Gość .mała. Napisano Listopad 1, 2008 czytałam wiele wątkow na ten temat i juz w ogole zupelnie sobie tym nie radzę:( jestem z nim kilka lat(dzis mam 20). zaczynajac od tych bardzo mlodzienczych,pierwsza milosc i te sprawy. moja pierwsza miloscia byl ON. roznie miedzy nami bywalo- jak to para nastolatkow. i nie zawsze byl wobec mnie w porzadku. jako ze bylam bardzo mloda- rodzicom mowilam o wszystkim... rodzice z poczatku nie mieli nic przeciwko niemu. pozniej-jako ze jestesmy spokrewnieni w ósmym stopniu (Kościół pozwala na takie zwiazki,tzn slub koscielny)- zabronili mi się z nim spotykac. nie ma on za ciekawej rodziny(nie chodzi o ojca,matke),wiem o tym,ale co mi do niej? on sam wie jakie kiedys popelnial bledy i wiem,ze kocha mnie teraz najbardziej na swiecie,ze naprawde zrozumial,ze nie moze beze mnie zyc.tak wiec uczucie nasze dojrzalo i wiemy,ze chcemy byc ze soba... ale rodzice nam nie pozwalaja... moi,bo jego mnie bardzo lubia. ludzie z naszej okolicy tez mowia,ze jak my mozemy,ze jestesmy rodzina-chociaz nigdy nie bylo miedzy naszymi rodzinami zadnej wiezi(siodma woda po kisielu),a zupelnie nie zdaja sobie sprawy z tego,ze takie zwiazki sa akceptowane przez Kosciol. a rodzice slepo wierza ludziom,w te plotki i w ogole... w te ich beznadziejne gadanie... kocham rodzicow,rozumiem ich postawe i obawy...kazda rozmowa na ten temat konczy sie klotnia...;( nie chce wybierac,kocham i Ich, i Jego... nie dopuszczaja do siebie mysli ze on moze sie zmienic pod moim wplywem...a tak naprawde jest :( on chce nawet poswiecic nasz zwiazek dla dobra moich kontaktow z rodzicami... nie wiem co robic:( tyle razy probowalam o nim zapomniec,ale nie umialam...a teraz tym bardziej byloby mi trudno,gdy on jest dla mnie najukochanszym facetem na swiecie i traktuje mnie jak najwazniejsza dla niego osobe :( dodam,ze nie uwazam go za ideal,bo zauroczenie po tylu latach na pewno minelo... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach