taka zaleznosc.. A eks ewidentnie się odgrywa, bo ma wladzę - mam nadzieje ze chwilową? Przytulam
  4. Przeczesując net trafiłam na taki artykuł: http://zenforest.wordpress.com/2008/05/02/jak-przejsc-od-zwiazkow-uzalezniajacych-do-zwiazkow-dojrzalych/ Nie wiem czy ktos juz tu dawal link do niego, a jesli ktos czytal, lub przeczyta, czy moze sie ustosunkowac? Dla mnie trochę wytrącający z rownowagi ten artykul, bo niby zaklada ze mozna przeksztalcic toksyczny zwiazek? Albo zle zinterpretowalam. Fajnie gdyby ktos pomogl mi zinterpretowac, bo chcąc się uwolnic jakos trafiam czasem na takie artykuly ktore dają zludną nadzieje. A moze nie powinno sie tego czytac bo tylko w glowie miesza? :)
  5. Paolka, Piglet, dziękuję Trzymam się narazie niezle. Mija tydzien odkad sie dowiedzialam ze znow zostalam wyrolowana. Pierwszy tydzien najgorszy. Wyryczalam sie, wyrzucilam wiele gniewu, wyżaliłam się komu mogłam - choc niektorzy uwazaja ze to niepotrzebne obnoszenie sie z problemami, ale mi pomaga. Myslę że następny tydzien bedzie lepszy. Wiecie jaką zauwazylam prawidlowosc - gdy on mnie rzuca, mi jest koszmarnie, rozsypuję się, na nim to nie robi wrazenia, mam wrazenie ze wrecz mną wtedy gardzi i jemu leciutko. Gdy mija czas, mi staje się lżej, wzmacniam się, zaczynam - jak mowia mi znajomi - znow sie smiać, byc dowcipna.. On - taki wspaniale rozpędzony ku nowemu obiektowi - ma sie z czasem gorzej.. Gdy po czasie nawiazuje sie kontakt, okazuje sie ze ja sobie radze ok, a on tkwi w jakims ukladzie z kimstam i wcale nie jest szczesliwy, jak twierdzi. Mam nadzieje ze i tym razem tak będzie. Nie poradzę nic na to że życzę mu na ten moment by zarył tym swoim egoistycznym nosem w glebę :)
  6. Czytam wszystkie posty, trzymam za wszystkich kciuki, piszę co mnie boli, jak przezywam pierwszy, najgorszy, jak zawsze tydzien, po kolejnym odejsciu eks. I wiecie co, mam nadzieję że ostatni. Boję się tego co zawsze robilam, myslalam ze to faktycznie ostatni raz, ze juz wiecej nie dam sie zlamac wlasnym emocjom i slabosci ktorą do niego czuję. Boję się ze po jakims czasie milczenia, zaczne z nim znow normalnie rozmawiac. Ze odrodzą się nadzieje.. Sama sie zastanawiam jak moglam mu tyle wybaczyc. Moze dlatego ze sama tez jestem toksyczna i dawalam sie mu we znaki. A jednak uwazam ze nie zasluzylam sobie na te wszystkie jego klamstwa, odejscia i powroty, traktowanie mnie bez szacunku. Moze nie przezylam tyle zlego co niektore z Was, opisujace przemoc i lata cierpienia, tym bardziej ze byly dzieci. Ja nie mam z nim ani slubu ani dzieci a mimo to te 6 lat z nim bylo dla mnie ogromnym cierpieniem. Czasem gdy nachodzi, jak to mowicie, "cofka", zaczynam wspominac te dobre chwile, tesknic i żalowac ze sie nam nie udalo, ze moze moglo ze udac, gdyby... nie wiem co. Nie wiem czy mialam jakas szanse bhy sobie ulozyc zycie z nim. Dziwie sie sama sobie ze tak sie uwikłałam, ze on az tyle we mnie budzi emocji, ze zaden inny facet nie byl mi tak bliski. Moze faktycznie chore przyciąga chore i nie mielismy zadnych szans? Moze gdy sie uwolnie od niego, zdolam zaangazowac sie z kims innym? Jak narazie troche boję się samotnosci i tego ze stracilam wielką milosc swojego zycia. Ale moze to co najlepsze jeszcze nie nadeszlo? :) Ech, taką mam nadzieję.. Pozdrawiam Was wszystkie i cieszę się że tu mogę z Wami rozmawiac, to daje mi wsparcie ktore jest mi bardzo potrzebne teraz.
  7. Z tego co czytam o Waszych przejściach, bardzo różnie wygląda dla każdej z nas toksyczny związek. Tzn inne role w nim jakby grałyśmy. Ja nie miałam zazdrosnego partnera który mnie poniewierał, nie pozwalając odejsc. Moj eks sam odchodzil, po czym albo ja, albo on, nawiazywalismy ponownie kontakt. Czasem mysle glupio ze chcialabym aby byl taki zazdrosny jak opisujecie.. bo tego mi bardzo brakowalo.. On zazdrosny w sumie nie byl.Potrafil tylko jakos wzbudzic jedynie moją zazdrosc w tym naszym zwiazku. On byl od dawna pewien mnie, bo jak sam mowil "Ty jestes zazdrosna za dwoje".. Czy zastanawiacie się jaką rolę mialyscie w swoim zwiazku? Szukacie na to czasem jakichś definicji? MI najbardziej pasuje podzial z ksiazki "Toksyczna milosc" czyli ja-nalogowiec kochania, on-unikajacy bliskosci. Ale gdy czytam Wasze historie, zastanawiam się w jakich rolach się znalazlyscie i czy zdefiniowanie siebie i partnera nie tylko jako "toksyka" czy "ofiary", ale bardziej wnikliwie, jakos Wam pomoglo wyjsc z toksycznej relacji? Pozdrawiam
  8. W kontekscie tego co napisalas, trudno mi jest zrozumiec, jakie deficyty ma dorosly syn alkoholika, ktory jednoczesnie mial zaborczą matkę i wiele, zbyt wiele uczuc z jej strony. Z jednej strony brak ojca emocjonalnie, z drugiej nadmiar matki. Wg ksiazki "Toksyczna milosc" ja jestem nałogowcem kochania, on unikającym bliskosci. Wciąż jednak ciężko mi pojąć czego dokladnie eks szuka w takim zakłamanym zatracaniu sie w relacjach ze mną, a potem z dwoma osobami naraz, ze o ewentualnych trzecich potencjalnych nie wspomnę. Nie wydawal mi się osobą nieswiadomą, duzo bylo rozmow na temat dziecinstwa i chorego domu. Czy wiedzac to nie powinien juz po tych latach troche zrozumiec siebie i to ze idzie donikąc, raniac kobiety i bawiąc sie nimi? Czasem chcialam mu pomoc, sama sie przy tym zatracając w swoich problemach.. Nie umiem wybaczyc tego ze mimo iz wiedzial ze ja mam problemy i ze sam nie jest od nich wolny, gral na moich emocjach. Chyba w koncu czlowiek powinien troche spojrzec na siebie i powiedziec "zle robie, musze cos zmienic w sobie" a nie zwalac wine na partnerke, ktora nie idealna sama w sobie, ale chciala mu pomóc. Chyba zle robilam chcąc go terapeutyzowac. On woli cieszyc sie zyciem depcząc przy tym ludziom po uczuciach a znaczenia slowa "kocham" nie zna, teraz jestem pewna. Ja chyba tez nie tyle kocham co jestem toksycznie przywiązana? A to tak boli gdy sie uwalniam i mysle ze juz nigdy z nim nic... a gdybym byla inna, nie zazdrosna, zaradna, bla bla to moze on by mnie nadal kochal... :(
  9. Ophrys, Wazny wątek poruszasz, wazny dla mnie - bo wlasnie mecząc sie od tygodnia po odejsciu eks po raz kolejny, po raz rowniez kolejny zadaje sobie pytanie - czy oni wierzą w to co mowią, sprzecznie co chwilę? ze kocha, tęskni i sprobowalby ponownie, za chwile ze chce odejsc, za pare tyg znow ze mu zalezy? Po czasie sie okazywalo ze potrafil mowic mi i mojej nastepczyni (teraz juz tez eks do ktorej tez probowal wracac i odchodzic) to samo - ze mu zalezy. czy to bigamia czy co? :) Czasem nie wiem co jest prawda i ile naklamal a ile po prostu bylo chorym wytworem jego chorej glowy. Nie wiem czemu wierzyc i to tez trzyma mnie w żalu do niego, zamiast puscic i pozwolic odejsc od tematu i myslenia.
  10. Witam wszystkich :) Jesienna Rożo, chyba racja że tacy zli faceci są bardziej interesujący bo z nimi jest ten dreszczyk emocji, ktory jednak potem przeradza się w dreszczowiec :) Zauwazylam ze moj eks kreuje sie na takiego macho, motocykl, te sprawy, jest wysoki, dobrze zbudowany i podoba sie dziewczynom, choc nie jest jakos przystojny z twarzy ale widac ma to "cos". I lecą na niego a on w tym rosnie i jego ego tez (plus matka ktora zawsze w zachwycie nad synuniem). Maju - moze i racja ze nie powinnam sie sugerowac tak bardzo opiniami innych, niestety poza nielicznymi zdrowymi wyjątkami jak moja siostra np, mam w rodzinie same takie wrony co to tylko kraczą i narzekają, dlaczego ja taka biedna i sama, stara panna i z rodzicami, a nikt nie zadal sobie trudu zapytac co we mnie siedzi i jakie mam problemy. Kazdy patrzy po powierzchni, tylko ja zaglądam w siebie co uwazają inni za dziwactwo i szukanie problemow (slowa mojego eks). Uslyszalam na pozegnanie ze nie widzi mnie jako swojej żony bo jestem niezaradna i niestabilna, bo ciagle mam problemy jakies. No fajnie, on jest mega stabilny tylko ciekawe kiedy znow zacznie skamleć ze moze sie spotkamy, bo mu sie z panienką nudzi albo go nie pociąga. Tym razem naprawde dam du kopa w dupę jesli sie odezwie. Juz wole byc nieszczesliwa bez niego niz z nim. Ale pewnie najdzie zwątpienie jeszcze nieraz, wiec trzymajcie za mnie kciuki zbym nie zmiękła od jego czarowania i durnych historyjek. Swoją drogą, nie wiem czmu tak sie nabieralam na jego "szczerosc i maślane oczy" :)
  11. Piglet, doskonale rozumiem Twoje rozterki zwiazane z jakimis zaburzeniami. Ja tez latami pytalam siebie "czy to wina mojej nerwicy/borderline ze jestem jaka jestem, czy po prostu jestem zlym czlowiekiem a diagnoza to etykietka dla wygody?" albo czy to byla juz wina mojego eks a nie moja? Rozumiem rozterki, sama jestem na etapie dużego dołka ale z pomocą Was tutaj staram się nie obwiniać tylko siebie. cyt:"pozniej z kolei przyszedl etap ze uznalam,ze wiele rzeczy (problemow, zaburzen) sobie wmawiam przez swoje zboczone psychologczne podejscie do zycia, i ucieklam od psychologii " - to tez swietnie rozumiem, bo slyszalam ciagle ze za bardzo dumam nad zyciem, zamiast dzialac, za duzo rozkminiam wszystko, kazde slowo i kazdy listek na drzewie :) Maju - moze dlatego tak grzęznę co jakiś czas w poczuciu nie bycia dosc: dobrą, samodzielną, niezalezną, zaradną..., ze mieszkajac z rodzicami slysze czesto ze juz powinnam sie wyprowadzic, ze juz dosc tego bujania w zwiazku ktory tylko rani, ze juz powinnam wyjsc z dlugow.. A czasem po tych zlych rzeczach, po bledach, ciezko mi tlumaczyc rodzicom ze ja przeciez mam prawo zyc powolutku w swoim tempie rozwoju.. Bo oni są na emeryturze i mam wrazenie ze im pasożytuję, gdy mam gorsze np finansowo okresy. Wiem ze powinnam ich wspierac a ja sie wspieram na nich. No i wylazła kolejna rzecz ktorej czuję się winna a ktorej nie umiem radykalnie zmienic :( oj
  12. Chciałabym podziękować wszystkim osobom które mi odpisują. To wazne że na tym forum można się wyżalić i uzyskać pomoc. Przepraszam jeśli marudzę i zalewam wątpliwościami i przepraszam bo zapewne będę jeszcze to robić zanim uzyskam równowagę :) Dobrze wiedzieć że są osoby które wyszły z podobnych tarapatów. Choć zawsze uważałam że jestem nie dość dobra, może tym razem uda mi się podbudować na tyle by nie dać sobie wmówić że całe zło to ja. Przeszłości nie cofnę. Staram się nadrobić stracony czas i przeszłe błedy które opisałam. Ciężko jest żyć ze sobą gdy się samej nie rozumie swoich poczynań, błędów i wiecznego potykania się. Mam jednak nadzieję że z Waszą pomocą i swoim postanowieniem by coś zmienić, uda mi się wyjść na prostą. Dziękuję Wam za pomoc
  13. Maju, Własciwie nie bylo chyba wiekszych problemow w moim dziecinstwie, ale z tego co z wiekiem zauwazalam i czytalam, moze za duzo bylo strofowania mojej mamy i za malo uczuc taty, jednak nie uwazam dziecinstwa za zle ani za idealne. Ja zas mialam nieadekwatnie do dosc fajnego dziecinstwa mase problemow w przeszlosci (juz w liceum zaczelam sie czuc wyobcowana, mialam lęki, nie wiedzialam co zrobic z zyciem) i pozniej zmienilam sie, przestalam panowac nad impulsami i zrobilam wiele zlego w stosunku do bliskich (diagnoza rozna - nerwica, borderline, od terapeuty do terapeuty). Problemy z praca, alkoholem, dlugi itp.... ksiazke bym napisala...., pewnie dlatego tak zle funkcjonuje w zwiazkach i tak zle siebie oceniam. Bo wiem co zlego zrobilam i ze wiele jeszcze pracy przede mna i walki ze starymi schematami. W koncu sie jakos z wiekiem wyciszylo to moje szamotanie.. oprocz toksycznego zwiazku. Potrafie funkcjonowac w miare ok, ale poniewaz uwazam sie za znacznie gorzej radzącą sobie z zyciem niz eks czy rowniesniczki, to i oceniam sie nie najlepiej. Mam 31 lat, mieszkam z rodzicami, dopiero od 2 lat mam stala prace ktora lubie, ale ciagle czuję się jakas niespelniona. Ciagle splacam dlugi z przeszlosci. Nie jestem samodzielna. Duzo czytam ale tez dluga ta moja droga do doroslosci. Czasem wlasnie dlatego ze mi wstyd swojego zycia, obwiniam siebie i nie umiem zauwazyc gdzie konczy sie moja wina i moja odpowiedzialnosc a zaczyna wina byłego. Albo wina nie dosc dobrego dziecinstwa. I to mimo odbytych terapii nadal jakos gnębi i niepokoi :(
  14. Wylogowalam chyba czwarty raz i probuję znowu... ale juz mi ręce opadają :)
  15. Jesienna Różo, czyli mogę stwierdzić, że dobrze i Bogu dzięki iż nie wyszłam za niego i nie mamy dzieci, bo dopiero bym miała więcej zmartwień.. Jak to jest, to jakiś specyficzny gatunek faceta, wlasnie ci bad boys, że ich tak przyciągamy i tworzymy toksyczne zwiazki? Czasem nie mogę zrozumieć, jak sobie same tak możemy marnować czas.. faktycznie, jak poczytać, jest nas wiele, w różnym wieku, na różnym etapie.. Moze i dobrze ze przecierpialam swoje w panienskim stanie, bo mogę odejsc nie oglądając się na niego. Kurcze, skoro tyle jest toksycznych relacji, gdzie są te zdrowe? Ja nie znam wielu takich,moze nie maja az takicj jazd jak ja, ale tez problemiska rożne. Jakies czasy chyba nastały dziwne, że ludzie nie umieją sobie poradzic w zwiazkach..
  16. Zmienilam ustawienia, przelogowalam a maila nadal widze jak wół, w okienku edycji posta, ciekawe czy jak klikne "wyslij" to tez sie pojawi :) Chyba coś mi nie działa jak trzeba..
  17. Silniejsza - ja wątpię by moj eks sie kiedykolwiek wkurzal ze ja go juz nie chcę. To wlasciwie moja wina bo nie ulozywszy sobie zycia bez niego, po przerwie, po rozmowach, szybko sie głupia godzilam na powrot, tak mi go brakowalo ze zadowalalam sie byle czym, nawet nie zwiazkiem tylko chora propozycja "badzmy razem dla seksu narazie a potem zobaczymy". Nigdy nie bylo potem ok bo poza lozkiem nic sie nie ukladalo. Ja chcialam wiecej bliskosci, szczerosci, powaznych planow, on spierniczal gdy tylko powracaly problemy. Wlasciwie nie wiem na ile odstraszalam swoja postawą - jestem taka rozkminiająca życie, przewrazliwona, chcialam pracowac nad zwiazkiem, omawiac, wyjasniac stare problemy - kosztem jego zdaniem "cieszenia sie zyciem". Zarzucal mi ze sie zajmuje tylko problemami. Fakt ze nie bylam przy nim ani spokojna ani wyciszona, ciagle czulam ze cos jest nie tak. No ale jak sie okazalo, czulam trafnie przewaznie.. Widze ze inne kobiety ciesza sie zyciem bardziej, praca, kariera, kasa, wycieczka, impreza, szalone zycie.. ale moze ja jestem innej natury. Nie wiem. Zawsze mam jakies egzystencjalne pytania :) Aczkolwiek wracajac do wkurzania sie, bardzo bym chciala kiedys bys na tyle silna ze to on bedzie prosil a ja w koncu powiem "NIE, niegdy wiecej, zostaw mnie w spokoju". I chcialabym zeby odczul jak to jest byc odrzucanym. Bo moze nie jestem idealna i dalam mu popalic, ale chyba nie zasluzylam zeby tak sie za zle chwile odgrywac. A to stwierdzil, ze on sie odgrywal chyba na mnie za stare urazy, za moja zazdrosc, za dreczenie go smsami i ciagle napięcie w jakim zyl, bo musial odpisywac, wyjasniac, tlumaczyc. Nie jestem bez winy ale chyba bez przesady, nie zdradzalam go, nie klamalam, po prostu nie radzilam sobie ze soba w zyciu, nie jestem mega super obrotna i moze powinnam miec wiecej, umiec wiecej.. Czasem nie wiem czy gdybym byla chodzącym idealem - wzorowa psychika, idealna kariera, brak zazdrosci i klotliwosci, pelne konto, totalny luz, zawsze rozesmiana, kobieco ubrana, to tez by mnie nie rolował.. I to jest pytanie ktore dręczy..
  18. Maja1962 - wlasnie o to zrozumienie mi chodzi, nie po to by eksa rozgrzeszyc z tych krzywd (to moze na dalszym etapie potrzebne, nie wiem..) ale po to zeby jakos poukladac w sobie emocje i ponazywac je - np ja mam albo tendencję do obwiniania siebie, co on mi znakomicie ulatwil, albo do obwiniania jego zaburzen jako przyczyn jego wiecznego ranienia mnie. Jak gdyby ciezko mi pojąć w moim swiatopoglądzie ze ktos kto mowi iz kocha, moze swiadomie, z rozmyslem i cynicznie ranic i klamac. Moze zrozumienie czyjejs choroby czy zaburzenia pomogloby mi zrozumiec to jak jest okrutny i bezwzględny. On chyba i mowiac ze kocha i mowiac ze mam spadac, bo jestem chora, wierzy w obie wersje i to boli. Moze jest na to jakas definicja i jednostka chorobowa, bo ciezko mi przelknac ze sie taki zły urodzil.. Nie calkiem blondynka - dzięki za dojaśnienie :) i mam nadzieje ze faktycznie wygram w tej sytuacji, chyba najwazniejsze - swoją godnosc i spokoj. Ale do tego daleka droga - u mnie bardzo dlugo zalegają emocje - żal, gniew, smutek i lęk. Jestem rozdygotana i bez humoru, ciagle gonitwa mysli na przemian z chwilami spokoju, ktore mam nadzieje, beda coraz czestsze. Pytanie techniczne - jak zrobic zeby moj mail nie pojawial sie w postach? Nie moge go usunac, jest jakos na stale choc nie zawsze sie pojawia o dziwo i nie wiem co robie zle :)
  19. Nie calkiem blondynka - ale co mi sie zdaje konkretnie? Bo sie rozpisalam i nie wiem - zdaje mi sie ze wygrali oni a ja przegralam?
  20. Nie calkiem blondynka - problem moj polega nie na tym ze on spotka niczego nieswiadomą na swej drodze, tylko ze ta moja nastepczyni ktora z nim spedzila rok z kawalkiem, jesli przyjmie go z powrotem, to w jakis sposob z nią przegram.. nie wiem.. ze ona ma sile i sposob na niego? A moze tylko tak mi sie zdaje skoro i tak ją zdradzal i oszukiwal? Wydaje sie osobą silną i jakby ja sie czuje w tym wszystkim przegrana. Pewnie glupio mysle? Yeez - przez terapie rozumiem kilka lat wizyt u terapeutow, bardziej i mniej owocnych oraz terapie taka w osrodku nerwic. Gdzie tez miala epizody znajomosci z nim, podczas ktorych nie omieszkal mnie zostawic i wrocic (ale glupia jestem).. Wiem ze te pytania mnie przy nim trzymaja ale mam je w glowie non stop od kilku dni, odkad wiem o tym ze na dwa fronty grał. Silniejsza - moze wlasnie taka dziwna swiadomosc by mi byla potrzebna, gdybym wiedziala ze on sobie nie ulozy życia dopóki czegos nie zrobi ze sobą. Bo zawsze jest tak ze ja wychodze z tego "epizodu bycia z nim" potluczona psychicznie a on mowi "spadaj" i wygląda ze sie swietnie bawi zyciem - zero refleksji po tym co zrobil, zero wyrzutow, po prostu nastepna laska i do przodu - jak nie umiem sie zaangazowac po takim rozstaniu w nowy zwiazek. Po prostu boli przeszlosc i musze byc sama raczej.. A on sie otrzasnie jak kaczka z wody i hulaj dusza.. A byl kiedys wrazliwy, albo takim sie zdawal. Pierwsze trzy lata to byl inny czlowiek. Nie zwiazalam sie z jakims draniem, byl serio innym czlowiekiem. Potem odkrywal ze klamal (kwestia uzaleznienia od pornografii, niby nie dramat ale jednak klamstwo juz po pol roku) przyszly konflikty, odciagnelam go (moze moja wina) od nieakceptującej mnie matki (dom alkoholowy) co ona ma mi za zle chyba od zawsze. On twierdzil ze pomoglam mu wiele zrozumiec i wiele sie nauczyl, przejrzal na oczy jesli chodzi o dom itp. No ale potem mu sie odmienilo, wrocil na "rodziny łono" w sensie odnowil dobre relacje, za bliskie wg mnie.. (ojciec zmarl), relacje z matka sie poprawily a ja jestem wg niej przyczyna wszelkiego zla - on chyba sie jej nie chwalil jakie akcje odstawial.. I teraz ona chce aby wrocil do tej mojej nastepczyni, on podobno tez tego chce, panna sie waha, a jakos pominieto fakt ze skoro on walczy o eks to po kiego grzyba mi glowe zawracal od czerwca (mowi cynicznie ze tylko o seks chodzilo). Jakby nie mogl miec seksu z nią.. Czasem nie ogarniam jego akcji - ze mna seks, z nią proba odnowienia zwiazku, a bokiem na sympatii moze sie jeszcze cos ciekawszego trafi. I mamusia ktora zawsze go akceptuje ślepo, cokolwiek nie zrobil - chyba wypiera ze synek moglby byc chamem i draniem. Ok, ja bez winy nie jestem, mam swoje za uszami, bywalam w depresji, bywalam bez pracy, bywalam nieznosna.. Ale w takim razie na litosc boską po wyliczeniu mi wad powinien sie odczepic, a on po miesiacu zaczynal tesknic i nagle wszystkie "przeciw" znikaly i probowalismy od nowa.. Sorry za elaborat ale chcialam zebyscie mialy wieksza jasnosc sytuacji.
  21. próbuję zrozumieć siebie, pracowac nad sobą, przeszlam terapie, duzo czytam, rozmawiam i obserwuję. Potem wystarczy ze on sie pojawia i dupa zbita :) Ale nie daję się. A czy wg Was takie spojrzenie za jakis czas ze on jednak poniosl karę, daje jakąś satysfakcję? Doswiadczylyscie tego "a dobrze mu tak, dziadowi, niech sie teraz buja a ja jestem górą"? Malo to wspaniałomyslne, ale takie ludzkie i tak mi teraz bliskie. Czy faktycznie zaden "nowy model" u boku takiego toksyka nie da mu szczescia? chyba boje sie ze zobacze go z inną jako szczesliwa parę i to mnie zaboli bo wiem ile krzywd czynil i czyni. Moze wstyd tak czuc ale taka jest prawda...
  22. Aweb, dziękuję za słowa otuchy. Może i mi się uda wziąć za siebie i nie dopuścić więcej do tego by sytuacja się powtórzyła. Nie calkiem blondynka, chyba racja ze moje proby zrozumienia czyjegos chorego zachowania tylko mi przynosza cierpienie. Chodzi mi bowiem o to by w koncu wybaczyc a miotam sie miedzy szczytną potrzebą wybaczenia a uczuciami by skonczyl marnie i by go pokaralo :) Co jest wlasciwsze?
  23. Aweb, Zdaję sobie sprawę, że sama siebie nie szanuję pozwalając na to wszystko co zrobił. Jednak logika jakoś nie idzie w parze z emocjami. Dałam się wpędzić w poczucie winy, że to przeze mnie związek był zawsze kulawy, bo moja zazdrość, moja niechęć do jego mamy (z poczatku bylam mila, ale zawsze czulam od niej nienawisc) i jakos tak pewnie wina jest posrodku. Sama czasem nie wiem co gdybym była do rany przyłóż. Z drugiej strony, ta moja następczyni, no do rany.. mamusia ją polubiła, wszystko cacy, a ją tez oklamywal w związku ze mną i zdradzał. Czyli na takiego gościa nie ma mocnych? Mial ze mna zwiazek namietny ale kłotliwy, zle. Mial zwiazek spokojny, choc bez fajerwerkow, ale stabilny, tez zle.. Czego taki czlowiek oczekuje? Moze faktycznie kobieta to tylko zdobycz i następna proszę.. tylko nie wiem po co klamac wszystkim. Mozna sie angazowac z jedną osobą, po czym zostawiac dla innej. Ale na litosc boską dwóm naraz deklarowac uczucia i manewrować pomiedzy nimi kazdej mowiac ze chce tylko jej? Mi mowil ze chce ze mną na nowo, jej mowil ze chce wrocic do niej.. W tym samym czasie. Czy to juz jakies zaburzenie czy czysty egoizm i cynizm?
  24. Przepraszam za zdublowanego posta - cos mi sie w kompie porobilo :) AWEB, powiedz, dlugo byliscie razem i ile razy odchodzilas? U mnie to na tyle chore ze leci siomdy rok znajomosci z czego tylko pierwsze 3byly ok, a potem to juz jedo odejscie-przygoda-kajanie-powrót. Az nie wierzę że mu wierzylam :) Az po prostu mi głupio opisywac siebie samą przed Wami - mowia o mnie ze inteligentna, ladna, wesola - a przy nim jakos gasłam. Ciagle sie balam, najpierw moze na wyrost, potem juz mi dawal powody. Im wiecej panienek mial tym bardziej bolał mnie powrot, ale nie umialam inaczej, nie pociagali mnie inni, nie znalazlam innego faceta. I wracalam jak ten kretyn :) Wiem ze to nie koniec, ze jeszcze będą schody, ze mnie dopadnie dół maly czy duzy. Najbardziej sie jednak boje ze on mnie psychicznie rozwali. Nie interesuje mnie nic w zyciu, jak on mnie zostawia. Teraz troche inaczej to wyglada bo jakos tam wiem, ze to w koncu minie. Kiedys myslalam ze dół bedzie wieczny. A jednak zaufalam mu jeszcze raz. Nie wiem co we mnie kazalo mi myslec ze on jest wart? Tak mowil ze skruchą, ze nie moze zapomniec o mnie, ze u boku innych tylko zagluszenia szukal. No jak tu nie wierzyc nie? A potem jebut, po łbie, kretynko, mialem Ciebie i mialem inną. I jakos z rzadka uslyszalam "przepraszam" Teraz to uwaza ze obie jestesmy siebie warte a na pewno nie warte jego. Boze co za kretyn. A jednoczesnie ja temu kretynowi tyle czasu poswiecilam i oferowalam całą siebie. Czy są normalni faceci gdzies? Bo i nastepcy ani widu jak tak czasem szukalam na sympatii - ja nie wiem czy tylko ja tak trafiam ale sami zaburzeni jakos. No nie ma emocjonalnie niepopapranych mężczyzn w wieku ok 30lat? :) Pytanie wlasciwie serio bo zaczynam miec wizje wiecznego bycia samej...
×