Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dobryduszekkk

Jakie granice wyznaczylyscie w zwiazku? Co wolno a czego nie partnerom?

Polecane posty

Wiesz czekam czekam ja juz mu wszystko wyjaśniłam to o czym piszesz. I to naprawde nie raz. Nie zliczyłabym chyba przegadanych nocy. Oczywiście rozmowy takie dotyczyły tylko tego tematu. On ma świadomość tego jak bardzo się boję. Powiedziałam mu, że ona może zacząć nim manipulować, coraz częściej wydzwaniać, prosić o wszystko aż wreszcie on zostanie u niej. Powiedziałam, że wydaje mi się, że ona chce go zdobyć dla siebie,albo tylko raz wykorzystać i rzucić. Mąż stwierdził, że jak do tej pory nie miał od nij takiego wyraźnego sygnału. No to ja tłumaczę, że ona robi to na zwłokę, przeciąga, przedłuża, nie daje po sobie poznać, jednocześnie osaczając go. Poprosiłam, żeby miał się na baczności. Sam powiedział, że gdyby otrzymał od niej jakąś propozycję, to wyszedłby bez słowa i ją zaostawił. Tylko czy mogę mu aż tak wierzyć? Mój mąż to mądry człowiek, poza tym otrzymał bardzio dobre wychowanie w domu. Jego rodzice, to naprawdę przykładne małżeństwo, czego nie mogę mpowidziec o swoich rodzicach. :) Pozostaje mi ufać w jego przekonania, ufac jego słowom, których mam nadzieje, że nie puszcza na wiatr. Pocieszam się tym, że jest taki jaki jest i że tak zostal wychowany. Cały czas mi powtarza, że dla niego małżeństwo to świętość, że gdyby było inaczej, to po prostu by się nie żenił. I naprawdę gdy to mówi, to widać, że to nie są tylko czcze słowa. Ale jest druga strona medalu. Kobiety są przebiegłe! I potrafią osaczyć faceta, zmienić nie do poznania, że wystarczy ich kiwnięcie palcem a już taki ląduje w łóżku. A potem wyrzuty sumienia....... :):):) Chyba spróbuję więc osaczyć mojego męża:):):) Tak by nie mógł spojrzec na inną wzrokiem pożądania!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czekam czekam...
Tak.To tez jest metoda. :) No to zaproponuj mu żeby, skoro ona taka biedna, to niech z TOBĄ pogada na gg!Tylko nie zapraszaj jej do domu! :) To lekka przesada. Jak jest taka biedna, to niech szuka pocieszenia w gronie najbliższych przyjaciół, a nie wirtualnie. Z tego, co czytam, to widzę wyraźnie, że to kobieta, która szuka, ale ma jeszcze jakieś skrupuły. Może dlatego, że (jak piszesz) Twój mąż je ma. Jak przerwie mu się ta tama, to ona przejdzie do akcji. A ty... Im bardziej będziesz naciskać, tym bardziej on będzie oponował. Tak jak mój facet. :) Ja nie mam na to sposobu. Ja to przetrzymałam. Nie wiem co Ci powiedzieć. Jesli z niego taki tradycjonalista (mój facet taki nie jest), to zaproponuj mu, że raze będziecie pomagali tej biednej pani. A jesli nie zgodzi sie na to powiedz mu, że niech w takim razie pomaga TYLKO jej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko w tym problem, że ja wcale nie chce z nią juz rozmawiać. Nie wydaje mi się po prostu osoba godną zaufania. Ona robi z siebie cierpiętnicę, tego nie umie, tamtego, z tym nie może sobie poradzić...itd.... I o wszystko do mojego męża. Więć ja mu wyjaśniam, że właśnie tym próbuje go zdobyć, a ja tylko cierpię katuszę jak widze to wszystko. No ale móż wspaniały mąż oczywiście mówi, że to ja robię z siebie tę cierpiętnicę, bo mówię mu, jak mi z tym źle, jak mnie to boli. On uważa, że nie mam najmniejszych powodów do obaw, a co dopiero mówić o cierpieniu. Paradoks, kołomyja totalna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czekam czekam...
Kobieta kleszcz... Albo przetrzymasz albo wyrwiesz. Ja też bym nie chciała rozmawiać z PA i na szczęście nigdy do tego nie doszło. Wystarczyło, że powiedziałam mojemu mężczyźnie, że ta osoba nigdy progu mojego domu nie przekroczy, że świadomie (niemal dłubiąc palcem w nosie) śmiała wkroczyć w moje życie i je zniszczyć. Cóż. Jeśli on nie rozumie na czym polegają twoje problemy, a mogą byc równie bolesne jak TEJ PANI, to chyba trzeba przetrzymać kleszcza. Choć nie. Skoro Twój mąż to taki tradycjonalista, to ja bym walczyła. Naprawdę... Skąd się biorą takie kleszcze???!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GracjaSpacja
Mialam kiedys kolezanke (choc to moze za duzo powiedziane), ktora po prostu uwielbiala podrywac cudzych facetow. Robila to niemalze dla sportu. Zawsze szukala "ofiary" w najblizszym otoczeniu, a potem ja osaczala - najpierw niewinne pogaduchy, potem coraz smielsze flirty, wyzywajace ciuszki i oczywiście metoda "na sierotke". Metody zwykle okazywaly sie skuteczne, tym bardziej ze dziewczyna niebrzydka. Trudno mi powiedziec, ile zwiazkow rozbila w ten sposob (i czy nadal to robi), jednak z cala stanowczoscia moge rzec jedno: kiedy juz udalo sie jej zdobyc upatrzona osobe, natychmiast ja porzucala. Zachowywala sie tak, jakby poprzez zdobywanie facetow udowadniala swoja wartosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najlepiej by było wyrwać, zdeptać i pozbyć się raz na zawsze. Tylko ten kleszcz wbił swoje szpony juz za głęboko......:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GracjaSpacja
Przeczytalam ten topic od poczatku i musze powiedziec, ze staralabym sie za wszelka cene przerwac znajomosc mojego mezczyzny z "ta trzecia". Nawet jesli mialby odejsc. Chyba juz wolalabym bolec po rozstaniu, niz dreczyc sie bedac w zwiazku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gracja ale czy to jest wyjście skoro kocha się ponad siły i nie chce się stracić tej jedynej osoby??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obawiam się, że mogę tylko czekać i przyglądać się całej sytuacji. No i oczywiście mieć cały czas nadzieję, że ta jędza znudzi się moim mężczyzną zanim zdoła go wykorzystać. Jakim trzeba być człowiekiem żeby robić takie coś komuś? Co trzeba miec w tym swoim małym móżdżku? I jai w tym cel?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...
Na korzyść PA muszę powiedzieć, że była to kobieta (jest) bardzo inteligentna. I bynajmniej nie podejrzewałabym ją o jakieś niedostatki, czy przeciągi w głowie, spowodowane zanikiem mózgu. Ma chyba tylko za bardzo rozbuchane niektóre warstwy albo wajchy. :) Ale to chyba nie przeszkadza jej facetowi. Tak. Teraz się z tego śmieję, ale kiedyś nie było mi wesoło. Mogę powiedzieć tylko jedno. Nie jest taka inteligentna jak ja i taka super, jak sobie myślałam, skoro mój mężczyzna jest ciągle przy mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...
A teraz... Uciekam, bo idę do kina z moim facetem. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Albo jest ta PA po prostu totalną zdzirą. A ta moja jest chyba wyjątkowo przebiegła. i nienawidzę, gdy robi te smutne oczka i mówi: \"zrobisz to dla mnie???\" Jeszcze z takim głosikiem dziecka i jeszcze chowagłowe w ramionach i spogląda takim spojrzeniem spod oka, takim jak patrzą małe dzieci gdy proszą o cukierek. Wrrrr złość minie bierze! No ale obiecałam opanowanie.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...
No co ty, Meliska. Masz prawo jej nienawidzieć i masz prawo to mówić! Są takie określenia, które nie bardzo pasują do nocnych rozmów, ale nadają się do tego, by je wyartukuować wreszcie: " Chcialabym...", "Nie wyobrażam sobie...", "Też mam uczucie i czuję teraz..., a mimo to nie zasiadam do komputera i nie zawracam głowy żonatym facetom (facetom w związkach)". "Czuje się poniżona i musze coś z tym zrobić." itp. Tego jest wiele, ale trzeba kawę na ławę. Teraz naprawde uciekam, bo spóżnię się strasznie i będą pretęchy. :P :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GracjaSpacja
Oczywiscie, jak sie kocha to trudno brac pod uwage rozstanie i podchodzic do tej kwestii z lekkim sercem. Jednak mimo to wolalabym postawic wszystko na jedna karte, niz sie ustawicznie zadreczac domyslami i wlasnymi wyobrazeniami. Jezeli mezczyznie zalezy i do tego jest rozsadny, mozna spodziewac sie pozytywnego obrotu spraw. Jezeli natomiast nie... wyobrazam sobie, ze to musi okropnie zabolec... Ale, z drugiej strony, co cie nie zabije, to cie wzmocni. Zawsze istnieje w takim przypadku szansa na ponowne ulozenie sobie zycia i takie bolesne ciecie jest moim zdaniem lepsze, niz bycie elementem trojkata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj dziewczyny... Mi moj facet powiedzial kiedys, ze niektorzy mezczyzni lubia znajdowac sobie takie \"kolezanki\", zeby podbudowac swoje ego. Lubia, kiedy ich kobieta jest troszke zazdrosna, lubia kiedy innej dziewczynie na nim zalezy. Nie musi to prowadzic od razu do zdrady.. po prostu jest to pewien sposob na polepszenie sobie samopoczucia. Musze powiedziec, ze trafil w samo sedno, bo moj eks byl dokladnie taki - nie za wysokie poczucie wlasnej wartosci za to ciagle jakas przyjaciolka. Taki typ. Melisska, Ty mi sie wydajesz dziewczyna raczej pasywna - przeczekac, wycierpiec. Ja bym nie mogla zyc w takim zawieszeniu, bo cierpie okropnie. Wolalabym postawic wszystko na ostrzu noza i albo w koncu uzyskac spokoj (wybiera mnie) albo przezyc tragedie (odchodzi), ktora jednak nie trwa wiecznie. Zreszta, jesli facet odchodzi z takiego powodu, to znaczy ze nie byl niczego wart. Poza tym nie wiem czy sytuacja czytam czytam jest taka szczesliwa. Ta cala PA jest ciagle duchowo miedzy nimi, nie jest tak, jak bylo przed tym zanim sie pojawila. Czytam wybaczyla, ale kosztem czego? Poczucia bezpieczenstwa? Szacunku do siebie? Dumy? Moge sie tylko domyslac... Ja wiem, ze nie wytrzymalabym psychiczie takiej sytuacji. Dla mnie milosc jest najwazniejszym, ale nie jedynym komponentem zwiazku. Zrobilabym wszystko zeby sytuacja sie wyjasnila - kazala mu wybierac, grozilabym odejsciem, nawet znalazlabym sobie nawet na sile wlasnego przyjaciela tylko po to zeby mu pokazac jak to jest... Na pewno nie bylabym bierna. Biernoscia mozna wygrac zgnily kompromis, bo nawet jesli odczepi sie od je przyjaciolki to jaka jest pewnosc, ze oprze sie jakiemus innemu biedactwu w potrzebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GracjaSpacja
O to mi wlasnie chodzi... Czekanie niewiele daje i nie rozwiazuje niczego. To tak jakbys brala udzial w konkursie i oczekiwala na decyzje jurora - meza - czy wygrasz go ty, czy moze ta druga. W takiej sytuacji nie masz na nic wplywu, za to sie nieustannie zadreczasz. I niezaleznie od tego, jak sie sprawy dalej rozwijaja, najbardziej pokiereszowana emocjonalnie i tak jestes ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, ale ja nie jestem bierna. Cały czas walcze, rozmawiam, próbuję tłumaczyć. tylko trochę zmieniłam taktykę. Kiedys krzyczałm i stawiałam wszystko na jedną kartę, buntowałam się i stawiałam ultimatum, ale zrozumiałam, że tak pogarszam tylko sprawę. Teraz postanowiłam walczyć troche łagodniejszą bronią i mam nadzieję, że ona odniesie pozytywny skutek. W końcu mam przewagę, to mój mąż.:) a nie jej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...
Witam, choć nie wiem czy dyskusja dalej trwa. Mirabelka. Masz rację. Moja sytuacja nie jest najszczęśliwsza i smrodliwy duszek PA nadaj się gdzieś złosliwie unosi. Minęło kilkanaście miesięcy odkąd zabrała łaskawie swoje okienko gg z monitora, a mnie nadal szlak trafia, gdy wracają wspomnienia. Czasami zastanawiam się także czy miałabym siłę jeszcze raz to wszystko przeżywać. Chyba nie. Ale to przeżyłam i, jako że nie da się cofnąć czasu, jestem tu i teraz. A o moim odejściu rozmawiałam z nim wtedy i nieco później, gdy byłam wyczerpana już tyle razy, że nie potrafię zliczyć. :) Zastanawiałam się też nad opcją: "Odpłacić dziadowi pieknym za nadobne." Ale... Szukać po necie jakiegoś "przyjaciela" na siłę? Jakoś nie miałam wtedy ochoty na takich wirtualnych kochanków. Czy warto było przez to przejść? Zdecydowanie tak. Czym za to zapłaciłam? Jeszcze nie wiem, ale wiem z całą pewnością, że także coś przez to zyskałam. Tylko dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too tylko JA
ja z kolei jestem zazdrosna o kolegow mojego męża. kiedy wracam z pracy on siedzi przy komputerze i gawedzi sobie znimi, w kolko gra w jakies gierki i odchodzi od kompa dopiero jak ja juz spie:( nic nie mammy z dnia tylko ciagle sa klotnie bo ja narzekam a on uwaza ,ze sie czepiam:( i badz tu madry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czytam czytam...
Do "too tylko JA" Mój mężczyzna spędza większość dnia przed kompem, z racji swojej pracy i (po pracy) maniactwa. Ja, z racji pracy i maniactwa, spędzam większość dnia przy kompie. Tutaj jesteśmy zgodni. Nie wyopbażamy sobie, żeby któreś z nas zabroniło temu drugiemu dostępu do kompa. (No, ja sobie tego nie wyobrażam). A może "too tylko JA", zainteresuj sie tym, czym on sie pasjonuje. To niekoniecznie muszą być gołe laski. Mężczyźni też mają swoje pasje i bardzo jest im fajnie, gdy (wiem to z doświadczenia) ich kobieta wykaże zainteresowanie. Takie normalne, bez zazdrości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam czytam----> Oczywiście, że dyskusja nadal trwa.:) Zastanawiam się nad twoimi słowami, że \"warto było przez to przechodzić\" i że \"zdobyłaś coś dla siebie\". Ciekawi mnie to. W jakim sensie warto? I co zyskałaś? Bo ja widzę, że tyko stracony czas dla tej kobiety i moje rozczarowanie. do to tylko Ja---> Mój mąż też spędza większośc wolnego czasu przy kompie. Oboje mamy takie prace polegające na pracy przy komputerze. tylko róznica jest taka, że jak przychodzimy do domu, to ja nie chcę nawet na niegpo spojrzeć, a mąż potrafi siedzieć godzinami. Czasem chce mi się śmiać (ale nie jest to radosny śmiech), bo gdy tylko skądś przychodzimy, pierwszą czynnością męża jest włączenie komputera. Czasem jak rozmawia z ludźmi przez gg do późnych godzin nocnych, jest mi bardzo przykro z tego powodu bo wiem, że ten czas moglibyśmy poświeścić sobie. Proszę go wtedy o wyłączenie, od odejście, ale słysze tylko \"zaraz kochanie, za pięc minutek, jeszcze momencik\". I oczywiście usypiam sama zanim on zdoła odejść od komputera. :( Czasem myślę, że powinno się zakazać używania komputera w domu. :) Nie no żartuję oczywiście. Sama tez nie potrafię wyobrazic sobie życia bez internetu, ale potrafię rozdzielić czas, potrafię wyznaczyć granice. A juz w szczególności jest mi przykro gdy rozmawia z nią. Nie wiem co ci poradzić, sama próbowałam różnych sposobów, czasem udaje mi się go odciągnąć, ale to czasem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam czytam --> No właśnie, ja tak jak Meliskaa się zastanawiam, co tym zyskałaś ? Ja przyznam, że powiedzenie \"co nas nie zabije to nas wzmocni\" w moim przypadku można o kant dupy potłuc. Jestem w nowym związku już kilka lat, jes dobrze, ale...nie powiedziałabym, że czuję się szczęśliwa, a to TYLKO dlatego, że przeszłość nadal śni mi się po nocach, wita mnie rano i odpędzam ją przed snem - najgorsze, że nie panuję nad tym. Nie mam pojęcia czy lepiej żyć w takim chorym układzie, z jakimś dziwnym typem faceta, czy odejść. Po tym co przeszłam (rozwód), stwierdzam, że i tak źle i tak nie dobrze - zatem trzeba wybrać mniejsze zło. Na tej zasadzie wybrałabym jednak rozstanie, pomimo miłości itp. Czy coś bym zyskała, gdyby został ze mną, gdybym bardziej walczyła ? Nie sądzę. Chyba ból głowy i kłopoty. Poza tym, jeśli by został, to chyba tylko dlatego, że go tamta odrzuciła - więc co to za zwycięstwo dla mnie. Ja dziękuję takiemu typowi faceta poprostu, mam dość takich. Teraz mi lepiej niż w tamtym związku, dużo lepiej i zupełnie inaczej. Szkoda tylko, że musiałam przez to przejść !! na prawdę nie sądzę, aby mnie to wzmocniło w czymkolwiek - i do upadłego to powtarzam każdemu, kto uważa inaczej. To są oczywiście tylko moje odczucia i przemyślenia, a każdy reaguje inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam czytam --> No właśnie, ja tak jak Meliskaa się zastanawiam, co tym zyskałaś ? Ja przyznam, że powiedzenie \"co nas nie zabije to nas wzmocni\" w moim przypadku można o kant dupy potłuc. Jestem w nowym związku już kilka lat, jes dobrze, ale...nie powiedziałabym, że czuję się szczęśliwa, a to TYLKO dlatego, że przeszłość nadal śni mi się po nocach, wita mnie rano i odpędzam ją przed snem - najgorsze, że nie panuję nad tym. Nie mam pojęcia czy lepiej żyć w takim chorym układzie, z jakimś dziwnym typem faceta, czy odejść. Po tym co przeszłam (rozwód), stwierdzam, że i tak źle i tak nie dobrze - zatem trzeba wybrać mniejsze zło. Na tej zasadzie wybrałabym jednak rozstanie, pomimo miłości itp. Czy coś bym zyskała, gdyby został ze mną, gdybym bardziej walczyła ? Nie sądzę. Chyba ból głowy i kłopoty. Poza tym, jeśli by został, to chyba tylko dlatego, że go tamta odrzuciła - więc co to za zwycięstwo dla mnie. Ja dziękuję takiemu typowi faceta poprostu, mam dość takich. Teraz mi lepiej niż w tamtym związku, dużo lepiej i zupełnie inaczej. Szkoda tylko, że musiałam przez to przejść !! na prawdę nie sądzę, aby mnie to wzmocniło w czymkolwiek - i do upadłego to powtarzam każdemu, kto uważa inaczej. To są oczywiście tylko moje odczucia i przemyślenia, a każdy reaguje inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam czytam --> No właśnie, ja tak jak Meliskaa się zastanawiam, co tym zyskałaś ? Ja przyznam, że powiedzenie \\\"co nas nie zabije to nas wzmocni\\\" w moim przypadku można o kant dupy potłuc. Jestem w nowym związku już kilka lat, jest dobrze, ale...nie powiedziałabym, że czuję się szczęśliwa, a to TYLKO dlatego, że przeszłość nadal śni mi się po nocach, wita mnie rano i odpędzam ją przed snem - najgorsze, że nie panuję nad tym. Nie mam pojęcia czy lepiej żyć w takim chorym układzie, z jakimś dziwnym typem faceta, czy odejść. Po tym co przeszłam (rozwód), stwierdzam, że i tak źle i tak nie dobrze - zatem trzeba wybrać mniejsze zło. Na tej zasadzie wybrałabym jednak rozstanie, pomimo miłości itp. Czy coś bym zyskała, gdyby został ze mną, gdybym bardziej walczyła ? Nie sądzę. Chyba ból głowy i kłopoty. Poza tym, jeśli by został, to chyba tylko dlatego, że go tamta odrzuciła - więc co to za zwycięstwo dla mnie. Ja dziękuję takiemu typowi faceta poprostu, mam dość takich. Teraz mi lepiej niż w tamtym związku, dużo lepiej i zupełnie inaczej. Szkoda tylko, że musiałam przez to przejść !! na prawdę nie sądzę, aby mnie to wzmocniło w czymkolwiek - i do upadłego to powtarzam każdemu, kto uważa inaczej. To są oczywiście tylko moje odczucia i przemyślenia, a każdy reaguje inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam czytam --> No właśnie, ja tak jak Meliskaa się zastanawiam, co tym zyskałaś ? Ja przyznam, że powiedzenie \\\"co nas nie zabije to nas wzmocni\\\" w moim przypadku można o kant dupy potłuc. Jestem w nowym związku już kilka lat, jest dobrze, ale...nie powiedziałabym, że czuję się szczęśliwa, a to TYLKO dlatego, że przeszłość nadal śni mi się po nocach, wita mnie rano i odpędzam ją przed snem - najgorsze, że nie panuję nad tym. Nie mam pojęcia czy lepiej żyć w takim chorym układzie, z jakimś dziwnym typem faceta, czy odejść. Po tym co przeszłam (rozwód), stwierdzam, że i tak źle i tak nie dobrze - zatem trzeba wybrać mniejsze zło. Na tej zasadzie wybrałabym jednak rozstanie, pomimo miłości itp. Czy coś bym zyskała, gdyby został ze mną, gdybym bardziej walczyła ? Nie sądzę. Chyba ból głowy i kłopoty. Poza tym, jeśli by został, to chyba tylko dlatego, że go tamta odrzuciła - więc co to za zwycięstwo dla mnie. Ja dziękuję takiemu typowi faceta poprostu, mam dość takich. Teraz mi lepiej niż w tamtym związku, dużo lepiej i zupełnie inaczej. Szkoda tylko, że musiałam przez to przejść !! na prawdę nie sądzę, aby mnie to wzmocniło w czymkolwiek - i do upadłego to powtarzam każdemu, kto uważa inaczej. To są oczywiście tylko moje odczucia i przemyślenia, a każdy reaguje inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stara śpiewko----> Ja czuję podobnie. Każdy incydent to kolejna kłoda rzucana pod moje nogi. Ile tych kłód można znieść? I jak one nas mogą wzmocnić? Przecież jesteśmy coraz słabsze bo nie mamy siły biec dalej. Człowiek czuje się obdarty ze wszystkiego, traci grunt, bezpieczeństwo. Cały czas się zastanawiam jak to może w jakiś sposób sprawić, że będę odporniejsza? Przecież mogę o którąś się potknąć i już nie podnieść. Taka oto metafora mi się nasunęła po twojej wypowiedzi śpiewko.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×