Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość poodnosze

Kobiety, które wspominaja poród DOBRZE

Polecane posty

Do szkoły rodzenia nie chodziłam a urodziłam obydwoje dzieci szybko i sprawnie .Pierwszy poród trwał 8 godz. od pierwszego bolu (co 10 min) a do drugiego porodu ledwo dojechaliśmy - pierwsze bóle ( co 3 min) o 23.30 , do szpitala dojechaliśmy na 1.45 jak zszedł zaspany lekarz to nawet rozwarcia nie zbadał bo ujrzał pęcherz płodowy z głowką dziecka między moimi nogami ( a stał metr odemnie) spanikowani na łóżku mnie wzięli z izby przyjęć , czajnikiem takim do herbaty obmyli mnie , zadnej lewatywy nic .2 razy poparłam i urodziłam córkę która ważyła 4150gr i 58 cm ( podobno duża waga jest wskazaniem do cesarki ???) Panie położne stwierdziły ze jestem stworzona do rodzenia dzieci- a jestem drobnej budowy ciała 50 kg , biodra 91 cm!!! Wniosek kazdy poród jest inny nie ma co się nastawiac na jakąś TRAUMĘ , tyle ludzi jest w szpitalach , mają operację cierpią i nic z tego nie mają a po porodzie otrzymujemy piękną nagrodę - NASZE DZIECKO!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jezu, ja rodzę dopiero w sierpniu a już teraz skręc mnie jak myślę o porodzie:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja swój pierwszy poród, choć nie krótki (20 godzin) wspominam wspaniale. Drugi, niestety nie bardzo :( , choć trwał 7 godzin. Był bardzo intensywny, tak go określam i chyba przez to baaaaardzo bolesny. Do szkoły rodzenia chodziłm i byłam bardzo zadowolona. Była wspaniała atmosfera, nikt niczym nie straszyl, było super!!!! Pozdrawiam wszystkie przyszłe mamusie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kandyo
Cześć dziewczyny. Ja mój poród wspominam zawsze z uśmiechem. Bolało bardzo ale warto było. Urodziłam w 40 tygodniu. Trzy dni przed terminem. Przez całą ciąże pracowałam nie licząc trzech dni zwolnienia lekarskiego z powodu kataru i kilku pojedyńczych dni urlopu. 10 listopada ubiegłego roku byłam na ostatniej wizycie u mojego ginekologa. Okazało się że mam dość wysokie ciśnienie 155/110 - co się wcześniej nie zdarzało. Najpierw chciał zebym w końcu poszła na zwolnienie lekarskie ale w końcu doszedł do wniosku że skieruje mnie do szpitala. Poczekałam więc na męża aż wróci z pracy. Zrobiłam zakupy, popłaciłam wszystkie rachunki... I zgłosiłam się ok. 18 do szpitala. Położna i pielęgniarki dziwnie na mnie popatrzyły tak jakbym nie miała się po co zgłaszać. Po całęj papierkowej robocie podłączono mi ktg i zbadał mnie lekarz mówiąc na koniec że "jeszcze daleka droga przed nami". Położyłam się więc spać, ale nie mogłam zasnąć bo jedna pani strasznie chrapała. Jak już zasnęłam to zaczęłam się budzić bo strasznie mi się siku chciało okazało się że to wcale nie to. W końcu zaczęłam mierzyć czas między tym jak miałam parcie na pęcherz i okazało się ze jest regularnie co 7 minut. W końcu poszłam do położnej ok 6.45 i powiedziałam że chyba mam bóle. Ona powiedziała że zaraz przyjdzie i przyszła po pół godzinie. Podłączyła ktg i poszła sobie. Wróciła znowu po 30 minutach. Powiedziała że coś się faktycznie dzieje i zaprowadziłą mnie na salę zabiegową żeby sprawdzić czy jest rozwarcie. Po drodze już zaczęły mi wody odchodzić. O siódmej rano byłam już na sali porodowej. Zadzwoniłam więc do męża że może mi przynieść rzeczy dla dziecka bo już się zaczyna. Zadzwoniłąm też do rodziców że już niedługo zostaną dziadkami. Najgorsze w tym wszystkim było to że mi się wydawało strasznie długo. po za tym byłam okropnie głodna, bo zgłosiłam się do szpitala po kolacji a zaczęłam rodzić przed śniadaniem. :) Mój mąż był ze mną przez cały czas kiedy miałam bóle. Bardzo mu za to dziękuje. Na początku strasznie krzyczałam, ale to raczej ze strachu niż z bólu bo jak spojrze na to z perspektywy czasu to czułam w życiu większy ból niż ten wtedy. A jak się już zaczęło na dobre to właściwie nie zwracałam uwagi na ból tylko starałam się skupić na parciu, zeby jak najszybciej zobaczyć maleństwo. Kiedy tak sobie krzyczałam położna stwierdziła że mam małą odporność na ból i kazała mi uśiąść na piłce. TO wcale nie był dobry pomysł bo ja byłam tak zmęczona i niewyspana że wpewnym momencie przysnęłam i o mało nie spadłam z tej piłki. Przestałam wiec krzyszeć i starałam się oszukać ból. Myslałam o wszystkim tylko nie o bólu. i ustało się odizolowałam go. A położna przyszła i zapytałą ironicznie "co już nie boli" ;) Kiedy przyszło rozwarcie 10 cm to szybko się potoczyło. po 10 minutach zobaczyłam maleństwo jak wyskakiwało z mojego brzuszka. Położyli mi je na brzuchu. Potem zabrali na chwilę żeby pokazać tatusiowi. Kiedy położyli mi mojego synka po raz drugi na brzuchu on bardzo mocno chwycił się mnie rączkami. to było cudowne uczucie. Bardzo często w myślach wracam do tych chwil bo to są dla mnie naprawdę piękne wspomnienia. TO był 11 listopada 2006 r. sobota godz 12.20

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kandyo
Przepraszam że tak długo się rozpisałam. Ale chciałam się z wami podzielić tą chistorią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
Witam! Dzięku za opowiesci -- o to chodziło :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama dama
Ja też bardzo dobrze wspominam poród. O 1o przyjecvhałam na KTG, o 11 zrobiono mi cesarkę. Wszystko szybko i bezboleśnie. Synek urodził sie zdrowy i silny. Potem dostawałam srodki przeciwbólowe, także nic nie czułam. Nastepnego dnia juz chodziłam i zajmowałam się synkiem. Wszyscy mówili, że świetnie zniosłam cesarkę. Drugię dziecko też chciałabym tak rodzić. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam, po raz pierwszy zdecydowałam się włączyć w jakiekolwiek forum - ale nie mogłam się powstrzymać ;-) W listopadzie rodziłam po raz trzeci, tj \\\"rodziło się\\\" samo, bo nagle konieczna była cesarka. A żal mi było niedoświadczenia... właśnie tego bólu no i później tej NAGRODY po ciężkim maratonie. Pierwszy poród trwał 17 godzin, miałam bóle z krzyża (czyli te najdotkliwsze), Dzidziul był wielki, pękła mi szyjka w dwóch miejscach i kość ogonowa, a jednak to było najpiękniejsze doświadczenie mego życia. Faktycznie o wiele gorszy jest ból zęba, bo niczemu nie służy. Myślę, że receptą w moim przypadku było całkowite zaufanie naturze i danie sie ponieść przypływającym falom - to chyba dzięki szkole rodzenia, do której podeszłam może trochę fanatycznie, ale dzięki temu \\\"nie zaciskałam się w sobie\\\" podczas akcji. No i na koniec miałam szczęście, że zadziałała oksytocyna (podobno z postępem cywilizacji - ewolucją? - u niektórych kobiet może nie zaskoczyć). To była pełna metafizyka, zalew szczęścia, krzyczałam do lekarzy \\\"Bóg zapłać!\\\" a oni się śmieli... Póżniej zaczęły się różne kłopoty, żle dostawione dziecko, więc pierś źle opróżniana, więc zastoje, więc niedożywienie maluszka, więc moje stresy, zmęczenie itp. I w tych najtrudniejszych chwilach, w ramach autoterapii, zamykałam oczy i klatka po klatce wspominałam mój ciężki, cudowny, metafizyczny poród... Pozdrawiam i życzę - nie bólu, ale napewno tej metafizyki - wszystkim przyszłym pierworódkom, kolejnym mamom również :-) Ofka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez nie moge złego słowa powiedziec o swoim porodzie, wiadomo: bolalo, ale do przezycia. Rodziłam bez zzo, nie mialam opłaconej poloznej ani lekarza a mimo to opieke mialam dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wrzosowa11
Dziękuję za ten wątek. Nareszcie mogłam poczytać wypowiedzi zadowolonych kobiet i od razu mi weselej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cesarka
To było najlepsze co mogło mi się przytrafić, nie planowana cesarka okazała się rewelacją. Teraz już wiem że kolejny poród rozwiążę w ten sam sposób. Pewnie zaraz odezwą się przeciwniczki cesarki czy matki polki i będą przekonywać do natury, ale dzięki tej cesarce i refleksowi lekarza mam swojego synka. No i oczywiście jest jeszcze jeden duży plus nie mam wiadra pomiędzy nogami, nie popuszczam moczu i na areobiku nie boję się że mi macica wypadnie(a istnieją też i takie przykre wypadki) A i nie wciskajcie kitu że macie super ciasne pochwy bo w życiu nie uwierzę a wasi mężowie pewnie wam mówią że nic się nie zmieniło - a niby po co mają mówić żeby potem wysłuchiwać gadania przez cały czas i awantur to wolą biedaki siedzieć cicho i modlić żeby po kolejnym dziecku nie rozjechałyście się bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
I za powyższą refleksję dziekujemy. Kto jeszcze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pepetka 1978
Witam:) To może jeszcze ja. Ja swój poród wspominam bardzo dobrze. Tego wieczoru (tydzień przed terminem) moja podświadomość podpowiedziała mi, żebym nie przebierała się w pidżamkę tylko położyła na kanapie i tak się przespała. Pospałam sobie około pół godzinki i poczułam miłe ciepełko. Powiedziałam do męża, że chyba rodzę... i kiedy nabrałam jako takiej pewności (przecież to pierwszy raz) pojechaliśmy do szpitala. Okazało się, że nasz synek chce się przytulić do rodziców. (Tutaj ... nie chcę Was zanudzać) Bolało nie powiem, że nie ale już tego nie pamiętam. Było cudownie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam...z zagrożoną ciążą leżałam 90 dni w szpitalu...urodziłam i tak miesiąc za wcześnie...ani chwili nie wątpiłam, że coś złego może się stać...mieliśmy rodzić razem, tzn. z mężem, ale tego wieczoru wygoniłam go do domu...zaczęło się ok. 22, cały czas łaziłam ze skurczami po korytarzach /da się wytrzymać/, wszyscy położyli się spać...a gdy odeszły wody to stawali na głowie, bo nic nie było przygotowane...malutki urodził się ok.4 rano...z tatą spotkał się niestety w drzwiach porodówki, bo odnosili go do inkubatorka...ale dostał pierwszego ojcowskiego całuska...wspominam to dobrze...jestem do dziś szczęśliwą mamą, a tata jest najlepszym tatą na śiwecie...uważam, że to bardzo indywidualne, ale ja polecam \"poród we troje\"...pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MAm termin na jutro! Chetnie poczytałabym jeszcze o dobrych przezyciach i wspomnieniach.Piszcie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wrzosowa11
Narazie zachwyciłam się tym sympatycznym wątkiem.Czas napisać o moim wspaniałym porodzie. Bałam się go bardzo ale poczytałam sobie książkę , którą napisała położna Janet Balaskas pt. "Poród aktywny" i mnie natchnęło :) Uwierzyłam w siebie, przyjmowałam każdy skurcz bez obaw i oddychałam, odpoczywałam ( przecież jest czas na odpoczynek i to jest fajne!) i znów pracowałam od czasu do czasu pokrzykując "ratunku!!!". Mimo , że krzyczałam wcale nie czułam się bezradna. Krzyk mi pomagał, w ogóle nie przejmowałam się jak mnie ktoś oceni. To był trans, ogromne skupienie, jak dla mnie doświadczenie naprawdę wspaniałe. Tak jakbym dotykała Tajemnicy Wszechświata:)Wiem , brzmi dość egzaltowanie, ale naprawdę tak było:) Skurcze z tych co 15 minut zmieniły się nagle w takie co 5 i pojechaliśmy z mężem do szpitala. W dodatku wtedy mieliśmy zardzewiałego malucha. Dyszałam jak parowóz i jakoś dojechaliśmy. W szpitalu okazało się,że rozwarcie jest....niespodzianka, ale już na 7 cm! Ucieszyłam się ogromnie. Wkrótce nastąpiła faza przejścia, bardzo silne skurcze co minutę czy może nawet pół, zupełny odlot. W przerwach między nimi miałam zabawę bo lekarz prędko wypełniał ankietę o nas ( czyli kim jesteśmy i kto na co chorował, przebieg ciąży itp))Spróbowałam go nawet zainteresować chorobami moich dziadków i udało się:) Podczas skurczów szalonych mąż masował mi plecki. Ale ulga! Polecam! A potem nagle wszystkie bóle ucichły, zaczęło się oczekiwanie na bóle parte, które nic mnie jednak nie bolały. Był to po prostu ogromny wysiłek, znowu w transie.Dzidziuś się rodził 20 minut(nacięć nie było), potem narobił ogromnego krzyku, mokry śliczny golasek. Wkrótce zapakowali naszego synka w bety, wtedy zaczął robić 100 zadowolonych min na minutę, a następnie fachowo przyssał się do piersi. Byliśmy blisko siebie, tylko we trójkę, świat wokól nie istniał. Szczęście nie do opisania:))) Teraz jestem w trzeciej ciąży, trzymajcie kciuki, żeby znów się udało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiem hjkl
za 3 miesiące rodze, pierwszy poród wspominam źle /nie chce opiywać/ teraz chciałabym cc, boje się ale gdy Was czytam to znó mam chęć na noturalny poród. Dzięki za ten TOPIK

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwszy porod zle wspominam, natomiast drugi bardzo dobrze. Rodzilam dwa tygodnie temu, 24 stycznia 2007 o godz 15 pojawily sie skurcze regularne co 3 minuty, tak od razu. O 16.40 lezalam juz na porodowce a o 18.25 urodzilam synka :-) Porod byl bardzo szybki, z rozwarcia na 3 cm w przeciagu 10 minut zrobilo sie pelne rozwarcie. Kiedy rodzila sie glowka Poloznik pozwolil mi ja dotykac, uczucie niesamowite :-) a kiedy synek juz wyszedl z brzuszka pozwolono mi usiasc i patrzyc co z nim robia, widzialam jak maz przecina pepowine, trzymalam ja w reku i ogladalam, widzialam jak rodze lozysko, jak ono wyglada itp Wrazenia super no i najwazniejsza w tym wszystkim jest opieka lekarzy i poloznych. Wszyscy byli bardzo mili i pozytywnie nastawieni do moich krzykow :-) poloznik ktory mi odbieral porod byl bardzo delikatny i sympatyczny. Oby jak najwiecej bylo takich szpitali i poloznikow. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poodnosze
:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mnie tez polozna powiedziala,ze moge dotknac glowki,ktora byla juz w pochwie,jesli chce. od razu wsadzilam sobie palec i poczulam miekka skore i wloski. to dalo mi totalnego kopa,bolu nie czulam juz wcale.swiadomosc,ze dziecko juz zaraz wyjdzie,zadzialala jak kokaina. byl tez smieszny moment:-) tatus mojej corki siedzial przy wannie trzymajac mi rece i zobaczyl jak wylania sie glowka. podczas tego skurczu wyszedl tylko czubek,a on powiedzial do mnie \"glowka jest,glowka jest!\" .przy nastepnym skurczu wyszla juz cala glowka,ale ja myslalam,ze mam to juz za soba. on do mnie :\"teraz juz cala glowka jest!\" a ja wydarlam sie :\"MOWILES,ZE JUZ BYLA!!!!!!!!!!!!!!\" ze straszna zloscia na niego:-D bo bylam pewna,ze juz wyduszam ostatni raz-cialko:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
trochę mnie bolało ale wolę rodzić niż chodzić do dentysty:):):) mój poród trwał niecałe 4 godziny..o północy dostałam pierwszych bóli i właściwie to nie wiedziałam czy to już, bo trochę inaczej wyobrażałam sobie bóle porodowe..o 8 rano skurcze były już co 7 minut a rozwarcie (jak się okazało) na 6 cm..i poszło już z górki:) nie chodziłam do szkoły rodzenia, nie znałam nikogo w szpitalu, ale jak przyszła położna i się sobie przedstawiłyśmy, zapytałam ją co mam robić i jak się zachowywać- spokojnie mi wszystko wytłumaczyła a ja postanowiłam robić to najlepiej i najsumienniej jak potrafię.. najpierw poszłam pod prysznic, potem poskakałam na piłce, odeszły wody...lekarze i położne stwierdzili, że dawno nie widzieli tak fajnego i lajtowego porodu, ( w ostatniej fazie w chwilach gdy nie było skurczu żartowałam sobie z nimi) a kiedy położyli mi na brzuszku synka to już w ogóle jeden wielki śmiech na sali- cały personel cieszył się jakby to właśnie było ich dziecko, wszyscy byli tak mili, tak uprzejmi , życzliwi i weseli, że mogę tylko życzyć wszystkim takiego porodu:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×