Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pseudonimia

pytanie do mezatek, ktore maja kochankow...

Polecane posty

Gość Zinnka
Tylko miernoty, prawiczku, takie jak ty, podbudowuja swoja wartosc lekcewazac innych. Jestes zalosny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a co z...
Karolinnka, czytam, ze zrozumieniem, chce znac twoje zdanie w przypadku troche innej sytuacji, a nie tak "doskonalej" w swej jasnosci i dojrzalosci, bo tutaj podzielam twoj punkt widzenia. Prawiczek - z zasadami po prostu zamknij ryj i nie osmieszaj sie juz bardziej, zycia nie znasz, to o zasadach sobie mozesz mowic dzieciaku ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uważasz ze życie ustala zasady
? ;) Przykro słuchać wyzwisk zwłaszcza prawdziwych:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
a co z Masz na mysli uklad, gdzie jedna ze stron - w poczuciu obowiazku wobec rodziny - pozostaje z ta rodzina, a druga strona, ta wolna, czyli bez zobowiazan, czeka i to czekanie sie przeciaga. Czy dobrze zrozumialam? Nigdy nie bylam w takim ukladzie, wiec trudno mi sie wypowiadac, co kieruje ludzmi, ktorzy sie na to decyduja. Sadze jednak, ze wydluzanie w czasie podjecia ostatecznej decyzji nie jest uczciwe wobec partnera. Jezeli jedno - w imie tzw. wyzszych celow - nie chce odejsc od rodziny, powinno szczerze i otwarcie o tym powiedziec partnerowi, a juz do jego decyzji powinno pozostac, czy sie chce na to zgodzic, czy nie. Czy cierpliwie czeka, czy odchodzi. Generalnie - zauwazylam, ze ludzie maja ogromne problemy z podejmowaniem decyzji. Szczegolnie tych trudnych, ktore wymagaja odwagi. Pytasz o to z jakiegos konkretnego powodu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a co z...
do "uważasz": nie, życie nie ustala zasad, ale życie te zasady weryfikuje, łatwo jest komuś stwierdzić - jesteś szmatą, bo zdradziłaś; jesteś wyrachowana, bo nie umiesz odejść od męża; patrząc na sytuację z perspektywy zasad, o których się słyszało, ale nigdy życie nie wymusiło od niego ich zastosowania. ludzie wartościowi, którzy nie zasługują na nazywanie ich szmatami borykają się z różnymi dylematami i dlatego takie prostolinijne ocenianie jest przejawem szczeniactwa niestety ;-) Karolinnka - tak, pytam, bo interesuje mnie spojrzenie innych i po twojej wypowiedzi doszło do mnie, że największym problemem jest właśnie ta trudność w podejmowaniu ważnych decyzji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a gdyby to mąż prowadził
podwójne życie? Też byłabyś tak wyrozumiała dla niego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a co z...
a co za różnica mąż, czy żona? zasada jest ta sama nie dopuszczam do siebie myśli sypiania z dwoma mężczyznami i widzę, że większość tutaj obecnych również; nie jestem też w stanie zrozumieć seksu "z przymusu" i chyba nigdy nie zrozumiem, a nawet jeśli zrozumiem motywy, to nigdy się z nimi nie zgodzę;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
a gdyby to mąż prowadził Dorosly, myslacy czlowiek powinien podejmowac decyzje przemyslane, z czegos wynikajace, majace konkretne i rzeczowe podstawy. Nie na zasadzie "tak, bo tak", to domena dzieci, ktore nie maja wyrobionej umiejetnosci analizowania, jedynie wiedza czasami, czego chca. Jezeli moj maz wykazalby mi motywy swojej zdrady, konkretne i rzeczowe, moglabym oczywiscie sie z nimi nie zgadzac, ale nie mialabym prawa ich kwestionowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i byłabyś z nim nadal
?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
a co z... Dlaczego nie potrafia podejmowac decyzji? Jeszcze raz podkreslam, nie stwierdze tego z wlasnego doswiadczenia, bo moj uklad jest inny. Moge sie tylko domyslac, ze trudno jest zdecydowac sie na radykalny krok wtedy, kiedy malzenstwo nie jest wcale zle. Sa zwiazki toksyczne, wyniszczajace sie wzajemnie, i w takiej sytuacji - kiedy pojawi sie nowy partner - staje sie motorem do zmiany tej patologicznej sytuacji. Pozytywnym motorem. Lub w gre wchodzi bardzo silne uczucie, tak silne, ze przeslania wszystko. Inaczej zapewne jest w sytuacji, kiedy malzenstwo sobie trwa, spokojnie, bez wstrzasow, bez wiekszych problemow, tylko zaczyna byc troche monotonnie, nudnawo, seks juz tak nie podnieca, zaczyna czegos brakowac ...I tu pewnie ludzie maja dylemat. Zmieniac cos, co wcale nie jest zle, czy raczej poszukac poza domem tego, czego w domu brakuje. Wiekszosc decyduje sie wlasnie na te opcje. Trudno tu kogos oceniac. Kazda decyzja z czegos wynika. Wazne jest, abym jej motorem nie byly tylko i wylacznie emocje, ale rozsadek. A uczucie - nawet to bardzo silne - wcale tego nie wyklucza. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
do "i byłabyś z nim nadal" ? Widzisz, to problem bardzo zlozony. Kazdy z nas jest inny, ma inne granice tolerancji, inne priorytety. Zawsze uwazalam, ze czlowiek nie jest niczyja wlasnoscia. Malzonkowie takze. Malzenstwo to zwiazek dwojga doroslych ludzi, ktorzy maja wspolne cele i wspolnie je realizuja. Ale przeciez nie sa jednakowi. Inaczej mysla, maja inne priorytety, upodobania, zainteresowania...I musza miec - z tej wlasnie przyczyny - swoja prywatna przestrzen. Pytasz, czy tolerowalabym zdrade meza. Tak. Ale pod warunkiem, ze rzeczowo i konkretnie wytlumaczylby mi, co go do tej zdrady sklonilo. Co bylo jej motywem. Bo jej przyczyny moga byc przeciez bardzo rozne. I rozne potem zachowania partnerow. Wiele zalezy wlasnie od tego. Wartosc, jaka jest rodzina, szczegolnie ta najblizsza, jest dla mnie i dla mojego meza zreszta tez, wartoscia trudna do przecenienia, a wartoscia nadrzedna - poczucie bezpieczenstwa, nasze i naszych dzieci. I to wlasnie sobie nawzajem dajemy. Nie ma pomiedzy nami uczucia, ale jest szacunek dla naszych wzajemnych wysilkow, naszej pracy, troski, sprawowanej opieki. I to wlasnie nas bardzo laczy i pozwala funkcjonowac - wcale nie najgorzej - naszemu zwiazkowi. A tak na marginesie...Czasami mysle, ze takie a nie inne podejscie do kwestii zdrady jest kwestia wieku i stazu malzenskiego. U mlodych ludzi nasz wariant by chyba nie "przeszedl":)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale status materialny masz
pewnie niezły? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale status materialny masz
a gdyby mąż był biedny i chory, bylibyście bezdzietni to co? Dalej żyłabyś w fikcyjnym związku? :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
do "ale status materialny masz" Nie bede sie zastanawiala, co by bylo gdyby...Szkoda na to czasu. Decyzje podejmuje na podstawie faktycznej sytuacji, emocji i potrzeb. Tego co mam. Tego co chce miec. A sytuacje materialna faktycznie mam niezla. Ale nie dlatego - jak z gory sugeruje twoje pytanie - ze korzystam z pieniedzy meza. Korzystam ze swoich, bo niezle zarabiam i to juz od lat:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to na cholerę mieszkacie razem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
do "to na cholerę mieszkacie razem" czy ja pisze po chinsku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to na cholerę mieszkacie razem
na cholerę piszesz?:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość matinka
tak sobie czytam.... hmm, jestem mężatką na granicy rozwodu. Nie mam kochanka - chyba niestety, bo byłoby mi łatwiej zdecydować się na ten krok. Albo przyznać się że mam i wtedy mąż od ręki wypisałby pozew rozwodowy, bo zdrada z mojej strony nie wchodzi w grę, mąż ma bardzo sztywne zasady. Podziwiam was dziewczyny, jeśli umiecie prowadzić podwójne życie. Z ręką na sercu- gdybym umiała, też bym to robiła. Ktoś z was napisał o kulturze monogamicznej - to prawda, wszystko w około wpędza nas w poczucie winy, ze niby mąż, że jedyny że na zawsze... Mój kolega twierdzi, że ludzie nie są stworzeni do związków monogamicznych i chyba ma rację. Większość pisze, że z mężem łączy je coś tam, a z kochankiem coś tam innego. Że się wzajemnie uzupełniają. No właśnie, bo ideałów nie ma. Ktoś tam napisał, żeby mieć odwagę najpierw się rozstać, a potem dopiero szukać innego. No tak, tylko co jak z tym innym będzie to samo? Kolejny rozwód? Szukać kolejnego? A dlaczego CZŁOWIEK (nie tylko kobieta i nie tylko mężczyzna) nie ma mieć prawa do tego, żeby mu było w tym krótkim zyciu dobrze? Jestem z mężem 7 lat. Oddaliliśmy się na tyle, że nie wiem co nas łączy. Szanuję go jako człowieka. A co z pożądaniem i namiętnością? Dlaczego mam się tego pozbyć, skoro on tego nie potrzebuje? Mam go zmuszać? On nie lubi się całować. I nie umie. Seks na 3-. Wszystko inne na 4+. Jak to połączyć? Mam żyć w celibacie? Znaleźć sobie kochanka i żyć z poczuciem winy, że naruszam zasady? Gdzie tu złoty środek? Mamy niestety małe dziecko. No i nie jesteśmy najmłodsi. Na razie męczę się na granicy rozwodu. I jestem za tym, że jeżeli jesteście w stanie prowadzić podwójną grę to ją prowadźcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolinnka
do "to na cholerę mieszkacie razem" a na cholere pytasz?:):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teszz mam
jeśli umiecie to prowadźcie! popieram

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Neka
Kochanek ,kochanka, na pewno jest to złe, nigdy nie jest tak,ze ktos nie cierpi, nie ma idealnych ukldów opartych na klamstwie.Ci co kłamią i zdradzaja sa gorsi od tych ,co kradna, nawet w Boskiej Komedii Dantego , oni są najgorsi. Jeżeli ktos przysiega przed Bogiem, apotem kłamie ,zdradza i oszukuje , bo on ma za małego a ona za waską, to kim my jesteśmy, mamy prawo mówic o sobie "ludzie" .Człowiek ,kieruje sie rozumem a nie chucia i instynktem i to nas rózni ponoc od zwierzat ale ja coraz częsciej w to watpię, dla seksu gotowi jestesmy zniszczyc drugiego czlowieka, no ale cóż , czlowiek wszystko moze , mamy to, co sami sobie stwarzamy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a co z...
nikt nie mowi, ze dla seksu, ale faktem jest, ze udane zycie intymne potrafi uczynic wiele dobrego dla zwiazku, a duzo problemow albo zaczyna sie w lozku, albo w lozku konczy, kiedy brak udanego pozycia jest przyslowiowym gwozdziem do trumny. rozumiem, co chcesz przekazac Neka, ale Twoja martyrologiczny ton troche mnie przeraza, mamy tkwic w zwiazkach, ktore sa nieudane tylko dlatego, ze tak wypada? fakt, klamstwo nie jest najlepszym wyjsciem z calej tej sytuacji, ale Ty sugerujesz, ze bezwgledu na to, jak jest, to nalezy pokornie pochylic glowe i udawac, ze jestesmy szczesliwi, bo przysiegalismy. tak, przysiegalismy, ale tyczy to sie obojga partnerow. jesli jedno chcialoby cos zmienic, a drugie nie rozumie potrzeb i sie nie stara, albo stara sie na sile, zeby odwlec kolejna awanture, to jaki jest sens takiego zycia zludzeniami i ciaglego uginania sie pod presja czyichs wymagan?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka inna
mialam kochanka zanim wyszlam za maz bo on juz byl zonaty. z kochankiem jestem w stalej znajomosci z przerwami kilkuletnimi. obecnie spotykamy sie b.czesto tak jakbysmy chcieli nadrobic zaleglosci. z mezem nie sypiam od dawna. rozwod tez niczego nie zmieni. tak juz pozostanie chyba ze...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość azalea
karolinka, masz racje, ze ludzie mlodzi, w mlodych zwiazkach, widza wszystko czarne lub biale, i faktycznie patrzac z takiego punktu widzenia (co kiedys bylo i moja domena), zdrada jest niedopuszczalna. gdy jest tak jak piszesz, ze w malzenstwie/rodzinie jest calkiem fajnie i bezkonfliktowo, tylko czegos brakuje, prubujemy to znalezc na zewnatrz nie psujac domowego zwiazku. fakt, ze laczy nas przyjazn/czulosc/seks z osoba poza zwiazkiem nie przekresla zwiazku samego w sobie ani tez uczuc/przywiazania, ktore maja do siebie wspolmalzonkowie. wydaje mi sie, ze najgorszy w tym wszystkim jest aspekt ukrywania i klamania. nie same w sobie spotkania z kims innym, ale ukrywanie tego. to mnie przynajmniej doluje. w sumie to nawet nie uktywam tych spotkan, jedynie ich szczegoly. to co piszesz jest przejzyste i logiczne, nie mowie, ze kazdy musi sie z tym zgadzac, ale mi pomoglo troche rozwiklac nature mojego zagmatwania, wiec duze dzieki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość były mąż
Nie jestem młodzikiem, miałem spory staż małżeński ale nie godzę się z tym co piszą azalea i karolinka.... to egoistyczne i jednostroone podejście do związku. To co piszecie to demagogia. Nie ma związku tam gdzie jedna strona w tajemnicy przed partnerem podejmuje tak istotną decyzję jak romans, nie ma związku bo jest kłamstwo, jest kłamstwo brak szacunku... wiec o czym Wy piszecie? Małżeństwo to związek monogamiczny nie ma w nim miejsca dla trzeciego/ ciej pewnie może istotnie funkcjonować całkiem dobrze i zyje się w nim nieżle zdradzającemu ale odpowiedzcie sobie na pytanie, czy takie będzie kiedy wreszcie ten niczego nie świadomy prawdy się dowie? Zrada niszczy u zdradzonego zaufanie / podstawa związku/, poczucie własnej godności.. miłosci własnej, zdrada to splugawienie zwiazku i partnera.. gdzie tu cholera widzicie szacunek, uczucie/kpina/, moze jest przywiazanie ale nie do partnera a bezpiecznej stabilizacji.. tego domku o ktorym piszecie. Kos pisał o prawie kochanka do prawdy a prawo partnera? Pisałyście o dokonywaniu przemyślanych decyzji ale decyzji jednostronnych.. a sprawa dotyczy obojga partnerow, o prawie do realizacji własnych zamierzeń, wyborów... a ja powiem tak... wolme wybory mają tylko ludzie wolni, kto nie godzi się na ograniczenia / wynikające choćby z przysięgi/ niech daruje sobie małżeńsrwo. Karolinko, czy wystarczającym dla Ciebie powodem zaakceptowania romansu meża , romansu/jak Twoj.. nie zdrady/ byłby fakt odkrycia przez niego Twojego podw. życia i chęć rewanżu , lub jak to nazywacie.. oderwanie się od codziennej szarzyzny, poszukanie inności, zaspokojenie fantazji ktorych z Tobą nie zrealizował/z wielu powodow/, ale twierdził by podobnie jak Ty, że to niczego w domku nie zmienia... ot taki drobiazg i czy chciałabyś nadal w takim związku być Długo coś mnie uwierało w małżeństwie, trwałem w nim obwiniajac siebie ,że za mało się staram,że to moja wina iż czasem miała złe dni, czasem wiele złych dni,że odsuwała się ode mnie... to się czuje choć Wy tego nie zauważacie, wreszcie poznałem prawdę.... już nic mnie nie uwiera, uważała,że miała prawo podjąć "taką" decyzję ja korzystając z mojego prawa zakończyłem ten "związek", "tamten" też nie przetrwał /choć nie informowałem żony kochanka/ o powrocie pomimo usilnych i wielorakich prob ex nie ma mowy, jestem i długo pozostanę wolny / choć już nie samotny/... przyznam,że kafeteria utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności decyzji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość azalea
madre slowa, byly mezu, ogolnie dotyczaca rzeczywistosci prawda. nie sposob sie z tym nie zgodzic. aczkolwiek w poszczegolnych zwiazkach wystepuje niusanse, ktorych nie da sie podciagnac pod ogolne reguly. wtedy, mimo, ze regula sama w sobie pozostaje prawdziwa, kazdy musi znalezc dla siebie miejsce i czasem wybrac mniejsze zlo. to co pisze samo w sobie brzmi bez sensu, ale nikt nie zna zlozonosci ludzkich sytuacji, gdzie wazy sie za i przeciw, i wybiera cos pomiedzy. odnosnie tego, ze decydujac sie na romans podejmujemy ta decyzje bez wiedzy wspolmalzonka, to prawda. wybieramy sobie rodzaj rozrywki, ktory nam odpowiada nie pytajac o pozwolenie, lub nie powiadamiajac go/jej o tej decyzji. ale np. w mojej sytuacji ze strony meza jest cos podobnego - jego ulubione rozrywki nie sa mi na reke, ale ide na ugode, poniewac uwazam, ze skoro ma takie upodobania, nie bede mu zabraniac. niech ma w koncu cos z zycia, mimo, ze jego rozrywki nie moglyby isc w parze z moimi (konflikt czasowo-rzeczowy). tak wiec ja, nie wcale z checi rewanzu, tylko z checi czerpania radosci z zycia, mam kolege z ktorym laczy mnie przyjacielska wiez na pograniczu romansu. pisze na pograniczu, poniewaz seks odgywa w nim akurat minimalna, wrecz znikoma role. nie przeszkadza mi to w dobrych relacjach z mezem, a wrecz odwrotnie, nie musze juz miec do niego pretensji, ze zamiast oddawac sie moim rozrywkom, woli swoje. poza tym moj maz nie jest zazdrosnikiem, wiec wie o moich wyjsciach z owym kolega, a szczegoly - nie zdziwilabym sie, gdyby albo sie domyslal, albo wcale go to nie interesowalo. nie pisze tego, zeby sie usprawiedliwiac, bo nie jest to do konca przejzysta sytuacja i zdaje sobie z tego sprawe. ale wazac swoje nastroje i poziom szczescia przez lata, doszlam do wniosku, ze taka sytuacja poki co musi mnie zadowolic, albo przynajmniej jest to jakies doswiadczenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piszcie dalej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgiełkaxxxxx
Bardzo ładnie opisałes swoje przeżycie ,,,były mężu... dlaczego żona nie doceniła takiego faceta ..brak słów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zona nie docenila...
...albo doceniala, ale nie dostawala w zamian tego, czego potrzebowala fajnie jest oceniac sytuacje tylko z punktu widzenia jednej osoby; nie mowie, ze byly maz nie cierpial, bo cierpial na pewno, ale wartosciowanie - on taki dobry i biedny pokrzywdzony, a ona taka wredna suka jest glupie; rzadko ktora kobieta decyduje sie na zdrade, tylko dlatego, ze ma taki kaprys, w wiekszosci przypadkow jest to okupione dniami przemyslen, rozterkami, przeplakanymi nocami i wyrzutami sumienia, ale jesli jedna strona nie reaguje na potrzeby drugiej i w koncu zauwaza, ze tamta zaczyna sie odsuwac, bo stracila chec do czekania i mowienia ciagle o tym samym, to juz czesto jest za pozno, zeby cokolwiek sklejac; tak, zdrada jest paskudna, ale tak samo paskudne jest popychanie do zdrady i pozniej robienie z siebie pokrzywdzonego meczynnika/meczennicy (chociaz w przypadku facetow zdrada czesto ma mniej emocjonalny charakter i duzo bardziej laczy sie po prostu z fizycznoscia); nikt nie jest ze stali, a igranie z ludzkimi potrzebami i emocjami tylko dlatego, ze sie przysiegalo jest kiepskim powodem do utrzymywania zwiazku za wszelka cene i poczucia, ze samo "tak" wystarczy do tego, zeby z kims byc i tworzyc szczesliwa rodzine; czy wierze w przysiege? owszem, wierze, ale ona powinna wynikac z checi bycia z kims i byc milym zwienczeniem partnerstwa dwojga ludzi, a nie czynnikiem, ktory wprowadza sie, wierzac, ze on wszystko zmieni, ze nagle staniemy sie szczesliwi, bedziemy sie rozumieli i starali sie niwelowac nieporozumienia czujac nad soba bat, w koncu sie na ten bat uodpornimy... zwlaszcza jesli wczesniej wspomnie rzeczy przed slubem przychodzily nam z trudem; czym sie rozni zdrada meza/zony, od zdrady wieloletniego partnera zyciowego? czy uwazacie, ze zdradzona osoba mniej cierpi tylko dlatego, ze nie ma slubu? nie, ma tylko mniejsza mozliwosc powrzucania na druga osobe, a w kwestii emocjonalnej, zlamane uczucia, to zlamane uczucia i malzenstwo nie ma tu nic do rzeczy; a ze ludzie podchodza do niego w sposob - mamy slub, bedziemy zawsze razem - slusznie, tylko czesto w parze z tym przeswiadczeniem, usypiaja swoje zaangazowanie w zwiazek, bo przeciez juz maja, co chcieli i pozniej mamy o czym pisac na kafeterii... niemniej faktem jest, ze nieumiejetnosc odejscia od partnera, zwlaszcza jesli nie ma dzieci, jest skurwysynstwem, po prostu; pomijajac trudnosc tej decyzji, to odwlekanie jej jest chyba bardziej nie w porzadku, niz samo zdradzenie, bo przeciez zdradzamy, bo chcemy lepiej dla siebie, chcemy sie czuc szczesliwi, wiec dlaczego mamy nie pozwolic partnerowi byc szczeliwym rowniez, jesli nie znami, to z kim innym; zaboli raz, ale pozniej przestanie uwierac - jak bylego meza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość były mąż
mgiełko..... w.g tego co mówila w sądzie - doceniała, ale chciala więcej, więcej, więcej / życie jest tylko jedno/ terz nie ma nic... sory... ma wstyd. Mówienie, że winien jest zdradzany.. to dodatkowa dla niego obelga, nikt nigdy nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb drugiego człowieka... to utopia... ale jest kompromis, lub"uczciwe" kończenie związku- czy plakała?- wątpię, teraz tak, ale to już nie moja sprawa. Dla jasności, nigdy nie dostałem "wszystkiego" nawet nie spodziewałem się ze dostanę /życie/ ale nigdy nie szukałem tego gdzie indziej- wierność i lojalność... czy to jest do zrozumienia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×