cześć...jestem tu nowa...i też od dawna borykam się z kandydozą, zaczęło sie juz dawno 1,5 roku temu, w ciągu pół roku schudłam 16 kg, byłam juz chyba u wszystkich możliwych lekarzy...dr ziemniak w krakowe po gastroskopii stwierdził ze mam grzybice i dał mi tone leków i kazał przestać jeść tabletki antykoncepcyjne, lekarstwa brałam przez 4 miesiące(głupia byłam) , po terapii antybiotykowej było jeszcze gorzej, normalnie masakra, pojechałam do następnego lekarza(niby świetnego), i od początku gastroskopia kolonoskopia przepełniony woreczek zółciowy zatkany przez grzyby co powodowało najprawdopodobniej uczucie \"czegoś bliżej nieokreślonego\" w gardle, ale ten lekarz odessał mi żółć i powiedział ze przesadzam mimo że w badaniach laboratorynych grzyby zostały wykryte, potraktował mie jak bym miała jakieś urojenia ....no bo w sumie to objawów było duzzzo, wszystko mi było żle, czegokolwiek nie zjadłam - rewolucja w żoładku gotowa, wzdecia zaparcia, biegunki, nieświerzy oddech, nie chciałam wychodzić nawet do znajomych, bo wiecznie ten dyskomfort, w koncu przeczytałam mądrą ksiażke i zaczęłam pić aloes+cytyna+oliwa na czczo, no i pomogło na jakiś czas znajoma lekarka poradziła mi jeszcze kefir....no i przeszło na kilka miesięcy, może nie całkiem ale przynajmniej nie było tak fatalnie jak na początku, ale oczywiście madra JA poczułam ze milepiej i zaczęłam pożerać(dosłownie) wszuystko co tylko miałam pod ręką, wszystko czego nie mogłam jeść przez tak długi czas...i zaczęło sie znowu ....macie jakieś sprawdzone domowe sposoby...??bo chciałam ze mężem starać sie o dzidziusia i nie chce sie faszerować zadnymi lekarstwami...uff ale siee rozpisałam