Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość fruuzia

Nie cierpie sobotnich wieczorów

Polecane posty

Gość laptopka
tylko, że ja tak sobie myslę, ze przecież nikt nie musi obchodzić się ze mną jak z jajkiem tylko dlatego, że spotkało mnie to co spotkało, przecież tak naprawdę inni nie sa temu winni, więc dlaczego przeciwko wszystkim to obracam, nie mam pojęcia... wrrrrr zaczynam być teraz zła sama na siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
tak, obowiązek alimentacyjny jest w obie strony....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w biegu przez topiki
ale laptopka agresja w tym momencie jest naturalnym biegiem rzeczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no moi koledzy najpierw uwazali ze to PMS, ale ze nie przeszlo i rozciagnelo sie w czasie... :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
hahaha, cos długie to "PMS".... to się zdziwili.... ja na dziś w pracy jak mam kiepski dzień, żeby mnie nikt nie ruszał, chyba, że na własną odpowiedzialność... bo mogę nie być miła... przywykli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
idziecie spać dziewczynki? Bo ja juz tak, dobranoc i do jutra :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
właśnie też o tym myslałam... spokojnych snów wam życzę, do jutra...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w biegu przez topiki
dobranoc pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magnolia 858
Witam wszystkich! Zajrzałem tu pierwszy raz i pomyślałem, że może jak się tu trochę wygadam, to "oddam" Wam trochę swojego smutku, żalu, cierpienia i pozbędę się swojej bezsilności i bezradności. Żeby nie zanudzać: - związek 4 lata: 1 rok wspólnie na studiach; ja 5.rok, Ona 1. Reszta lat w rozłące -takiej po 5 dni. Weekendy wszystkie wspólnie, wakacje, urlopy, każda wolna chwila razem. Było cudnie. Po jej studiach miał być ślub i wspólne życie do grobowej deski. Niestety im bliższy stawał sie moment zakończenia jej studiów, zaczęło się coś psuć. W końcu popsuło się na dobre na jej 4. roku. Spotkała kogoś na miejscu i to z nim zaczęła spędzać te 5 dni w tygodniu, ze mną zaledwie 2. Był bliżej, wygrał tę nierówną walkę. Nie mogłem się z tym pogodzić, cierpiałem okrutnie. Oj jak nie mogłem tego znieść, że najbliższa mi osoba, której ufałem bezgranicznie tak postąpiła, że mnie oszukiwała przez jakiś czas, że to ja musiałem z niej wydusić całą prawdę, że nie miała do końca odwagi, by się przyznać do zdrady. Nastąpiło wielkie "BUM". Moje "leczenie" po tym nieudanym związku trwało kilka miesięcy. Kilka miesięcy żalu, pretensji i to wszystko starałem się odsprzedawać komuś innemu przez poznawanie nowych ludzi - kobiet. Niestety kilka osób przeze mnie cierpiało. Mam nadzieję, że mi to wybaczą. Nikogo jednak nie oszukiwałem, każda nowonapotkana osoba wiedziała od początku, na jakim etapie jestem, nikt nie usłyszał ode mnie słowa "kocham", ale jednak krzywdziłem. Nie celowo, nie wyrafinowanie, ale jednak. Wakacje. Pojawiła się Ona, znowu zapragnęła ze mną szczęścia, znów pojęła, że tylko ja i nikt inny. Pozwoliłem sobie spróbować. Przecież serce jeszcze biło i to bardzo mocno. Sielanka trwała kilka tygodni. Później znowu krach. Znów jakiś facet poznany w wakacyjnej pracy i znowu ten sam scenariusz... Ja + ręka w nocniku. Znowu kilka miesięcy przerwy. Przyjeżdża w styczniu do mojego miasta, na stałe. Ma już tylko seminaria, zaczyna pracę tam, gdzie mieszkam. Znów mnie zwodzi, znowu obiecuje, znowu zrozumiała itd. itp. "Króliczek" machnął ogonkiem a ja głupi znowu się skusiłem na króliczka. Dziś mamy końcówkę kwietnia i postanowiłem sobie głęboko w duszy (mam nadzieję, że tego tym razem dotrzymam), że to już koniec na amen, tym razem to koniec....do grobowej deski. Znowu się pogubiła, znowu przestało jej zależeć, znowu zaczęła wydzwaniać i wypisywać smsy do jakiegoś kumpla ze studiów - kolejnego. Znowu nie wie, czego chce od życia. Nie wiem, co ją opętało? Co to za chuć naszła? Najgorsze jest w tym wszystkim to, że Ona ciągle twierdzi, że ja jestem jedyną osobą, z którą mogłaby się związać na zawsze, że tylko ja ją tak rozumiem, jednak nie potrafi w tej chwili nic z siebie dawać innym. Poddaje się, gdy musi zdobyć się na jakikolwiek wysiłek. Im jest bardziej pewna mnie, tym mniej mnie chce. Nawet się rymuje, aż miło. Im starsza, tym mniej dojrzała. Ciekawe... Nie żebym ja był w tym wszystkim bez winy... Miałem chwile słabości i ataki zazdrości w jej kierunku - bo jak tu się nie denerwować, gdy wypisuje jakieś smsy do kolesia, gdy rozmawia z kimś po nocach itd. itp. Poza tym, jak się kogoś bardzo dobrze zna, to się wyczuwa, że coś jest nie tak. Znikają miłe słowa, brak jakichkolwiek gestów czułości. Brak pocałunków, seksu. Twierdzi, że się wypaliła z uczuć, że nie potrzebuje tego obecnie od mężczyzny. Wystarcza jej podobno jedynie rozmowa. Jakoś mi się nie chce w to wszystko wierzyć, wcześniej była zupełnie inna. Taka przytulanka, która nie mogła się oderwać ode mnie. Chyba to mnie również prowokowało do jakichś pretensji - ten radykalizm w stosunku do tego co było kiedyś. Stworzyłem na swoje potrzeby "wyimaginowany" a raczej zaczerpnięty z przeszłości obraz osoby z którą byłem. Tylko jak wyjść z tego cmentarzyska wspomnień, jak porzucić te miłe wspomnienia, podchodzić do przeszłości bezemocjonalnie i patrzeć na to wszystko obiektywnie? Jedno jest w tym wszystkim pewne. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, tak na spokojnie. Bez nerwów i wrzasków. Na cichym tonie. Ostatnio zaczęliśmy się zastanawiać, a bardziej to może ja, czy tego typu reakcje - brak określonych celów w życiu, brak głębszych potrzeb, czułości, nie jest przypadkiem wynikiem jej postępującego alkoholizmu? Wiem, że to brzmi może dość drastycznie, ale skoro Ona sama przyznała, że może coś w tym jest, to daje mi to do zastanowienia. Popija prawie codziennie. Nie dużo - piwko...dwa. W weekedny, gdy wyjeżdża na seminaria te ilości powiększają się już znacznie bardziej. Jestem zły, na to, że nam się znowu nie ułożyło, ale z drugiej strony martwię się o nią, że może nie dostrzegam, że to nie jest problem w tym, że nam ze sobą jest już kiepsko, tylko, że to Ona ma problem z alkoholem stąd ten jej cały mętlik w głowie? Mam jeszcze sporo do napisania, ale widzę, że ten skrót informacji zajął mi niebywałą ilość miejsca. Ciekawe, czy ktoś przeczyta środek? Pozdrawiam serdecznie i piszcie moi drodzy, piszcie cokolwiek, bo ciężko mi się pozbierać kolejny raz. Czuję, że coraz trudniej jest mi się od niej oderwać i zaczynam znosić coraz gorsze rzeczy. Moje decyzje przestały być już jednoznaczne i ostateczne. Jestem w stanie wybaczyć jej wszystko... Tak nie może być w nieskończonośc, bo bez zimnego prysznica Ona chyba sie niczego nie nauczy w życiu, a przecież ją kocham i chcę dla niej jak najlepiej, bo nie istotne, czy będzie ze mną czy nie - powinna być kiedyś szczęśliwa, każdy na to zasługuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witamwas
witam, ja tutaj po raz pierwszy ... chce mi sie wyc ..... mam 33 lata. 11 lat po slubie. dzieci 10 i 3 latka ..... ale od poczatku .... poznalismy sie na studiach ... szybka fascynacja ... i jedna z pierwszych randek zakonczyla sie sukcesem (!!!) ... pierwsze dziecko .... na szczescie jedni i drudzy rodzice pomogli .... nie bylo zle ... mielismy ... jeszcze mamy ... dom, samochod i jakas tam prace .... kochalem ja i kocham dzieci ale jakies 3 lata temu wszystko zaczelo sie psuc ... oddalilismy sie od siebie (syndrom 7 lat?!?) ... nie bylo czulosci ... mechaniczny sex ... przyzwyczajenie oboje przeczuwalismy ze cos jest nie tak, wiec zdecydowalismy sie na drugie dziecko ... to miala byc recepta na wszelkie zlo (nie robcie tego nigdy) .... ale wcale nie bylo lepiej moja zona nigdy nie byla demonem sexu (chociaz ma 178cm i figure modelki), ale po porodach to byla masakra ... wstret do sexu przez ponad rok ... wtedy po raz pierwszy i jedyny zdradzilem .... szybki sex i krotki zwiazek przez 2 miesiace ... nigdy nie powiedzialem o tym zonie i postanowilem ze nigdy wiecej tego nie zrobie ... mozecie mnie ukamieniowac ale pisze szczerze jak bylo ... ale dalej ... w naszym zwiazku wcale nie bylo lepiej .... szarosc, codzienna walka z dziecmi i przyzwyczajenie ... potem byl slub mojego brata .... poznala na nim jakiegos dyrektora z wawy (zawsze jej tacy imponowali) ... zaczely sie SMSy i emaile (nowe konta pocztowe, noszenie komorki w kieszeni ... ) ... ktoregos razu koles sie pomylil i wyslal maila na adres "domowy"... i ja go przeczytalem .... wszystko stalo sie jasne ... swiat mi sie zawalil ... okazalo sie ze gdy ja przebywalem przez tydzien na delegacji zagranicznej, ten koles przyjechal tutaj i bzykali sie w hotelu przez 3 dni (nawet dzieci do rodziny wywiozla na ten czas) ... zona przyznala sie do szystkiego gdy przyparlem ja do muru ... ostatecznie zadzwonilem do tego goscia i powiedzialem ze o wszystkim poinformuje jego zone ... koles zerwal kontakt z moja zona w ciagu 5 minut ... wiecej sie nie odezwal ... przezylismy cos w rodzaju "katharsis" i postanowilismy ze to co nas nie zabilo to nas wzmocni ... przez 2 tygodnie rozmawialismy szczerze o wszystkim i plakalismy sobie w ramiona .... ja ja naprawde kochalem i chcialem wszystko uratowac ... razem bralismy "deprim" wyjasnilismy sobie co kazde z nas oczekuje od partnera i postanowoilismy sie zmienic ... ja naprawde nad soba pracowalem bo wierzylem ze mozemy byc jeszcze razem szczesliwi ... bylem szczesliwy ze to przezwyciezylismy ... zmienialem sie .... lecz moja zona byla glucha na moje poswiecenie i sama nie robila nic, bo jak sie pozniej okazalo ..... wciaz go kochala ... trwalo to kolejne kilka miesiecy .... az jej przeszlo ... a wtedy ja juz nie mialem sily aby nad soba pracowac ... kolejne prawie dwa lata to byl marazm ... szara rzeczywistosc .... probowalismy roznych rzeczy aby ozywic nasz zwiazek ale zadne "bum" nie nastapilo ... ale ja ja wciaz kochalem ... bylo mi z nia dobrze ... rozumielismy sie bez slow ... ale ona bardzo sie zmienila ... zmienily sie jej priorytety ... jakby zlapala druga mlodosc (niestety) - najwazniejsze staly sie kolezanki i imprezy do 6 rano co tydzien ... ja sie temu sprzeciwialem, argumentujac ze mamy siebie i rodzine i to powinno byc najwazniejsze ... ale ona nie sluchala ... robila wszystko na przekor mnie ... jak mi na czyms zalezalo to ona robila na odwrot ... liczylo sie tylko to co ona chce i jej priorytety a reszta byla nie wazna ... ja bylem na samym koncu ... dwa przyklady: - zona jest na imprezie .... przyjezdzam po nia bez uprzedzenia o 3 rano (z gdyni, dyskoteka jest w sopocie) wiec chyba powinna byc wdzieczna, a ona na to ze nie pojdzie ze mna do domu bo swietnie sie bawi z kolezankami ... wraca o 6 rano ... - wyjezdza do wawy na szkolenie (pt +sob). ja mowie ze przyjade do niej w piatek (z gdyni do wawy: 400km) to moze pojdziemy na jakies party, ona na to ze "moze". gdy zjawiam sie w warszawie w piatek wieczor i dzwonie do niej to dowiaduje sie ze ona juz sie umowila z kolezankami i dla mnie nie ma miejsca .... uslyszalem: "my bawimy sie w damskim gronie, nie ustalales tego ze mna ... rob co chcesz" .... i nie spotkala sie ze mna ... zaczela miec straszne cisnienie na kolezanki, imprezy i szkolenia ... jakby chciala nadrobic pierwsze 10 lat spedzone z dzieckiem (no trudno, tak wyszlo w naszym zyciu) dodatkowo zawsze mielismy spiecia na tle kasy. ja zarabiam okolo 3600 na reke a zona 3000 na reke, wiec generalnie chyba nie powinnismu narzekac ... ale ona zawsze po pensji w pierwszej kolejnosci kupowala ciuchy, torebki i buty a pozniej okazywalo sie ze nie starczajej na zycie ... ja tak nie potrafie ... zawsze najpierw musze oplacic rachunki a dopiero pozniej moge kupowac ciuchy (chodz jak kobieta potrafie wydac ponad 1000pln w jednym sklepie) ... u niej zawsze bylo odwrotnie ... zaczely sie coraz czestsze klotnie na temat jej priorytetow. po raz pierwszy pojawil sie temat rozwodu. w zeszlym roku zalatwila sobie studia podyplomowe w wawie (ja bylem temu przeciwny bo moim zdaniem mogla zalatwic cos blizej domu) ... kolejne spiecie no i teraz jezdzi do wawy 2x w tygodniu na caly weekend ... zajecia koncza sie w sobote po poludniu, wiec w nocy mogla by byc w domu lecz ona zawsze zostaje w wawie jedzen dzien i noc dluzej i wraca w niedziele. byla kolejna dyskusja na temat rozwodu ... ona powiedziala ze tak nie moze zyc .... ze chce rozwodu ... ustalilismy ze w razie czego to przeprowadzimy rozwod najlagodniej jak sie da ..... razem wszystko ustalimy ... napiszemy pozew i zalatwiny to po gentlemansku. dodatkowo zauwazylem ze od 2 miesiecy dziwnie sie zachowuje. jest w euforii. nie rozmawia ze mna... sex rzadko sie zdarza, zalozyla konto na zagranicznym serwerze (chociaz w domu ma juz 3 adresy) i nie rozstaje sie z komorka ... non stop dostaje i pisze SMSy .... (skad wy to znacie:-) powiedziala ze w wawie spotyka sie z jakims kolega ... ale to tylko kolega... przyjaciel ... dobrze im sie rozmawia ... 2 tyg temu ten kolega przyjechal do gdyni, poszla sie z nim spotkac na kawe, ale ubrala sie w najlepsze ciuchy ... juz to mi podpadalo, ale mowila ze to nie ma zwiazku ... ale widzialem czeste polaczenia z tym facetem na jej komorce i czesto kasowane maile. ten koles tez popelnil blad i takze przyslal maila do mojej zony na prywatny adres ... i oczywiscie ja go przeczytalem ... byly tam teksty typu: czesc koteczku .... tesknie ... caluje .... zona wszystkiemu zaprzeczyla ale ja i tak juz wiedzalem swoje 3 dni temu tak z glupia franc zapytalem co z pozwem rozwodowym .... i uslyszalem ... "zlozylam w sadzie dwa dni temu" .... zgodnie z umowa w razie czego mielismy przygotowac go wspolnie ... a ona zlozyla go za moimi plecami i napisala rzeczy na ktore ja nigdy bym sie nie zgodzil .. przed wczoraj miala kolejny wyjazd na zajecia do wawy ... ale szczegolnie sie przygotowywala: - kupila nowe ciuchy (spodniczke, buty, torebke) - kupila nowa bielizne (nawet ze mna wybierala) - zapakowala do walizki sexowna atlasowa bielizne w ktorej nie widzialem jej juz kilka lat i pojechala .... oczywiscie miala wrocic dzien pozniej a nie prosto po zajeciach ... ja bohatersko zostalem w domu i wczoraj wlamalem sie na jej konto internetowe na serwerze gmail (nie bylo to latwe) przeczytalem okolo 10 maili od i do tego kolesia .... wszystkie slodziutkie i takie romantyczne ... okazalo sie ze: - juz podczas jego pobytu w gdyni sie calowali - doskonale sie im rozmawia - ich zony / mezowie to dupki - oboje nie moga sie doczekac wspolnego spotkania i wspolnej nocy w wawie wiedzac ze zona jest przygotowana na spedzenie nocy z nim, zadzwonilem do niej kolo poludnia i powiedzialem ze czytalem wszystkie maile .... powiedziala mi ze jej przykro ze w ten sposob sie dowiedzialem ... gdy zadzwonilem kolo 22:00 to w tle grala nastrojowa muzyka .... jestem pewien ze byla u niego w hotelu i ..... zaraz po moim telefonie wylaczyla komorke i nie wlaczyla do tej pory (5:40 rano) mysle ze ta kropla przelala czare goryczy .... i trzeba zakonczyc ten zwiazek .... ona upraiw sex z innym prawie na moich oczach .... chyba w wieku 33 lat trzeba zaczac ukladac sobie zycie od nowa .... zeby tylko czasu starczylo ... chce mi sie wyc .... jestem bezsilny .... ale wpadlem na pomysl czy nie zadac rozwodu z jej winy (ona pierwsza zagrala nie fair) ... mam dowody na jej podwojna niewiernosc (emaile, SMSy, zeznania swiadkow) ... mysle ze to by wystarczylo przed sadem ..... z emaili wynika ze miala romans ... ale i tak chce mi sie wyc ... chyba musze juz zaczac ukladac sobie zycie od nowa ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was serdecznie Nie gniewam sie za \"obgadywanie\" - wrecz przeciwnie, to wiele dla mnie znaczy, ze znalazlem tu tak zyczliwe osoby jak Wy, ktore podtrzymuja mnie na duchu w tych jakze trudnych dla mnie chwilach... Nie jestem az tak naiwny aby w ciagu kilku dni odbudowac swoje zaufanie do zony po tym wszystkim co mialo miejsce, jednak dostrzegam pewne fakty przemawiajace za tym, iz chyba rzeczywiscie to ich rozstanie mialo miejsce... na razie po prostu poddaje sie biegowi czasu - czas wszystko zweryfikuje... jesli wszystko sie \"ułoży\" odbudowa zaufania potrwa lata... szczerze powiedziawszy podczas trwania malzenstwa zauwazalem, ze moja zona jest dosc naiwna osoba i tak sobie mysle teraz , ze ten typ musiał jej zrobic niezłe pranie mózgu... chyba wreszcie pojawily sie wyrzuty sumienia, poczucie winy dotąd tak bezwzględnie i skutecznie zagłuszane... zagłuszane poprzez wynoszenie na piedestał swojej własnej \"wrażliwosci\" i \"wrazliwosci\" goscia dajacego \"oparcie\" w chwilach \"samotnosci\" - nieobecnosci męża... wpajanie, ze nie powinna czuc sie winna za milosc, ze nie mozna przepraszac za milosc... jak łatwo mozna doborem odpowiednich słów i srodków wyrazu zmienic, przekształcic na swoją modłę pojmowanie rzeczywistosci... chociaz... wcale nie tak łatwo... myślę ze trzeba mieć opanowaną do perfekcji wirtuozerię słowa i gestu pozwalajacą na manipulację uczuciami drugiej osoby, pociągnięciami za sznurki sterowac niczym marionetką... może to wszystko brzmi tak, ze probuje usprawiedliwiac moja zone - nie usprawiedliwiam jej - juz jej to powiedzialem, zeby nie szukala we mnie winy za to co sie stalo, niemniej jednak sadze ze ziarno padło na podatny grunt... dwa dni po telefonicznym \"zerwaniu\" napisal do niej maila o tym jak mu źle i jak teraz on czuje sie porzucony (sic!!!!!!) (zona przynajmniej juz nie probowala ukrywac tego faktu przede mna)... nie potrafie tego nazwac inaczej jak tylko tak, ze jest to człowiek zupełnie pozbawiony własnej godnosci... czy naprawdę mozna wierzyc w zbudowanie własnego szczescia rozbijajac i niszczac czyjeś małżeństwo, czyjąś rodzinę???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
Witam...... aż tchu mi zabrakło jak przeczytałam to wszystko... magnolia - środek też... powiem szczerze - moja pierwsza reakcja była taka - to kobiety też tak potrafią na szerszą skalę???? Myślałam, że żona paikillera stanowi taki sobie wyjątek... zdziwienie jednym słowem.... a potem zaczęło mi być wstyd za kobiety... tak normalnie i poprostu... napiszę potem więcej i szerzej co ja o tym myślę... ale moja pierwsza i podstawowa rada - Panowie to WY jesteście mężczyznami w tych związkach... a tu się chyba troszkę role zmieniły... ja szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie jak można żyć obok siebie a nie ze sobą a to właśnie opisaliście... na razie tyle, zaraz mam gościa (HURRRRRA, nie będę sama w ten deszczowy wieczór).... strasznie wam współczuję, że tak właśnie to u Was wygląda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
jeszcze jedno, painkiller - można tak myśleć - patrz mój przypadek.... kochanka mojego męża wcale nie miała skrupułów... i żadne z nich się przez minutę nie zastanwiło, że ja będę cierpieć... i usprawiedllwiasz ją sam przed sobą i to baaardzo... życzę Ci, żebyś się nie mylił i żeby już nigdy czegoś takiego ci nie zrobiła.... pytanie z "naszej działki", słyszałeś już ostatnią płytę Dream Theater? Ja tak... nawet, nawet...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GosiaQ
;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
hej, jest tam ktoś z was???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
Witam was serdecznie , tyle tutaj nowych postow, - painkiller Nie wiem jak ci to powiedziec ale obwiniasz tego faceta bo tak sie zona wytlumaczyla i chcesz w to wierzyc, nie stety prawda w tym momencie nie dociera do ciebie bo kochasz zone, zdradzajacy wine obarczaj kochanka i tak jest zawsze, to ze rodzina ma ja za czarna owce to chwilowe , ten facet ja sila nie sciagnal do lozka , zdradzi cie jak tylko wyjedziesz tylko teraz beda madrzejsi i sie beda chowac przed tym, ktos kto zdradzil raz zrobi to drugi raz i trzeci niestety bo nie kocha !!! wystarczajaco mocno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
czesc laptopka opowiadaj co u ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
uuuuuuuuuuuu....... mój gość mi poszedł już sobie.... a mi smutno teraz.... dobra, powywnętrzam się do końca ze wszystkim, może mi coś poradzicie.... więc.... od jakiegoś czasu spotykam się, choć może "spotykam" to i za duże słowo, z kolegą z dzieciństwa.... jakoś tak się złożyło, że sie spotkaliśmy po latach i tak "jakoś" wyszło.... ALE mi zaczyna coraz bardziej zależeć na nim... brutalna prawda jest taka, że zawsze mi zależało, tylko, że myślałam, że to nie jest możliwe... a jednak było możliwe, tylko, że takie prawdziwe "bycie" razem było bardziej możliwe kiedyś niż teraz... teraz to on nie za bardzo chce takiego normanlego i stałego związku - kiedyć a i owszem ale czas robi swoje...na dzięń dzisiejszy - i tu brutalna prawda bardziej dobry seks go ciągnie, ceni swoją niezależność i to, że niby robi co chce, choć wcale tak nie jest... i mam dylemat... poradźcie mi... dobrze mi z nim jak nie wiem co (znamy się jak łyse konie, choć może inaczej - ja się zmieniłam bardzo przez lata; on - nie) ALE, właśnie to "ale", nie wiem czy kiedykolwiek uda się, że wyjdziemy po za to co jest teraz... painkiller i reszta panów, którzy tu zawitali, powiedzcie mi, co sądzić o facecie, który lgnie do kobiety, sam szuka jej towarzystwa, ale z drugiej strony nie chce nazwać tego, że to jest jakikolwiek związek... chce mi się teraz płakać... czy coś czuje do niego? Szczerze - nie wiem tego, mam blokade na jakiekolwiek "czucie", wiem, że mi dobrze jak jest blisko, jak czuję jego ciepło obok... i próbowałam na ten temat z nim rozmawiać ale nic z tego sensownego nie wyszło a ja nie umiem stanowczo powiedzieć "tak albo tak"... rozsądek mówi - odpuść a pragnienie bycia z nim jest silniejsze... i co ja mam zrobić????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
cześć "w drodze".... wiem co powiesz.. mój rozsądek mówi to samo... ALE ja tak bardzo chcę.... ot, zgłupiała baba na stare lata... całe żyie miała pod nosem coś co po czasie zauważyła.... ale jestem beznadziejna...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
powiem tak , jestes sama masz dorosla corke , taki uklad jest dobry masz faceta do lozka do wyjscia i wogole nie byc sama to najwazniejsze a po drugie bezpieczne niz zwiazek oparty na jakis slowach , facet jest szczery wiesz na czym stoisz ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
i przedewszystkim to ci daje czas oswoic sie z nowa sytuacja , facet ktory slysze ze ma nazwac to zwiazkiem a nie jest pewny ucieknie nim cokolwiek sie zacznie ,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
wiesz, ja z jednej strony myślę podobnie... myśle sobie "nie popędzaj, poczekaj, spokojnie - daj czas - wile lat był sam", ot, nieliczna jednostka, która przed małżeństwem się uchroniła... i masz rację... od początku powiedzieliśmy sobie - tylko szczerość... zresztą zawsze byliśmy szczerzy względem siebie... ale z drugiej strony boję się, że jak czegoś nie zrobię (czego???? - nie mam pojęcia) to się skończy.... chyba zaczynam wszystko komplikować???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
nic sie nie skonczy !!!!, jakby mialo sie skonczyc toby juz go nie bylo,faceci nie lubia sie poswiecac chyba ze maja wyzsze cele (dzieci) on kawaler wiec ma swoje za uszami , swoje przyzwyczajnia itd rozumiesz ?, masz byc ladna , zrelaksowana i po solarium i nigdy nie nazywaj siebie stara baba chyba ze masz 70 lat , twoje motto to jestem ladna madra i atrakcyjna, i owine se go wokol palca jak? niepewnoscia co do jutra niech nie jest pewny ciebie niech wierzy ze masz 100 adoratotow wokol ciebie !!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
czytalas ksiazke dlaczego faceci kochaja zolzy? podaj imeil to ci wysle bo inaczej nie umie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
"w drodze", tylko powiedz mi jedno, mam kłamać???? Ja nie potrafię... Nie mam żadnych adoratorów... jak się szybko nauczyć czegoś, czego nigdy nie umiałam, zawsze było któtko "albo-albo"... ale nie teraz... ale jestem na siebie zła... wiesz to bardzo mądre co powiedziałaś... proste a najprostsze jest najlepsze... chyba w ramki sobie to oprawię... tak na przyszłość, żeby nie zapomnieć... i wiesz, chyba to prawda... jakby nie chciał - nie ciągnął by tego... a ja jestem zakompleksiona i nie widzę rzeczy oczywistych... hmmm, dla innych oczywistych... muszę się chyba troszkę zmienić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
anire@onet.eu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w drodze przez topiki
wiesz masz troche zlamane swoje JA , jak sie jest zona przez tyle lat to sie zapomina o kokieterii i innych sprawch mowie o sobie w tym momencie , ale to jest do odzyskania pomysl jak mialas 19 lat czarowlas usmiechem itd , nie musisz sie zmieniac tylko z bylej zony stan sie kobieta atrakcyjna i nie marudz facetowi oni tego nie cierpia na poczatku znajomosci , potem stopniowa powoli no sama wiesz , juz wysylam imeila z 2 ksiazkami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laptopka
chyba zawsze miałam "złamane JA".. nigdy nie czarowłam uśmiechem, wręcz przeciwnie... odstraszałam... wydawało mi się, że jak się nie da odstraszyć, to będzie to właśnie "to".... muszę się teraz nauczyć tego, czego nigdy nie umiałam... tak, jest przeważnie cierpliwy - wie co było w moim życiu albo mówi, że coś bez sensu gadam ale jak długo można mieć cierpliwość????.... może jestem z lekka "ślepa"... z jeszcze innej strony - tyle we mnie niewiary, że można być ze mną (w jakikolwiek sposób) dla mnie.... czekam z niecierpliwością na te książki... zaraz nos w nie wsadzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×