Ja mam na pierze, pleśnie i roztocza. Najgorsze okresy dla mnie to wczesna wiosna i późna jesień (kiedy są roztopy a potem gnijące liście).
W domu jest OK, ale kiedy wyprowadziłam się i zamieszkałam na stancji, tamten pokój o mało nie wpędził mnie do grobu.
Co tam było? Dużo książek, kwiatki, sporo bibelotów i pierdół na półkach, firany z zasłonkami (zasłonki zdjęłam), dywan (wywaliłam), szafa, w której właścicielka trzymała swoje płaszcze i poduszki z pierzem (też je wywaliłam). Nie mogłam się wyprowadzić, niestety, za dużych rewolucji też nie... Jedyne co to powyrzucałam co nieco, ale to nie zdało egzaminu.
Efekt? w ciągu 4 lat miałam 10 razy zapalenie płuc, kilkanaście razy zapalenie oskrzeli i średnio 9 miesięcy w roku byłam chora. Wracałam do domu, tu stawiali mnie na nogi, wracałam do WArszawy i zabawa zaczynała się od nowa. Nie pomagały leki, spraye do wdychania, antybiotyki...nic...
Kiedy wyprowadziłam się ostatecznie stamtąd okazało się, że mam początki astmy (tak orzekli wielcy w Wawie) i to astmy, która miała być bardzo groźna. Wróciłam do domu :) A tu niespodzianka ;) moi miejscowi, prowincjonalni lekarze stwierdzili, że to tylko porządna alegria i efekt mieszkania z alergenami. Leczenie trwało rok i jest teraz OK :)
Zatem uważaj co wepchniesz do pokoju :) Bo nieświadomie (w imię \"przytulności\" możesz zrobić krzywdę. A pokój dla alergika może być przytulny :)