Dzięki Folik:)
Angioletto, a oprócz tych swędzących sutków, miałaś jakieś objawy, które teraz dopiero skojarzyłaś. Można stwierdzenie, że kobieta 6-stym złysłem czuje, że jest w ciąży, włożyć między bajki?
Ja w pierwszym cyklu tak się nastawiłam na sukces, że cykl przesunął się do 49 dni! Byłam przekonana, że jestem w ciąży na 100%. Czułam się jak ciasto, łaziłam bez celu i tylko głupio się uśmiechałam. Mój M był też pewny. I byłam bardzo zaskoczona, jak test wyszedł negatywnie.
I tak teraz sobie myślę, może my same siebie blokujemy tymi obliczeniami, może wystarczy poprostu zadbać o chłopa:) i kochać się co drugi dzień przez cały cykl? Może źle interpretujemy moment owulacji, który jak wiemy u każdej z nas przypada kiedy indziej.
Może na próbę przeprowadzić taki luźny, eksperymentalny miesiąc, wyrzuć termometry, kochać się nawet codziennie, lub max co drugi i zobaczymy co się będzie działo?
Ja wtedy miałam wszystkie objawy oprócz wymiotów, rano budziłam się i głaskałam brzuch - a to była tylko psychika...
Co o tym myślicie?