Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

psotka84

na rozstaju dróg, jak pozbierać się po rozstaniu?

Polecane posty

Gość abec
ciezko pozbierać się ze smutku, rozczarowania, zawodu, z tego że cały świat się zawala... wiem że ciężko, ale warto próbować - pomyślcie że tak naprawdę nie można poddać się jednemu człowiekowi tym bardziej złemu, czasem warto zauważyć że lepiej jest kiedy coś się kończy szybciej niż później, kiedy można jeszcze próbować ułożyć sobie życie, i chociaż nie ma na nic gwarancji dlaczego od razu poddawać się? Nie warto..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość panpanpam
Ja dzisiaj rozstałam się z chłopakiem po 2 i pół roku. Od 8 godzin płaczę bezustannie, już mnie głowa boli od tego płaczu. Myśli samobójcze. Nie mam po co dalej żyć. Najgorsze są wspomnienia, tysiące pięknych wspomnień. POMOCY !!!!!!!!!!!!!!!! bo wyskoczę przez okno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ewcik14
Pamiętaj nie jesteś z tym sama. Ja do dzisiejszego dnia po rozstaniu mam czasami doła jak stąd do wieczności. Te natrętne myśli i wspomnienia współnie przeżytych chwil ciągle powracaja. Wiem że teraz wszystko wydaje sie byc bez sensu ale spróbuj odnaleśc w swoim życiu nowy cel. Ja tak zrobiłam i małymi krokami ale dochodzę do siebie. Na początku tak samo jak ty płakałam bez przerwy prawie nic nie jadłam i nie chciałam życ, pomocy zaczełąm szukac nawet w alkoholu ale dzięki wsparciu jakie dostałam powoli dochodzę do siebie a do mojego byłego chłopaka czuje już tylko nienawisc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie nie wypalilo po czterech latach zwiazku... Poznalem ja w wieku 22 lat, w dosc nietypowej sytuacji. Od razu cos miedzy nami zaiskrzylo, pozniej stopniowo zamienilo sie z zauroczenia w zakochaniem pozniej w milosc... Mieszkalismy razem, bawilismy sie razem. Po 2 latach nastapil kryzys, jednak zawalczylem i nadal bylysmy razem. Tolerowalem jej choleryczne nastawienie, to, ze przez pierwszy rok byla chorobliwie zazdrosna (za to moglem podziekowac jej bylemu, ktory, jak sie okazalo notorycznie ja zdradzal.) Bylem jej wierny jak pies, nigdy nie oklamywalem, zawsze wspieralem. Gdy sie klocilismy, gdy juz dochodzilo do powaznych starc, kiedy jedyne o czym myslalem to wyjsc i nigdy nie wracac, ona potrafila wrecz sila mi to uniemozliwic. A ja sie lamalem, gdyz po po prostu wierzylem w jej obietnice, ze bedzie lepiej. Az w koncu pewnego dnia to ja powiedzialem o kilka slow za duzo i pierwszy raz to ja poprosilem, by mi dala szanse... I "szanse" dostalem. Ona wyjechala na tydzien, ja sie wyprowadzilem na ten czas, pozniej znow pobylismy jakis czas razem. Po jakims tygodzniu wyskoczylismy na kolacje do miasta, ja szczesliwy - wspolne wyjscie, w koncu obiecywalem poprawe w kazdej mozliwej strefie - a tu ni z gruszki ni z pietruszki: "Ja jednak nie jestem szczesliwa - myslalam, ze zatesknie, ze odkryje znow w sobie uczucie...". Udalo mi sie wywalczyc kolejna "szanse" - pisze w cudzyslowiu, gdyz szansa na staranie polegala na praktycznym braku kontaktu, by ona mogla sprawdzic czy teskni. Tego dnia rostalismy sie, a ja uslyszalem, ze moja szansa polega takze na tym, iz moge ja sie starac... A ja robilem wszystko, co moglem, choc nie bylo to zbyt wiele ze wzgledu na jej niechec do kontaktu. Az w koncu, po jakim czasie powiedziala mi, ze niestety to sie nie uda... I znow zalamanie, znow starania, ale niestety. Gdy sie rostawalismy, podczas "pozegnalnej" rozmowy powiedzielismy sobie, ze raczej nie bedziemy sie byc "przyjaciolmi" - gdyz "tylko" przyjazn raczej byla by niemozliwa i bolesna po tak dlugim zwiazku. Ale mielismy sie zachowywac po ludzku i kolezensko w przypadku spotkania czy telefonu. Jak dorosli ludzie. Tydzien pozniej juz niestety jej zdanie sie zmienilo, nie chciala ze mna nawet przez tel. rozmawiac, resztke rzeczy odebralem od jej matki. Pozniej i tak musiala mi cos jeszcze przywiesc, miala dla mnie az 15 minut, w czasie ktorych dowiedzialem sie, iz juz jest z kims umowiona:) Okazalo sie, ze w czasei mojej "szansy" juz ktos inny orbitowal wokol niej (tu "podziekowanie" dla jej przyjaciol, ktorzy po trochu do tego doprowadzili). A na moje pytanie - czy uwaza, ze to bylo w porzadku, mi dac szanse na odbudowanie zwiazku a w tym samym czasie juz poznawac kogos innego odpowiedziala po prostu tak... Wiec odwrocilem sie na piecie i odszedlem. I znowu cios... a po tygodniu juz nowy zwiazek z jej strony. A caly przekaz tego to to, ze nigdy nie mozna nic zakladac, gdy w gre wchodzi zwiazek. Nigdy nie mozna byc czegos pewnym. I nie mozna zakladac, ze w wiekszosci przypadkow to facet jest tym "zlym", czy tez przynajmniej prowodyrem. Jest to calkiem swierza sprawa, a boli mniej wiecej tak, jak by sie to zdazylo wczoraj. Sam nie wiem jak sobie z tym radzic, jedni mowia, ze trzeba pobyc troche samemu, inni, ze trzeba sobie szybko kogos znalezc... Ja sam nie wiem, nie wiem jak sie pozbierac, w koncu byla to pierwsza i jak do tej pory jedyna kobieta, ktorej powiedzialem "kocham"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość auu20
Czytam, tak wasze wpisy i wpelni was rozumiem. Bylam z chlopakiem pol roku. Dla wielu ludzi wydaje sie, ze to nic, a jednak mozna kogos pokochac. Jezli ktos pociesza was tym, ze tak musialo byc, moze o ma racje. Ale bol ktory sie czuje po stracie bliskiej osoby jest straszny. Masz ta swiadomosc, ze zostajesz sama bez niego. Nigdy nie poczujesz jego zapachu, dotyku, pocalunku, nigdy Ciebie juz nie przytuli i nie powie jak bardzo Ciebie kocha. To jest najgorsze co moze. Chociaz mam 20 lat i jestem mloda to wiem, ze wiele przede mna. Dobrze jest wlaczyc do konca, a jezli on tego nie docenia to jest zwyklym chujem. Ktos bardzo madry cos mi powiedzial pozytywnego " Jezeli Ciebie to on zostawil, powinnas mu jeszcze za to podziekowac, bo to nie byla Twoja polowka". Nigdy nie wolno pokladac calej nadziei w ludziach, ludzie sa i zaraz ich nie ma. Jakas czasta nas nigdy nie powinna sie zmienic. Nie skreslajcie calego zycia tylko dlatego, ze ktos nie docenial waszych staran i milosci. Wierze, ze kazdy z nas znajdzie kogos wspanialego godnego naszej milosci. Pozdrawiam was goraco ;-*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny, na różnych forach piszecie, że cierpicie już np. rok, ale jak funkcjonujecie? Po zerwaniu jest najgorszy czas, ale trzeba wstać do pracy, szkoły.... jak znaleźć siły?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W naszym małżeństwie maż często podkreślał, że mnie kocha i jestem dla niego tą jedyną. A jednak mnie zdradził. Następnie ogłosił ostateczną decyzję że odchodzi i żebym go nawet nie prosiło o powrót. Byłam załamana i upokorzona. Nie miałam męża, pieniędzy, zostałam sama z dziećmi. Musiałam zrobić wszystko, żeby on zmienił decyzję. I zrobiłam dzięki rytuałowi miłosnemu ze strony http://urok-milosny.pl – mąż zmądrzał i do mnie wrócił, moje Zycie znow wygląda normalnie. A byłam już na samym dnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×