Hehe... dobre.
Siedzę sobie na porodówce po lewatywie na kibelku... skurcze już dość silne, a że najedzona byłam, to miałam co \"wyrzucać\":) Nagle do wci wchodzi salowa z papierem toaletowym, podchodzi do mnie i zaczyna wymieniać... Ja ledwie mogę mówic, pytam, czy musi koniecznie robić to teraz, a ona, że sądząc po odgłosach to papieru mi raczej nie wystarczy(wymiotowałam i wypróżniałam się na zmianę)... Było mi głupio, bo nie mogłam się powstrzymać od \"wydawania tych odgłosów\" nawet przy niej...
A to opowiadała mi koleżanka z sali, Martyna (urodziła 3 h po mnie, czyli o 6rano). Rodziła w dużej sali, obok za parawanem miała jeszcze jedną rodzącą , która chciała mieć poród rodzinny. Niestety salka do rodzinnych była zajęta, wiec musiała rodzić w dużej. Mąż jej akurat był gdzieś daleko, w każdym razie dojechał akurat na 2 fazę porodu. Wbiegł rozgorączkowany do sali, chwycił Martynę(!!) za rękę i krzyczał (głośniej niż rodząca za parawanem żona) \"PRZYJ!\", \"ODDYCHAJ!\". Martyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a on kurczowo zaciskał powieki, żeby niczego nie zobaczyć (aż był siny na twarzy).
Martyna: Puść mnie!
On: PRZYJ!!
W końcu lekarz z położną połapali się o co chodzi i zaprowadzili mężusia do żony. Ale ponoć oczu i tak nie otworzył i mieli wieeeelkie problemy z wyjęciem dłoni Martyny z jego uścisku...:).
Jak sobie jeszcze coś przypomnę to dam znać, bo mnóstwo czasu w ciąży spędziłam w szpitalach i słyszałam masę historyjek:P