Rzucil, a moze ja go rzucilam... przyjazn

Napisze w skrocie, chodzi o to, ze kumplowalam sie z jednym S. Pisalismy do siebie smsy, maile, spotykalismy sie czesto, razem studiowalismy. Ostatnio miala byc impreza naszej grupy z okazji konczenia studiow. Impreza zostala przelozona na za tydzien. Okazalo sie rowniez, ze ja za tydzien nie bede mogla isc, to ow kolega napisal mi w smsach (jak twierdzil nie mogl mi powiedziec tego w cztery oczy) ze moglibysmy razem gdzies wyskoczyc. Wolalam z calym szacunkiem dla mojego zwiazku spedzic ten czas z moim chlopakiem. Kolega sie obrazil, zwymyslalm mnie, ze niezle gram (nie wiem zupelenie o co mu chodzi) a na koniec napisal, ze sie we mnie zakochal, ze myslal, ze cos z tego bedzie, ze jestem kobietka ktora zasluguje na kogos lepszego (w ten sposob oczernil mojego mena, dran jeden) a na koniec, ze ma w dupie egzaminy i obrone magisterki. ze kocha mnie ale da mi swiety spokoj, ze to byl jego ostatni sms i mail do mnie. Po czym za pare godz pisze, ze z tego powodu zapil sie i ma dosyc zycia. Olalam i nic nie odpisywalam. Kurcze myslalam, ze tylko kobietki sa zmienne i w ogole a tu spotkalam faceta, z dziwnych sposobem na zycie. Pieprzony plicjant... sam ze soba sobie nie radzie, a ma czelnosc niby "pomagac innym, slabszym". Za to, ze w tak sloneczny dzien, ze obrazil niejako mojego faceta, ze byl zgryzliwy i klotliwy, ze byc moze liczyl na cos wiecej, mimo ze wie iz jestem w zwiazku, ze ma czelnosc pouczac mnie i wtracac sie w moje zycie, postanowilam nie pisac, nie dzwonic i stanowoczo sie odesperowac. A jeszcze niedawno myslalam, ze jest przyjazn miedzy kobieta a mezczyzna, tak teraz mysle ze nie ma. Musialam sie wygadac, a i tak dlugo to trzymalam bo cale 2 dni:P