Jestem co prawda nie żoną, ale \"aktualną\" kobietą.
On- rozwodnik, z tamtego małżeństwa dziecko: chłopiec 8 lat. Spędza z nim co drugi weekend... uczestniczy finansowo, doradczo w jego wychowaniu, interesuje się, dzwoni itd. Ma \"poprawne\" relacje z synem, który go uwielbia.
Ja? nie ingeruję, nie blokuję, nie wpływam na kontakty, nie czepiam się, nie dopytuję się ile płaci, ile jej daje dodatkowych pieniędzy, gdzie i jak spędza czas z synem itp.
Wycofałam się całkowicie ze spotkań z Małym widząc, że chłopiec potrzebuje pełnego kontaktu z ojcem, że nie potrafię zaakceptować partnerskich relacji i zezwalania dziecku na wszystko. Poprosiłam by nie przywozł go do nas do domu.
Odizolowałam się. On ma żal... że odtrąciłam.
Mamy córkę /2 latka/. Dzieci nie spotykają się... a \"szkoda\" chwilami myślę.
I tylko kiedy sytuacja jest taka, że po raz kolejny życie pokazuje mi co dla niego jest priorytetem to zastanawiam się jak \"dobrowolnie\" mogłam wejść do takiego związk skoro dojrzałości we mnie brak by to pojąć jakoś i ogarnąć.
Pozdrawiam ...