Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość

Sydney - dalszy ciąg

Polecane posty

Gość

Andrew Reynolds to radosny facet tuż po trzydziestce, roztaczający wokół atmosferę niewzruszonego przekonania o własnych możlowościach, która wydaje się być wrodzona Australijczykom. Zarabia na życie pilotowaniem promów w Sydney. Nie znajdziecie szczęśliwszego człowieka w mundurze. -Spójrz na moje biuro -powiedział, wskazując widok roztaczający się z mostku statku zabierającego na pokład 550 pasażerów, wielkiej staroświeckiej " Lady Herron", której pulchne linie zdradzają pewną ociężałą elegancję. Przez ostatnie 20 minut przemierzaliśmy spokojne wody zatoki Mosman - wypełnionego łodziami zalewiska zamkniętego stromymi wzgórzami porośniętymi gęstym lasem, z wyzierającymi tu i ówdzie domami. Teraz, gdy okrążamy cypel Cremorne Point, wpływamy do otwartego portu. Przed nami rozpościera się slynny wspaniały widok. Za kilometrową połacią połyskującej wody wznosi się gmach opery w Sydney - lśniącej w słońcu, dynamicznej jak kliper pod pełnymi żaglami. Na prawo od niego piętrzy się majestatycznie Most Portowy - Wieszak Na Płaszcze, jak czule nazywają go mieszkańcy miasta. Między tymi dwoma punktami orientacyjnymi strzelają w niebo liczne drapacze chmur, których skala i nowość świadczy o rozkwicie miasta. Wszystko okrywa kopuła błękitnego nieba. Każdy element tego krajobrazu - budynek, pirs, wystający cypel i soczyście zielona wyspa - doskonale tu pasuje, wydaje się idealne na miejscu. Zapytałem Andrew, czy kiedykolwiek męczy go ten widok. - Nie. Zawsze jest coś nowego na wodzie, wokół niej albo nawet pod nią. Kilka tygodni temu zobaczyłem trzy walenie. O, tam - wskazał na Bradleys Head. - Jeden z nich przepłynął bezpośrednio pod statkiem. Czymś takim człowiek nigdy się nie męczy. Dał sygnał syreną rekreacyjnej motorówce płynącej w strohnę Mostu Portowego. Jej właściciel był wyraźnie zmieszany, jak ktoś , kto stwierdza,że 300 ton metalu sunie wprost na niego, Andrew cierpliwie skinął mu głową. - Małe łodzie potrafią być nieprzewydiwallne - powiedział . - Częstokroć pływającymi nimi nie mają wprawy w poruszaniu się między dużymi statkami. Nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że taka jednostka nie jest zbyt zwrotna. Potrzeba 50 sekund, żeby to zatrzymać. Uśmiechnął się widząc mój niepokój. - Te 300 ton pod twoimi stopami ma ogromą bezwładność, nawet przy dziesięciu węzłach, więc musisz myśleć z wyprzedzeniem. Ale nie martw się. Robiłem to już kiedyś. Najwyraźniej w tej pracy było więcej napięć, niż można by sądzić po swobodnym zachowaniu Andrew. Stało się to jeszcze jaśniejsze pięć minut później, gdy dotarliśmy do Circular Quay - głównego terminalu wielu promów miasta. Zwalniając delikatnie, z całkowitą na pozór swobodą przybiliśmy do ciasnego nabrzeża. Kilkuset pasażerów wysiadło, kilka setek innych wsiadło i wypłynęłiśmy ponownie. Spędziłem ranek na kursowaniu tam i z powrotem przez port - od Circular Quay do Taronga Wharf i od tamtego nabrzeża do zatoki Mosman. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo zazdroszczę ludziom, dla których tak czarujący środek transportu jest chlebem powszednim. Po naszej trzeciej rundzie Andrew wyłączył silnik, zeszliśmy ze statku i każdy ruszył w swoją stronę - on na lunch, ja -by zwiedzać miasto. - Będzie mi brak tych starych statków- powiedział Andrew na pożegnanie.- Wycofują je. Wszystkie staromodne promy, takie jak ten, będą zastąpione przez katamarany. Dwukadłubowce są szybsze, ale wiesz, nie mają tej elegancji, a ich pilotowanie sprawia bez porównania mniejszą frajdę. Ale pewnie to postęp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dalszy ciąg
nastąpi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość woda taka szara, mul
ista, mętna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas Snu jest podstawą wszelkich, tradycyjnych, aborygeńskich wierzeń i praktyk, to kulturowe, historyczne i duchowe dziedzictwo ludności rdzennej Australii. Czas Snu to zaranie stworzenia wszelkiego, kiedy powstawały dopiero ziemia, rzeka, deszcz, wiatr , istoty wszystkie. Rysunki przypominają symbole, ślad obyczajów pradawnych, które przedstawiały ich życie. Aborygeni żyli w klanach liczących od 10 do 50 osób lub więcej, do mężczyzn należało polowanie, do kobiet łowienie ryb, zbieranie wszystko co jadalne. Mężczyźni tańczyli wspaniale udając ruchy zwierząt, mieli wymyślnie pomalowane ciała, a pieśniom akompaniowała muzyka uderzanych o siebie kijów, kamieni, bumerangów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z Alice Springs do Ulur
u, długa wędrówka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pine Gap, na południe od Alice, choc leży poza zasięgiem turystów, zasługuje na wzmiankę jako największa komunikacyjna inwigilacyjna baza Stanów Zjednoczonych, w rejonie azjatycko -pacyficznym, większośc z ponad 400 zatrudnionych tu Amerykanów mieszka w Alice. W Ewaninga warto obejrzec tajemnicze aborygeńskie ryty naskalne, naukowcom nie udało się jeszcze określic ich wieku, Rainbow Valley( Tęczowa Dolina), zgodnie z nazwą wygląda jak kalejdoskop uwiecznionych w skale kolorów, podobnie jak Chambers Pillar - samotna pionowa wychodnia skalna o barwie ochry, z nazwiskami i datami pozostawionymi przez wczesnych eksplorerów, którym naturalny rudy słup służył jako punkt orientacyjny w terenie. Leżące niedaleko od szosy Henbury Meteorite Craters to dwanaście kraterów utworzonych przez meteoryty 5 tysięcy lat temu, zagłębienia od czasu do czasu woda wypełnia,, a ich otoczenia zamienia się wówczas w oazę zieloną przyciągającą zwierzęta. W drodze do Uluru mija się Curtin Spring, rozległą stację hodowli bydła,założoną w 1930 roku w celu dostarczania koni dla armii brytyjskiej w Indiach, pub przydrożny wydawac się by się mógł niewinną wystawką zadziwiających turystycznych ciekawostek, w rzeczywistości jest przedmiotem kontrowersji ostrych, przez wiele lat Aborygeni upijali się tu, a potem rozbijali się na szosach, aż w grupie kobiet aborygeńskich udało się przekonac władze do ograniczenia pijaństwa na mocy prawa, w Polsce też przydałoby się to.:) Na horyzoncie wyłania się monolityczna Mount Conner, góra stołowa, przez wielu ludzi mylona początkowo z Uluru, Conner, której skały liczą 700 milionów lat, jest o 50 milionów starsza od Uluru i Kata Tjuta, a przy tym o cztery metrów niższa od tej pierwszej, można tam dotrzec helikopterem lub ramach wycieczki z Discovery Ecotour w obu przypadkach wyruszając z Yulary, stąd droga zmierza już do wielkiego - dosłownie i w przenośni- symbolu interioru australijskiego do skały Uluru, przez białych nazwanej Ayres Rock, Uluru w języku Aborygenów oznacza miejsce spotkań, Lud Anangu, dla którego skała jest święta, odzyskał prawo do jej własności i do ziemi okolicznej w 1985 roku,obecnie zgodnie z prawem kontroluje poczyniania władz parku - jeden z członków rady nadzorczej z plemienia tego wywodzi się, turystom wolno zdobywac skałę tylko ścieżkami wyznaczonymi, omijające zakątki aborygeńskie, święte. W okolicy Uluru rozrzucone są inne charakterystyczne formacje skalne, wśród Kata Tjuta wyznaczono szlaki świetne do wędrowania, w tym pętlę trzygodzinną w Dolinie Wiatrów - Valley of the Winds, Kata Tjuta( Wiele Głów), to 36 kop skalnych, obłych, wszyscy zatrzymują się ostatnio w odnowionym Yulara Resort, do wyboru wycieczki najróżniejsze i wypady, z czym wiążą się korki drogow, malownicze o zachodzie słońca , trzeba zobaczyc naprawdę, żeby uwierzyc, Uluru podobnie poraża ogromem i pięknem niepowtarzalnym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×