Mam dopiero 20 lat i sama nie wiem czy jestem w dolku, czy jestem zestresowana, czy zdenerowawana tą całą sytuacja.
Na początku starał się, mówił wciaz miłe rzeczy, później nawet przepiękny list napisał, przyzekając w nim że tak będzie zawsze... ale nie jest. Gdy przy chodzi do mnie nie moge powstrzymać uśmiechu, uwielbiam go przytulać gdy leżymy. Jednak on obojętnie siada przed komputerem, sprawdza wiadomości, pisze do znajomych... myśle, cóż pewnie w domu nie miał czasu. Nie widzi tego że ja wciąż szaleje za nim, za miast czułości tak jak kiedyś dostaje tylko nerwowe wypowiedzi ;/ tylko to co źle robie jest przez niego zauważane. Kiedyś gdy widział mnie smutną postawiłby cały świat do góry nogami żebym tylko byla szczesliwa, a dzis? Lezy i gapi sie w sufit... przytulanie, faja, komp, przytulenie, lezenie, spanie... nawet gdy pragne go, on nic. Czy ja jeszcze istnieje? - zapytalam. \"Tak kociu, przeciez kocham Cie, nie widzisz tego?\" -odpowiada, a ja w myślach krzycze \"NIE!\". W myslach bo mam dość uświadamiania tego mu, najpierw zachowaniem, później słowami i nic nie dotarło. Wtedy poprostu ide spac z nadzieja ze jutro bedzie lepiej, ale nie jest. ;(