czy to jest normalne ze...

co wieczor czuje sie tak fatalnie. tak bardzo sama. tak bardzo jestem glodna bycia z kims a tak daleko do tego; wiem ze to temat badziewny ale mimo to...musze o tym napisac a mowic nikomu nie mam zamiaru.

Kiedy Wy wszyscy w końcu zrozumiecie, że biadoleniem nad własnym nieszczęśliwym losem nikogo do siebie nie przyciągniecie!

no ale wlasnie o to chodzi...ja nie pokazuje tego i nie mowie ludziom. nie robie z siebie ofiary losu- bo mam fajne zycie i wszytsko jest git- poza tym wlasnie. wiec do jasnej...powiedz jaki jest zwiazek pomiedzy tym ze tu pisze a tym ze nikogo nie przyciagne??? tak jak mowie- jestem optymistka, usmiecham sie i nie jestem smutasem. i chociaz mysle ze to zenujace to wole pisac tutaj niz mowic o tym chocby nawet moim przyjaciolom.

Wiesz co bo to nie chodzi o to by pokazywać na zewnątrz, że jest się "happy" ale o to by się tak rzeczywiście czuć! Czujesz się samotna i choćbyś nie wiem jak innych "oszukiwała" serca swojego nie oszukasz. Rady nie mam, na wszystko przyjdzie cxas;)

montventoux (czy cos w tym stylu) ale ja nie pokazuje "specjalnie" ze jestem happy. nie pokazuje- bo nie musze, bo rzeczywiscie jestem happy:) nie oszukuje innych, a z moim serduchem "jestesmy wobec siebie szczerzy". Ja nie czuje sie samotna (mam znajomych, rodzine, przyjaciol)- ja sie czuje SAMA. i nie oczekuje rady- pisze bo musze jakos sie pozbyc chociaz namiastki tego co czuje. nic innego jak na razie nie przychodzi mi do glowy.