Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nie-kocham

Jak go pokochać na nowo???

Polecane posty

Gość Nie-kocham

Mam wspaniałego faceta, jesteśmy już razem dość długo. Zawsze mogłam na nieo liczyć, i nadal mogę. Niestety na przełomie wielu wspolnych lat, we mnie coś pękło, wygasło i mogę powiedziueć, że jha go już nie kocham. Przykro mi z tego powodu, bo on wciąz kocha mnie ponad życie i nawet mój totalny brak zainteresowania jego osobą traktuje jako moje fanaberie, które nie długo mi przejdą. Mieszkamy razem, więc nie jest prosto odejść od niego, z resztą i tak brak mi na to sił. Pomóżcie!Podpowiedzcie mi jak go znó pokochać, jak rozpalić tę namiętność, co 5 lat temu. Wiem że z nim w życiu będzie mi dobrze, tylko ja nie chcę wychodzić za mąż z rozsądku, chce z MILOSci :( :( Macie jakieś sugestie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moja kolezanka tez miala faceta, ktory kochal ja ponad zycie, ona byla z nim bo nie chciala byc sama...lecz pewnego dnia facet odszedl od niej i dopiero wtedy zdala ona sobie sprawe z tego jak dla niej byl wazny i ile byl wart...teraz jest juz za pozno i nie da sie niczego naprawic...nie popelnij tego samego bledu jak ona...prawdziwa wartosc poznajemy dopiero jak cos stracimy...sprobuj odnalezc to w nim przed strata...wiedz tez ze do milosci nie mozna zmusic...niestety...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
musicie oboje sie postarac wyjedzcie gdzies razem, odpocznijcie, zrobcie sobie jakis fajny wieczor wiecej wychodzcie z domu, nie narazajcie sie na nude

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dusia25
>>Nie-kocham>> Wiesz ja miałam podobną sytuację. Po ponad 5 latach udanego związku doszłam do wniosku, że chyba nic nie czuję. I zaczęło się niezbyt miło dziać. Robiłam wszystko żeby zobaczył to, że już nic do niego nieczuję (bo tak mi się wydawało). Po pewnym czasie zaczął chodzić na dyskoteki, czego wcześniej nigdy nie robił. No i poznał dziewczynę, która się w nim zakochała. On zobaczył, że jest ktoś kto się nim interesuje i miałam ułatwione zadanie, tak mi się wtedy wydawało.Zaczęły się tajemnice, no i jak to bywa kłamstwa. Stało się w końcu i rozstaliśmy się. Ja chciałam to skończyć definitywnie i nigdy więcej się nie spotykać, ale on nie chciał się na to zgodzić. Ja też zaczęłam spotykać się z kimś innym, ale nie mogłam znaleźć osoby do której mogłabym coś poczuć. Nadal się spotykaliśmy ale coraz rzadziej (wcześniej widywaliśmy się codziennie). W końcu zaczęło do mnie docierać, że tak naprawdę nigdy nie przestałam go kochać, tylko monotonia wkradła się w nasz związek i to wszystko popsuło. Więc zaczęlam małymi kroczkami starania żeby to wszystko jakoś naprawić. Było strasznie ciężko odzyskać to co popsułam. Tamta dziewczyna była pewna, że z nim będzie. Spotykał się z nią, ale jak twierdzi hna stopie koleżeńskiej. Nie wiem czy to było tak jak mówi, bo kłamstwa spowodowały to, że straciliśmy do siebie zaufanie. I tu zaczęły się kłopoty. Tamta dziewczyna zaczęła mieszać, bo chciała go mieć tylko dla siebie.A że miałyśmy wspólnych znajomych, jak się później okazało miało jej pomóc. Zaczęła opowiadać takie historie, że naprawdę zrobiło mi się niezbyt miło. Po pewnym czasie zaczęla nawet grozić, że zacznie opowiadać o mnie takie historie, że się nie pozbieram. Chciała się spotkać i porozmawiać, ale o czym można rozmawiać z kimś takim? Ten koszmar trwał trzy miesiące. Powoli udało mi się dogadać z chłopakiem i zaczęliśmy wszystko od nowa.Jesst ciężko, bo brak całkowitego zaufania, ale mam nadzieję, że z czasem wszystko się ułoży. Teraz wiem, że bardzo Go kocham i nigdy nie byłabym w stanie pokochać w ten sposób kogoś innego. Moja historia może jest trochę bez sensu, ale nauczyła mnie bardzo dużo. Dlatego zastanów się jeszcze raz czy warto odejść od kogoś kto jest dla Ciebie kimś ważnym i wartościowym. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia! Mam nadzieję, że uda Ci się to jakoś rozwiązać!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tylko ja moge sie
nazywac DUSIA!!!!! 😡 mowilam chyba nie?????!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dusia25
nic takiego nie wiedziałam jeśli tak to bardzo przepraszam! 🌼 postaram się zmienić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to samo
czytajac to to tak jakbym poisal o sobie ... jestem wlasnie w takiej sytuacji ze po paru wspolnych latach przestalam kochac (ta mi sie wydaje) mojego partnera... byly bardzo ciezkie chwile i bardzo gorzkie slowa... chcialm odejsc ale on sie nie zgodzil poza tym jestesmy juz malzestewm (nie mamy dzieci)wiec to tez nei takie proste... kiedys zarzuclalm mu ze sie o mnie nie stara ze wszystko spowszednialo ze nie widzi ze mamy problemy ze nie mamy o czym rozmawiac itd,itp... on wciaz tego nie zauwazal.... zobojetniaalm wiec na wszystko i to poskutkowalo na neigo...... teraz zaczal sie zmieniac .... i chyba naprawde .... widze ze mnie kocha i jak walczy o mnie, o nas... ale ja teraz jzu jakos nei umiem zbyt wiele z siebie wykrzesac...... starsznie meczacy to stan ale sie staram (nie ukrywam ze tez dzieki rozmowom z waznymi dla mnie ludzmi), bo nie chche kiedys zalowac ze z niego zrezygnowalam, bo w gruncie rzeczy to dobry facet, tylko ze to czasem za malo........ znow chcialabym poczuc te wiez miedzy nami, jaki jets dla mnie wazny i ze bez niego nic sie nie liczy....... ale czy to sie uda?....... czas proby trwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość też wpisuję się do grona
do to samo u mnie sytuacja wygląda dokładnie tak jak u Ciebie, tylko ja najpierw prosiłam by bardziej się starał, potem krzyczałam, potem zobojętniałam, a potem... zakochałam się w kimś innym. W kimś, kto bardzo zabiegał o moje uczucia! Skończyłam to, mąż zaczął pokazywać jak bardzo mnie kocha. A ja nie wiem czy nie za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to samo
do--> ja tez wpisuje sie do grona to twoja historia faktycznei bardzo przypomina moja... nie wspomnialam o wszystkim..... ja tez najpierw prosilam, tlumaczylam..... pozniej wlasnie wrczeszcalam juz ..... i tez znalazl sie ktos kto bardzo sie mna zainteresowal i to byl dokldnie punkt przelomowy gdy moj partner zauwazyl ze mnie traci...... zaczely sie starania, ja zrezygnowalm z tamtego..... zostalam przy Nim i dokladnie zadaje sobie to samo pytanie .... ale czy to nie jest juz za pozno?.... czasem mysle ze zbyt wiele sie wydazrylo...... ale jezeli sie nie przekonam.... nie sprobujemy raz jeszce .... boje sie ze moglabym zalowac bo tez znam takie przypadki....... wiec probujemy..... i czasem naprawde mam takie chwile ze wierze ze sie moze uda ..... choc kazde z nas jest juz mocno zmeczone......... czy przetrwamy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapisuje sie do grona... Wszystkie historie do siebie podobne, roznia sie jedynie detalami. Bo w koncu chodzi o to samo - \"czy ja go kocham?\" Tez sobie zadaje takie pytanie... Chociaz wiem, ze tak jest, ale to uczucie przygaslo. Monotonia i codziennosc wkradla sie w nasz zwiazek. Dziwne to, bo jestesmy mloda para. Ale jak widac nie tylko pary z duzym stazem maja problemy. Mam nadzieje, ze wszystko sie ulozy,bo to hyba bardziej mojawina niz jego - tak bardzo \'zatracilam sie\' w naszym zwiazku, ze przestal byc czymc wyjatkowym, a stal sie czyms zupelnie zwyczajnym. Zaczelismy razem walczyc o to jak bylo wczesniej. ale trzeba jeszce powaznie porozmawiac. Boje sie tylko, ze to co powiem, on zupelnie inaczej odbierze. Taki typ... Coz, ja licze na to, ze wszystko sie ulozy. Innej opcji nie przyjmuje do wiadomosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No coz... raz gorka, raz dolek... Ale ja go kocham! I bede walzyc z naszymi problemami, bo warto!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawdziwa Matylda
Do tej pory moje związki wyglądały jak wasze - miłość ulatniała się szybko. A ja nie oglądałam się za siebie, na nikim mi nie zależało. No i trafiła kosa na kamień. Kłócimy się, nie możemy znaleźć płaszczyzny porozumienia, chwilami wydaje mi się, że mówimy w dwóch różnych językach. Ta sytuacja męczy jego i mnie. Niestety go wciąż kocham i nie mogę przestać. Próbowałam odejść, nie widzieliśmy się 5 dni i myślałam, że oszaleję z rozpaczy. I co tu robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja po 1.5 roku tak mam
:O Wiem ze z innym nie chce byc. Nie potrafilabym. Ale na nim jakos mi nie zalezy juz tak jak kiedys. On twierdzi ze sie ulozy, ze jak bedziemy malzenstwem to bedzie lepiej. A ja nie wiem juz sama co robic :( przykro mi ze tak sie dzieje. Wiem ze jest dla mnie zlotym chlopakiem, ze wszystko by dla mnie zrobil. A moze po prostu te motylki odlatuja po jakims czasie i tyle. Przeciez cale zycie nikt nie czuje tego co pierwszego dnia. Poczatki - ludzie sie poznaja, dowiaduja roznych rzeczy o sobie, staraja sie, chca pokazac z jak najlepszej strony. A pozniej wkrada sie rutyna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sebuśmeszuś
tez chciałbym się wypowiedzieć: z zoną jesteśmy juz prawie 5.5 roku po ślubie w ramach tego urodziła się kochana córeczka problem polega na tym ze z dnia na dzień coraz bardziej się oddalamy kiedyś mogliśmy się przepraszać całe noce ale teraz jest inaczej pawimy do siebie co dzień większą nienawiścią Ona jest w domu zajmuje się dzieckiem ja staram się zarobić(polskie realia) po całym dniu nie wiem dlaczego nie mam ochoty z nią pogadać... czy to już jest koniec??? tego właśnie nie wiem miałem wiele kobiet jednak tą tylko kocham jest dla mnie kimś wyjątkowym ale nie potraie jej tego okazać :( Kobieta powinna zaznać czułości z rąk ukochanego ale ja już nie wiem kim jestem czy tylko ojcem dziecka? jak to rozumieć jesteśmy młodzi kiedyś to się szlało ale od momentu kiedy jest córka nic a nic bo " jestem matką zachowuje się odpowiedzialnie... co o tym sądzicie proszę o info i pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jesteś w stanie postawić się w sytuacji kobiety, która przez 9 miesięcy nosiła dziecko i dostrajała się do czegoś nowego? I po brzydkiemu mówiąc zostawiła całe swoje ja gdzieś tam, żeby teraz komuś innemu było lepiej? Ja mam to samo od drugiej strony. wiem, że mężowi brakuje tego co dawniej, ale dawniej już nie ma. Teraz są nowe obowiązki, którym trzeba stawić czoło. I tego oczekuję, jak nie spełnia, to chyba jego strata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam mam takie pytanie bylem z kobieta ok 3 lat kochala mnie bynajmniej tak mowila ale byla szczesliwa ja ja bardzo kochalem i kocham nadal zerwala ze mna miesiac temu powiedziala ze nie kocha ze juz od dawna sie cos psulo wypalilo ze nie ma szans juz dla nas ja ja kocham bardzo mowilem jej to powtarzalem nie klocilismy sie prawie wogole spedzalismy ze soba bardzo duzo czasu mieszkalismy prawie razem moze troszke za malo miala przestrzeni nie dawalem jej za bardzo czy to jest powod zeby calkowicie przestac kochac ? mimo to rozmawiamy ze soba codziennie niedawno spotkalismy sie na kawie i tak co jakis czas sie spotykamy smiejemy ja juz odpuscilem znaczy nie mowie ze kocham codziennie tylko gadamy sobie na luzne tematy czy ona tak zupelnie przestala kochac ?? czy to ze sama nie raz chce sie spotkac daje sie przytulac pozwala na to bym ja w usta tak delikatnie pocalowal czy mozna jakos to uratowac czy ona juz zupelnie nie kocha i tylko sie tak bawi ze mna prosze o pomoc :( czy mimo to ze mowi ze nie kocha ze nie ma szans ze sie wypalilo to mowi to szczerze czy tylko chce mi tak pokazac ze jest twarda a w glebi duszy czuje co innego ??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mrygiel
Piszę tu bo muszę to z siebie wyrzucić choćby na forum. Miałem dziewczynę. Najwspanialszą najlepszą byłem w niej szaleńczo zakochany ona we mnie też. Kilka wspólnych, pięknych lat i nagle.. Zaczęło się psuć. Popadliśmy w rutynę przestaliśmy się starać, mimo rozmów i deklaracji biernie patrzyliśmy na to, jak to co przez te 5 lat budowaliśmy upada. Ona płakała, jeszcze starała się coś sklejac, ale we mnie coś pękło.. Nie kocham jej już, to nie to co kiedyś, nigdy nie będzie już jak na początku.. I zostawiłem ją. Myślałem i tak jej nie kocham. Trochę czasu minie, poznam kogoś, zakocham się na nowo będzie dobrze. I tak się stało. Ona nie dawała mi odejść. Dzwoniła, prosiła płakała, a ja? Mnie jej płacz już tak nie wzruszał jak kiedyś, myślałem przede wszystkim o sobie i o moim szczęściu bo przecież to ja i moje życie ja tu jestem najważniejszy i tak jej nie kocham więc trudno. I tak mijał mi czas bez niej. Nawet czasami odczuwałem ulgę. Poznałem w między czasie inne dziewczyny z jedną nawet próbowałem coś stworzyć. I wiecie co? Nic z tego nie wyszło. I nie wyjdzie nigdy z żadną. Choć na początku było miło to w pewnym momencie zaczęło mi wszystko w niej przeszkadzać. Sposób w jaki mnie całuje, jej śmiech, nasze rozmowy.. Zrozumiałem, że jej jedyną wadą jest to, że nie jest moją byłą. Że szukam w niej tego i oczekuje żeby była tamtą. Na domiar złego po jakimś czasie spotkałem moją byłą na dworcu. Studiowaliśmy w tym samym mieście i pochodzilismy z tego samego miasta więc prędzej czy później musiało się to stać. Zobaczyłem ją, uśmiechnęła się, zamieniliśmy kilka ogólnych zdań. Tego dnia zrozumiałem, że nigdy nie przestałem Jej kochać, że może gdzieś się pogubiłem ja, może my razem, może byłem znudzony, zamglony a na pewno głupi. Szaleje teraz przez to. Nie potrafię się pozbierać. Zacząłem słuchać naszych ulubionych kiedyś piosenek, chodzić w nasze wspólne miejsca, pobralem z fb wszystkie jej zdjęcia (nasze zdjęcia z okresu gdy byliśmy razem kiedyś niestety usunąłem). Najgorsze jest to, że ona teraz ma kogoś. W ciągu tych niemal dwóch lat rozłąki miała prawo ułożyć sobie życie. Tylko teraz nie potrafię sobie wybaczyć, że żyje beze mnie, że ja nie będę częścią tego życia, że mogę żyć tylko wspomnieniami, że ona nigdy już nie będzie moja, że nie powiem do niej "mój Okruszku". Ja po dwóch latach zdałem sobie sprawę, że miałem w swoim życiu największe szczęście i je zaprzepaściłem zrobiłem to tylko na swoje życzenie. Bo nie chciało mi się spróbować, walczyć. Bo łatwiej jest odpuścić, bo przestało być jak na początku.. Początek zawsze jest piękny, łatwy poznaje się kogoś, wszystko jest nowe itp. Nie wolno żyć wspomnieniem początku i porównywać do niego tego jak jest po kilku latach. . Uwierzcie mi, jeśli jesteście z kimś parę lat, jesteście naprawdę szczęśliwi a po jakimś czasie coś się psuje i wam się coś wydaje, to puknijcie się w łeb i walczcie za wszelką cenę i cały czas. Ja po prawie dwóch latach zdałem sobie sprawę, że nigdy nie przestałem Jej kochać. Prawdziwa miłość serio zdarza się chyba raz. Przynajmniej mi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×