Gość pijankaka Napisano Sierpień 15, 2009 Mam dylemat i chcialabym zasiegnac obiektywnej opinii. Kiedy bylam przez rok z pewnym mezczyzna, moja jedyna prawdziwa miloscia (ktora nigdy do konca nie wygasla), ale...rozstalismy sie z jego inicjatywy choc jak mi sie wyadawlo bylo nam ze soba dobrze. Padly standardowe slowa na dowidzenia, branie winy na siebie. Jednak jestem niemal pewna, ze powodem bylam ja. Gdy sie poznalismy mialam poczatki depresji, nie panowalam nad swoim zyciem i nad soba sama. Choc nie wplywalo to jako tako na relacje miedzy nami to sytuacja byla w pewien sposob analogiczna do takiej, gdy kobieta poznaje faceta: jest uczucie, jest im ze soba swietnie, ale on jest typem piotrusia pana, dobrowolnie bez pracy etc. Wygrzebalam sie z depresji, doszlam do ładu ze swoim zyciem i soba sama. Nie jestem juz ta osoba ktora znal - zmiany na plus. Wiem, ze on nikogo teraz nie ma (choc nie mamy bezposredniego kontaktu). CZY ZATEM WARTO PROBOWAC ODGRZEWAC PRZYSLOWIOWEGO KOTLETA? Z jednej strony wiem, ze milosc to nie zawsze "wszystko", nie wiem co bym zrobila na jego miejscu a z drugiej...cos mi mowi (urazona duma?), ze odstawil mnie jak zabawke z defektem. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach