Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Historynka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Historynka

  1. Agawa-Agawa- dlaczego nie wolno wędzonek w ciąży? Tzn. o rybie i mięsach wędzonych na zimno, surowym mięsie i serkach z niepasteryzowanego mleka wiem, ale o wędzonkach jeszcze nie słyszałam... Podziwiam wam za takie zdrowe diety :) Ja staram się owoce jeść, ale to lubię, soki marchewkowe jednodniowe, ale colę raz dziennie przynajmniej piję, co poradzę jak nic innego mi mdłości nie ogranicza? Teraz mnie do kaszanki ciągnie i właśnie po nią do sklepu wyskoczę. Spałam dziś do 17:00, o ranyyy.... Ale byłam niewyspana ostatnio, a jeszcze głowa mi dawała popalić- przyzwyczaiłam się że mogę wziąć tabletkę, a teraz to najwyżej zimny ręcznik... Papierosy dopiero teraz rzuciłam, w ogóle nasz potworek na dzień dobry miał niezłą dawkę używek, bo i wesele i zaraz po spotkanie towarzyskie, ale ponoć to jeszcze wtedy dziecku nie zaszkodzi- no nie będę się obwiniała, nie byłam świadoma że potworek już się pojawił i szczerze mówiąc, nawet na to nie liczyłam, mimo niezbyt zdrowego trybu życia, zwłaszcza u mnie, z płodnością zdaje się nie ma najmniejszego problemu.
  2. Jestem jestem- możesz powiedzieć że ciąża potwierdzona, że byłaś u lekarza ale byłaś zdenerwowana i właściwie żadnych informacji nie dostałaś, że przyszłaś do prywatnego żeby się uspokoić i poszerzyć wiedzę... Niestety ale zdjęcia z usg to wyniki badań- publicznie nie robi się ich po to żeby złapać na obrazku główkę, rączkę itd, niestety tylko żeby pokazać ułożenie, wymiary dziecka, czaszkę itp. Niestety, ale jak masz długą kolejkę- ja tak mam w przychodni- to lekarz ogranicza się do tego co konieczne, po prostu. Za to jak byłam w szpitalu w poprzedniej ciąży, też jedna z "awaryjnych" wizyt, mówiłam o bólach brzucha i że się boję bo nie czuję ruchów dziecka- lekarz oprócz sprawdzenia tego co trzeba, tzn. szyjki macicy, stanu łożyska, pracy serca dziecka, pokazał mi też dokładnie samo maleństwo, wytłumaczył że dziecko spało po prostu i usg je właśnie budzi, pokazał jak rączkę du buzi przykłada, jak kopie i oprócz dokumentacji medycznej dla siebie, wydrukował mi też ładne zdjęcie z wyraźnym obrazem dziecka, powiedział że to dla taty dziecka żeby on też miał na pamiątkę. Więc to po prostu zależy od tego jakie oni sami warunki do badań mają, na ile muszą się śpieszyć... Można zapłacić za samo usg i wtedy masz nawet płytę z filmem i zdjęciami. Pewnie, trafiają się niefajni lekarze ale nie generalizujmy :) Jeśli się po tym uspokoisz, to idź oczywiście prywatnie. Ale od siebie mogę powiedzieć tyle że lekarz na pewno by powiedział jakby coś było nie tak.
  3. Właśnie że lekarz prywatny też da skierowanie na badania- i można je wykonać publicznie, czyli bezpłatnie (o ile są refundowane, np. morfologia jest, a niektóre na alergię np. nie są- bez względu na to kto daje skierowanie). Doczytałam to ostatnio na stronie małopolskiego NFZ. Przecież lekarz prywatny też wypisuje recepty i są one honorowane w aptekach. Co do chodzenia do lekarzy prywatnie i publicznie... Mój ginekolog (na NFZ) jest naprawdę świetnym lekarzem, nie tylko z dobrym podejściem do pacjenta, ale i fachowym. Fakt, że czasem zajmie się wpisywaniem w kartę wyniku badania, i to ja dopytuję czy wszystko w porządku- ale nauczyłam się że jak coś jest nie tak to dopiero mówi. Zawsze po "dzień dobry" słyszę "jak się pani czuje?". A do tej pory pamiętam straszną lekarkę w tej samej przychodni- moja pierwsza wizyta u gina, mam do tej pory ciarki, brrr... Na usg też chodziłam publicznie- w szpitalu trafiłam na genialnego lekarza, i dziwiłam się że lekarz, zakładałam że z bardziej "medycznym" podejściem, nazywa moje pięciocentymetrowe dziecko "małym człowiekiem" a nie "płodem". A to było takie "awaryjne" usg, po omdleniu. W przychodni publicznej na usg (niestety mój gin nie ma w gabinecie) pani też nic nie mówiła jak weszłam z mężem, później kazała mi patrzeć w ekran i pytała czy widzę rączki, buzię dziecka, serduszko- mówiła że to też część badania, że to ważne żebym sama się przekonała że z moim dzieckiem wszystko dobrze i żebym rozumiała co ona robi. Nie generalizujcie, miałam trochę z ginami do czynienia i naprawdę to był jakiś procent, ci nieprzyjemni i niedelikatni- zresztą głównie kobiety takie były. W szpitalu nawet ordynator do mnie przyszedł kiedyś po południu kiedy mu pielęgniarki doniosły że beczę bo się denerwuję- przyszedł i jeszcze raz jak dziecku tłumaczył co i dlaczego. A tak na marginesie- na mdłości pomaga też koperek, sposób ściągnięty z którejś książki M.Musierowicz, naprawdę działa :) Sam zapach koperku. Odkryłam to jak mama robiła mi wyproszone ogórki kiszone (małosolne), i miałam koperek pod nosem- jeszcze piękniejszego zapachu w ciąży nie czułam :)
  4. Ja w poprzedniej ciąży badania na kiłę i toksoplazmozę też miałam refundowane, więc chyba są za darmo :) Czemu myślicie że wcześnie robię glukozę? To jest zwykłe badanie krwi, na poziom glukozy-- czy tak po prostu nie mam podniesionego. Raczej standard, sprawdzali mi też chyba przy oddawaniu krwi (te późniejsze badania). To nie są takie badania o których tylko czytałam, że pije się wodę z glukozą i później test, tylko zwykłe, z krwi pobieranej jak jestem na czczo. W poprzedniej ciąży też miałam to na samym początku robione, parę tyg. później badania (mocz, morfologię, glukozę i za drugim razem też odczyn Coombsa) też miałam robione. Od 19 tyg. byłam w szpitalu, tam miałam badania krwi i moczu też regularnie robione, ale picie wody z glukozą dalej mnie jakoś obeszło. Ja się ostatnio przestraszyłam- nagły, bardzo ostry ból brzucha... Czułam że mi coś "puszcza" w środku, pobiegłam do toalety i... masakryczna biegunka :D Na szczęście taka ekspresowa, parę godzin mnie pomęczyło a później wszystko ok. Takie same objawy i przebieg miała też rodzina, nawet ta z którą nie mieszkam, więc chyba po prostu jakieś dziadostwo się przyplątało. Dalej trochę mnie "rzuca", mam głupie zachcianki i nauczyłam się kupować małe opakowania bo szybko mi też przechodzą :) Za to z bólem serca przyznaję się do picia coli, ale słowo daję że bez tego nie obywa się bez porannych wymiotów. Głowa mi wczoraj nawalała a tu ani świeżego powietrza, ani tabletki nie można brać... Popracowałam trochę w domu, poszłam spać bardzo późno o w efekcie dziś o 15 wstałam :) Ja chcę męża :( Chyba dalej zakochana jestem jak tak za nim tęsknię :/
  5. Ja będę teraz robiła glukozę, OWA, morfologię i mocz- badanie ogólne. Toksoplazmozę, kiłę i coś tam jeszcze miałam robione w poprzedniej ciąży, a nie miałam jak się zarazić do tej pory, nie mam też żadnych niepokojących objawów. Nic nie płacę, chodzę do publicznej przychodni i dostałam skierowanie. No i USG, to za półtorej tyg. wszystko :) Grupy krwi nie robię bo jestem honorowym krwiodawcą i mam to wbite w książeczce, mąż musiał robić (mamy zresztą konflikt serologiczny) i płacił 25 zł. ponad 2,5 roku temu. Nie wiem czy płaciłabym jako kobieta w ciąży, przecież to potrzebne badanie a robi się raz w życiu.
  6. Cymbałka- ja nie tylko czuję się większa, ale zdecydowanie jestem :) Fakt, nie miałam idealnie umięśnionego brzucha, po poprzedniej ciąży został mi minimalny wałeczek, ale nawet z wałeczkiem brzuch był płaski- a jak wciągałam, to wklęsły :) Teraz nawet przy wciąganiu wyraźnie wystaje. Zmierzyłam się- przedtem zawsze miałam poniżej 70 cm. w pasie, jak się pilnowałam to ciut powyżej 60 cm., teraz- 80 cm! Nie wiem skąd to się bierze... ale pamiętajcie że dziecko wprawdzie maleńkie, ale macica zdecydowanie szybciej rośnie. Jak na razie zapowiedziałam mężowi że jak potworek będzie rósł w tym tempie, to go sobie sam urodzi :P Jednak mam nadzieję na pojedynczą ciążę, bliźniaki są fajne ale w czasie ciąży bym się denerwowała. Niestety usg dopiero 2. sierpnia- pocieszam się że wtedy na pewno będzie już coś widać. Na razie tym ciężej, że jestem słomianą wdową, ale to jeszcze tylko tydzień. Gorzej że to moje pierwsze rozstanie z mężem... Rodzina pozytywnie reaguje, musiałam ich uprzedzać bo takie różne formy kontaktów mamy że lepiej żeby wiedzieli :) Tylko mój ojciec podnosi mi ciśnienie (na odległość), ale wiem że jak wnuczek się urodzi to mu przejdzie. Niezbyt dobrze się czuję, dużo śpię, mdłości mnie męczą (ale przy upale było gorzej, teraz chłodno i już lepiej jest). Wymioty też częste, ale to muszę wyczuwać co mogę jeść. Już wiem że torcika jagodowego nie mogę :D Wychodzę tylko z woreczkiem w torebce (sprawdzam go wcześniej, po tym jak brat mi podłożył dziurawy worek). Sikam też często, ale to nie wiem na ile spowodowane ciążą, a na ile tym że dużo piję, no i piersi mocno bolą. Pocieszam się że bóle brzucha, i tak delikatne, szybko przeszły, żadnego krwawienia czy plamienia nie ma. Coś czuję że chłopiec będzie :)
  7. Co do mdłości- już pisałam wcześniej że u mnie najgorzej z zapachami, dzisiaj musiałam wyjść po zakupy, a tu tak śmierdziało na ulicy... przeszłam obok śmieciarki, zaczęło mną tak rzucać na wymioty że od razu nerwowo macałam po torbie czy mam worek :) Polecam na ten upał lemoniadę cytrynowo- grejpfrutową, można samemu też zrobić- woda, trochę cukru, sok z cytryny i z grejpfruta. Ja piję zieloną herbatę, ale posłodzoną, czekam na obiecane koszone ogórki i wodę z ogórków, jem nektarynki i zielone jabłka, pieczywo z serkiem wiejskim i pomidorem... Wrzućcie sobie plasterek imbiru do herbaty (na mdłości tak do wąchania też dobry). Na upał pomagają mi mokre zasłonki w domu, co jakiś czas wodą w sprayu moczę. No i chyba wychodzić jak najmniej, innej rady nie znam :)
  8. Hej Andzia, rok starsza jesteś i termin masz dzień później, miasto się zgadza :) Może Ty wiesz gdzie ginekologa z usg złapać na NFZ? Bo do przychodni chodzę na Szwedzką, nie chcę zmieniać lekarza bo mój dobry jest, ale usg w gabinecie nie ma, daje skierowanie ale kolejki długie (mam termin na pierwsze usg dopiero na 2. sierpnia. Ja mam 23 lata (rocznikowo 23, tyle będę miała skończone w dniu porodu), tez Kraków, termin na 3. marca... Marca, dziewczyny, nie róbcie tego błędu, nie 3. marzec tylko 3. marca... wrrr, mam alergię na to.
  9. Hej dziewczyny, przedwczoraj powtarzałam betę, wczoraj byłam u lekarza. Wydawało mi się że coś niski poziom, ale uspokoił mnie że wszystko w zupełnym porządku. Uszczęśliwiliśmy też tą informacją rodziców którzy czekają od jakiegoś czasu na wnuczki, ucieszyli się oczywiście, ale myślałam że będzie większe zaskoczenie- a tu tylko "spodziewaliśmy się/to była kwestia czasu". Moje rodzeństwo było bardziej zaskoczone :) Mam tylko brać kwas foliowy i magnez, nie wychodzić bez potrzeby w taki upał (tym bardziej że w poprzedniej ciąży trzy razy zemdlałam), i niestety nie jeść francuskich serów pleśniowych, wędzonych ryb (na razie tych na ciepło też), i surowego mięsa. A właśnie takie rzeczy będę teraz miała pod ręką, a na łososia bym się rzuciła jakbym dostała... :/ Za to mama obiecała mi ogórki kiszone- super, głównie na wodę z ogórków czekam :D Piję praktycznie oprócz zielonej herbaty tylko sok z białych grejpfrutów i lemoniadę cytrynowo- grejpfrutową. Mdłości mnie niestety męczą i wymioty też, chyba bardziej nawet po zapachach niż po jedzeniu. Raz mnie na ulicy rzucało bo takim rozgrzanym, zasikanym przejściem szłam, zapach właśnie zasikanych bram, brudnych ulic, rozgrzanego asfaltu, śmierdzących ubrań jest nie do wytrzymania. Wczoraj byłam u rodziców w domu, nie mogłam wejść do WC akurat (też śmierdziało :P ), mój genialny brat podłożył mi worek... dziurawy :) A, termin mam na 3. marca- bardzo się cieszę, odpada mi chodzenie z brzuszkiem w upał, i akurat do kolejnej zimy potworek podrośnie już co nieco :) Niestety, USG dopiero 2. sierpnia, ale przynajmniej mąż wróci, bo chwilowo słomianą wdową jestem i ciężko z tym, bo nigdy się jeszcze nie rozstawaliśmy.
  10. Hej, dziewczyny, dołączam do tematu Z:) Dziś robiłam powtórkę badania krwi, półtorej tyg. temu miałam 276, dzisiaj- 13 100 :) Więc chyba wszystko dobrze. Lekarz tydzień temu potwierdził ciążę "na zapas" (potrzebne do pracy), jutro kolejna wizyta i rozmowa z moją mamą. Ostrożnie do tego jeszcze podchodzę, ale trzymam kciuki za małego potworka. Upał daje mi w d***, nic mi się nie chce. Miałam ostatnio nerwówę z operacją psa i wyjazdem męża, prawie dwa dni brązowy śluz i napięty brzuch, zgodnie z zaleceniami lekarza brałam magnez, dałam sobie na wstrzymanie i już wszystko w normie. Ale piersi to bym najchętniej amputowała...
  11. Historynka

    sale weselne w Krakowie i okolicy

    Pokusa1986, to zależy co dokładnie masz w menu. Jeśli jeden z tych ciepłych posiłków to obiad (czyli trzy ciepłe posiłki oprócz obiadu), to popatrz jeszcze co masz tam dokładnie. Jeśli ciasta, zimne i ciepłe napoje (najlepiej bez ograniczeń albo w dużej ilości) i owoce są wliczone w cenę, to jest w porządku. Jeśli nie, to do tej ceny musisz doliczyć oprócz tortu i alkoholu, które sama kupujesz, właśnie ciasta, owoce i ew. zimne napoje na zapas. A wtedy już bardzo tanio to nie jest. Zależy też na ile osób robisz i czy masz coś ekstra, np. pokój dla nowożeńców.
  12. Historynka

    Pytania dotyczące Biblii

    Ania bania proszek do prania... "oraz za wstawiennictwem J.P.II i innych świętych"? JP II święty nie jest...
  13. To na temat śmierci dziecka... i tego obrzydliwego milczenia które wymazuje ją z moich kontaktów z innymi... W pokoju jest słoń. Jest ogromny, pękaty, trudno się obok niego przecisnąć. Mimo to przeciskamy się rzucając „Jak się masz” i „Wszystko w porządku”… I tysiąc innych banalnych pogawędek. Rozmawiamy o pogodzie. Rozmawiamy o pracy. Rozmawiamy o wszystkim innym – tylko nie o słoniu w pokoju. W pokoju jest słoń. Wszyscy wiemy, że tam jest. Jest ciągle w naszych myślach. Bo widzisz, dla Ciebie to jest bardzo duży słoń. Ale nie rozmawiamy o słoniu w pokoju. Och proszę, wypowiedz jej imię. Proszę, powiedz znów Laura. Proszę porozmawiajmy o słoniu w pokoju. Jeśli porozmawiamy o jej śmierci, Może będziemy mogli porozmawiać o jej życiu. Czy mogę powiedzieć Laura i nie odwracać wzroku? Bo jeśli nie mogę, to zostawiasz mnie Samą… w pokoju…. Ze słoniem. Terry Kettering
  14. przepraszam za wielokrtorne posty, nie czekałam ile trzeba i wysyłałam znowu, już się nauczyłam na przyszłość
  15. amotny/ przykro mi... nie wiem co napisać, całe życie czemuś oddajesz a tu trafiasz na idiotę który Ci to zepsuje z powodu urażonej dumy... Poczytałam forum trochę wstecz, na wszystko nie mam czasu i chyba siły również, bo coraz bardziej beczę... Pamiętam jak raz, kiedy po wizycie na cmentarzu paliłam jak zwykle żeby odreagować, usłyszałam "jak będziesz paliła tyle to spotkasz się z nią szybciej niż myślisz". I jedyne co do mnie dotarło, to: "spotkasz się z nią". Gdyby nie to że żyją kochający mnie ludzie, sama bym się zabiła. Ale nie pozwolę im cierpieć tak jak ja teraz. Nie pozwolę, póki to ode mnie zależy, żeby moja mama musiała, tak jak ja, oglądać trumnę własnej córki. Najgorsze, że ciągle słyszę "to już się stało, pogódź się z tym, trzeba żyć dalej". A dla mnie takie okropne jest nie to, że umarła, tylko to, że nie żyje. Moja mama nic nie mówi o wnuczce, jego też- jego mama ma swojego wnuka, ledwie ośmiomiesięcznego. Antosi nie ma- to tak, jakby jej nie było. Czuję się jakby ją zabijali milczeniem po raz kolejny. Nie raz zbierałam się żeby tu napisać. Wydawało mi się głupie takie okazywanie takich emocji na forum, w internecie. Nie wiem czy ludzie pomagają tu sobie, ale lepiej płakać razem niż samemu. Czuję się nawet nie jak żywy trup, tylko jak chodząca trupiarnia. Mała nawet nie dostała aktu zgonu, tylko akt urodzenia z adnotacją "dziecko martwo urodzone". Jeszcze będąc w ciąży czytałam jak u córki rozwijają się jajniki i matka może czuć się jak rosyjska matrioszka- w dużej lalce mała, w której mogą być jeszcze mniejsze. Ja to przerwałam. Nie chcę słyszeć płaczu nie swojego dziecka za ścianą, nie chcę przechowywać w korytarzu nie swojego wózka, nie chcę oglądać szczęśliwych matek z dziećmi, nie chcę widzieć kobiet w ciąży które głaszczą się po brzuchach, ciążowych suwaczków, nie chcę niczego co by mi przypominało że ja jestem inna, co by mi pokazywało jak byłam szczęśliwa i to, czego nigdy nie dostałam.
  16. amotny/ przykro mi... nie wiem co napisać, całe życie czemuś oddajesz a tu trafiasz na idiotę który Ci to zepsuje z powodu urażonej dumy... Poczytałam forum trochę wstecz, na wszystko nie mam czasu i chyba siły również, bo coraz bardziej beczę... Pamiętam jak raz, kiedy po wizycie na cmentarzu paliłam jak zwykle żeby odreagować, usłyszałam "jak będziesz paliła tyle to spotkasz się z nią szybciej niż myślisz". I jedyne co do mnie dotarło, to: "spotkasz się z nią". Gdyby nie to że żyją kochający mnie ludzie, sama bym się zabiła. Ale nie pozwolę im cierpieć tak jak ja teraz. Nie pozwolę, póki to ode mnie zależy, żeby moja mama musiała, tak jak ja, oglądać trumnę własnej córki. Najgorsze, że ciągle słyszę "to już się stało, pogódź się z tym, trzeba żyć dalej". A dla mnie takie okropne jest nie to, że umarła, tylko to, że nie żyje. Moja mama nic nie mówi o wnuczce, jego też- jego mama ma swojego wnuka, ledwie ośmiomiesięcznego. Antosi nie ma- to tak, jakby jej nie było. Czuję się jakby ją zabijali milczeniem po raz kolejny. Nie raz zbierałam się żeby tu napisać. Wydawało mi się głupie takie okazywanie takich emocji na forum, w internecie. Nie wiem czy ludzie pomagają tu sobie, ale lepiej płakać razem niż samemu. Czuję się nawet nie jak żywy trup, tylko jak chodząca trupiarnia. Mała nawet nie dostała aktu zgonu, tylko akt urodzenia z adnotacją "dziecko martwo urodzone". Jeszcze będąc w ciąży czytałam jak u córki rozwijają się jajniki i matka może czuć się jak rosyjska matrioszka- w dużej lalce mała, w której mogą być jeszcze mniejsze. Ja to przerwałam. Nie chcę słyszeć płaczu nie swojego dziecka za ścianą, nie chcę przechowywać w korytarzu nie swojego wózka, nie chcę oglądać szczęśliwych matek z dziećmi, nie chcę widzieć kobiet w ciąży które głaszczą się po brzuchach, ciążowych suwaczków, nie chcę niczego co by mi przypominało że ja jestem inna, co by mi pokazywało jak byłam szczęśliwa i to, czego nigdy nie dostałam.
  17. Samotny/ przykro mi... nie wiem co napisać, całe życie czemuś oddajesz a tu trafiasz na idiotę który Ci to zepsuje z powodu urażonej dumy... Poczytałam forum trochę wstecz, na wszystko nie mam czasu i chyba siły również, bo coraz bardziej beczę... Pamiętam jak raz, kiedy po wizycie na cmentarzu paliłam jak zwykle żeby odreagować, usłyszałam "jak będziesz paliła tyle to spotkasz się z nią szybciej niż myślisz". I jedyne co do mnie dotarło, to: "spotkasz się z nią". Gdyby nie to że żyją kochający mnie ludzie, sama bym się zabiła. Ale nie pozwolę im cierpieć tak jak ja teraz. Nie pozwolę, póki to ode mnie zależy, żeby moja mama musiała, tak jak ja, oglądać trumnę własnej córki. Najgorsze, że ciągle słyszę "to już się stało, pogódź się z tym, trzeba żyć dalej". A dla mnie takie okropne jest nie to, że umarła, tylko to, że nie żyje. Moja mama nic nie mówi o wnuczce, jego też- jego mama ma swojego wnuka, ledwie ośmiomiesięcznego. Antosi nie ma- to tak, jakby jej nie było. Czuję się jakby ją zabijali milczeniem po raz kolejny. Nie raz zbierałam się żeby tu napisać. Wydawało mi się głupie takie okazywanie takich emocji na forum, w internecie. Nie wiem czy ludzie pomagają tu sobie, ale lepiej płakać razem niż samemu. Czuję się nawet nie jak żywy trup, tylko jak chodząca trupiarnia. Mała nawet nie dostała aktu zgonu, tylko akt urodzenia z adnotacją "dziecko martwo urodzone". Jeszcze będąc w ciąży czytałam jak u córki rozwijają się jajniki i matka może czuć się jak rosyjska matrioszka- w dużej lalce mała, w której mogą być jeszcze mniejsze. Ja to przerwałam. Nie chcę słyszeć płaczu nie swojego dziecka za ścianą, nie chcę przechowywać w korytarzu nie swojego wózka, nie chcę oglądać szczęśliwych matek z dziećmi, nie chcę widzieć kobiet w ciąży które głaszczą się po brzuchach, ciążowych suwaczków, nie chcę niczego co by mi przypominało że ja jestem inna, co by mi pokazywało jak byłam szczęśliwa i to, czego nigdy nie dostałam.
  18. /rzena/, może Ci powiem tyle... widać że kuzynka potrzebuje rozmawiać, to dobrze, bo niektóre matki tak zamykają się w sobie że nic nie mówią i można naprawdę w ciężki stan popaść. Straciłam córeczkę przy porodzie w kwietniu zeszłego roku. Tylko paru przyjaciół- troje, może czworo, powiedziało: przykro mi. Nikt więcej się nie odezwał. Jedyną osobą z którą zupełnie swobodnie rozmawiam o ciąży, dziecku, oprócz narzeczonego, jest jego siostra która urodziła synka dwa miesiące po mnie. Rozumie, daje się wypłakać. Z jednej strony beczę nieraz nad nim, z drugiej uspokajam instynkt macierzyński. Kiedy pojechałam do mojej rodziny, odwiedzić rodzeństwo mamy z dziećmi, nie odezwał się NIKT. Wszyscy wiedzieli że byłam w ciąży, wszyscy wiedzieli że ją pochowaliśmy, ANI SŁOWA NA TEN TEMAT. Nikt nie zapytał jak się czuję, nikt nie powiedział chociażby "przykro mi", nie okazał najmniejszego wsparcia. Był jeden mały wyjątek. Kuzynka również urodziła synka (w sumie w rodzinie oprócz mnie były jeszcze dwie ciężarne, dwie wśród przyjaciół), kiedy wujek zaczął przekonywać mojego tatę że zobaczy jak to wspaniale być dziadkiem, wyszłam i rozpłakałam się. Rozmawiał ze mną i mnie pocieszał mąż kuzynki, jedyna osoba która zauważyła że coś jest nie tak. Kuzynka nie reagowała oprócz "nie płacz" jak zobaczyła mnie z jej mężem razem i "jeszcze będziesz miała dzieci" kiedy płakałam dalej. Czy wdowie ktoś powie kilka tygodni, a nawet dzień po śmierci męża: "jeszcze znajdziesz sobie innego faceta"? Swojej ośmioletniej córeczce, która przeżywała równocześnie ciążę swojej mamy i moją, przy każdym telefonie pytała który to u mnie tydzień i jak się czuję, kuzynka powiedziała ŻE W OGÓLE NIE BYŁAM W CIĄŻY, ŻE COŚ MI SIĘ PRZYŚNIŁO! I że Mała źle zrozumiała. Z jego rodziną rozmawiałam o tym jak byliśmy pijani, na ślubie, kiedy się poznaliśmy. Okazało się że część przynajmniej była w naszym mieście w tym czasie. Też nikt się nie odezwał.
  19. /rzena/, może Ci powiem tyle... widać że kuzynka potrzebuje rozmawiać, to dobrze, bo niektóre matki tak zamykają się w sobie że nic nie mówią i można naprawdę w ciężki stan popaść. Straciłam córeczkę przy porodzie w kwietniu zeszłego roku. Tylko paru przyjaciół- troje, może czworo, powiedziało: przykro mi. Nikt więcej się nie odezwał. Jedyną osobą z którą zupełnie swobodnie rozmawiam o ciąży, dziecku, oprócz narzeczonego, jest jego siostra która urodziła synka dwa miesiące po mnie. Rozumie, daje się wypłakać. Z jednej strony beczę nieraz nad nim, z drugiej uspokajam instynkt macierzyński. Kiedy pojechałam do mojej rodziny, odwiedzić rodzeństwo mamy z dziećmi, nie odezwał się NIKT. Wszyscy wiedzieli że byłam w ciąży, wszyscy wiedzieli że ją pochowaliśmy, ANI SŁOWA NA TEN TEMAT. Nikt nie zapytał jak się czuję, nikt nie powiedział chociażby "przykro mi", nie okazał najmniejszego wsparcia. Był jeden mały wyjątek. Kuzynka również urodziła synka (w sumie w rodzinie oprócz mnie były jeszcze dwie ciężarne, dwie wśród przyjaciół), kiedy wujek zaczął przekonywać mojego tatę że zobaczy jak to wspaniale być dziadkiem, wyszłam i rozpłakałam się. Rozmawiał ze mną i mnie pocieszał mąż kuzynki, jedyna osoba która zauważyła że coś jest nie tak. Kuzynka nie reagowała oprócz "nie płacz" jak zobaczyła mnie z jej mężem razem i "jeszcze będziesz miała dzieci" kiedy płakałam dalej. Czy wdowie ktoś powie kilka tygodni, a nawet dzień po śmierci męża: "jeszcze znajdziesz sobie innego faceta"? Swojej ośmioletniej córeczce, która przeżywała równocześnie ciążę swojej mamy i moją, przy każdym telefonie pytała który to u mnie tydzień i jak się czuję, kuzynka powiedziała ŻE W OGÓLE NIE BYŁAM W CIĄŻY, ŻE COŚ MI SIĘ PRZYŚNIŁO! I że Mała źle zrozumiała. Z jego rodziną rozmawiałam o tym jak byliśmy pijani, na ślubie, kiedy się poznaliśmy. Okazało się że część przynajmniej była w naszym mieście w tym czasie. Też nikt się nie odezwał. Moja mama wspomniała o tym może raz po pogrzebie. Jego mama- w ogóle. Na Wigilii byliśmy u niej razem ze szwagierką i jej synkiem, ona cieszyła się z małego a ja się czułam jak potwór, bo widziałam że nikomu oprócz nas jej nie brakuje, a wolałabym widzieć odrobinę żalu. Patrzenie na karmione piersią niemowlęta, na maleńkie dzieci które mówią "mamo", na tatusiów synkami to dla mnie koszmar. W kwietniu, ponad rok po jej śmierci, bierzemy ślub. Za każdym moim postem na forum coraz bardziej się zastanawiam czy jest sens robienia wesela tylko dla gości i udawania że u nas w porządku i dobrze się bawimy.
  20. /rzena/, może Ci powiem tyle... widać że kuzynka potrzebuje rozmawiać, to dobrze, bo niektóre matki tak zamykają się w sobie że nic nie mówią i można naprawdę w ciężki stan popaść. Straciłam córeczkę przy porodzie w kwietniu zeszłego roku. Tylko paru przyjaciół- troje, może czworo, powiedziało: przykro mi. Nikt więcej się nie odezwał. Jedyną osobą z którą zupełnie swobodnie rozmawiam o ciąży, dziecku, oprócz narzeczonego, jest jego siostra która urodziła synka dwa miesiące po mnie. Rozumie, daje się wypłakać. Z jednej strony beczę nieraz nad nim, z drugiej uspokajam instynkt macierzyński. Kiedy pojechałam do mojej rodziny, odwiedzić rodzeństwo mamy z dziećmi, nie odezwał się NIKT. Wszyscy wiedzieli że byłam w ciąży, wszyscy wiedzieli że ją pochowaliśmy, ANI SŁOWA NA TEN TEMAT. Nikt nie zapytał jak się czuję, nikt nie powiedział chociażby "przykro mi", nie okazał najmniejszego wsparcia. Był jeden mały wyjątek. Kuzynka również urodziła synka (w sumie w rodzinie oprócz mnie były jeszcze dwie ciężarne, dwie wśród przyjaciół), kiedy wujek zaczął przekonywać mojego tatę że zobaczy jak to wspaniale być dziadkiem, wyszłam i rozpłakałam się. Rozmawiał ze mną i mnie pocieszał mąż kuzynki, jedyna osoba która zauważyła że coś jest nie tak. Kuzynka nie reagowała oprócz "nie płacz" jak zobaczyła mnie z jej mężem razem i "jeszcze będziesz miała dzieci" kiedy płakałam dalej. Czy wdowie ktoś powie kilka tygodni, a nawet dzień po śmierci męża: "jeszcze znajdziesz sobie innego faceta"? Swojej ośmioletniej córeczce, która przeżywała równocześnie ciążę swojej mamy i moją, przy każdym telefonie pytała który to u mnie tydzień i jak się czuję, kuzynka powiedziała ŻE W OGÓLE NIE BYŁAM W CIĄŻY, ŻE COŚ MI SIĘ PRZYŚNIŁO! I że Mała źle zrozumiała. Z jego rodziną rozmawiałam o tym jak byliśmy pijani, na ślubie, kiedy się poznaliśmy. Okazało się że część przynajmniej była w naszym mieście w tym czasie. Też nikt się nie odezwał. Moja mama wspomniała o tym może raz po pogrzebie. Jego mama- w ogóle. Na Wigilii byliśmy u niej razem ze szwagierką i jej synkiem, ona cieszyła się z małego a ja się czułam jak potwór, bo widziałam że nikomu oprócz nas jej nie brakuje, a wolałabym widzieć odrobinę żalu. Patrzenie na karmione piersią niemowlęta, na maleńkie dzieci które mówią "mamo", na tatusiów synkami to dla mnie koszmar. W kwietniu, ponad rok po jej śmierci, bierzemy ślub. Za każdym moim postem na forum coraz bardziej się zastanawiam czy jest sens robienia wesela tylko dla gości i udawania że u nas w porządku i dobrze się bawimy.
  21. Historynka

    sale weselne w Krakowie i okolicy

    dipua... dopiero rok temu, niecały nawet, wyprowadziłam się od rodziców i przyznaję bez bicia że mi temat(smrodu) umykał przez te 20 lat :) A mieszkałam raptem kilometr dalej i w Swoszowicach była, chociażby przejazdem, co najmniej raz dziennie. Zapach, bardzo charakterystyczny, można poczuć właściwie w jednym miejscu parku i na dwóch przystankach. Zasadniczo. No, a przy dobrych wiatrach i wysokiej temperaturze może się roznosić... ;) Była tam kopalnia siarki, teraz w parku jest uzdrowisko z wodami siarkowymi i pachnie... jak siarka, nie da się ukryć, mocne ścieki czy zgniłe jajka :) Tyle że o parku wspomniałam tylko, jako o miejscu do zdjęć plenerowych np, hotel wystarczając z dala od źródła tejże woni daleko że nie ma problemu. Raczej salę chciałam pochwalić, chociaż ma minusy, menu praktycznie sama ułożę na nowo :/
  22. Historynka

    sale weselne w Krakowie i okolicy

    Żeby powstrzymać komentarze, uprzedzam że nie sprecyzowałam wypowiedzi- duży parking to już nie w środku, rzecz jasna :)
  23. Historynka

    sale weselne w Krakowie i okolicy

    Ja zamówiłam właśnie wstępnie termin na 25. kwietnia w hotelu Krystyna w krakowskich Swoszowicach. Zdjęcia na stronie są średnie, podane menu- również, za mało wnętrza pokazują i nie piszą jakie goście mają możliwości, chociażby z dekoracją i menu. A wszystko do dogadania. Przyjęcie na 60 osób nie powinno mnie kosztować więcej niż 7 tys. W środku ładnie, świeżo po remoncie, w miarę przestronne i bardzo zadbane toalety, żadnych grzybów czy odpadających kafelków/tynku na ścianach. W środku palarnia z fotelami, duży parking, pokój dla nowożeńców gratis, zniżki dla gości. Jedyne co mi się nie podoba to spore drzwi, przeszklone ale z niebieską futryną, wychodzące na parking, które są w części jadalnej (bo sale nie są zupełnie oddzielone). Ale to już "dekoratorka" mi się tym zajmie :) Podoba mi się właśnie wygląd ogólny, łącznie z korytarzami i oświetleniem na sali tanecznej. Będę tam jeszcze w ciągu jednego- dwóch tygodni, jeśli kogoś interesuje, mogę zrobić zdjęcia i podesłać, napisać też jakie menu i za jaką cenę mamy (bo zmieniane będzie kompletnie). A dla dziewczyn biorących ś;ub w bardziej letnich miesiącach- w pobliżu jest duży park przy uzdrowisku, fajne miejsce na zdjęcia. Chciałam zająć termin w restauracji Leoni, reklamują się na różnych serwisach, przyznaję że oceniałam na podstawie ceny (100 zł./os.) i zdjęć (czerwone ściany i kolumny z latarniami jak na starym mieście). Zajęli mi termin w ostatnim momencie, no co za złośliwość :P
  24. Historynka

    Najlepiej płatne zawody

    To ja z innej beczki- prace ręczne, każdy chce mieć coś oryginalnego, ręcznie robione torebki, ubrania czy choćby misie, haft, stolarstwo, kowalstwo czy kaletnictwo artystyczne... Chyba że chcesz zostać trybikiem w korporacji ;)
  25. Znajomości jak znajomości :) siostra jest uzdolniona, robi śliczne kompozycje kwiatowe, kuzynce robiła dekoracje ślubne i mi to samo, razem z wiązankami i kwiatkami do butonierki zaproponowała w formie prezentu :) To prawda, że w kwiaciarni biorą 3x tyle za taką samą wiązankę jeśli jest do ślubu- zresztą z miejscem w restauracji podobnie, taka sama impreza, ale weselna, kosztuje drożej (można zapytać o przyjęcie na 100 osób, na przykład, zobaczycie jak zmieni się rozmowa kiedy powiecie że to ślub). Jego siostra jest fotografem- amatorem, robi piękne zdjęcia, również widziałam jej zdjęcia z jednego ślubu i sama poprosiłam, z aparatem szła by tak czy inaczej, wiem jak ro zrobi... a teściowa szyje pięknie, a sukienka szyta praktycznie na miejscu, według mojego wzoru, z krawcową która mi pomoże wybrać materiał i którą (sukienkę, nie krawcową) mogę przymierzać to świetne wyjście :) No i nie ukrywam, tniemy koszty, ale też mamy pewność co i jak będzie wyglądało :) a jak mówiłam, restauracja to nie problem, zwłaszcza z naszym, kwietniowym terminem... jest ktoś na kwiecień jeszcze?
×