Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

pszczoła5

kontrowersyjny wybór Julii Hollander

Polecane posty

Gość ja też przeczytałam artykuł...
Autorka książki nie jest dla mnie bohaterką. Uważam podobnie do MaMani, lepiej, że oddała, niż miałaby udusić czy rzucić o ścianę. Oczywiście nikt z nas nie chciałby, znaleźć się w podobnej sytuacji... ja wolałabym, aby moje bardzo chore dziecko poszło do nieba niż miałoby "wegetować". Jeśli byłabym w identycznej sytuacji do autorki to raczej nie miałabym tyle siły, aby je oddać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia33
Dlaczego mi nie dziala ten link?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bessa ojj
wpisz w google julia hollander to ci wyjdzie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakbys wszystko przeczytala
to bys wiedziala co zrobic zeby dziaial

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia33
Nie rozmieszaj mnie nie mam czasu czytac wszystkiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Zdecydowałam się oddać swoją córkę, bo wiedziałam, że nie będę mieć z nią żadnej znaczącej relacji Znajomym dwa miesiące temu urodził się syn. Jest bardzo grzeczny. Mało płacze, dużo śpi i je. Niedawno zaczął się uśmiechać i gaworzyć. Zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. Wyrywają go sobie z rąk. Tulą bez przerwy. Synek patrzy im w oczy. Rozpoznaje wśród innych. On też jest w nich zakochany. Co by było, gdyby częściej płakał? Kilka godzin dziennie? Cały dzień? Całą noc? Co by było, gdyby sztywniał, kiedy biorą go na ręce? Gdyby karmienie ciągnęło się godzinami, przerywane krzykiem, a kończyło wymiotami? Gdyby każda próba ukojenia była skazana na klęskę? Czy kochaliby go mniej? Inaczej? Czy ich związek by się zachwiał? Czy potrafiliby przyznać, że to dziecko ich rozczarowuje? Czy fantazjowaliby czasem o jego śmierci? I wreszcie - co by zrobili, gdyby usłyszeli diagnozę: 'Państwa dziecko będzie upośledzone. Jeszcze nie wiadomo, w jakim stopniu'. Nie wiem. Oni też nie wiedzą i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą. To jedna z tych sytuacji, których nie sposób sobie wyobrazić, dopóki się ich nie doświadczy. 43-letnia Julia Hollander, była dyrektorka Narodowej Opery Angielskiej w Londynie, reżyserka teatralna, to wie. Napisała o tym książkę 'Kiedy łamie się gałąź. Opowieść matki' ('When the bough breaks. A mother's story', wyd. John Murray). Książka zajmuje piąte miejsce na liście najlepiej sprzedających się biografii w księgarni Amazon i podzieliła czytelników na tych, którzy podziwiają Hollander za odwagę, szczerość i przełamywanie tabu, oraz tych, którzy uważają ją za cynicznego potwora. W czerwcu 2002 r. Julia urodziła Imogen. Po pięciu miesiącach, kiedy córeczka trafiła do szpitala po kolejnym ataku epilepsji, Julia postanowiła jej stamtąd nie odbierać. Tydzień później zrzekła się opieki nad nią. Dziecko trafiło do matki zastępczej. Książka jest zapisem tego, co się działo z Julią i jej rodziną podczas tych pięciu miesięcy i dlaczego zdecydowała się podjąć taką decyzję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Miało być inaczej 'Do 35. roku życia w moim życiu nie było miejsca na dzieci' - pisze Hollander. W ekskluzywnej szkole dla dziewcząt w Oksfordzie, do której chodziła, macierzyństwo było postrzegane jako brak ambicji. A ona chciała odnieść sukces w dziedzinie, która pod koniec lat 80. była w Anglii niedostępna dla kobiet. Udało się. Była pierwszą kobietą, która wyreżyserowała przedstawienie w Narodowej Operze Angielskiej na West Endzie, a później została jej dyrektorką. Kiedy okazało się, że zawodowo osiągnęła już wszystko, co mogła, pojawił się Jay, nauczyciel akademicki i kompozytor, który dzielił z Julią pasję do teatru i muzyki. Priorytety Julii się zmieniły. Trzy lata później urodziła się ich pierwsza córka - Elinor. W czasie porodu położna krzyczała: 'Jesteś prawdziwą bohaterką!'. Jeszcze tego samego dnia wróciły do domu. W podziękowaniu za triumfalny poród położna dostała szampana i kwiaty. Przenieśli się z Londynu na wieś pod Oksfordem. Oboje zdecydowali się zostać wolnymi strzelcami, żeby mieć więcej czasu dla dziecka. Wynajęli dom z ogrodem, dużą kuchnią, pianinem i pracownią. Czasem wpadali do nich znajomi z Londynu, aktorzy, reżyserzy, malarze, ekscentryczni i pełni historyjek z wielkiego świata. Pod koniec drugiej ciąży Julia wyobrażała sobie, że usiądzie na ławeczce na ganku, będzie karmić niemowlę, obserwować Elinor skaczącą pomiędzy rabatkami albo przyjmować gości. Wieczorem w czwórkę, przytuleni do siebie w wielkim łóżku, będą słuchać oper. Poród zaczął się nagle, dwa tygodnie przed terminem. Zamiast regularnych skurczów jeden przeszywający ból. Położna nie odbierała telefonu. Potem pędem samochodem do najbliższej przychodni, gdzie pielęgniarka obwieściła tylko: 'Nie jest dobrze. Puls dziecka zanika. Nie mamy tu sprzętu', i kazała im jechać do szpitala oddalonego o kolejne pół godziny. Imogen urodziła się w zamartwicy i jeszcze przez tydzień nie otwierała oczu. Lekarze nie byli w stanie ustalić, co spowodowało, że mózg Immie przestał się rozwijać - komplikacje porodowe, uraz w czasie ciąży? Nie umieli też ocenić, jak bardzo Immie będzie upośledzona. - 50 proc. szans - zawyrokowała pediatra. - Ale postawienie rzetelnej diagnozy zajmie miesiące, może lata. Dla Julii i Jaya te 50 proc. brzmiało prawie jak 100. Nie było szampana ani kwiatów. Rodzina w ciszy witała nowo narodzoną dziewczynkę, przyglądając się, jak leży w inkubatorze, pośród rurek. Ktoś odważył się szepnąć tylko: - Jest taka podobna do ciebie, Julio. Kiedy wreszcie wypisano je ze szpitala, z baterią leków stabilizujących, jedna z pielęgniarek powiedziała: 'Niech pani tylko nie porównuje jej ze starszą córką'. A pediatra rzuciła na pożegnanie: 'Udawajcie, że ostatnie dwa tygodnie nie miały miejsca. Traktujcie ją jak normalne dziecko'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Normalne dziecko Po pierwszym tygodniu w domu Immie zaczęła płakać. Płacz szybko przechodził we wrzask z przerwami na krótkie, niespokojne drzemki. Julia i Jay próbowali zachować dotychczasową rutynę: jedli wspólne posiłki (z krzyczącym niemowlęciem na ręku), bawili się na zmianę z Elinor (z krzyczącym niemowlęciem w drugim pokoju), próbowali grać na pianinie, żeby je uspokoić, próbowali wspólnej kąpieli (która tylko wzmagała krzyk). Elinor stała się cicha i wycofana. Julia pełniła 24-godzinny dyżur nad niemowlęciem. Jay biegał między jedną a drugą. Znajomi przestali wpadać. Ławka przed domem stała pusta. Kiedy Immie miała cztery tygodnie, Julia po kolejnej nieprzespanej nocy krzyknęła: - Nienawidzę cię! Tydzień później, kiedy próbowała uspokoić ją kołysaniem, przemknęła jej myśl, żeby zamachnąć się mocniej i uderzyć główką Immie o ścianę. 'Jej miękka czaszka pękłaby jak skorupka od jajka. Ale nie mogę nikomu o tym powiedzieć. To zbyt straszne, ta łatwość, z jaką wyobrażam sobie unicestwienie swojego dziecka' - pisze w książce. Rejonowej położnej, która przyszła na wizytę kontrolną, wyznała: - Mam wrażenie, że opiekuję się zwierzęciem. Jay pomagał Julii, jak tylko potrafił. W nocy na zmianę nosili płaczącą Immie na rękach. Dopóki nie zapadła ostateczna diagnoza, żył nadzieją na zmianę. Kurczowo trzymał się tych 50 proc. szans na zdrowie. Kiedy Immie miała dwa miesiące, do Jaya przyszło zawiadomienie, że nie dostanie pracy, o którą się starał. Julia wyzywała go od nieudaczników, którzy nie potrafią zadbać o rodzinę. Jay wyprowadził się ze wspólnej sypialni. Przestali jeść wspólne posiłki. Dwuletnia Elinor powiedziała matce: - Nie lubię cię. Wolę tatusia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Na skraju Jay zaproponował, żeby zatrudnić profesjonalną nianię. Julia odmówiła. Położna kilkakrotnie sugerowała Julii, że może cierpieć na depresję poporodową, i oferowała pomoc. Julia znowu odmówiła. Znajomi dzwonili, żeby dać namiar na instytucje, które zajmują się chorymi dziećmi i ich rodzinami. Julia odmawiała. Chciała wierzyć, że jej dziecko jest zdrowe. Że to przejściowy koszmar, który za chwilę się skończy. Kiedy Immie skończyła 12 tygodni, na wizycie kontrolnej usłyszeli od pediatry: - Immie wciąż się nie uśmiecha. Nie nawiązuje kontaktu. - Co to oznacza?- Prawdopodobnie będzie poważnie upośledzona. - Jak bardzo?- Teraz nie da się tego ustalić. Pełna diagnoza zajmie miesiące, może lata.- Czy pójdzie do szkoły? - Zbyt wcześnie, żeby na to odpowiedzieć.- Czy będzie nas rozpoznawać? - Możliwe, że nie. Jay zamknął się w pokoju, płakał. Julia podjęła decyzję, że przerywa karmienie ('Miała dosyć bycia niezbędną'). Zdecydowała się brać leki antydepresyjne. Zatrudnili opiekunkę. Najpierw raz w tygodniu, potem częściej. Na pierwszy weekend bez Immie pojechali we trójkę do luksusowego hotelu. Były kąpiele w basenie i wspólne śpiewanie. To wtedy ustalił się rytm: jest Immie - jest bezradność, rozczarowanie, udręka. Nie ma Immie - jest ulga, radość, swoboda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Znacząca relacja To Jay pierwszy postawił żonę przed wyborem: albo Immie, albo ja. To on pierwszy zasugerował, że Immie niszczy ich rodzinę. To on rzucił pomysł, żeby udusić ją poduszką - skrócić cierpienie dziecka, a także ich wszystkich. 'Dzieci w tym wieku umierają śmiercią łóżeczkową, nikt się nie pozna'. Julia zabrała dzieci i uciekła. Siły starczyło jej na dzień rozłąki. Powoli zaczęła oswajać się z myślą, że musi dokonać tego wyboru. Albo rozpadnie się jej rodzina i zostanie sama z chorym dzieckiem, albo odbuduje relację z partnerem i starszą córką, a Immie... zajmie się ktoś inny. Na początku listopada, kiedy Immie miała pięć miesięcy, neurolog pokazał im zdjęcie jej mózgu. Większej jego części nie było. - Prawdopodobnie nigdy nie będzie chodziła ani mówiła - powiedział. - Jej możliwości poznawcze zostały zniszczone. Krótko mówiąc, nie posiada inteligencji. Julia powtórzy to wiele razy w swojej książce. 'Zdecydowałam się oddać swoje dziecko, bo wiedziałam, że nie będę mieć z nim żadnej znaczącej relacji'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Decyzja Od tej pory Julia zaczęła przyjmować tylko te informacje, które potwierdzały słuszność jej decyzji. W książce kilkakrotnie wraca do dnia, w którym zaprzyjaźniony ksiądz powiedział: 'Być może opieka nad Immie to nie twoje przeznaczenie. Może to przeznaczenie kogoś innego'. 'Przede wszystkim ratuj swój związek' - powtarzali jej rodzice. Przedszkolanki Elinor donosiły, że robi się drażliwa i zamknięta. Była jeszcze historia rodzinna: prababka Julii z dnia na dzień opuściła kilkuletnią córkę i wyjechała. Nie wiadomo dlaczego. Julia zaczęła sobie tłumaczyć, że dziedziczy tę schedę po prababci. Jay przynosił kolejne dane wyciągnięte z internetu: 'Osiem na dziesięć rodzin zajmujących się niepełnosprawnymi dziećmi żyje w permanentnym kryzysie'. 'Większość kobiet nie wraca do pracy', 'Duża część związków się rozpada, rodzeństwo popada w nałogi i konflikt z prawem', 'Chroniczny brak gotówki'. I kilka historii z prasy: 'Samotna matka opiekująca się chorą córką popełnia samobójstwo', 'Ojciec zabił niepełnosprawnego syna'. Dwa tygodnie po wizycie u neurologa Immie trafiła do szpitala po ataku epilepsji. Miała tam zostać tydzień. Julia wróciła do domu. Położnej, która przyszła z rutynową wizytą, powiedziała: 'Immie jest szczęśliwa w szpitalu i my też jesteśmy szczęśliwsi'. 'Więc może powinnaś zostawić ją lekarzom' - usłyszała. Gdy zadzwonili ze szpitala i spytali, kiedy odbierze dziecko, wydukała tylko: 'Nie przyjadę. Nie mogę'. Wyznaczono im oficjalne spotkanie, żeby ustalić, dokąd trafi Immie. Julia i Jay spakowali butelki, kocyki, fotelik, sterylizator i wywieźli je na śmietnisko. Kiedy Elinor wróciła z przedszkola, nie powiedziała nic. Nikt jej też niczego nie tłumaczył. Julia pisze: 'Zrozumiała, że jej siostra musi zostać w szpitalu i że już nie wróci'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Żałoba Psychologowie mówią, że kiedy rodzi się dziecko niepełnosprawne, najpierw pojawia się szok. Potem przychodzi żałoba z całą falą uczuć. Z poczuciem straty tego dziecka, na które rodzice czekali i które sobie wyobrażali, z bezradnością, frustracją, ze złością na sytuację, na siebie nawzajem i na dziecko. Jedni się wycofują, zamykają w sobie, inni od razu szukają pomocy, jeszcze inni są agresywni, obwiniają wszystkich dookoła; wielu zżera poczucie winy. Wszystko to mieści się w normie. Jak długa trwa? Czasem miesiąc, czasem kilka lat. Wydaje się, że rodzina rozpada się emocjonalnie, ale po to, by odbudować się na nowych zasadach. Żeby to się stało, potrzebne jest wsparcie - między partnerami, pozostałych członków rodziny, specjalistów, fundacji, innych rodzin z podobnym doświadczeniem. Większości się udaje, ale są tacy, którzy nie mogą podołać. O nich rzadko się mówi. Czy Julia i Jay przeżyli żałobę po stracie Immie, którą sobie wyobrażali? Czy zaakceptowali ją taką, jaka jest? Hollander twierdzi, że tak. 'Kocham ją - powtarza w książce. - Była, jest i zawsze będzie moją córką. Nie byliśmy w stanie się nią opiekować i uczciwie to przyznaliśmy przed sobą i światem. Ale oddanie jej nie oznacza braku miłości. Nie jest łatwo żyć z taką stratą'. Są tacy, którzy twierdzą, że rodzice Immie podjęli tę decyzję zbyt wcześnie, w chwili, kiedy ich samopoczucie było najgorsze z możliwych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Gdzie tu bohaterstwo? Po publikacji książki w marcu Hollander wystąpiła w kilku programach telewizyjnych i radiowych. O książce pisały wszystkie ważniejsze brytyjskie gazety. Dominował ton podziwu albo taktownego powstrzymywania się od komentarzy. Pisano o odwadze Hollander, o tym, że podjęła jedną z najtrudniejszych decyzji, jakie można sobie wyobrazić, że odkryła przed światem rodzinną tragedię i zwróciła uwagę na ludzi, którzy dokonują podobnego wyboru, ale z obawy przed oceną żyją z nim samotnie, w ukryciu. Stopniowo zaczęły się pojawiać inne głosy, przede wszystkim Indii Knight - znanej felietonistki 'Timesa', mamy niepełnosprawnego chłopca. W artykule pt. 'Odważna, bo oddała swoje dziecko? Nigdy"'Knight zarzuca mediom gloryfikowanie Hollander: 'To chore, żeby uważać ją za odważną. Jej decyzja jest samolubna i okrutna. Odważni są ci, którzy się podnoszą i idą dalej. Odważni są ci, którzy jak lwy bronią kruchego dziecka. Odważni są ci, którzy porzucają małżonka, który zdecydował się jeść osobno, bo nie daje sobie rady. Odważni są ci, którzy nie udają, że niewygodna prawda nigdy nie miała miejsca'. Knight sugeruje, że Hollander nigdy nie zakończyła żałoby po stracie córki, co więcej, powinna przestać pisać książki i sięgnąć po pomoc (terapeutyczną), której wyraźnie potrzebuje. Dyskusja nad książką Hollander była szczególnie zajadła na forach internetowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Współczuć czy potępić? Roisin: 'Zastanawiam się, czy Hollander zatrzymuje wszystkie wpływy z książki, czy przekazuje je na cele dobroczynne'. Miss Pink Panther: 'Niech ta kobieta przestanie paradować ze swoim dzieckiem od programu do programu, tłukąc grubą kasę. Nie jestem matką, ale ta historia wzbudza we mnie obrzydzenie'. Paula: 'Podjęliśmy prawie taką samą decyzję po 12 miesiącach walki o wsparcie w opiece nad naszym chorym synkiem. Dostaliśmy je dopiero, kiedy mój mąż zadzwonił do opieki społecznej z pytaniem, gdzie mamy odwieźć synka, bo nie chciał go zostawić w toalecie publicznej. Przeżyliśmy, ale po dziesięciu latach wciąż odczuwamy efekty tamtych 12 miesięcy'. Stewart: 'Za dziesięć lat na pewno pożałują swojego zachowania i braku odwagi. Przykro mi, ale tak, potępiam ich'. Malcolm: 'Jako ojciec czwórki i dziadek kolejnej czwórki sam nie mam pojęcia, jak bym postąpił w tak rozpaczliwej sytuacji, ale tej pani należy się nasze współczucie, a nie potępienie'. Liz: 'Czy media byłyby tak samo pełne współczucia, gdyby Hollander była biedną, niewykształconą, bezrobotną samotną matką?'. Dominique: 'Na pewno nie zrobiła tego z miłości, tylko dla spełnienia własnej zachcianki. Pozbyła się problemu, jakim była Imogen. I dzięki Bogu, że to zrobiła. Nie chcę sobie wyobrażać, jak by się żyło temu dziecku, gdyby zostało pod jej opieką'. Riki: 'Jej odwaga polega na tym, że przyznała się, że nie daje sobie rady, i jest przygotowana, by zmierzyć się z krytyką, postępując wbrew mitowi, który głosi, że wszystkie powinnyśmy być cierpiącymi, pełnymi poświęcenia matkami'. Anonim: ' »Imogen jest jak duża kukła «, »Nie jestem w stanie cieszyć się nią, tak jak cieszę się moją drugą córką «, »Razem powołaliśmy ją do życia i razem wymazaliśmy wszystkie ślady jej obecności z naszego domu « - to nie z Julią Hollander mam problem, ale ze słowami, jakie dobiera w swojej książce. Nie umiem tego zaakceptować'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Moja mama Tania Ze szpitala Imogen trafiła do Tani Beale - mamy zastępczej, która od lat zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi porzuconymi przez rodziców. Często tymczasowo, kiedy dzieci czekają, aż zakończy się proces adopcyjny. W tym roku dzięki nowej ustawie o opiece specjalnej Tania została 'drugą mamą' Immie. Ma takie same prawa do podejmowania decyzji o Immie jak jej rodzice, którzy nie tracą praw rodzicielskich. Dwa lata temu Tania adoptowała jeszcze jedną upośledzoną dziewczynkę, którą nazywa Małą Rybką. Mieszkają we trójkę w starym wiktoriańskim domu pełnym dźwigni, obszernych drzwi i innych udogodnień niezbędnych do poruszania się na wózkach. W ogródku jest specjalna karuzela i basen . Mała Rybka chodzi do przedszkola integracyjnego. Immie w tym roku zaczęła szkołę specjalną. Od roku Tania prowadzi blog, w którym opisuje ich codzienne życie (behindthechild.blogspot.com). Wbrew pierwszym diagnozom mózg Immie zaczął się rozwijać. Nie mówi, ale potrafi okazywać emocje: śmiejąc się, krzycząc, śpiewając po swojemu. Tania wie, kiedy Immie jest zadowolona, co jej się podoba, a kiedy ją coś boli. Jej ciało wymaga coraz intensywniejszej terapii, często łapie infekcje, ma problemy z rosnącym układem kostnym, regularnie jeździ do szpitala na zabiegi i operacje. Przy tych wszystkich obowiązkach Tania znajduje siłę i pomysły na dziecięce przyjemności: wspólne pieczenie ciasta, przyjmowanie gości i wizyty, nawet wycieczki do Disneylandu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Tania za opiekę nad obiema dziewczynkami dostaje od rządu 560 funtów tygodniowo. To musi starczyć na specjalistyczny sprzęt medyczny, lekarstwa, odpowiednie jedzenie. Codziennie o godzinie 8 na dwie godziny przychodzi opiekunka finansowana przez rząd, która pomaga ubrać i wyprawić dziewczynki do szkoły i przedszkola (samo ubieranie Immie trwa godzinę), oraz wieczorem, żeby pomóc wykąpać i położyć dzieci. 14 nocy w roku dziewczynki spędzają w specjalistycznym ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych. To jedyne 'wakacje' Tani. Rodzice Immie widują ją raz na dwa tygodnie. Mieszkają 45 minut jazdy samochodem od domu Tani. Immie bardzo związała się z opiekunką i niepokoi się, kiedy nie ma jej w pobliżu. Udało im się stworzyć coś, co Julia nazwała kiedyś 'znaczącą relacją'. Julia twierdzi, że nie czuje zazdrości. 'Zawsze pragnęłabym czegoś więcej. Wiem, że ten emocjonalny związek, jaki miałam z Immie, kiedy była jeszcze w moim brzuchu, nigdy nie zrealizowałby się w prawdziwym życiu' - pisze. Tania tłumaczy Julii: 'Dla ciebie Immie jest tym, kim mogła być. Dla mnie to po prostu Immie'. Obrusza się, kiedy nazywa się ją świętą. Mówi, że jest zwyczajną matką. Czasem się złości, czasem ma dosyć swoich dzieci, a kiedy jest już bardzo zmęczona, zamiast gotować obiad, karmi je płatkami czekoladowymi. Ale nie wyobraża sobie innego życia. 'Każdy z nas ma różne umiejętności. Ja mam takie. Nie byłabym w stanie pracować w biurze' - mówi Tania. Za każdym razem, kiedy ktoś publicznie atakuje Julię, Tania staje w jej obronie. Nie zgadza się, kiedy próbuje się je ze sobą porównywać: 'oto wyrodna matka, która zostawiła swoje dziecko', a 'oto świetna matka, która poświęca się dla NIE SWOICH, niepełnosprawnych dzieci'. - Obie jesteśmy kobietami, dla których najważniejsze jest dobro ich dzieci - tłumaczy Tania i dodaje: - Jeśli rodzice sobie nie radzą, to największym wyrazem ich miłości jest powierzenie dziecka komuś, kto daje sobie radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
Trzecia córka W lipcu 2004 roku Julia urodziła trzecią córkę - Beatrice. W czasie ciąży była pod ścisłą opieką lekarską. Dziecko urodziło się przez cesarskie cięcie. Od razu przewieziono je na oddział intensywnej terapii. - Ma kłopoty z oddychaniem - usłyszała Julia. Przez pierwszą dobę historia się powtarza. Inkubator, kroplówka, niepewność. - Jak długo tam będzie? - Tylko Beatrice wie - powiedziała ta sama pediatra, która opiekowała się Immie. Dziewczynka jest zdrowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia-to sie nie wypowiadaj
to dla tych co maja czas przeczytac a" nie maja jak" otworzyc linka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pszczola-....lepiej zeby jej nie bylo.....ale mialas na mysli całkowite odejscie dziecka chorego poprzez smierc-zeby sie nie meczyło dziecko czy tez myslalas zeby jej nie bylo zebys sie Ty nie meczyła? sorki ze tak bezposrednio ale to roznica \"chec\" smierci wlasnego dziecka zeby nie cierpialo a potrzeba oddania zeby mi bylo dobrze i wyodnie I tak, i tak. Może nie żeby mi było wygodnie, bo gdybym chciała wygody, nie urodziłabym ani jednego dziecka. Ale ze strachu, ze nie podołam, że nie dam rady, że cierpienie mnie przerośnie. Nie rozumiem trochę, dlaczego piszecie, co za kobieta, a nie wspominacie o ojcu dziecka. To on postawił jej ultimatum, to ona sugerował, zeby małą udusić...Miał być wsparciem, okazał się dzieciakiem...Czemu w naszej kulturze facetom takie rzeczy uchodza na sucho???Rodzicielstwo to nie tylko damska domena...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
psczoła owszem tak... niestety ale tak. zobacz ile jest smaotnych matek a ilu samotnych ojców....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorcia33
Dobbra przeczytalaam i co.Nie wypowiadam sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka sobie 345
fakt, maz juliiproponowal zabic dziecko, ale ona sama nie byla lepsza! jej tez przez mysl przechodzilo uderzenie placzacym dzieckiem o sciane. wg mnie oboje sa siebie warci, ona i on. moze i posatwil jej ultimatu: on albo chore dziecko. moze nie wspieral dostatecznie, bo przeciez miala depresje poporodowa. ale przeciez ona marzyla o idealnym zyciu, o domku z ogrodkiem, znajomych, zabawach z dziecmi... a zycie czasem plata figle i nie zawsze jest kolorowo:Osama poniekad okazala sie duza, nieodpowiedzialna dziewczynka, ktorej bajke mialo zepsuc chore dziecko...:O no i juz sam fakt, ze zdecydowali sie na kolejne mimo, iz byla szansa znowu na chorobe!!! tak jak jedna z was napisala - gdyby 3 dziecko urodzilo sie chore, oddalaby je? i nauczylaby starsza corke, ze swiat jest tylko piekny, a gorszych, chorych, uposledzonych po prostu mozna usunac z zycia zeby nie psuli sielanki:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"jej tez przez mysl przechodzilo uderzenie placzacym dzieckiem o sciane.\" Matko, ileż razy ja miałam ochote roztrzaskać o ścianę swojego płaczącego synka:O To mnie w ogóle nie gorszy... JA nie mówię, że któres z nich było lepsze lub gorsze..Ja tylko jestem zdziwiona faktem, że same kobiety wieszają psy na kobiecie, nie wspominając słowem o ojcu....Dla mnie szokujące było własnie jego zachowanie-jego ultimatum, jego propozycja zabicia małej (bo to, że w emocjach ma się ochote zadusić dziecko, to jedno-ale z zimną krwią planowanie tego, to zupełnie inna bajka). A my jak gdyby nigdy nic, piszemy o matce-potworze. Pomyślcie, że to Wy przezywacie tak trudną sytuację, a najbliższa Wam osoba nie jest dla Was oparciem. Co wtedy??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pszczola masz racje. wlasnie przeczytalam ten artykul. jestem w szoku. zgadzam sie z toba pszczola. kobieta cierpiaca na depresje poporodowa zamiast uzyskac wsparcie ze strony meza czy bliskich, zostala sama ze swoim \"problemem\"...:O maz proponuje uduszenie dziecka, znajomi przestali wpadac, lawka przed domem stala pusta...:Ojeszcze to ultimatum: dziecko albo ja:Ojaki normalny, kochajacy maz stawia taki warunek swojej kobiecie?!:Osama mialam depresje poporodowa i wiem, jak jest:Onie wiem, co zrobilabym bedac na miejscu julii i wole sie nie zastanawiac. jednego jestem stuprocentowo pewna - pierdolnelabym takiego meza w leb i kazala sie wynosic raz na zawsze:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upsa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przeczytałam artykuł....moim zdaniem oboje mieli depresję, przerosło ich to, ze dziecko chore. Ze trzeba bez przerwy dosłownie bez przerwy zajmować się małą. wiesz grudniowa ja nie jestem pewna czy byś pierdolnęła męża. Oni mieli przed urodzeniem się małej piękne życie, spokojne, byli dla siebie, mieli plany i marzenia. chciałabyś zostać sama z dwójka dzieci w tym z jednym chorym? bo ja chyba nie... Myślisz, ze znalazłabyś kogoś kto by zaakceptował Ciebie i Twoje chore dziecko? (mam na myśli drugiego faceta). Zobacz Julia urodziła dzieci nie będąc juz nastolatką, miała ugruntowana pozycję w świecie, życie jak w bajce, realizowała się i była przyzwyczajona do takiego zycia, Jej mąż też. Nie mieli sił (psychicznie i zapewne fizycznie tez nie)aby zajmować sie chorym dzieckiem. Zapewne zrobili to dla swojej wygody .... ja nie wiem co bym zrobiła i nie chce wiedzieć. I nie powiem, ze dałabym rade wychowywać chore dziecko..... dobrze , ze mała znalazła dom w którym czuje sie szczęśliwa....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak sobie myslę . Jak kobieta wyrzuca dziecko na smietnik to wszyscy krzycza ze mogła zostawic w szpitalu , zrzec sie praw itp itd . Jak kobieta zostawia dziecko w szpitalu wtedy tez zle, bo co z niej za matka :O Jedyne co zbulwersowało mnie w tym artykule to fakt ze zdecydowała sie na trzecie dziecko ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×