Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość samaniewiem

Choroba fizyczna z miłości???

Polecane posty

Gość samaniewiem

Cześć. Sama nie wiem jak to wszystko wyrazić słowami, ale spróbuję bo ciekawa jestem opini. Mam 28 lat, mam 5-letniego syna. Nie dawno zmieniłam pracę na naprawdę fajną, poznałam nowych ludzi, nawet nieśmiało można powiedzieć przyjaciół, mam marzenia, plany, syn nie sprawia mi żadnych kłopotów. Krótko mówiąc czuję się bardzo zadowoloną z życia osobą :-). Co do związków - jestem sama. Były jakieś próby mniej lub bardziej udane, nie wyszło - trudno. Czuję, że wiecznie tak nie będzie; zresztą już jest ktoś kto całkiem mi się podoba :-). Niby ekstra nie? Ale. Ojciec mojego syna to była naprawdę wielka miłość. Byliśmy przede wszytkim wielkimi przyjaciółmi. Chwile z nim spędzone zapamiętam do końca życia, no ciężko opisać. Było to coś tak pięknego, że aż nierealnego. Gdzieś tam głęboko, głęboko czuję że go kocham i zawsze będę kochać - ale dotąd o tym nie rozmyślałam i stwierdziłam, że trudno - z tym można żyć :-). Nie jesteśmy razem, bo tak z wielu wzgędów rozsądniej, bezpieczniej i dla mnie i dla niego nasz związek to byłaby prawdziwa rewolucja życiowa. Do dziś mamy bardzo sporadyczny kontakt co kilka miesięcy. Ostatnio kiedy go widziałam parę miesięcy temu po bardzo długiej przerwie po naszym spotkaniu (które było wspaniałe, mimo, że rozmawialiśmy od tak po przyjacielsku czuło się no radość, miłość no wszystko. Spotkanie się skończyło, przestałam o tym mysleć, wróciłam myslami do mojego obecnego życia. Za to dość mocno zachorowałam. Nie wiem co mi było konkretnie. Chwilami nie mogłam dosłownie wstać z łóżka. Stopniowo wszystko wróciło do normy. Nie dawno znów go widziałam. Głupie 10 minut. I znów w trakcie spotkania i po - euforia, ludzie są mili, świat staje się piękny, kocham wszystkich, no fruwam po prostu, jestem naprawdę szczęśliwa. Mija dzień znów czuję się bardzo bardzo źle. Siedzę teraz i piszę, ale czuję totalny brak sił, chęci, myśli czegokolwiek. Już nie mówiąc o tym, że łeb mi pęka, mam ataki duszności (dziś usiadłam gdzieś na trawie byle gdzie bo czułam że zaraz będzie źle), czuję jakby przybyło mi 20 lat. Pewnie za parę dni znów minie. Co to kurna jest. Miał ktoś z Was tak? Wiem że to brzmi jak pierdzielenie małolaty, ale piszę jak jest. To prawda. Jestem zdezorientowana bardzo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×