Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nasze hardkorowe

Wspomnianie wychowawczyń kolonijnych

Polecane posty

Gość Nic nowego pod Słońcem
Problem nie jest nowy, zmieniły się tylko środki techniczne którymi dysponują dzieciaki. Kiedyś nie nagrywały bo nie miały czym. Na kolonie jeździłam pod koniec lat 80tych i na początku 90tych. Nie widzę specjalnych różnic z tym co dzieje się dzisiaj. Przynajmniej po przykładach z popszednich wpisów. Sporo ludzi komentujących albo nie było nigdy na koloniach, nie chodziło do szkoły, nie słurzyło w wojsku, albo mają bardzo krótką pamięć. Przykłady? proszę bardzo. rok 1985, obóz harcerski dla tzw. niezrzeszonych (nie harcerzy organizowany przez harcerzy) z ciekawszych rzeczy które pamiętam: - ostatni dzień, chłopaki z innych namiotów, kiedy my byłyśmy poza obozem,poprzewracali nam łóżka, wysypali rzeczy z plecaków -koja połamane, rzeczy wbłocie. Skończyło się szarpaniną. - codzienny zwyczaj kilku 16to latków z większą burzą hormonów - onanizowali sięw tyle namiotu i na koniec krzyczeli - orgazm! - widziana przypadkiem scena, kiedy 2 dziewczynki (15 lat) toples prowadzą cośna kształt gry erotycznej itd. itp. Jak patrzę na to z perspektywy - koszmar. Do tego nie była to kolonia dladzieci z marginesu, tylko dla dzieci partyjnych notabli. Dzieciaki są okrutne, zawsze były. Zaliczyłam kilka takich wyjazdów, potem jako studentka sama jeździłam jako wychowawczyni i zawsze brałam wtedy dodatkowe ubezpieczenie i starałam się by nie dochodziło do takich sytuacji. Różnie bywało. - zdarzało się nagminnie łapać wychowanków na piciu alkoholu i wąchania kleju - zdarzały się problemy ze zbyt chętnymi dziewczętami i chłopakami, które potrafiły w środku nocy wymykać się poza teren ośrodka - w wiadomych celach. Raz zresztą problem był tak duży, że musiałam odesłać takie dwie frytki do domu. Odsyłanie problematycznych wychowanków też nie jest łatwe - firmy organizujące kolonie niechętnie to robią. Raz - bo to sygnał dla innych rodziców, że na kolonii dzieje się nie tak jak powinno; Dwa - każde odesłane dziecko to ubytek z kasy - i mam wrażenie, że ten drugi powód jest tu istotniejszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dokładnie tak
Na koloniach dzieciarnia zawsze rozrabiała (bo nigdzie nie wolno) zawsze świntuszyła (bo nigdzie nie wolno) zawsze piła wódeczkęm winko i piwko (bo nigdzie nie wolno) zawsze zawierała znajomości i nienawiści na "całe życie" i przerabiała cała Kamasutrę(bo nigdzie nie wolno). Dzisiaj przesunął się tylko wiek od 2-3 lata w dół ale jest dokładnie to samo. Pamietam że jako starszaki kolonijne dostąpiłyśmy zaszczytu popicia sobie winka wspólnie z kadrą w zieloną noc, potem było krótkie bara-bara to i co? i nic! To było normalne i tak tajemne ze rodzice do dzisiaj nie wiedzą o tym! Teraz byłaby to od razu afera w Uwadze, ściganie listem gończym przez policję oraz trójki giertycha a może nawet sejmową komisją śledczą jakby jaki tato okazał się ministrem :)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zabronic im używania komórek
i po krzyku!Moja znajoma nauczycielka powiedziała, że nigdy już nie pojedzie na kolonie z tą hołotą, bo dzieciaki potrafią pokłócić się o byle co w autobusie i gó..arz dzwoni do mamusi, że mu się krzywda dzieje. Mamusia odchodzi od zmysłów, dzwoni do nauczycielki - nauczycielka idzie do dzieciaka, a gó..arz zapomniał o sprawie i w najlepsze bawi się z tymi co przed chwilą darł koty. W Austrii jest zakaz brania na kolonie przez dzieci telefonów komórkowych, tylko opiekun ma komórkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moje zmarnowane życie 1
Pamiętam swoje lata męki w podstawówce. Zawsze w klasie znalazło się kilku kretynów, albo tzw. "drugorocznych", albo cwaniaczków, którzy rządzili całą klasą, którzy wybierali sobie ofiarę i ją zwalczali. Na ogół był to uczeń z gatunku tzw. kujonów lub jakaś inna ofiara, która z racji spokojnego usposobienia lub jakiejś fizycznej lub umysłowej ułomności stawała się obiektem kpin, wyzwisk, niewybrednych żartów itp. Plucie, kopanie, niszczenie przyborów szkolnych, potapianie w sedesie, wyrzucanie plecaków za okno lub do muszli klozetowej było na porządku dziennym. Wsadzanie dziewczynom rąk w majtki, obmacywanie, ściąganie bluzek, łapanie za ledwo co rozwinięte biusty, lżenie, wyzywanie od dziwek itp. Nauczyciele udawali, że nic nie widzą. Tak było i pewnie dziś jest wygodniej. A może się bali? Wszystko to działo się w podstawówce nr 42 w Warszawie. Ci, co tam chodzili, powinni znać te klimaty. Ciekawe, czy coś się zmieniło przez te wszystkie lata. Należy dodać, że byliśmy jedną z tych spokojniejszych i bardziej zdolnych klas. Aż mnie język świerzbi, żeby dosłownie rzucić tu nazwiskami tych psychopatów, którzy życie naszej klasy, a niektórych osób w szczególności uczynili piekłem. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że dziś są poważanymi obywatelami na stanowiskach, a ja mimo wszystko, po latach ominęłabym ich szerokim łukiem i splunęła ze wstrętem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moje zmarnowane życie 2
W liceum była już większa kultura, co nie zmienia faktu, że jeden z kolegów regularnie wyżywał się na dziewczynie, którą ostatecznie, z braku pomysłów "słownych" kopał i popychał. Wszyscy udawali, że nic się nie dzieje. Cała klasa grzecznie uczęszczała na religię lub etykę, a niektórzy pojechali na pielgrzymkę przed maturą. Potem grzecznie wybrali studia. Standard. Dziś moja córka jest w przedszkolu i, co mi oświadczyła wychowawczyni, dzieci są wychowywanie bezstresowo. Nie ma kar, ani nic w tym stylu, tylko łagodna perswazja. Skutek jest taki, że dziecko po roku uczęszczania do tego burdelu, nie bójmy się tego słowa, stało się bezczelne i chamskie, jak to mówi młodzież, miało kurewską zlewkę na wszystko. Jeśli nie zaczniemy od wychowywania 3-latka, a, nie oszukujmy się, my, rodzice, nie zrobimy całej roboty, to skutki mogą być takie, jakie są. Nauczyciele zawsze zasłaniają się kiepskimi zarobkami, chorobą zawodową, a tak naprawdę brak im jaj. Jeśli nie czują powołania, to niech nie wykonują tego zawodu. A na jaki kierunek jest najwięcej chętnych co roku? Na pedagogikę oczywiście! Ale najlepiej zwalić na rodziców. To, że komuś nie chce się ruszyć tyłka, choć to jego obowiązek z racji wykonywanego zawodu, skutkuje potem tym, co mamy obecnie. Rodzice też nie są bez winy, ale od pewnego momentu to szkoła przecież częściej widzi i kontroluje(?), co robią dzieciaki. Brak autorytetu w domu, brak autorytetu u belfra, do tego technika i jest efekt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ło matko co sie dzieje
MASAKRA!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Haaszimotka
jestem swiezo po studiach magisterskich( pedagogika resocjalizacyjna) i stwierdzam ,ze wole moje dzieci z poprawczaka, ktore czesto maja rozne odskoki:/ A tak szczerze mowiac metoda jest tylko jedna jak mowila moja sasiadka-za nozki i glowka o sciane jak niegrzeczne jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja też mam sporo hardkorowych
wspomnień z pracy w charakterze opiekunki kolonijnej: 1) pracowałam raz w tak syfiastym ośrodku, że nabawiłam się wszawicy 😡 2) kilka razy trafiałam na małoletnich cpunów, a rodzice zawsze reagują alergicznie, jak im się mówi że ukochany synuś czy córeczka nadaje się tylko do Monaru lub Markotu 😠 3) raz jeden z moich 16letnich podopiecznych nawiał z prowadzonych przeze mnie koloni na drugi koniec kraju, żeby tam przykuć się do jakiegoś drzewa, na szczęście w sądzie dla nieletnich przyznał potem, że próbowałam go powstrzymać :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przykuć się do drzewa to
nieźl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pamiętam jak na koloniach
kierownik obozu (mój bezpośredni przełożony) poinformował mnie, że nasi podopieczni "to nie są dzieci, to banda rozwydrzonych gówniarzy, pier*** dresiarzy, ćpunów i emo, małoletnich stuchujnic, ku**w i lachociągów".Potem chcac mnie pocieczyszyć dodał konspiuracyjnym szeptem, żebym wpadła do niego wieczorem do namiotu i dał mi na pigułki anty.. Chetnie bym mu dała plaskacza w ryj, ala ja, jako młodziutka i niedoświadczona wychowawczyni kazałam po prostu dzieciom ustawić się dwuszeregu i ruszyliśmy nad jezioro. Niestety szef-erotoman miał troche racji 😠. Dzieci pobiły się przy zajmowaniu namiotów, zajmowaniu miejsc w namiotach, kolacji i kąpieli. Jak układały się spać znowu się pobiły. Za każdym razem przybiegałam, tłumaczyła, prosiłam, krzyczałam, błagałam, uspokajałam... Dopiero kiedy mój kierownik kolonii rozdał parę szturchańców chłopcom albo wytargał dziwczyny za włosy sytuacja się uspokajała. Na krótko :( - Zmarnuje mi się pani na tych koloniach -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kadry decydujom o wszystkim
Wiadomym jest ,że organizator kolonii ma obowiązek dopilnować ,aby ośrodek posiadał kartę kwalifikacyjną i to jest postawa ,aby zgłosić taką kolonię do Kuratorium Oświaty. Wiadomym też jest ,kto taką kartę podpisuje: między innymi sanepid i straż pożarna. Ja osobiście jako organizator trafiłam na ośrodek ,który owszem przedstawił mi kartę kwalifikacyjną ,którą wraz z dokumentami przekazałam do Kuratorium,jednak po przybyciu do ośrodka okazało się ,że jest on w koszmarnym stanie technicznym , gdzie na każdym kroku istniało zagrożenie dla dzieci.Po interwencji w Straży Pożarnej , Sanepidzie i Kuratorium okazało się ,że budynek nie żadnego z możliwych odbiorów,a które powinien mieć ,gdyż na karcie kwalifikacyjnek widnieją podpisy osób za to odpowiedzialnych.Co usłyszałam od szanownej urzędniczki z Kuratorium cytuję: " widziały gały co brały".To jest dopiero skandal! Po latach doświadczeń w organizowaniu kolonii powiem jedno , cżesto jest ,że firmy posiadają wszelkie wymagane dokumenty ,ale kadra jaką zatrudniają jest zupełnie nieodpowiedzialna . Właśnie wróciłam z kolonii ,w ośrodku gdzie sąsiadowałam inną kolonią. To co widziałam przeszło moje wyobrażenia . Własnie tam bawiła się kadra ,która myślała ,że jest na prywatnych wczasach, co noc zamykała dzieci w pokojach ,a sama szła na imprezę do miasta. Dzieci dosłownie przechodziły z balkonu na balkon ,opuszczały ośrodek, seksiły się,, paliły marychę i ogólnie robiły co chciały.Co starsi znosili piwo i mocniejsze trunki, częstowali młodszych szlugami i trawskiem. Właściciel ośrodka kilkakrotnie inerweniował ,ale bez skutku. Wiem jedno najważniejsi są odpowiedzialni i zdający sobie sprawę co się moze wydażyć na takim wyjeżdzie ,ludzie. Co to da ,że organizator będzie miał wszystkie wymagane dokumenty , również na takiej kolonii może zdażyć się tragedia .Papierki to nie wszystko , chociaż niektórzy tak myślą ,i wysyłają dziecko na kolonię interesując się tylko tym ,czy organizator posiada wymagane dokumenty.Okazuje się ,że czesto jest inaczej.Pamiętajmy ,że bezpieczny wypoczynek dzieci nie zależy od stosu dokumentów ,ale od odpowiedzialnych ludzi ,którym powierzamy pod opiekę swoje dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mOnIśA
Nasza wychowawczyni wzięła nas w 1 klasie i powiedziała, że nam wystarczy ... a wiecie czemu?! Któraś mama powiedziała na zebraniu, że jej córce ktoś włożył do torby puszki po piwach i butelki (po wiadmo czym:-)). No to dla mnie przesada ... ale faktycznie kubła tam nie było A przeciez nie wyrzucimy w pokoju, bo zobaczą. Myśle, że picie ok, jest fajnie, wszyscy się bawią, chłopaki szpanują, ile to oni nie wypiją, a ile nie wypalą szlugów. Ale to co się dzieje czasami na obozach to przechodzi pojęcie. Moja zanjoma wróciła z obozu w ciąży ... nie pamięta z kim, gdzie, bo była pijana. No to juz dla mnie ... puszczalstwo? ;/ Najlepiej bawiłam się na obozie we Francji. Niedrogie(nie mylić z tanim), dobre wino, a w nocy, jeszcze na trzeźwo, ucieczki z domu na kąpiel do morza(troche ryzyka, że nas przyłapią) ... potem chwila na plaży i powót do ośrodka na małą 'uczte' ... na pewno lepsze rozwiązanie, niż nie jednych obozowiczów ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wuefmenka
Pamientam jak póżnią jesienią pojechaliśmy na Słowacje - ja, drugi wf ista Eryk i pani Iza od historii. Oj działo się w tedy !!! Iza jak zwykla upiłaja się Zlatym Bażantem głośno bekając, Eryk pchał się do niej z łapami a ja piłam z włacicelem hotelu Jiri'm. Przystonjiak to on był, w dechę malczik, całował lepiej od męża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie było dnia bez
mniejszej lub większej usterki - najczęściej chodziło o popsutą spłuczkę, zatkany odpływ w kabinie prysznicowej i takie tam "drobnostki", ale zdarzały się też większe awarie, bo ośrodek był - tu określenie jednego z pracowników - skansenem z czasów Gierka. Usterki nie zawsze były usuwane zaraz po powstaniu, ponieważ pan Konserwator (chyba zabytków...) czas pracy miał do godziny 15:00, wszystko więc, co działo się później, musiało zaczekać do następnego dnia. Z dnia na dzień pojawiało się coraz więcej usterek, jednak coraz mniej było zgłaszanych do Pani Właścicielki - dzieci się jej bały, więc podpatrując Konserwatora, same opanowały sztukę m.in naprawiania spłuczki.Jeśli chodzi o jedzenie, to nikt się nie zatruł. Dzieci też niespecjalnie narzekały na posiłki, co najwyżej na brak dokładek, bo były wiecznie głodne. My jednak przyjrzeliśmy się posiłkom bliżej i jednym słowem określić je można jako "recycling". Przykłady można było obserwować codziennie, jednak przytoczę tylko dwa. Śniadanie: jajko na twardo w majonezie, kolacja: pasta jajeczna. Innego dnia był na obiad rosół, kurczak, ziemniaki, groszek i marchewka. Kolacja: nienaturalnie żółty makaron (z rosołu), "sos" z wyraźną domieszką marchewki i groszku... Nie wspominając już o tym, że jajka potrafiły być serwowane przez kilka dni pod rząd...Okazało się, że w trakcie turnusu nastąpiły niesamowite zmiany, jeśli chodzi o powrót i środki transportu. I tak np. grupa, która przyjechała autokarem, musiała wracać pociągiem, bilety dosłano kurierem w dzień wyjazdu... Autokar jechał przez kilka miejscowości i zabierał dzieci po drodze, pociągiem niestety nie dało się tego w ten sposób zorganizować, więc praktycznie każdy wychowawca musiał teraz jechać gdzie indziej z oddzielną grupą dzieci - zazwyczaj było ok. 15 osób z jednej miejscowości. Z naszej trójki zrobiła się więc zatem dwójka, a dzieci pozostało nam wciąż tyle samo... Wracaliśmy pociągiem nocnym - od 22:00 do 4:00 rano. Przedziały dla kolonii zarezerwowane były bardzo dziwnie... w ostatnim, 8 wagonie i to tak, że były tam 2 przedziały "cywilne", 6 "kolonijnych" i znów 2 "cywilne" czy jakoś tak - w każdym razie - byliśmy osaczeni przez prywatne osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja słyszałem od siostrzenicy jak na zakończenie roku szkolnego klasa się złożyła na wieniec pogrzebowy dla swojej pani

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bałkany lipiec 2009
Jesteśmy wraz koleżanką wychowawczyniami na kolonii. Kandydatów na wyjazd było wielu. Mnie się udało. Mam opinie dobrej, doświadczonej wychowawczyni. Jestem od 10 lat nuczycielką. Zajeżdżamy na miejsce z grupą kilkudziesięciu dzieciaków. Zakwaterowani jesteśmy w ogromnym hotelu, w którym znajduje się kilkuset polskich kolonistów. Obserwuję grupy z całej Polski oraz ich wychowawców. Spostrzeżenia: 1. Pilot autokaru - nie ma pojęcia o trasie. Większość z kilkudziesięciu godzin podróży śpi, przeglądą pornosy lub wysyła SMSy. 2. Kierownik kolonii - jeden na cały ośrodek. Nie zna żadnego języka, ciągle myli się w rachunkach itd. ale a za obsługę kilku grup z Polski bierze w sumie kilka tys. zł. A co takiego robi ? Chyba to, że podrywa nasze małolaty i pociąga z nimi piwko (!). 3. Wychowawczynie sąsiednich grup - zmanierowane studentki (anglistyka, europeistyka, politologia, zarządzanie). Piją i ćpają razem z wychowankami. Przeklinają i robią zakłady ile podopiecznych się dzisiaj puści, a ilu one same rozprawiczą (oczywiście za ekstra opłatą). 4. Koloniści - większość synalkowie i córki nadzianych Staruszków (Raczej się nie spotyka dzieciaczków, których rodzice mieliby 40-50 lat. Niemal wszystkie bachory są późnymi dziećmi, spłodzonymi przez 60 letnich Dyrektorów i 40 letnie Biurwy. Sędziwy wiek rodziców skutkuje niejedną wadą fizyczną i psychiczną potomstwa). Zblazowane towarzystwo pijące i używające ile wlezie. Co starsi szukają okazji do darmowego seksu (obojętnie z kim). 5. Ja i koleżanka - wstydzimy się za wychowawców "kolegów po fachu" i staramy się izolować "naszych" od innych grup. Wstydzimy się także za Polaków. Dziękujemy przy tym Bogu za to, że nasza grupa jest na tle pozostałych niezwykle grzeczna (tylko kilka przypadków "spożycia" skutkujących kolonijną karą). 6. Wniosek końcowy. Jeśli kochasz swe dziecko, nie posyłaj go na kolonie organizowane przez biura podróży za granicę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moj 7 latek w tym roku
pierwszy raz wyjechal na kolonie. Kolonia byla mala 12 dzieci - 3 opiekunow, organizowana przez znane biuro, i droga. Bardzo mu sie spodobalo, nie chcial wracac do domu, prosil aby zostac na nastepny turnus. Po powrocie byl usmiechniety, zadowolony, zadbany. To zdecydowalo o wykupieniu nastepnego turnusu. Kolonie trwaja 7 dni. Sa skierowane do malych dzieci 5-10 lat. Po tygodniowej przerwie synek pojechal na nastepny turnus w to samo miejsce. Podczas kolonii bylo wszystko dobrze - mial telefon. Schody zaczely sie po powrocie. Okazalo sie ze synek przeklina - jak sie okazalo przeklinaly opiekunki! Panie nie bawily sie z dziecmi za to wyzywały się wzajemnie od kurew, szmat, ździr, niewy żytych suk i stuchujnic. Synek dopytywał się mnie i taty co to znaczy: - robić loda? - walić minetę? - obciongnąć z połykiem? Poza tym zaróśł brudem, mial tak strasznie brudne zeby jak nigdy jeszcze nie widzialam (myje sam). Dwie pary spodni i 3 koszulki zostaly wyrzucone, nie dalo sie doprac Kilka brudnych bluzek i spodenek zostawilam do wielokrotnego prania - moze beda czyste... Z kolonii nie wrocily dwie kurtki, para adiodasków-oryginałków i zadne kosmetyki - maz wrocil na kolonie i prosil o poszukanie rzeczy dziecka. Recznik dziecka wytarl podloge, byl caly w piachu i brudzie No i pytanie co zrobic, czy warto zadzwonic do organizatora i przedstawic sytuacje? W przyszlym roku bardzobym chciala aby synek znowu pojechal w to samo miejsce, tylko aby wrocil zadbany i zadowolony jak za pierwszym razem. No i troche sie boje, jezeli zloze skarge to nie wiem jak dziecko moze byc potraktowane za rok. Przeklinanie przez opiekunki jest moim zdaniem niedopuszczalne. Sama jezdzilam bardzo czesto na kolonie bylam okolo 16 razy i nigdy nie wrocilam tak brudna i zaniedbana Nie wiem sama czy sie czepiam? Czy myslicie ze warto poinformowac organizatora?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja jeżdziłam jako opiekunka
na kolonie i niemalże siłą myłysmy gówniarzy, zmuszłyiśmy małolatów do prania i przebierania się na noc. Jak po pierwszej nocy weszłam do pokoju chłopców to myslałam, że zawału dostane: jebało od nich jak od bezdomnych z dworca! Gnojki spali w tych samych ubraniach w których latali po dworze, do tego niektórzy w okularach i ze słuchawkami w uszach! W domu pewnie sie myją- tu poczuli smak wolności. 7-latek to nie małe dziecko, ale z drugiej strony opiekunowie są po to, żeby dopilnowac podstawowych spraw. Szczególnie, że to byla kolonia dedykowana dla młodszych ludzi. Ale czy od razu skarżyć? Mial Twój syn pare dni "dnia dziecka"- nic mu nie będzie, a organizatorzy muszą sobie dorobić. Choć rozumiem, że jak sie płaci spore pieniądze to sie oczekuje wszechstronnym zainteresowaniem dzieckiem a nie tylko, żeby całe wróciło z kolonii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dzieci pozostawione bez opieki
na kilka godzin, szwendające się samopas po nieznanych miejscowościach lub błąkające się bez celu po plaży - to obraz, który często można zobaczyć podczas kolonii letnich. Nie wszyscy wychowawcy przykładają się do swojej pracy.Wychowawcy czasami zachowują się, jakby wyjechali na wakacje, a nie do pracy i puszczają dzieciaki samopas. Jednak takie zachowanie może wychowawców bardzo drogo kosztować. Ponoszą oni pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo i życie dzieci. W przypadku, gdy kolonistka zajdzie w ciążę, to właśnie na wychowawcy spocznie ciężar płacenia alimentów. Jeżeli podczas pobytu na kolonii dziecku cokolwiek się stanie, to wychowawca odpowie za to przed sądem. Warto, żeby rodzice o tym wiedzieli. Płacąc za letni wypoczynek swojego dziecka oczekują w zamian doskonałej opieki, a nie zostawiania dziecka samemu sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Na koloniach i obozach zawsze
karzdej nocy zaczynałao się ostre chlanie, kiranie kleju i rozpuszcalnika, wpierdalanie grzybów-halucybów i zaliczanie młodziutkich koleżanek albo bara-bara z paniami-wychowawczyńmi. Mamy społeczeństwo wychowane w duchu imprezy i seksu, za co dziękujemy serdecznie telewizji i portalom internetowym. Najlepszy wychowawca nie jest wstanie nic zrobić, gdy rodzice się dzieciakami nie zajumją w ciągu roku, a inne wychowawczynie biorom sobie 17 latków do łózka. Na koloniach najważniejsze wtedy to udawać dorosłego i przelecieć jakąśładną szmatkę, to wszystko... Zamiast wysyłaćna kolonie, spędźcie z dzieciakami trochę czasui zacznijcie je wychowywać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja tuż po maturze ze stresu
dostałam alergii, a pulmonoloszka podejrzewała u mnie astmę i gruźlice więc pojechałam na miesiąc do sanatorium dla młodzieży. W tym sanatorium to miałam różne inhalacje i fajnie mi się płuca i oskrzela podleczyły, niestety towarzystwo było jakieś lewe. Większośc moich koleżanek zamiast chodzić na zabiegi i wypoczywać to stale się wymykało na dicho, chlałły po krzczorach i przypalały grass. Parę razy to sprowadzały chłopaków do pokojów i się z nimi waliły we wszystkie otwory! Jedna miała tylko 14 lat a już chlała i się chwaliła, że miała 3 skrobanki i że zdymało ją pół Wałbrzycha, a druga to se po pjaku rozcięła głowę o futrynę, ale była taka napruta że chuja tam poczuła i tak se łaziła z rozwalonom głowom po sanatorium, z czoła jej krew kapała jak w horrorze klasy B a jej nic!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość csaaddde3d3dd
Długo Ci autorko zajęło przekopiowanie tego starego tekstu? Uprawiasz plagiat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ehhhhhhhhhh
Ja jeździłam na kolonie organizowane przez parafię. Najpierw jako uczestnik, potem 5 razy jako opiekunka. Zazwyczaj był to podobny skład osiedlowych dzieciaków. Wszystko bylo fajnie dopóki dzieci były "małe", ja młodziutka i niezbyt świadoma. Przez cztery wyjazdy bawiliśmy się fantastycznie, zbierałam pochwały od rodziców, dzieci przeszczęśliwe. Ale ostatni wyjazd to była katastrofa. Towarzystwo się mocno rozhulało, niektórzy mieli już blisko 18 lat, pojawiło się kilkla nowych osób....jakichś mega hard corów nie było, jednak ja uznałam, że zmaganie się z pijącymi nastolatkami, to dla mnei za dużo. Moja wyobraźnia zaczęła tak mocno pracować, byłam już po wielu praktykach w szkołach, po różnych "uświadamiających" zajęciach na uczelni, tak że to był już mój ostatni wyjazd... Uznałam, że niepotrzebne mi takie "atrakcje" na własne życzenie. Wróciłam do pracy z maluchami w przedszkolu i zdecydowanie wolę to. A w wakacje wolę sobie dorobić opiekując się jakimś małym smykiem ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wiem czy ktos
w miarę odpowiedzialny decyduje się jeszcze brać udziała w takich "akcjach". W ten sposób jadą na kolonie jakieś przypadkowe osoby i efekty są jakie są...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość młodzież na wycieczce marzy
o tym samym, co większość dorosłych ludzi, czyli żeby się najarać, nagrzybić i upierdolić do nieprzytomności. Jak kiedyś z gnojami dyskutowałam o skutkach naruszenia zakazu picia alkoholu, zapytali mnie, jakie skutki poniosą nauczyciele, gdyby popili. Odpowiedziałam, że takie same jak młodzież, czyli wszystko w rękach dyrekcji: ma prawo ucznia wyjebać w pizdu z budy (co dawniej oznaczało prawdziwe kłopoty np: wojo :D :D :D ), a nauczyciela wypierdolić z roboty. Różnica tylko jest taka, że aby udowodnić pracownikowi chlanie alkoholu, jarania jointów lub kiranie kleju w pracy, należy wezwać psy i w ich obecności sporządzić protokół (badanie alkomatem lub narkomatem jest nieodzowne). Z gówniarzerią jest od chuja łatwiej, bo wystarczy oświadczenie psora, że dany małolat był najebany. Także sporządza się protokół, ale policja nie jest potrzebna. Uczestniczyłam w niejednej radzie pedagogicznej, kiedy to sądzono pijących i cpających gnojków. Nauczyciel zaświadczał, jak było, a rada glosowała, czy skreślać małego żulika z listy, czy wysępić łapówkę od jego jareckich. Czasem wyrzucałyśmy, a innym razem dawałyśmy tym bydlakom szansę poprawy. Młodzież lubi opowiadać niestworzone rzeczy o wycieczkach, dlatego też pierwszacy mogli od starszych kolegów nasłuchać się opowieści o hulankach i swawolach. Nie zamierzam dementować żadnych plotek.Wiele z tych opowieści to zresztą szczera prawda :P Jak się komuś udało skrycie zaszaleć, nażreć grzybów-halucybów, napalic się brauna, napić spirytu z colą, namówić polonistkę na lodzika, a potem jeszcze zerżnąć matematyczkę w kakao, to jego szczęście! Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy mają takie szczęście :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj nie zazdroszczę wycieczki
nie przy tak jeszcze “nasiąkniętych” gimnazjum uczniach. Pamiętam sprzed lat biwak mojego liceum, przyjechało tam także gimnazjum (zmilczę litościwie skąd!), do dziś żałujemy z kolerzankami, że nie wezwałyśmy policji (teraz już nie miałabym takich oporów :P ). Pijani byli prawie wszyscy uczniowie (to bieganie na golasa po pomoście w nocy, skakanie z balkonów, rzucanie pustymi butelkami w auta zaparkowane pod budynkiem, wydłubywanie kotom oczów, tudzież zarzygiwanie wszystkiego dokoła), na dodatek okazało się, że prawie cała kadra była gorzej najebana od swoich pożal się Boże podopiecznych (pierwszaki-bydlaki miały niezłą radochę, gdy znaleźli swoje psorki kompletnie zalane: dla zgrywu rozebrali je do golasa, wysmarowali je pastą do butów, poniszczyli im dokumenty itd.), także kierowca, który miał ich wieźć następnego dnia do domu tez był po kilku głębszych i ledwie trzymał się na nogach :(. Wśród kadry był dyrektor tego gimnazjum! Takiego cyrku w swoim długim nauczycielskim życiu nie widziałam!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja pamiętam jeszcze liceum
W pierwszej klasie to pilnowali nas i to mocno. Oczywiście pięć-sześć piwek się wypiło, tak, że nikt nie przesadził. Ale już od drugiej klasy nasza wychowawczyni postawiła sprawę jasno. Powiedziała, ze jesteśmy już prawie dorośli i nie chce się jej nas pilnować i dlatego przymknie oko jeśli trochę alkoholu wypijemy. I podbudowani jej słowami za jej przyzwoleniem dobrze się bawiliśmy. I jakoś nikt nie przesadził. Za dnia zwiedzaliśmy, pograliśmy w siatkówkę, wieczorami to w karty graliśmy w karty, rozmawialiśmy przy piwie i bimberku co jednemu koledze ojciec dał. Z wychowawczynią też trochę pogadaliśmy przy wódeczce :D. Nie znaczy to, że nas w ogóle nie pilnowała tylko to, że nie trzymała nas pod kluczem, ale to, że potraktowała nas jak osoby odpowiedzialne. Jak słyszę czasami co się na innych wycieczkach dzieje to się czasami zastanawiam, czy my mieliśmy takie udane wycieczki dlatego, że wychowawczyni traktowała nas jak osoby dorosłe, czy może dlatego, że sami byliśmy taką w miarę myślącą klasą (i przez to wychowawczyni traktowała nas tak, a nie inaczej) czy może po prostu mieliśmy szczęście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×