Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Emwojka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Emwojka

  1. Dziękuję. Myślałam, że nie będę mieć dzieci, stało się inaczej. Miałam szczęście urodzić cud. Czy prosić o drugi to nie za dużo? Strasznie się boję. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, to dość skomplikowane, wiele uczuć się we mnie szamocze. Nie wiem czy to dobre miejsce na takie zwierzenia, wiele z was stara się o pierwsze dziecko i to są zupełnie inne uczucia.
  2. Ależ tego wypociłam, wygląda strasznie, nie musicie tego czytać, po prostu miałam ochotę to napisać. Jestem jeszcze niedoświadczoną forumowiczką. Pozdrawiam
  3. Witam dziewczyny, Jakiś czas temu znalazłam Wasz wątek i trochę poczytałam. Fajnie tu u Was. Ja 10 lat temu miałam zdiagnozowane policystyczne jajniki i hiperprolakktynemię. Strasznie się naleczyłam i namęczyłam. Jak miałam 20 lat lekarka dramatycznym tonem oznajmiła, że dziecko albo teraz albo nigdy i najlepiej od razy laparoskopia. Byłam przerażona, potencjalnego \"tatusia\" poznałam dopiero co, zaczynałam studia itd. Moja mama poszła na rozmowę z tą lekarką i okazało się, że mogę jednak jeszcze poczekać. Wiele rzeczy zaczęło wyglądać inaczej od tamtej pory (pogląd na aborcję, macierzyństwo, małżeństwo) oprócz tego walka ze swoim ciałem - coraz nowe tabletki, zastrzyki, raz wywoływanie okresu po 2 miesiącach innym razem 2 miesięczne krwawienie... pewnie same wiecie... Wtedy czułam ogromną blokadę na myśl o dziecku (chociaż potencjalny \"tatuś\" - teraz tatuś i mąż - był dobrej myśli i pełen wiary) i wypierałam z siebie chęć zostania mamą. Przerażało mnie właśnie to o czym piszecie, comiesięczne czekanie na brak @, wyglądanie II kresek i seks z kalendarzem w ręku a na koniec ogromne rozczarowanie. Ale nie da się oszukiwać siebie w nieskończoność. Prawie cztery lata temu, kiedy kolejny lekarz wymacał wielką torbiel na moim jajniku i zapytał się czy zgadzam się na leczenie tabletkami, na których nie wolno zachodzić w ciążę, zdecydowanie powiedziałam nie i czułam, że coś się we mnie zmienia. Postanowiłam z moim lekarzem, że poczelam do kolejnego cyklu i zaczynam starania. Zaraz potem pojechaliśmy z mężem na urlop. Ale okres nie chciał przyjść. Nie byłam wtedy jeszcze w ogóle wyedukowana w sprawach ciąż i starań, nie miałam pojęcia jakie są objawy, itd. Senność - przemęczenie pracą, bolące piersi, dziwny brzuch - to dla mnie nic niezwykłego, brak okresu - też coś! normalne. Zadziwił mnie tylko, że wszyscy w pracy nagle zaczęli mi śmierdzieć, nie mogłam tego znieść, rzygać mi się chciało! I wtedy, nagle przypomniało mi się, jak mama opiadała kiedyś, że w ciąży ze mną drażniły ją zapachy. serce zaczęło mi walić, bo przecież to niemożliwe, ja od 6 lat nie miałam owulacji!!! Postanowiłam jednak zrobić test, bo wybieraliśmy się z mężem na imprezę i wiadomo - szaleństwo, a gdyby to była prawda to bym nigdy sobie nie darowała. Specjalnie nie wysiusiałam się w pracy i pędem do domu. Po drodze apteka. Możecie sobie wyobrazić jak się czułam, cała drżałam, trzęsłam się wręcz. W windzie rozerwałam opakowanie i szybko czytam instrukcje. wpadłam do mieszkanie i prosto do toalety. Wcześniej postanowiłam, że jak test wyjdzie pozytywny to nie powiem mężowi tylko sprawdzę to najpierw u lekarza. Siadam, siusiam, pobieram próbkę, słyszę tylko swoje serce, przymykam oczy, mam przecież kilka minut. Uchylam jednak powiekę i zerkam, minęło dosłownie kilka sekund a tu dwie wielkie czerwone kreski! Tylko Wy możecie zrozumieć jak się czułam, bo przecież teoretycznie to prawie nie możliwe. Zaczęłam histerycznie wołać męża (a pamiętacie co sobie postanowiłam? Nic z tego, jestem w autentycznym szoku) Jestem w ciąży, chodź szybko! Myślałam, że test się myli, ale mąż stwierdził, że to chyba jednak prawda. Natychmiast umówiłam się na następny dzień do lekarza. Będąc już u niego, kiedy się rozbierałam zobaczyłam krew na bieliźnie, mówię, że chyba wizyta zbędna bo dostałam okres, ale on poważnieje i każe natychmiast siadać na fotel. Mówi: jest ciąża i jest krew. Zaczęłam płakać, byłam pewna, że to początek poronienia. No dobra będę się streszczać, bo zajmę tu całe miejsce. Szybko USG, 6 tydzień i brak tętna. Duphaston i do domu. 2 tygodnie leżenia i czekania co dalej. 8 tydzień: jest tętno! Pierwsze cztery miesiące wspominam okropnie (ale i cudownie) ciągłe mdłości, uderzenia ciśnienia, bóle głowy, bóle brzucha. Straciłam parę kilo. I w tym wszystkim, o ja głupia idiotka chodziłam do pracy! Kretynka! Ale wtedy nie wiedziałam tego wszystkiego, co wiem teraz. W 20 tygodniu, w piątek po pracy postanowiłam pojechać na izbę przyjęć, czułam się zaniepokojona, pomimo ciągłych zapewnień koleżanek w pracy, że nim mi nie jest, to przecież tylko ciąża. Diagnoza: szyjka skrócona prawie do zera, a ciągłe stawianie sie brzucha doprowadziło do \"macicościsku\" (to mój termin, chodzi o to, że nie mogli mi rozkurczyć macicy przez 10 dni). Oczywiście leżednie do końca ciąży. Miałam zatem dużo czasu na dokształcanie. Dobra, kończę i przepraszam za tego gigantycznego posta, ale czasem ogarnia człowieka potrzeba pdzielenia się czymś ważnym. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Córeczka urodziła się w 36 tygodniu, zaraz po odstawieniu fenoterolu. W międzyczasie jeszcze raz byłam w szpitalu, moja macica ciągle walczyła i raz nawet miałam akcję skurczową co 5 minut. Zdrowy, cudowny, malutki cud. Wniosek? Psychika jest najważniejsza, prawie tak ważna jak owulacja, albo i ważniejsza. Aha, córka ma 2,5 roku, ja odstawiłam tabletki, miałam 54 dniowy cykl, teraz pewnie czekają mnie 3 tygodnie okresu, wizyta u lekarza, badania i... planowane starania. Tylko strasznie się boję, więc nie wiem jak to będzie, z tą psychiką....
×